17. Shade

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce dawno już zaszło, nocne niebo rozświetlało jedynie światło gwiazd i wąski sierp cofającego się księżyca. Za dwa dni miał być nów. Powietrze wyraźnie już się ochłodziło, choć noc była ciepła. Chase już od dwóch godzin siedział oparty o ścianę jednego z rozpadających się blaszanych kontenerów, którymi usiana była okolica. Znajdował się na samym brzegu strefy granicznej, dalej rozpościerała się już tylko pustka Bezbrzeża pogrążona w mroku. Czekał. Nie wiedział na kogo czeka ani jak ta osoba będzie wyglądała, nie wiedział nawet, czy będzie to mężczyzna czy kobieta. W zasadzie nie wiedział kompletnie nic o przybyszu, ufał jednak w osąd Wave'a. Ktokolwiek by to nie był, punktualność z pewnością nie była jego mocną stroną. Taką przynajmniej miał nadzieję. Nie chciał myśleć o innych przyczynach, dla których jego gość mógłby się spóźniać, lub w ogóle nie przybyć. Wiedział jedynie, że osoba ta pochodzi spoza Dystryktu 16tego, a to oznaczało całą masę różnych potencjalnych komplikacji, które mogły się zdarzyć. Ponieważ było już kompletnie ciemno, siedział z włączoną latarką, którą z nudów wodził po nierównej, rdzewiejącej powierzchni kontenera, stojącego naprzeciwko.

- Zgaś to cholerne światło - usłyszał nagle cichy, ale zdecydowany głos dochodzący z góry.

Chase zerwał się na równe nogi i próbował obrócić się w miejscu. Latarka nagle podskoczyła mu w dłoniach, wyślizgnęła się i potoczyła po ziemi. Usłyszał stłumiony chichot nad głową. Na szczęście oświetlenie było słabe, przynajmniej przybysz nie zauważy, jak się czerwieni.

- Jak na geniusza niezła z ciebie gapa. Hasło chociaż pamiętasz? - zapytała kpiąco pogrążona w cieniu postać, nadal stojąca na szczycie kontenera. Chase widział jedynie zarys jego sylwetki. Chłopak był na oko o głowę od niego wyższy i zdecydowanie bardziej umięśniony. Chase poczerwieniał jeszcze bardziej, trochę ze wstydu, a trochę ze złości.

- Trzydzieści trzy - odpowiedział niechętnie.

- Dwadzieścia cztery. No to formalności mamy za sobą. To teraz może z łaski swojej podniesiesz latarkę i ją wyłączysz? Zwabisz policję i zamkną mnie już pierwszego dnia.

- Tutaj, nie sądzę, żeby się zapuszczali. Miałeś być dwie godziny temu, wtedy było jeszcze jasno. Obawiasz się policji? Nie masz dokumentów?

- Jeszcze nie, załatwię to jutro. O ile uda mi się dożyć jutra obok takiej niezdary - chłopak jednym susem, prawie bezdźwięcznie zeskoczył na ziemię i stanął koło Chase'a, który zdążył już podnieść latarkę. Zamiast jednak ją wyłączyć omiótł snopem światła przybysza i przyjrzał mu się z uwagą. Nieznajomy miał może 20 lat, był dobrze zbudowany, wysoki. Jego skóra była nieco ciemniejsza, a oczy lekko skośne. Włosy miał krótko ostrzyżone, jak adept armii. Ubrany był w maskujący mundur wojskowy. Stał nonszalancko opierając się rękoma o biodra i równie nonszalancko się uśmiechał.

- No i jak, może być, czy mają przysłać kogoś ładniejszego?

- Jesteś taki śliczny, że ciężko mi się będzie przy tobie skupić - odciął się Chase zgryźliwie - masz jakoś na imię?

- Ryan Tan, ale wszyscy mówią mi Shade - wyciągnął rękę na powitanie - miło cię w końcu poznać Charlesie Fowler. Wiele o tobie słyszałem - powiedział z powagą i szacunkiem. Chase nie wiedział co o tym myśleć. Ewidentnie Wave przysłał mu ochroniarza, którego zadaniem, jak przypuszczał, będzie zapewnienie mu bezpieczeństwa. Sara byłaby zachwycona, pomijając rzecz jasna powód, dla którego w ogóle potrzebne mu wsparcie. On jednak czuł mieszaninę ekscytacji i urażonej dumy. Uścisnął jednak dłoń Shade'a. Była chłodna i szorstka. Przyjrzał jej się ze zdumieniem, skórę aż po nadgarstek ukryty w rękawie bluzy pokrywały blizny, jak po oparzeniu.

- No, nie cały jestem taki ładny - przyznał Tan, widząc zdziwienie na twarzy Chase'a. Powiedział to swobodnie, ale dało się wyczuć cień żalu w jego głosie - będziemy tu tak stać, czy mnie gdzieś przenocujesz? Mam nadzieję, że nie mieszkasz w jednym z tych kontenerów?

- Możesz mówić do mnie Chase. Chodź, czeka nas dłuższy spacer.

Po godzinie marszu dotarli w końcu na miejsce. Niewiele ze sobą rozmawiali po drodze. Ryan pierwszy raz był w Dystrykcie 16tym, choć Chase mógł wywnioskować z tego co mówi, że widział trochę więcej świata niż on sam. Najbardziej dziwił go spokój na ulicach, brak służb mundurowych i godziny policyjnej. Wyraźnie przyzwyczajony był do innych, bardziej ekstremalnych warunków. Chase'a zaczęła nawet bawić jego nadmierna czujność i pełna gotowość do reakcji. Kilka razy musiał go uspokajać tłumacząc, że roboty sprzątające czy transportowe, których kilka spotkali po drodze, nie mają złych zamiarów. Shade'a najwyraźniej średnio to przekonywało i cały czas zachowywał się, jakby przedzierali się przez wrogi teren pełen niebezpieczeństw.

- Masz szczęście żyć w tak spokojnym dystrykcie - stwierdził w końcu Ryan, gdy znaleźli się w mieszkaniu, rozglądając się z aprobatą. Chase nic na to nie odpowiedział. Miał świadomość, że wiele polis stosuje opresyjne prawa wobec obywateli, ale do tej pory była to jedynie wiedza teoretyczna. Dopiero obserwując zachowania przybysza sprawiła, że zobaczył jaki wpływ na ludzi może mieć życie w takich warunkach.

- Pochodzisz z Dystryktu 8? - wniosek nasuwał się sam, zważywszy na wygląd i zachowanie Shade'a. Sprawiał wrażenie, jakby instynkt wojskowy wyssał z mlekiem matki.

- Częściowo - odparł ku zdziwieniu Chase'a - moja matka jest z Piątki. A propos rodziców, mam coś dla ciebie – wyjął z plecaka nieco wygniecioną kopertę.

- To od twoich rodziców? - zdumiał się Chase przejmując list, po czym otworzył usta jakby chcąc coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął nie wypowiadając ani słowa. W rogu koperty widniał podpis nadawcy: ZeroWave.

Ryan zmarszczył brwi i wpatrywał się w chłopaka przez chwilę nic nie rozumiejąc. Dopiero po chwili dotarło do niego - on jeszcze nie wiedział.

- Wiesz co, najlepiej, jak cię z tym zostawię samego.

Chase widział ZeroWave'a jeden raz w życiu, krótko po tym, jak się poznali. Przez dwa lata Wave był dla niego mentorem i wsparciem, choć jedyną drogą komunikacji między nimi były fale radiowe. Krótkie rozmowy, których długość ze względów bezpieczeństwa ograniczona była do dwóch minut. 120 sekund dziennie, zawieszone w eterze, pełne szumów i trzasków wystarczyło jednak, by przez te dwa lata wytworzyła się między nimi silna więź. Teraz trzymał w rękach coś, co mogło zmienić jego postrzeganie tej relacji. Nie wiedział, czy jest na to gotowy i czy w ogóle tego chce. Ta zamknięta koperta była jak drzwi do innego świata, z czasów których z racji na swój wiek już nie pamięta, którego nigdy nie szukał, w przeciwieństwie do swojej siostry. Nie miał jednak zamiaru odwlekać tego, co nieuniknione. Usiadł na łóżku i zaczął czytać.

***

"Witaj Kid,

Wybacz, że się nie przedstawię, ale ze względów bezpieczeństwa moje personalia muszą pozostać tajemnicą. Tak jak Twoje. Prawdziwe nazwisko, które nosisz, a raczej które nosimy brzmi inaczej niż to, którego używasz na co dzień. Piszę do ciebie, żeby Ci przekazać jak wiele dla mnie znaczysz, zarówno Ty, jak i Twoja siostra. Nie było mnie przy Was, bo wasze bezpieczeństwo było najważniejsze. Nadal jest moim priorytetem.

Chciałbym przekazać jednak wam kilka informacji, które powinniście znać. Nie urodziliście się w dystrykcie 16tym, a wasi rodzice nie zginęli w wypadku. Gdy byliście jeszcze dziećmi, musieliśmy uciekać z miejsca, w którym nie byliście bezpieczni. Zabrałem więc ciebie i twoją siostrę i znalazłem miejsce, gdzie będziecie mogli żyć i rozwijać swoje zdolności. Wasza wiedza, umiejętności są niezwykłe. Cieszy mnie, że stały się one waszą siłą, nie przekleństwem. Przez długi czas nie wiedziałem co się z wami dzieje. Gdy dwa lata temu nasze ścieżki się przecięły, zacząłem się domyślać kim możesz być. Dopiero, po naszym spotkaniu upewniłem się, że mam rację. Cieszę się, że to wy, nie mógłbym być bardziej dumny.

Obiecałem Ci kiedyś, że zawsze będę na ciebie czekał w eterze, dotrzymam tej obietnicy. Ale chciałbym, żebyś też coś mi obiecał. Pod żadnym pozorem nie możecie szukać swoich początków, swojego pochodzenia. Nie przez przypadek to przed wami ukrywam. Niebezpieczeństwo, które groziło wam wiele lat temu nadal wam zagraża, teraz może jeszcze bardziej niż wtedy. Wszystko co zawsze robiłem, było z myślą o was, abyśmy kiedyś mogli mieć wybór. Jeżeli w coś jeszcze wierzę, to w to, że kiedyś uda nam się to osiągnąć. Razem.

Wasz kochający ojciec,

ZeroWave

PS. Shade to dobry chłopak, możesz mu zaufać."

***

Gdy Ryan wyszedł spod prysznica, mokra koszulka, którą założył na niedosuszone ciało przyklejała mu się miejscami do skóry. Chase nawet go nie zauważył, wciąż jeszcze siedział w tym samym miejscu i po raz kolejny czytał te same słowa, od początku do końca, raz za razem. Jego nowy towarzysz podszedł cicho i usiadł obok, bez słowa. Objął go delikatnie ramieniem, gotowy w każdym momencie je cofnąć, gdyby wyczuł, że chłopakowi to nie pasuje. Lubił żartować i flirtować, poważne rozmowy nie były jego mocną stroną. Chase'owi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wsparł głowę na jego ramieniu i długo razem siedzieli w ciszy. W końcu Chase przerwał milczenie:

- Jaki on jest?

- Wave? Twardy, bezkompromisowy i odważny. To dobry przywódca. Jest  inteligentny i uparty, ale liczy się ze zdaniem innych. Oddałby życie za każdego ze swoich ludzi - zatrzymał się, by po chwili dodać -  chociaż urodę zapewne odziedziczyłeś po matce - Chase nie był pewien, czy to komplement czy wręcz przeciwnie. Mimo tego uwaga go rozbawiła. Obydwoje parsknęli śmiechem.

- Cieszę się, że cię przysłał Shade. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro