Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy postacie w szarozielonych płaszczach gnały na swych beczułkowatych konikach w stronę zamku Redmont.

A za nimi oddalona o jakieś 20 minut drogi szła armia zamku Redmont.

- Jak myślisz Halt, zdążymy na czas?- spytał się go Gilan.

- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak, ale szanse na to są raczej nikłe. Oni wyruszyli od nas wcześniej. Raczej dotrzemy tam, gdy będą grabić zamek. Dlatego tak się spieszymy. Żeby nie dostali się na samą górę, gdzie przebywają służba i dzieci.- odpowiedział ponurym tonem Halt.

Noc miała się ku końcowi i nadchodził powoli świt.

Na horyzoncie zobaczyli zamek.

Ich konie jeszcze bardziej przyspieszyły.

Gdy tylko metry ich dzieliły od bramy zamku, Halt zaklął pod nosem na widok dwóch zwłok przy bramie z rozoranymi klatkami piersiowymi .

 Od razu zeskoczyli z koni i popędzili do wejścia zamku, gdzie dwa skrzydła drzwi leżały sobie  na brukowej ziemi w strzępach. 

Widniały na nich głębokie ślady po toporach.

Już mieli wkroczyć do zamku, kiedy dobiegły ich zza pleców głosy pełne ulgi :

- Halt, Crowley! Dzięki Bogu już jesteście.

Cała trójka jak na komendę się odwróciła i ujrzała baronową i lady Pauline, które szybkim krokiem do nich zmierzały.

- Zaatakowali nas skandianie. My z Pauline wyszłyśmy na nocny spacer do ogrodu zostawiając dzieci pod opieką ich opiekunki Nancy i nagle usłyszałyśmy krzyki. I właśnie wtedy skandianie wtargnęli do zamku i oni chyba ich wszystkich...za...za...zab...- powiedziała zduszonym głosem lady Sandra.

- Spokojnie o pani. My z Crowleyem i Gilanem pójdziemy na zwiady do zamku, a wy tutaj zostańcie póki co. Widzę, że nie jesteście w najlepszym stanie, by pójść teraz z nami.- powiedział do nich Halt.

Obie skinęły głowami i pozwoliły wejść zwiadowcom do zamku.

Już na samym początku, kiedy tylko weszli, widok okazał się dla nich prawdziwą próbą psychiczną.

Meble walały się na korytarzu porozwalane, a niektóre nawet przepołowione na pół.

Znaleźli też kilka  zmasakrowanych ciał słóżących.

- Chodźcie.- zakomenderował Halt, który jako jedyny zachował jeszcze trochę zimnej krwi i rozsądku. 

Ruszyli po schodach na górę.

A był to prawdziwy tor przeszkód.

Na schodach walały się połamane krzesła, jakieś ciuchy, prześcieradła, sztućce, czyli wszystko co mogło być w komodach i szafach , które obecnie leżały w szczątkach na podłodze niżej.

Z każdym  pokonanym piętrem, widok coraz bardziej okazywał się przerażający.

Coraz więcej widzieli zmasakrowanych ciał ( niektóre z nich nawet były przepołowione do pasa) i Halt zaczął się przygotowywać psychicznie na to, co może zobaczyć w zachodniej wieży, gdzie była komnata dzieci.

Gdy doszli wreszcie na górę, Halt nawet nie musiał otwierać drzwi.

Nie musiał, bo zostały już wcześniej wyważone.

Zwiadowcy milcząc weszli do komnaty.

Tam również pomieszczenie zostało zdemolowane.

Krzesło i biurko, które najwyraźniej miały zabezpieczać drzwi, przed wtargnięciem skandian leżały obok siebie.

Krzesło straciło swoje oparcie, a biurko...

No cóż.

Biurko leżało zgięte w pół, jak kartka papieru.

Ale nie to sprawiło , że  Halt aż odwrócił wzrok.

Sprawiło to ciało leżące we krwi.

A była to opiekunka dzieci Nancy.

Jej krew została rozbryzgana po całej podłodze i i przetrwałych meblach w komnacie.

Halt już wiedział.

Nie zdążył.

Nie zdążył i zawiódł.

Zawiódł nie tylko Willa, ale i pozostałe dzieci.

Ale chwila...

Skoro nie ma tutaj ciał dzieci, to niby gdzie są? 

A może jednak przeżyły?

Gdy Halt tak rozmyślał do jego uszu dobiegł jakiś dźwięk.

To był cichy płacz.

Zdumiony i zarazem zaciekawiony Halt poszedł w kierunku, skąd dobywał się głos.

A dobiegał on właśnie zza dwóch połączonych ze sobą mebli.

Teraz, gdy Halt stanął przed meblami dostrzegł, że są one trochę odsunięte od ściany.

Wcześniej tego nie widział, bo panował jeszcze półmrok, gdyż słońce jeszcze do końca nie wzeszło.

Zwiadowca odsunął jeden z mebli i szloch się nagle urwał.

Zaskoczony zobaczył, że siedzi przed nim mała dziewczynka z zaczerwienionymi i zapuchniętymi od płaczu oczami, która patrzyła się na ich trójkę zaskoczona i wystraszona.

- Alyss?- powiedział z niedowierzaniem.

Dziewczynka pokiwała główką i wstała.

Znów zaczęła płakać.

Ale tym razem nie ze strachu.

Znała Halta, bo przecież był tatą Willa i widziała, jak starszy zwiadowca przychodził do zamku by odbierać Willa.

I nie bała się zwiadowców, bo Will uczył się na zwiadowcę no i Halt nim był.

Halt przyklęknął na jedno kolano, otoczył ramieniem dziewczynkę i przyciągnął ją do siebie mówiąc :

- No już. Spokojnie. Nic ci nie grozi.- to wszystko mówił głębokim i ciepłym tonem.- Wiesz może co się stało z Willem i resztą dzieci?

Ton głosu jakim przemawiał zwiadowca i miły gest, jakim było przytulenie podziałały i dziewczynka przestała płakać.

Po chwili odpowiedziała :

- Mhm.

- A możesz mi powiedzieć co tu się wydarzyło i gdzie oni teraz są?- pytał dalej Halt.

Blondyneczka znów pokiwała głową i zaczęła opowiadać :

- Była noc. Myśmy się jeszcze bawili i za chwilę mieliśmy się szykować do spania. Lady Sandra i lady Pauline powiedziały, że zostawiają nas pod opieką pani Nancy i że mamy się jej słuchać, po czym sobie poszły.- tu dziewczynka zerknęła na zwłoki swojej opiekunki i aż otworzyła szeroko oczy ze strachu.

Oczy jej zaszły łzami i znów zaczęła cicho płakać.

Crowley i Gilan widząc to, szybko zasłonili sobą trupa pani Nancy , a Halt znów zaczął ją uspokajać :

- Nie patrz  na to. No już. Przestań płakać. Co się stało dalej?

Dziewczynka jeszcze przez chwilę płakała, ale później udało jej się opanować i opowiadała dalej:

- Kilka minut później pani Nancy powiedziała do nas, że skandianie przybyli i , że mamy się schować. Ja ukryłam się za tymi meblami, Horace i Evanlyn pod biurkiem, a Will w koncie pokoju. Pewnie by go nawet nie zauważyli, gdyby kilka sekund wcześniej nie wyszedł ze swojej kryjówki i nie pomógł znaleźć lepszej kryjówki Horaceyowi i Evanlyn. Niestety w tym samym czasie do pokoju wszedł skandianin i zabił panią Nancy. Chciał też zabić Willa i resztę, ale w tej samej chwili wszedł drugi skandianin, chyba ich kapitan i zakazał mu ich zabijać. Powiedział, że przydadzą im się jeńcy i zabrali ich ze sobą. Później przyszliście wy i mnie znaleźliście.- zakończyła opowieść Alyss.

- Teraz nie wiem co jest gorsze. Czy śmierć, czy niewola u skandian.- powiedział ponurym i smutnym głosem Gilan.

- Zdecydowanie niewola u skandian.- stwierdził Crowley.

Halt przez ten czas milczał.

W końcu westchnął cicho i powiedział do Alyss :

- Dobrze. Dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś. A teraz chodź. Odprowadzę cię do lady Pauline. Myślę, że się bardzo ucieszy, że przeżyłaś.

Halt wziął dziewczynkę na ręce i wyszedł z Crowleyem i Gilanem z komnaty.

Gdy wyszli na zewnątrz przed zamek, Halt zbliżył się do Pauline, podał jej Alyss i powiedział : 

- Masz tu swoją zgubę. Reszta dzieciaków porwana do Skandii jako jeńcy, służba wymordowana. Opiekunka Nancy została zabita.

Lady Pauline uściskała mocno dziewczynkę i powiedziała :

- Całe szczęście, że ty chociaż żyjesz Alyss! Dziękuję ci bardzo Halt za to, że mi ją przyprowadziłeś.

- Nie ma za co.- odpowiedział krótko Halt.

Nie miał ochoty więcej rozmawiać. 

Nawet z Pauline.

- Crowleyu proszę o zwolnienie ze służby. Pojadę po dzieciaki.- powiedział Halt do Crowleya.

- Wiesz dobrze, że nie mogę ci go udzielić Halt. Król rozkazał nam odnaleźć Foldara. A do tego potrzebuje wszystkich  50 zwiadowców. I ty dobrze o tym wiesz. Przepraszam Halt.- odpowiedział mu rudy zwiadowca.

- Nic się nie stało. Do widzenia wszystkim.- powiedział Halt, wsiadł na Abelarda i ruszył w drogę do swojej chatki.

C.D.N.

No to macie następny rozdział.

Następny dopiero będzie za tydzień, więc myślę, że to na razie powinno wam wystarczyć.

Do zobaczenia za tydzień!

willtreateyandhalt

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro