Rozdział 6 1/5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rycerz Cienia patrzył w skupieniu, jak bezgłowy jeździec rozpływa się w mroku nocy. Stał nieruchomo jeszcze przez dobre pół minuty, zanim upewnił się, że potwór nie powróci.

Podrapał się po głowie. Ledwo zeskoczył z balkonu, a ta plugawa istota natychmiast się wycofała. Nie mogło jej przerazić wyłącznie jego przybycie, więc o co mogło chodzić?

Potrząsnął głową. Przemyślenia w tym temacie zostawi na później, teraz miał większy problem.

Pod murami zamku leżały zwłoki.

Kucnął przy ofierze. W zupełnej ciemności niewiele był w stanie dostrzec, ale dał radę ustalić kilka faktów. Przede wszystkim, odcięta głowa. To zdecydowanie robota zbiegłego potwora. Po drugie, miał do czynienia z młodym mężczyzną, może lekko po dwudziestce. Dotknął opuszkami palców jego krótkich, kasztanowych włosów. Były całkiem miękkie i zadbane, więc ich właściciel pewnie pochodził z dobrego domu. Poza tym, przy niekorzystnym świetle dało się zauważyć już tylko nietypowy ubiór zmarłego. Takich ubrań rycerz nie widział podczas żadnej ze swoich licznych podróży. Choć dziwaczne, zaskoczyły go swoją elastycznością, a do tego wyglądały na wyjątkowo wygodne. Niesamowite!

Rycerz poczuł gwałtowny przypływ żalu. Nie zdołał ochronić tego mężczyzny. Zbyt późno usłyszał, że coś się dzieje i przybył na pomoc. Jakim cudem tętent kopyt nie dotarł do niego nieco wcześniej? Gdyby tylko był trochę bardziej uważny! Zmarły nic mu już nawet nie powie na temat tego incydentu.

Jakkolwiek odpadała opcja przesłuchania ofiary, wciąż pozostawały jej zwłoki. Może jeśli przeszuka je, odda do badań i spróbuje ustalić tożsamość zmarłego, dowie się czegoś ciekawego.

Spojrzał jeszcze raz w stronę ogrodu, z którego najprawdopodobniej wyłonił się jeździec. Oj tak. Musiał zebrać jak najwięcej informacji, i to szybko.

Nie przejmując się tym, że mógł pobrudzić sobie ubrania krwią, położył głowę na tułowiu trupa i wziął ją na ręce jak pannę młodą. Skrzywił się nieco pod ciężarem ciała. Nie było zbyt masywne, ale wciąż należało do dorosłego mężczyzny.

Już miał iść w stronę zamku, by przynajmniej na razie przekazać ciało strażom, gdy gwałtownie zamarł. 

To ciało... Wcale nie było martwe. Czuł puls, przepływającą krew, a nawet delikatny oddech. Choć głowa została oddzielona od reszty, całość była jak najbardziej żywa. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale rzeczywiście, gdy dotykał ofiary, nie czuł pod palcami lepkiej krwi. Nawet jej zapach nie unosił się w rześkim, nocnym powietrzu.

A to ciekawe!

Nowa fala optymizmu dodała rycerzowi energii i ciało, które niósł w dłoniach, jakby straciło kilka kilogramów. Jeszcze była nadzieja! Uśmiechnięty przebiegł wzdłuż murów aż do tylnego wejścia strzeżonego przez dwóch strażników. Na jego widok obaj zablokowali mu przejście włóczniami, ale gdy podszedł bliżej, natychmiast stanęli na baczność. Najwyraźniej nie przyjrzeli się temu, co ten trzymał w ramionach, bo w żaden sposób na to nie zareagowali. Uroki nocy. W trakcie dnia nikt nie przegapiłby głowy leżącej na brzuchu, gdy powinna być przymocowana do karku.

Kiwnął do nich w ramach pozdrowienia i przeszedł do wąskiego korytarza dla służby. Nogi mężczyzny z odciętą głową ocierały się o szorstkie, ceglane ściany, jednak ten nie odzyskiwał przytomności. Wtedy nieprzyjemna myśl nawiedziła umysł rycerza. Ten mężczyzna zdecydowanie był jak najbardziej żywy, ale co, jeśli nigdy się nie obudzi?

To się jeszcze zobaczy. Może w razie czego istniałby jakiś lek, który pomógłby w takich okolicznościach.

Zza ścian dobiegało głuche dudnienie. W sali balowej trwało przyjęcie, więc korytarze świeciły pustką. Większość służby zaangażowano w obsługę gości. Przy odrobinie szczęścia, nikt nie zauważy Rycerza Cienia przechadzającego się po korytarzach z bezgłowym mężczyzną.

Dotarcie do komnaty przebiegło bez większych komplikacji. Położył bezwładne ciało na swoim łóżku, a głowę ułożył na poduszce tak, że wyglądało to, jakby ta wcale nie była oddzielona od reszty. Westchnął i pozapalał świece. Nie wyśpi się tej nocy, oj nie wyśpi.

Niecałą minutę później rozstawione wszędzie płomyki rozświetliły całą komnatę swoim ciepłym blaskiem. Rycerz westchnął z zadowoleniem i przyjrzał się bliżej ofierze ataku bezgłowego jeźdźca.

Oprócz ubrań, które jedynie w niewielkim stopniu przypominały strój typowego mieszczanina, do oglądania była jedynie przeciętna do bólu twarz typowego przechodnia, którego mijało się na drodze i zapominało po sekundzie. Najbardziej rzucała się w oczy jego skórzana kurtka z futrzanym kołnierzem.

Zauważył przymocowane do paska nożyce. No, ten mężczyzna z taką bronią na pewno nie obroniłby się przed tamtym potworem. Narzędzie wylądowało na biurku obok. Po przeszukaniu kieszeni, na blacie znalazły się również niewielkie kawałki metalu przymocowane do cienkiej obręczy. Co ciekawe, wśród nich wisiał wystrugany, całkiem uroczy, drewniany misiek. Z tej samej kieszeni zostało wyciągnięte prostokątne, pęknięte lusterko. Choć w pewien sposób odbijało obraz, samo szkło wydawało się czarne. Na co komu takie zwierciadło?

Wraz z tymi przedmiotami, do znalezisk dołączyło coś w rodzaju miniaturowej, skórzanej torebki. Kiedy rycerz ją rozłożył, trafił na coś w rodzaju wyjątkowo małych, miedzianych monet i kilka papierków z niecodziennymi wzorami. Oprócz nich znalazł płaskie, prostokątne karty z jakiegoś śliskiego materiału i trzy, maleńkie portrety. Przyjrzał się nim bliżej. Jak na tak maleńkie obrazki, były wyjątkowo realistyczne. 

Wszystkie z nich przedstawiały osoby z intensywnie rudymi, potarganymi włosami. Najmłodszy z nich był ledwie małym dzieckiem, za to uśmiechał się szeroko, ukazując kilka dziur po brakujących zębach. Drugi, prawie nastolatek, patrzył się przez siebie z powagą przypominającą niemal obawę. Najstarszy natomiast był już dorosłym mężczyzną. Całkowicie rozluźniony, całą swoją postawą emanował pozytywnym nastawieniem. Rycerz przyjrzał się obrazkom, a następnie odciętej głowie mężczyzny. Wszyscy mieli nieco podobne twarze. Może byli rodziną?

Po przeszukaniu doszedł do jednego, szokującego wniosku. Człowiek, którego znalazł, bez wątpienia parał się magią!

Te kawałki metalu nie przypominały nic, co do tej pory widział. Skoro tak, zapewne służyły za pewne magiczne artefakty, tak, jak czarne lusterko. Dziwne karty i kawałki papieru mogły być talizmanami, a bezwartościowe monety starożytną walutą o nieznanych zwyczajnym ludziom właściwościach! To wyjaśniałoby osobliwe, aczkolwiek świetnej jakości ubrania oraz przeżycie odcięcia głowy. Choć to ostatnie równie dobrze mogło być celowo spowodowane przez bezgłowych jeźdźców.

Właśnie, co z tymi potworami?

Wcześniej coś słyszał o kobietach, które poruszały się na demonicznych koniach i trzymały w dłoniach własne głowy, jednak te opowieści jedynie obiły mu się o uszy w ostatnich tygodniach. Mówiono, że te istoty wyłoniły się z cierniowego lasu i zwiastowały nieszczęścia. Tylko czym innym były plotki, a czym innym podania spisane na kartach ksiąg. To, co dało się usłyszeć w karczmie przy kuflu piwa, stanowiło jedynie strzępek niepewnych informacji. Natomiast informacje na papierze były zazwyczaj rzetelnie sprawdzone przed zapisaniem.

Problem w tym, że drzwi od biblioteki zamykano o zmroku i otwierano dopiero nad ranem. Miał czekać do wschodu z szukaniem informacji? Gdyby tylko trochę bardziej interesował się mieszkańcami zamku i wiedział, kto sprawował pieczę nad kluczami od biblioteki!

W zamyśleniu przyjrzał się znowu nieprzytomnemu mężczyźnie przed sobą. Po przebudzeniu mógł stanowić zagrożenie, bez względu na to, czy był magiem, czy nie. Rycerz w jednej chwili podjął decyzję i przywiązał mu kończyny do ram łóżka za pomocą sznura, który stanowił część jego podróżnego wyposażenia. Do tego zakneblował mu usta, w razie, gdyby ten chciał rzucić werbalne zaklęcie.

Wtedy usłyszał pukanie.

— Sir? — przytłumiony, kobiecy głos rozległ się za drzwiami. — Jego Wysokość chce się z tobą zobaczyć.

Rycerz upewnił się, że wszystkie węzły są dokładnie zawiązane i wyszedł na korytarz. Zerknął na korytarz prowadzący do królewkich komnat, a następnie na osobę, która przyniosła mu wieści. Choć jej delikatne rysy twarzy wskazywały na młody wiek, dziewczyna miała wyjątkowo dojrzałą postawę. Jedyne, co ją zdradzało, to były jasne, błyszczące oczy. Tkwiący w nich dziecięcy blask wyglądał, jakby miał nigdy nie zgasnąć. Wpatrywała się w rycerza z kamieną twarzą i dłońmi łagodnie opuszczonymi na prostą, szarą sukienkę dla służby. Mimo skromnego stroju, emanowała od niej aura elegancji.

Minęła dłuższa chwila, zanim którekolwiek z nich znowu się odezwało.

— Dziękuję, że mnie powiadomiłaś, ale czy nie wiesz może, gdzie król obecnie przebywa? — Delikatny uśmiech na twarzy rycerza wyraźnie zdradzał jego rozbawienie.

Dziewczyna zamrugała zaskoczona, zanim wzdrygnęła się i uniosła dłoń do ust.

— Och... Najmocniej przepraszam, sir! — Z tymi słowami ukłoniła się nisko, prawie tak nisko, jak należało się kłaniać samemu królowi. — Dopiero się uczę, proszę wybaczyć moje niekompetencje!

Uśmiech na twarzy mężczyzny tylko się poszerzył. Mimo, że osoba przed nim znacznie przewyższała go wzrostem, to czuł się, jakby miał do czynienia z małym dzieckiem.

— Nie martw się, już o tym zapomniałem.

— Dziękuję, sir!

Oboje znowu milczeli przez dłuższą chwilę, zanim rycerz odchrząknął. Służąca jęknęła i uderzyła się w czoło.

— No tak, proszę o wybaczenie! Jego wysokość znajduje się obecnie w sali balowej i przebywa z gośćmi.

Na te słowa uśmiech rycerza nieco zelżał. Skoro był zmuszony dostać się na środek przyjęcia, prędko już stamtąd nie wróci. Westchnął i odwrócił się tylko.

— Rozumiem — odparł. — Dziękuję ci, pójdę już.

Po rzuceniu tych krótkich komunikatów, skierował się w stronę przeciwną do głównego korytarza.

By przemieścić się do sali balowej, musiał przejść przez wyjątkowo obleganą część zamku, albo wybrać nieco dłuższą drogę. Był to nowy korytarz o jednej ścianie wykonanej ze szkła. Znajdował się on na tyłach budynku i łączył dwie klatki schodowe. Za dnia również i tam roiło się od ludzi, ale nocami zapadała wokół martwa cisza.

Na kamiennej posadzce słychać było tylko kroki rycerza, który z zachwytem przyglądał się skąpanym w świetle błękitnych ogników roślinom. W szklanym korytarzu wyróżniało się kilka odmian wspaniałych krzewów, których liście błyszczały srebrem nawet w takiej ciemności. Nie rozumiał, dlaczego to miejsce nocami było takie puste. Czy nikt oprócz niego nie doceniał piękna i klimatu mroku? Tego wspaniałego spokoju, niezachwianej harmonii? W idealnej ciszy można było wyczuć swoją jedność ze światem i znaleźć ukojenie. Jaka szkoda, że tylu ludzi było ślepych na te uroki.

Westchnął ciężko, gotów pogrążyć się w tych rozmyślaniach na resztę drogi, ale nagle zesztywniał.

Po drugiej stronie szkła zauważył przyglądającą mu się zza gałęzi postać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro