Rozdział 6 4/5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod drzwi komnaty Rycerza Cienia podbiegła zdyszana służka. Jej stopy okryte skórzanymi trzewikami — w zamku królewskim służba musiała wyglądać nienagannie — nie wydawały najcichszych dźwięków. Na korytarzu słychać było jedynie ciężki oddech dziewczyny. Gdy rumieńce na jej policzkach nieco zbladły, położyła dłoń na klamce. Zamarła. Zrozumiawszy, co zrobiła, wzdrygnęła się i zabrała rękę. Zapukać. Miała tylko zapukać.

Zacisnęła palce w pięść i już ją uniosła, gdy zza drzwi dotarł do niej przeszywający krzyk.

Grube, dębowe drewno skutecznie blokowało dźwięki, dzięki czemu tylko znajdując się wystarczająco blisko, dało się cokolwiek usłyszeć. Gdy jednak do jednego głosu dołączył drugi, nawet ciężkie drzwi nie były w stanie wszystkiego zagłuszyć.

Coś się działo. Czy to dlatego sir Homme nie stawił się u Jego Wysokości? Nastąpiły jakieś komplikacje, które zmusiły go do powrotu do komnat? A co, jeśli ktoś się tam włamał? Złodziej? A może zawodowy morderca?!

W umyśle służki pojawiła się okropna wizja zmasakrowanego ciała rycerza.

Nie. Nie mogła na to pozwolić.

Spomiędzy fałd spódnicy wyciągnęła długi sztylet i szarpnęła za klamkę. Oczywiście zamknięte. "Proszę, wytrzymaj jeszcze trochę!" Pomyślała i zaczęła grzebać w zamku czubkiem sztyletu. Niedługo później rozległo się przyjemne dla ucha kliknięcie. Krzyki ucichły. Dziewczyna nie czekała ani chwili dłużej. Otworzyła drzwi i wpadłszy do środka, przybrała pozycję do ataku.

— Już jestem, sir! — zawołała, gotowa ujrzeć scenę zaciętej walki lub tortur. Nie była jednak przygotowana na to, co rzeczywiście zastała.

Najwyraźniej Rycerz Cienia nie znajdował się w żadnym niebezpieczeństwie. Przytulał do piersi odciętą głowę. Nogą przyciskał jakieś ciało do łóżka, a wolną ręką zakrywał usta innemu, zaskakująco podobnemu do niego mężczyźnie.

Co za widok.

— Ja... — służka zdołała wydukać. — Ja...

Sir Homme wyglądał na zaskoczonego, wręcz wystraszonego jej przybyciem. Po dojściu do siebie uśmiechnął się i zaśmiał sucho. Niezręczność wypełniła przestrzeń.

— Spokojnie! To... to nic takiego...- wydukał. - My... My po prostu...

Drugi mężczyzna, ten, któremu rycerz zakrywał usta, spojrzał to na jedno, to na drugie. Powoli odsunął od siebie jego dłoń i odezwał się ze stoickim spokojem:

— Przepraszam, za bardzo się podekscytowaliśmy. Ja i mój kuzyn nie widzieliśmy Homme od tak dawna, że poniosły nas emocje.

W międzyczasie zabrał skamieniałemu Homme głowę i położył w dłoniach ciała, które uprzednio uwolnił. Dopiero wtedy ukazała się twarz trzeciego mężczyzny, który z szeroko otwartymi oczami i szarą skóra spoglądał gdzieś w bok. Człowiek trzymający swoją własną głowę! Dziwniej być już nie mogło.

Służka przetarła twarz dłonią i przyjrzała się wszystkim jeszcze raz. Tu zdecydowanie działo się coś więcej, niż zwyczajne spotkanie rodzinne. Sir Homme jednak nie wyglądał, jakby chciał jej zdradzić szczegóły. Siedział tylko sztywno na brzegu łóżka i utrzymywał coraz bardziej wymuszony uśmiech.

Dziewczyna pozwoliła sobie na ciche westchnienie. Cóż, przynajmniej nie wyglądało na to, by Rycerzowi Cienia coś groziło.

— Najmocniej przepraszam za wtargnięcie. Sir, Jego Wysokość się niecierpliwi. Mam przekazać, że jesteś niezdolny do natychmiastowego przybycia? — zapytała jak gdyby nigdy nic. Rycerz, najwyraźniej zadowolony tą postawą, odetchnął głęboko i pokiwał głową, tym bardziej zdobywając się na delikatny, szczery uśmiech.

— Byłbym ogromnie wdzięczny — odparł. Tymczasem mężczyzna z odciętą głową przez cały czas się nie ruszył, a trzeci z nich wpatrywał się w sir Homme z dumą wypisaną na twarzy.

Doprawdy, lepiej nie wdawać się w szczegóły. Słynny wędrowny rycerz da sobie radę. Służka tylko pokiwała głową, rzuciła coś na odchodne i wyszła z komnaty, by przekazać królowi wiadomość.

Gdy tylko pozostała trójka została sama, zapadła niepokojąca cisza. Homme wciąż dudniło w uszach od wcześniejszych krzyków, więc korzystał z tej chwili spokoju, jak tylko potrafił. Kiaran milczał. Monstre w ciszy bawił się swoimi palcami. Tylko chwilę. Odpocznę momencik i się nimi zajmę.

Przynajmniej króla miał już z głowy. Najgorsza panika chyba za nimi. Sytuacja chwilowo stabilna. Pozwolił sobie na kilka głębszych oddechów.

No dobra. Czas dowiedzieć się wreszcie, co tu się u licha dzieje. Odwrócił się do Monstre, który rozglądał się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. To niesamowite, jak szybko ten człowiek doszedł do siebie po wcześniejszej sytuacji. W ogóle wydawał się niczym nie przejmować.

Następnie zerknął na Kiarana, który wciąż siedział skulony na łóżku, a czasem obracał w dłoniach swoją głowę. Jego wyraz twarzy nieustannie się zmieniał. Raz był przygnębiony, później wystraszony, a następnie obojętny. Rycerz nie mógł powstrzymać fali współczucia. To musiało być straszne. Kimkolwiek był ten człowiek, nagle stał się czymś zupełnie innym. Kto wie, może nawet właśnie przeklinał się od potworów.

Zadrżał, gdy ciepłe palce Homme dotknęły jego dłoni. Sam miał skórę zimną jak u nieboszczyka. Jego twarz wyrażała głęboki smutek, gdy zawiesił spojrzenie na ich stykających się dłoniach. Homme złączył ich palce.

— Będzie dobrze. Przysięgam, że zrobię co tylko będę w stanie, żeby cię z tego wyciągnąć — powiedział łagodnie, ale stanowczo. — Ale musisz mi pomóc. Opowiedz mi wszystko, co wiesz, a razem coś wymyślimy.

Kiaran tylko zamknął oczy i odwrócił głowę, do czego musiał specjalnie obrócić ją w dłoniach. Nic nie odpowiedział. Tylko jego dłoń wciąż tkwiła w dłoni Homme, który westchnął po odczekaniu dobrej minuty. Jeden z dwóch świadków znowu był niezdolny do składania zeznań.

— Cóż, mogę ci wszystko ładnie opowiedzieć, jeśli obiecasz coś dla mnie zrobić — odezwał się Monstre, który zaczął bawić się zabranymi z biurka kawałkami metalu. — Obiecuję, że nie mam wcale mniej informacji, niż Konrad.

Homme zmusił się, by odwrócić się od Kiarana, ale nie zabrał ręki.

— Miałeś na myśli Kiaran?

— Możliwe, mniejsza. Pytaj o co chcesz.

Z jakiegoś powodu napięcie wzrosło, zmuszając rycerza do wiercenia się nerwowo na krześle.

— Skąd ta zmiana zdania? Wcześniej nie chciałeś mi nic mówić.

Monstre skrzywił się, ale szybko znowu przybrał pewny siebie wyraz twarzy.

— Cóż, po tym, co się stało, raczej nie ma nic, w co mógłbyś nie uwierzyć.

Miało sens. Homme zastanowił się chwilę, po czym wzruszył ramionami. Zapewne czekała go nieprawdopodobna historia, ale Monstre miał rację. Rycerz Cienia widział w życiu zbyt wiele, by znaleźć coś, co mógłby uznać za nieprawdopodobne.

•••

Po godzinie rozmowy Homme stwierdził, że jednak za mało jeszcze w życiu widział. Historia, którą usłyszał, zupełnie nie trzymała się kupy. Wydawało się, że jest zupełnie zmyślona, a jednak każde słowo Monstre definitywnie było szczerą prawdą. Czuł to. Widział w tych niesamowicie znajomych, orzechowych oczach, że człowiek, który siedział przed nim i bawił się swoimi palcami nie zamierzał go okłamywać.

Zdaniem Monstre, ci dwaj przybyli z właściwości zwanej "Patrimoine". Poznali się, gdy Kiaran pojawił się u niego, by kupić kwiaty. Nie zdążyli nic załatwić, bo pod nimi pojawiła się czarna przepaść, a kiedy do niej wpadli, wylądowali w zamkowych ogrodach. Wtedy zaatakowały ich bezgłowe kobiety na koniach.

Co za absurdalna ilość zabiegów okoliczności.

— No dobra. Uznajmy, że ci wierzę — rzucił Homme. Mimowolnie ziewnął. Cholera. Dopiero co wrócił z wyprawy, a wciąż nie miał szansy przespać całej nocy. — Mówisz, że się rozdzieliliście. Ale nie przybyłem ci na pomoc, a jakoś twoja głowa wciąż jest na miejscu. Jak to możliwe?

Monstre zmarszczył brwi. Zastanowił się chwilę i wzruszył ramionami. Najwyraźniej uznał, że niewygodnie mu na krześle i usiadł na miękkim, futrzanym dywanie. Rycerz bez komentarza obserwował każdy jego ruch.

— Ktoś mi pomógł, ale nie mam pojęcia, kto to był. Jak uciekałem, trafiłem na ścianę muru. Nie miałem gdzie uciec, ale wtedy pojawił się ten gość — padła odpowiedź. Zaskakująco, lekki, niemal obojętny ton Monstre przekształcił się w poważną zadumę. — Odwrócił uwagę dullahany, a potem rzucił w nie czymś świecącym i to je odstraszyło. Wydaje mi się, że to było złoto.

Homme zamrugał w zaskoczeniu. Ten człowiek wiedział więcej, niż chciał zdradzić!

— Skąd ten wniosek? — zapytał. Nie potrafił powstrzymać nuty podejrzliwości w swoim głosie.

— Dullahany można przepędzić złotem.

— To teraz powiedz mi, skąd masz te wszystkie informacje?

Spodziewał się, że tym pytaniem wytrąci go z równowagi, ale ten tylko się uśmiechnął. Wyciągnął z kieszeni jakiś maleńki notesik, a wtedy Homme zorientował się, że zapomniał go przeszukać. Jak mógł pozwolić sobie na taką nieostrożność?!

— Interesuję się takimi rzeczami. Zaczekaj chwilę — powiedziawszy to, Monstre przekartkował zapiski i pokazał mu jedną ze stron. — To moje notatki na temat... Różnych rzeczy. Ale jest tu też o stworzeniach takich jak Dullahany. Parę ładnych lat temu szukałem informacji na ich temat, bo uznałem je za... Ciekawe stworzenia.

To było szokujące, z jak cienkich i gładkich stron składał się ten notes. W dodatku miały na sobie idealnie proste, maleńkie linie. Przypominałby maleńką księgę pierwszej klasy, gdyby tylko nie był zapisany od góry do dołu pochyłym pismem tak drobniutkim, że niemal nieczytelnym. W dodatku część była podkreślona, marginesy całe wypełnione i całość wyglądała jak przypadkowe szlaczki. Homme od samego patrzenia rozbolała głowa. Odwrócił się i przetarł twarz.

— Powiedz mi... Skąd wy macie takie dziwaczne rzeczy? — spytał, po części z ciekawości, a po części po to, by Monstre zabrał mu już te litery sprzed oczu.

— W moich stronach to norma.

— W żadnym miejscu w Ludusie nie produkują takich ubrań ani książeczek.

Minęła chwila, a Homme wciąż nie otrzymał odpowiedzi. Odwrócił się z powrotem w stronę swojego rozmówcy, a ten wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami. Zupełnie, jakby zobaczył ducha. Tak zszokowany jeszcze nie bywał.

— O co chodzi? Czemu się tak patrzysz?

Monstre zamrugał, jakby wyrwany zransu. Potrząsnął głową i oparł się o szuflady biurka.

— Przepraszam, zamyśliłem się. Jeszcze raz. Nie produkują tu takich rzeczy, tak? Cóż, to pewnie dlatego, że nie pochodzimy z Ludusa.

Homme zabrakło słów.

Poza Ludusem był tylko pusty ocean.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro