Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco nie mógł spokojnie spać. Budził się co jakiś czas i przewracał z boku na bok. Po którejś z kolei pobudce spojrzał na zegar, była 7 rano. Chłopak, pomimo niecałych 4 godzin snu, był dosyć wypoczęty, biorąc pod uwagę obecne okoliczności. Leżał chwilę na łóżku, wpatrując się w sufit. Dobrze, że jest sobota - pomyślał. W końcu postanowił wstać i zobaczyć czy Potter, aby na pewno, śpi. Musiał się również ogarnąć i iść na śniadanie.

***

W drodze powrotnej z Wielkiej Sali, Pansy zaczepiła chłopaka.

- Cześć, Draco. Co tam u ciebie? Może spędzimy dzisiaj razem chwilę? Odkąd mieszkasz z tym przeklętym Potterem, kompletnie nie masz czasu dla mnie i dla Blaise'a.

- Nieprawda... Przepraszam cię, ale muszę już iść. Snape dał mi zadanie. Poza tym nie będzie mnie przez najbliższy tydzień na lekcjach, więc czy mógłbym brać od ciebie notatki? - zapytał Malfoy.

- Oczywiście, a dlaczego cię nie będzie? - dociekała Parkinson.

- Nie mogę ci na razie tego wyjawić. Powiedz Blaise'owi, że nie zapomniałem o nim. Może pójdziemy do Hogsmeade w przyszłym tygodniu? Do zobaczenia później - pożegnał się blondyn, nawet nie czekając na odpowiedź.

Gdy w końcu dotarł do pokoju, natychmiast wszedł do sypialni Pottera. Ku jego zadowoleniu, chłopak dalej spał. Draco zauważył, że na szafce obok eliksirów stoi taca ze śniadaniem, które przyniosły Wybrańcowi skrzaty. Podszedł do niej i otworzył kuferek z lekarstwami, wolał jeszcze raz zapoznać się z instrukcjami od Pani Pomfrey. Przeczytawszy je z trzy razy, Malfoy spojrzał na śpiącego. Co mu się stało? - pytał sam siebie. Siedział tak przez chwilę, a potem postanowił coś poczytać. Harry powinien się obudzić dopiero koło wieczora, więc blondyn miał jeszcze dużo czasu wolnego. Przeniósł fotel ze swojego pokoju do sypialni chorego, usadowił się w nim wygodnie i otworzył książkę. Chciał mieć Pottera na oku, nie mógł zaprzepaścić szansy, jaką dał mu Snape, więc postanowił dobrze zaopiekować się Złotym Chłopcem.

Draco nie poszedł ani na obiad, ani na kolację. Nie był głodny, więc czytał nieustannie, co jakiś czas zerkając na Wybrańca. O godzinie 18 skończył książkę. Pokój rozświetlały świece i wielki kominek, który chłopak postanowił zapalić. Na zewnątrz było zimno i ciemno, a w środku spokojnie, cicho, ciepło i przytulnie, co dawało przyjemną atmosferę. Ślizgon wstał ze swojego fotela, co wcale nie było takie proste po kilku godzinach siedzenia, i podszedł do drzwi. Już miał zamiar wychodzić, gdy w progu zerknął na Pottera i zobaczył, że chłopak się poruszył, a chwilę później powoli otworzył oczy.

- W końcu się obudziłeś - powiedział Draco, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

Harry'ego bolało całe ciało, ledwo udało mu się podnieść rękę i złapać za głowę. Czuł, że ból rozsadza mu czaszkę. Draco, widząc grymas na twarzy towarzysza, natychmiast podszedł do szafki z eliksirami i zaczął szukać odpowiedniej fiolki. Chwilę zajęło, zanim Potter przypomniał sobie, co zaszło zeszłego dnia. Syriusz... - pomyślał i natychmiast zaczął się szamotać z kołdrą, ale ból skutecznie ograniczał jego ruchy. Niespodziewanie poczuł uścisk zimniej ręki na swoim ramieniu. Odwrócił głowę i zobaczył, że to Malfoy trzyma go, uniemożliwiając podniesienie.

- Puść mnie - warknął Harry. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się, gdzie jest Syriusz. Pamiętał, jak błysk zielonego światła trafił Blacka, który momentalnie upadł na ziemię. Chciał do niego biec, ale Lupin go zatrzymał. Harry ruszył za Bellatriks, która powiedziała, że jego wuj chrzestny nie żyje. Chłopak poczuł, jak wszystkie informacje go przytłaczały, a jednocześnie nic nie wiedział. Teraz liczył się dla niego tylko Syriusz.

- Nie mam zamiaru - odpowiedział złośliwie blondyn.

- Nic nie rozumiesz! Muszę do niego iść! Zostaw mnie! - krzyczał Harry, bo czuł, że tylko to mu pozostało. Wiedział, że w obecnym stanie nie pokona Malfoya, nie mógł mu się nawet wyrwać, a ból głowy z każdą sekundą wzrastał na sile. Był bezradny i przestraszony. Czyżby jedyna osoba, która mu pozostała naprawdę zginęła i to przez jego głupotę? Potter poczuł, jak do jego oczu napływały łzy, starał się je powstrzymać, ale nie miał na to siły.

- Proszę... - wybełkotał cicho. Malfoy najwyraźniej zrozumiał, że sprawa jest poważna, bo puścił Wybrańca.

- Chodzi o Łapę? - zapytał, a Harry czuł, że nie da rady powstrzymać dłużej łez, więc szybko odwrócił głowę. Jak mogłem być taki głupi i dać złapać się w zasadzkę? - pytał sam siebie. Nie wiedział, czy Black żył, ale miał pewność, że wczorajsza noc zebrała kilka ofiar. Dobrze pamiętał jak Tonks, narzeczona Lupina, wpadła za magiczną zasłonę po tym, jak dostała śmiertelną klątwą. Na wspomnienie Nimfadory poczuł ucisk w żołądku i kolejne łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Czuł na sobie wzrok Malfoya, a po chwili zimne ręce złapały go pod ramiona i pomogły mu oprzeć się o poduszki w pozycji siedzącej. Harry otarł twarz dłonią.

- Gdzie są moje okulary? - zapytał Złoty Chłopiec, głos mu się łamał i wiedział, że musi wyglądać żałośnie, ale miał to gdzieś. Arystokrata odszedł od łóżka, a po chwili wrócił i znów usiadł obok Harry'ego. W wyciągniętej do bruneta ręce trzymał jego okulary. Wybraniec wziął je natychmiast i włożył na nos. Obraz momentalnie się wyostrzył, więc dokładnie widział wyraz twarzy blondyna, który o dziwo nie był drwiący ani nic w tym rodzaju, była to szczera troska zmieszana z niepokojem.

- Możesz się ze mnie śmiać, jeśli chcesz - rzekł Harry, nie patrząc na blondyna.

- Nie zamierzam. Poza tym mam coś dla ciebie. Accio list! - powiedział i chwilę później trzymał w ręku kopertę - Snape powiedział, że mam ci do dać jak się obudzisz - wyjaśnił. Harry bał się o to, co może zawierać list od Mistrza Eliksirów. Wziął kawałek papieru drżącą ręką, a następnie przyglądał mu się przez chwilę, ręce wciąż mu się trzęsły. Zerknął na blondyna, który dalej się w niego wpatrywał.

- Czy ty... - zaczął Harry.

- Nie. Naprawdę chciałem to zrobić, ale ostatecznie się powstrzymałem. Nie mam zielonego pojęcia co tam jest napisane - oparł Draco.

Wybraniec powoli rozerwał kopertę i wyciągnął zwitek papieru dalej drżącymi rękoma. Następnie zaczął cicho czytać.

Drogi Harry,

Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. Nieźle nas przestraszyłeś. Jestem z Syriuszem w szpitalu Świętego Munga. Doznał naprawdę ciężkich obrażeń i jest nieprzytomny, ale magomedycy mają nadzieję, że wyjdzie z tego bez szwanku. Knot już wie, że Black tu jest, ale nie zabiorą go do Azkabanu puki nie wydobrzeje, a to może trochę potrwać. Dumbledore powiedział, że postara się zrobić coś, aby Syriusz nie trafił do więzienia ani, co gorsze, żeby nie odebrali mu duszy. Bądź dobrej myśli, Harry. Dam znać jak tylko będę coś wiedział.

Trzymaj się

Remus Lupin

Harry nie widział, co ma myśleć, z jednej strony cieszył się, że Syriusz żyje, ale z drugiej mogli go zamknąć w Azkabanie, albo oddać w ręce dementorów. Lupin nie napisał też nic o Tonks co znaczy, że nie żyje. Jego twarz momentalnie spochmurniała.

- Aż tak źle? - zapytał Malfoy.

- Wiesz co? Miałeś rację - powiedział Harry, a Arystokrata spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

- Co proszę? - zapytał zdezorientowany.

- Wpędzam wszystkich w kłopoty... Ludzie giną za mnie, bo jestem niedojdą i sam nie umiem o siebie zadbać. Lepiej by było, gdybym... - nie dokończył, bo Malfoy złapał go za ramie, zmuszając tym samym Harry'ego, żeby chłopak na niego spojrzał.

- Zamknij się, Potter. Nie miałem racji. Powiedziałem tak, bo byłem zły - oznajmił blondyn. - Może to nie jest moja sprawa, ale fajnie byłoby wiedzieć, kim jest Łapa... Stało mu się coś? Był w niebezpieczeństwie? Pobiegłeś go ratować, więc zakładam, że jest kimś ważnym...

- Jestem po prostu debilem, który dał się złapać w pułapkę... - powiedział Harry - ... Na Merlina! Mogłem go... zabić! Zginąłby przeze mnie... Zresztą... nie tylko on! - krzyczał Harry, wydawało się, że dopiero teraz zrozumiał powagę całej sytuacji - Naraziłem wszystkich! Po co zostawiłem ten głupi list!? Gdyby nie on to... - tu głos mu się załamał, a po policzku spłynęła łza, nie wiedział, czy był przygotowany, aby powiedzieć na głos, aby usłyszeć to, co mu ciążyło na sercu - gdyby nie ja to Tonks by żyła! Nie wiem, kto jeszcze zginął przeze mnie! Syriusz może zostać oddany dementorom, bo jestem tak cholernie naiwny! Nie wiadomo czy w ogóle wyzdrowieje! Chciałem go ratować, a mogłem go zabić... Może już nigdy go nie zobaczę! - krzyczał Harry. Wpadł w prawdziwą panikę. Łzy płynęły mu strumieniem po twarzy, a ciałem wstrząsał szloch. Chłopak nie mógł złapać tchu. Każdy oddech sprawiał mu ból.

Malfoy nie wiedział, co miał powiedzieć. Czuł, że słowa mogą nie wystarczyć. Pochylił się nad Potterem i objął go tak lekko, jak tylko potrafił. Ku jego zaskoczeniu Wybraniec odwzajemnił uścisk.

- Spokojnie... Nie możesz się denerwować... Dumbledore na pewno to załatwi. Nic nie będzie Syriuszowi. Poza tym, skąd mogłeś wiedzieć, że to pułapka... - mówił Arystokrata najspokojniej, jak tylko mógł.

- Nie rozumiesz! Snape mówił, że Voldemort może zmusić mnie do zrobienia różnych rzeczy! Mogłem pójść do niego on jest przecież - tu urwał - Nie ważne! W każdym razie postanowiłem działać na własną rękę... Jak mogłem być tak głupi! Jak?!

Draco odsunął się od bruneta i złapał go mocno na ramiona.

- Ałłł - jęknął Harry.

- Weź się w garść! Nie mogłeś nic zrobić, Potter! Rozumiesz?! Nie jesteś nieomylny, chciałeś dobrze i to się liczy, a teraz uspokój się, bo Pani Pomfrey mnie zabije! I to będzie twoja wina, jeśli po szkole będzie mnie gonić wściekła pielęgniarka! Zakazała ci się denerwować - oznajmił stanowczo Draco, ale uśmiechnął się przy tym, a Harry zaśmiał nerwowo.

------------------------------------------------------------

Więc mamy 11 rozdział, tak jak obiecałam w środę :) Mam nadzieję, że wam się spodobał. Przed wstawieniem 10 części miałam 93 wyświetlenia, a teraz (piszę to we wtorek o 22:30) jest ich już 119! WOW! Bardzo mi miło, że ktoś przeczytał to co napisałam. Rozdział 12 najprawdopodobniej pojawi się w piątek, ewentualnie w sobotę. Do zobaczenia w kolejnych częściach :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro