36. Kontakt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły prawie dwa tygodnie, a Sara czuła, że nie zrobiła żadnych postępów. Po raz kolejny utknęła w martwym punkcie. Tym razem posiadała wszelkie możliwe dane, a nawet miała bliski kontakt ze zjawiskiem, a jednak zupełnie nie wiedziała co dalej. Jakby patrzyła na obraz ze zbyt małej odległości. Widziała kształty, kolory, a nawet fakturę płótna, rozpoznawała wszystkie szczegóły. Nie potrafiła poskładać ich jednak w całość i dostrzec co przedstawia. Komandor wydawał się bardzo wyrozumiały, nie naciskał jej i nie pospieszał, powtarzając, że musi dać sobie czas. Niezmiernie ją to irytowało. Dawała temu wyraz w krótkich wybuchach frustracji, które Holger znosił z wyjątkową cierpliwością. Był niemożliwy.

Z drugiej strony wstępne wyniki analiz przeprowadzone przez siostry Brahmi były interesujące, chociaż mogły badać jedynie próbki, z którymi zjawisko miało kontakt, które były produktem ich aktywności. Rezultaty rzeczywiście wskazywały, że mają do czynienia z formą przejawiającą pewne cechy istot żywych. Kobiety nazwały ją bytem Bezbrzeża, chcąc mimo wszystko uniknąć bezpośredniego nawiązywania do świata ożywionego. Według Aishy i Diy nie należało utożsamiać go z życiem jakie znali, nie miał on z nim prawdopodobnie nic wspólnego. Wysunęły natomiast kilka ciekawych hipotez, na temat jego możliwych początków.

- Warunki panujące na Bezbrzeżu uniemożliwiają odrodzenie życia, co nie znaczy, że uniemożliwiają rozwój czegoś innego. A co, jeżeli to nie jest nic nowego, jeżeli zawsze było blisko, ewoluowało równolegle, ale dopiero teraz mogło zacząć rozwijać się nieskrępowane obecnością człowieka i innych organizmów - powiedziała Diya pewnego dnia - chciałyśmy znaleźć nadzieję na odzyskanie planety, jednak być może w międzyczasie przestała ona należeć do nas. Być może nigdy nie należała? Kiedyś będziemy musieli nauczyć się nią dzielić.

Sara pomyślała natychmiast, że jak na razie nie potrafią dzielić się nią nawet z innymi ludźmi. Jakie są szanse na nauczenie się egzystowania z zupełnie innymi bytami, tak różnymi od nich? Ludzie prędzej spróbują pozbyć się konkurencji lub ją wykorzystać we własnych celach, niż nauczą się ją szanować. Patrząc na niepewne i bardziej niż zwykle zatroskane twarze sióstr miała wrażenie, że nie tylko ona ma tego typu obawy.

Uzyskanie pełnych wyników analiz miało zająć jeszcze wiele tygodni lub nawet miesięcy. I to w wersji optymistycznej. Nie mając z czymś takim nigdy do czynienia, musiały na nowo opracować techniki i metody badawcze. Sarę jednak bardziej interesowało, jak pozbyć się nieproszonego gościa z okrętu i nie mogła czekać na rozwój zupełnie nowej gałęzi nauki. Na razie jednak powinna uzbroić się w cierpliwość, co nigdy nie było jej mocną stroną.

Nie chcąc tracić czasu skupiła się więc na dwóch pozostałych zajęciach. Po pierwsze skończyła budowę radiostacji i uruchomiła ją według wskazówek Chase'a. Cały problem polegał na tym, że nie była w stanie połączyć się z nim bezpośrednio. Nie znała ani częstotliwości, ani czasu, kiedy będzie nadawał. Nie była ekspertem, ale z tego, co zdążył jej wytłumaczyć, dla bezpieczeństwa transmisje nie przekraczały kilku minut. Próba nawiązania połączenia polegała na nasłuchiwaniu sygnału, który również nie był nadawany w sposób ciągły. Tylko przypadek i dużo szczęścia mogło doprowadzić do kontaktu. Ponieważ nie mogła przenieść sprzętu do swojej kajuty, ze względu na jego rozmiary, a spanie w pracowni trudno byłoby wytłumaczyć Holgerowi, ograniczyła się jedynie do nasłuchiwania, gdy tam przebywała. Starała się być tam tak często jak się dało. Wiedziała, że Charles na pewno będzie jej szukał. A jak już ją znajdzie, jeżeli uda jej się go usłyszeć, będzie mogła odpowiedzieć. Sygnał, który nada z dużym prawdopodobieństwem zostanie wykryty, a ona zostanie odesłana. Oby udało jej się do tego czasu odkryć sposób na uratowanie okrętu.

Pozostałą część czasu spędzała na szkoleniach. Przynajmniej w tym zakresie udało jej się poczynić pewne postępy. Tego dnia kolejny raz umówiła się z Thorstenem. Spotykali się teraz prawie codziennie. Z jednej strony Komandor bardzo na to naciskał, z drugiej Sara nie miała nic przeciwko. Nie dlatego, że zaczęło jej się to podobać. Chciała osiągnąć pewien cel, a potrzebowała do tego właśnie tej przeklętej maszyny. Za każdym razem, gdy zaczynała sesję, przechodziła te same pytania kontrolne. Już wiedziała, że pytanie piąte, odnośnie pochodzenia nie akceptuje, gdy podaje dystrykt szesnasty jako miejsce urodzenia. A więc mechanizm jest w stanie rozpoznać w jakiś sposób, czy mówi prawdę. Najwyraźniej wiedział to lepiej od niej samej. Postanowiła przetestować każdą możliwą odpowiedź licząc na to, że symulator odnajdzie w jej podświadomości informację o jej pochodzeniu. Zanim sytuacja stawała się nieprzyjemna, mogła sprawdzić trzy różne dystrykty podczas jednej sesji. Zdążyła wykluczyć ponad połowę miast, wiedziała, że musi być już blisko.

- Ile? - zapytała, gdy drzwi kapsuły się otworzyły, widząc nieco zatroskaną, ale wyraźnie zadowoloną twarz Thorstena.

- Prawie godzinę, robisz spore postępy - odpowiedział podając jej rękę.

- Jeszcze raz - opadła na oparcie fotela i przymknęła oczy – stać mnie na więcej.

 Odkąd zmieniła nastawienie i zaczęła traktować nieszczęsne urządzenie jak przeciwnika do pokonania, znacznie lepiej znosiła szkolenia. Cała sztuka polegała na tym, by nie dać symulacji przewagi nad myślami, nad strachem i bólem. Nauczyła się też wykorzystywać swoje mocne strony z równą bezwzględnością jak symulator wykorzystywał jej słabości. Inteligentnie kluczyła, zmieniała temat, była nieprecyzyjna, zbyt ogólna albo przeciwnie skupiała się na nieistotnych szczegółach.

- Nie wątpię, ale na dziś wystarczy. Nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę - powiedział na tyle stanowczo, że zrezygnowała z dalszej dyskusji. Z resztą musiała przyznać, że sama była już zmęczona.

- A ty? Jak długo jesteś w stanie tam wytrzymać? - zapytała wspierając się na dłoni Porucznika, opuszczając symulator i siadając na krześle na przeciwko niego.

- Wojskowi mają zupełnie inne wymagania i dużo bardziej rozbudowane szkolenia, nie możesz tego porównywać. To nie zawody - odparł wymijająco, ale lekki uśmiech zdradzał, że nawet nie zbliżyła się do jego przeciętnych wyników.

- Komandor pewnie używa symulatora, żeby się zrelaksować - zażartowała, czego natychmiast pożałowała widząc zmieszanie na twarzy Thorstena – przepraszam, to było bardzo niewłaściwe -skrzywiła się zakłopotana - czasami zapominam, że przecież znacie się tak długo... - wymamrotała zawstydzona.

- Ponad piętnaście lat - westchnął zamyślony, jakby wracając pamięcią do początków ich znajomości.

- To przez wypadek? Z rękami? Jest taki...? - zapytała niepewnie. Pytanie wprost było może niedelikatne, ale nie znalazła innego sposobu. A Porucznik wydawał się jedyną osobą, która mógłby pomóc jej zrozumieć.

- Nie wiem skąd o tym wiesz, ale...

- Przecież nie nosi rękawiczek dla ozdoby, poza tym, to widać w płynności ruchów. Nie wiedziałam, że to tajemnica. Nie chciałam być nietaktowana - zaczęła się tłumaczyć.

Zdawała sobie sprawę, że posuwa się za daleko, ale ciekawość była silniejsza. Nie tylko ciekawość. Widywała w spojrzeniu Holgera coś więcej niż chłód i dystans. Zaczynała zdawać sobie sprawę, jak cenne były dla niej te ulotne momenty, gdy przestawał być zdystansowanym dowódcą i jak bardzo chciała, by było ich więcej.

- Nie zawsze taki był. Przed wypadkiem... uratował wtedy masę ludzi, ale to go zmieniło - Porucznik westchnął ciężko i zamyślił się głęboko, rozważając co może jej powiedzieć - przyszli do niego z propozycją, a on bez wahania się zgodził. Nie słuchał nawet co mają do powiedzenia. Nie chciał do końca życia być kaleką. Zabrali go a po kilku miesiącach wypuścili już innego człowieka, awansowali, dali statek. Cena, którą musiał zapłacić była zbyt wysoka i nigdy tego nie zaakceptował. Mimo wszystko gdzieś w środku pozostał taki sam. Dlatego nigdy nie przestałem mu ufać - dokończył po czym po chwili spojrzał na nią poważnie i dodał - Jeżeli coś takiego nie jest w stanie cię zmienić w kwestiach zasadniczych, nic nie jest. Nie oceniaj go zbyt surowo.

Nagle dotarło do niej, że zbyt kategorycznie traktowała zachowania Holgera, nie próbując zrozumieć jego motywacji. Poczuła dotkliwy wstyd, że sama okazała tak niewiele empatii, której brak wiele razy mu zarzucała.

- Zrobię co mogę... - obiecała trochę żartobliwie, a trochę ze skruchą. Równocześnie jednak podjęła decyzję, że nie dopuści się zdrady wobec człowieka, który z pewnością na to nie zasłużył, którego zwyczajnie zdradzać nie chciała. Jeżeli uda jej się odebrać sygnał od Chase'a, jeżeli upewni się, że żyje i nic mu nie jest, nie będzie mu odpowiadać. W ten sposób nie złamie prawa i nie narazi nikogo na niebezpieczeństwo. Zniszczy radiostację, a jak już skończy zadanie postara się samodzielnie odnaleźć brata. To jej wystarczy. Nie była to łatwa decyzja, ale jej podjęcie sprawiło, że poczuła ulgę.

***

Kolejnego dnia, z samego rana, udała się jak zawsze do swojej pracowni. W jednej dłoni trzymała nadgryzioną kanapkę, w drugiej kubek z niedopitą kawą. Ostatnio często zdarzało jej się niedojadać posiłków, skracając czas spędzony poza tym miejscem do minimum. Gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia zamarła w bezruchu o mało nie upuszczając śniadania. Z radiostacji wydobywały się nieregularne szmery i piski. Galopada myśli przebiegła przez jej głowę. Czy zapomniała wczoraj ją wyłączyć? To niemożliwe. A więc ktoś był tu podczas jej nieobecności. Ale nie mógł być to Komandor, inaczej już pakowałaby swoje rzeczy. Czy ktoś będzie próbował ją szantażować? Zimny dreszcz przebiegł po jej ciele.

Pośpiesznie zwolniła ręce odkładając wszystko na blat i rzuciła się, żeby wyłączać urządzenie, choć pewnie nie miało to już większego znaczenia. Gdy jednak tylko dotknęła sprzętu, fala bólu przeszyła jej dłoń i ramię. Gwałtownie cofnęła rękę. Znała to odczucie aż za dobrze. Przyjrzała się dokładniej radiostacji. Była wyłączona, a kilka ledwie widocznych iskier przemykało po powierzchni budowy. Żołądek podszedł jej do gardła, lęk mieszał się z fascynacją. Nie mogła tego dotykać gołą ręką. Wygrzebała z szuflady rękawiczki izolacyjne, które z trudem udało jej się założyć na drżące dłonie. Nie dawały one pełnego zabezpieczenia, ale nie może teraz stracić szansy. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, na co ma nadzieję. Na nawiązanie kontaktu? Było to niedorzeczne, ale działała teraz instynktownie i była gotowa podjąć ryzyko.

Ponownie zbliżyła się do stołu i wyciągnęła rękę w stronę sprzętu. Powoli wcisnęła włącznik uruchamiając przepływ prądu. Gwałtowny, modulowany pisk przeszył jej uszy, szum się wzmógł i raptownie ucichł. Wydawało jej się, że widzi teraz więcej impulsów niż wcześniej. Gorączkowo zastanawiała się co dalej zrobić. Obecnie urządzenie odbierało, ale na szczęście niczego nie nadawało, nie było więc ryzyka, że ktoś wykryje nietypową aktywność. Przesunęła zakres w stronę wyższych częstotliwości. Aktywność impulsów natychmiast się wzmogła, zobaczyła jak na obudowie zaczęło tańczyć więcej iskier. Nie miała pojęcia co to oznacza, ale nawet ona rozumiała, że zjawisko reaguje na fale elektromagnetyczne. Ponownie zwiększyła częstotliwość i aktywność impulsów uległa zmianie. Powtórzyła to samo kilka razy, obserwując jak zjawisko reaguje na każdą modyfikację. Nagle, bez jej udziału zakres sam zaczął się zmieniać. Sara patrzyła zafascynowana. Żałowała, że nie ma przy niej Chase'a. On na pewno więcej by z tego zrozumiał. 

W pewnym momencie głośność zaczęła gwałtowanie rosnąć, a pomieszczenie wypełnił ogłuszający hałas. Odruchowo rzuciła się, żeby ściszyć urządzenie, dźwięki na pewno były słyszalne na zewnątrz. Gdy tylko dotknęła obudowy kolejne porażenie prądem, mimo rękawiczek ochronnych, tym razem dużo silniejsze przeszyło jej ciało powodując jednocześnie uszkodzenie radiostacji. Raptownie odskoczyła i chwyciła się za rękę. Zdążyła zobaczyć jeszcze błysk, usłyszała huk, a zaraz potem pracownia pogrążyła się w całkowitej ciemności i ciszy. Dziewczyna cofnęła się szybko w stronę drzwi i ciężko opadła na podłogę, łapiąc każdy oddech i wsłuchując się w nierówny rytm bicia serca. W zdrętwiałej kończynie zaczynała odzyskiwać czucie, a sądząc po bólu jaki odczuwała musiała doznać lekkich oparzeń. Pomimo tego, siedząc w mroku uśmiechnęła się do siebie.

- Znajdę sposób, żeby sprowadzić cię z powrotem na ziemię, obiecuję - wyszeptała -tylko proszę, nie zabij mnie wcześniej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro