19. Roderick

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do pracowni telekomunikacyjnej udała się późnym popołudniem. Roderick siedział dokładnie w tej samej pozycji, jak za pierwszym razem, gdy go poznała, pochylony nad stołem dłubiąc niespiesznie w jakimś urządzeniu. Gdy weszła podniósł na nią wzrok i odruchowo się uśmiechnął, a na jego twarzy odmalowało się uczucie ulgi. Takie przynajmniej miała wrażenie. Czy bardziej był zadowolony z jej obecności, czy może braku obecności kogoś innego.

- Witaj Saro, cieszę się, że cię widzę. Nieczęsto miewam tu gości - rzekł swobodnie, odkładając narzędzia i wycierając ubrudzone smarem ręce w szmatkę – co cię do mnie sprowadza?

Sara kiwnęła głową na powitanie.

- Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale mam problem z kontrolerem - zaczęła się tłumaczyć.

- Choć, spojrzymy na to - zrobił jej miejsce przy stole i wskazał stołek, na którym mogła usiąść.

Tak jak za pierwszym razem dziewczyna położyła rękę na stole roboczym, a Roderick usunął zabezpieczenie i zdjął bransoletę.

- O wiele lepiej - powiedziała masując nadgarstek. Rodi niepewnie na nią spojrzał, wydawał się zakłopotany tą uwagą - wybacz, wiem, że to nie twój pomysł - dodała przepraszająco.

Przypominał jej trochę jednego z tych wykładowców uniwersyteckich, którzy z racji na jej historię życiową i niezwykłe zdolności odrobinę jej ojcowali. Nie przejawiało się to w konkretnych czynach. Było to raczej ogólne wrażenie życzliwości i współczucia okazywanych drobnymi gestami i tonem głosu. Zawsze jednak sprawiało, że czuła się lepiej.

- W czym konkretnie jest problem? - zdążył już częściowo rozkręcić urządzenie i przyglądał się teraz jego wnętrzu.

- Hmmm... wiem, że dziwnie to zabrzmi, ale rano poraził mnie prądem. Nie był to bardzo mocny impuls, ale jednak zabolało. Wyświetlacz zaczął wariować, a potem wyłączył się na kilka sekund.

- To raczej niemożliwe, bransoleta nie jest w stanie wygenerować takiego napięcia. Co najwyżej poczułabyś delikatny dreszcz na skórze, nic więcej. Co wtedy robiłaś?

- Pracowałam nad... czymś, to bez znaczenie, wszystko było odłączone od zasilania - zamyśliła się, gdy w jej głowie zaczęła kiełkować pewna myśl - możesz zobaczyć czy nie ma śladów wskazujących na działanie wysokiego napięcia?

- Muszę się temu dokładniej przyjrzeć. To chwilę potrwa.

- Mogę się rozejrzeć? - zapytała i wstała nie czekając na jego odpowiedź.

- Nie krępuj się - odpowiedział nie podnosząc głowy znad blatu.

Sara zaczęła kręcić się po pracowni, co nie było zbyt łatwe ze względu na panujący tu chaos i bałagan. Głównie starała się niczego nie zrzucić. Zastanawiała się, jak zacząć rozmowę. Nie chciała być nachalna, bała się, że na zbyt bezpośrednie pytania Roderick w ogóle nie będzie chciał odpowiedzieć. Wzięła do ręki pierwszy lepszy przedmiot z półki, stanęła z boku opierając się o szafkę i z udawaną ciekawością zaczęła się przyglądać urządzeniu.

- Od dawna tu jesteś? - zapytała starając się, aby ton jej głosu brzmiał możliwie obojętnie.

Mężczyzna spojrzał na nią kątem oka i delikatnie się uśmiechnął. Dokładnie wiedział, do czego zmierza.

- Wystarczająco. O co chcesz zapytać? A może raczej o kogo? Nie przejmuj się, tu ściany nie mają uszu. O czymkolwiek będziemy rozmawiać, zostanie w tym pomieszczeniu.

Sara ze zdziwieniem na niego spojrzała, ale jego wzrok na powrót skupiony był na pracy. Widziała jedynie jego kudłatą głowę rozjaśnioną światłem lampy wiszącej centralnie ponad stołem. Spodziewała się podejrzliwości i dystansu z jego strony, ale jego głos był życzliwy i zachęcający. Może nawet lekko rozbawiony podchodami, które najwyraźniej nie były zbyt subtelne.

- Nie zaskoczę cię pewnie tym, że moje relacje z Komandorem są napięte. Znasz go dobrze? - zaczęła niepewnie.

- Czy dobrze, ciężko powiedzieć. Ale na pewno długo. Jestem tu prawie od samego początku. Nie znałem wcześniej Komandora, a właściwie wtedy jeszcze Kapitana. Służyłem w wojsku i byłem całkiem niezłym operatorem systemów łączności. Służba na okręcie była spełnieniem marzeń. Bez wahania mnie przyjął, a po... incydencie, gdy zostałem wydalony z wojska, zrobił naprawdę dużo, żebym mógł tu zostać. Postawił na szali swoją reputację.

- Incydencie? - zapytała spontanicznie.

- Stare dzieje – Roderick wydawał się trochę zmieszany – teraz to już bez znaczenia. Holger ma swoje zasady i kieruje się nimi niezmiennie, odkąd go poznałem. Powiedziałbym, że to doskonały dowódca. Nie znam nikogo tak niezłomnego jak on, stawiającego dobro innych i tego w co wierzy ponad własny interes. Inną kwestią jest to, czy jego przekonania uznasz za słuszne, czy wręcz przeciwnie - zrobił dłuższą przerwę, po czym ciągnął dalej – jako człowiek przypomina jedną z tych pułapek na palce dla dzieci, które im mocniej ciągniesz, tym bardziej się zaciskają. Lepiej z nim współpracować niż walczyć - zakończył spoglądając na nią znacząco, co nie umknęło jej uwadze.

- Mnie się wydaje kompletnie pozbawiony empatii - odparła z wyrzutem.

- Możesz mu zarzucić brak emocji, ale nie sądzę, by był pozbawiony empatii. Osobiście uważam, że emocji też nie jest pozbawiony, przynajmniej nie całkowicie. Nauczył się je skutecznie tłumić. Nie chcę go z resztą usprawiedliwiać, bywa nieczuły, może się wydawać okrutny. Mówię tylko, że można na nim polegać. To ten typ człowieka, który ostatecznie wszystkich ratuje.

Sara musiała przemyśleć to co usłyszała. Nie darzyła Holgera sympatią i to raczej się nie zmieni, ale niektóre cechy jego osobowości może mogłaby uznać za okoliczności łagodzące.

- A Porucznik? - postanowiła szybko zmienić temat i sprawdzić reakcję Rodericka.

Mężczyzna na chwilę zastygł, jakby czas się zatrzymał. Po czym milcząc kontynuował pracę. Sara go nie ponaglała, widziała, że rozważa, co jej powiedzieć.

- W tym wypadku mogę nie być obiektywny. Zauważyłaś pewnie, że nasze relacje nie są najlepsze - odparł ostrożnie.

- Przyznam, że zdziwiło mnie to, Thorsten był jedną z życzliwszych osób, które tu spotkałam - pomyślała, że może nie powinna tak stronniczo bronić Porucznika, ale było już za późno.

- Życzliwy... tak, zdecydowanie bywa życzliwy. Ma dar zjednywania do siebie ludzi – Roderick spojrzał na nią, a w wyrazie jego twarzy dostrzegła troskę i zaniepokojenie – Saro, mogę ci tylko doradzić ostrożność. Ufaj przede wszystkim sobie i licz na siebie, nie na innych.

- Już drugi raz słyszę na tym okręcie ostrzeżenie, ale nikt nie chce mi powiedzieć, czego konkretnie powinnam się obawiać.

- Nic przed tobą celowo nie ukrywam. Mój konflikt z Thorstenem, to rzecz między nami. Nie mogę mu nic zarzucić, jeżeli to cię niepokoi.

Mężczyzna odłożył narzędzia i wziął do ręki kontroler.

- Nic więcej nie zrobię. Faktycznie masz rację, wygląda na to, że urządzenie było poddane silnemu impulsowi elektrycznemu. Zakładam, że nie wkładałaś rąk do kontaktu, chcąc się go celowo pozbyć? - spojrzał na nią z udawaną podejrzliwością podnosząc do góry krzaczaste brwi.

- Jeżeli chciałabym się tego pozbyć, wybrałabym mniej bolesny sposób - zapewniła przewracając oczami – poza tym, podejrzewam, że wtedy Komandor uwiązałby mnie na postronku, tak dla pewności - powiedziała, wywołując niepohamowany wybuch śmiechu u Rodiego – przykro mi, że ta wizja aż tak cię bawi - dodała próbując zachować powagę, jednak ostatecznie sama zaczęła się śmiać.

- Tak czy inaczej, poprawiłem izolację na najbardziej narażonych elementach. Daj znać, jeżeli się to powtórzy - powiedział, po czym umieścił kontroler z powrotem na jej nadgarstku. Zaraz po uruchomieniu usłyszała charakterystyczny sygnał wezwania, pochodzący z mostka kapitańskiego. Westchnęła głęboko spuszczając wzrok.

***

Gdy weszła na mostek Holger niespokojnie spacerował po pomieszczeniu.

- Jeżeli chodzi Panu o kontroler, miałam z nim mały problem techniczny. Ale już jest w porządku.

Komandor spojrzał na nią, jakby dopiero ocknął się z zamyślenia.

- Tak. Nie, nie o to chodzi - powiedział po czym znowu zamilkł.

Sara czekała cierpliwie obserwując jak dowódca najwyraźniej bije się z myślami. Zaczęło ją ciekawić, co sprawia mu aż taką trudność, żeby to z siebie wydusić. Po minucie absolutnej ciszy, którą zakłócał jedynie ledwo słyszalny szum klimatyzatora zaczęła się jednak poważnie niepokoić.

- Komandorze czy coś się stało? Zrobiłam coś...?

- Nie. To ja zrobiłem - odpowiedział szybko, po czym kontynuował już wolniej, z namaszczeniem wypowiadając każde słowo - Chciałbym cię przeprosić. Powinienem postąpić inaczej - zdołał w końcu z siebie wydusić - niepotrzebnie naraziłem naszą profesjonalną relację. Mogło to mieć negatywny wpływ na twoją pracę.

Nigdy nie słyszała tak osobliwych przeprosin, o ile faktycznie w ten sposób Komandor próbował wyrazić skruchę. Z jednej strony doceniała fakt, że jednak jest zdolny do refleksji, choć nie mogła wykluczyć, że to po części wpływ Thorstena. Widziała też, ile trudu kosztuje go wypowiedzenie tych słów. Z drugiej, nie mogła pozbyć się wrażenie, że robi to głównie dla własnych korzyści.

- Jeżeli tylko to Pana martwi, mogę Pana uspokoić. Nie wpłynie to w żaden sposób na wykonywane zadania. Proszę wybaczyć mi szczerość, ale niewiele to zmienia w...

- Chciałbym ci to wynagrodzić - przerwał jej gwałtownie, nie pozwalając dokończyć zdania - będziesz mogła zobaczyć się z bratem. Za trzy tygodnie.

Tym razem to Sarze odebrało mowę. Po raz pierwszy, odkąd się tu znalazła, poczuła nadzieję i czystą radość. Trzy tygodnie to niewiele czasu. Myślała, że miesiącami nie będzie miała szansy spotkać się z Chasem. Stała jak zamurowana, nie wiedząc co powiedzieć.

- Czy to akceptowalne zadośćuczynienie? - zapytał niepewnie, niczym obca forma życia próbująca zrozumieć zawiłości ludzkich emocji.

- Tak, myślę, że można to tak nazwać - odpowiedziała jednocześnie rozbawiona i wzruszona. Miała wrażenie, że na jego prawie nieruchomej twarzy odmalowało się coś w rodzaju ulgi. Uczyła się dostrzegać te niuanse w jego mimice. Były ledwo dostrzegalne, jednak w tej chwili była nawet w stanie przyznać, że może tli się gdzieś w jego wnętrzu ślad ludzkich uczuć - to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję Komandorze.

- Doskonale. To wszystko Fowler - Holger skinął głową, jak miał w zwyczaju i wrócił do swoich zajęć. Zaczęła się przyzwyczajać do jego standardowego sposobu kończenia rozmowy, który wcześniej odbierała jako ostentacyjne ignorowanie jej osoby. Ku swemu zdziwieniu odkryła w sobie odrobinę ciepłych uczuć do tego jednego z najmniej przystępnych ludzi jakich znała. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro