38. Ojciec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Korytarze w części szpitalnej sprawiały wrażenie opustoszałych. Kroki Chase'a odbijały się w nich głuchym echem. Główną różnicą między tą sekcją a resztą budynku był kolor ścian. Odcienie ponurych szarości zastąpiła sterylna biel. Pomimo powierzchownej surowości, sale wydawały się dobrze wyposażone. W przeszklonych pokojach widział gdzieniegdzie nowoczesny sprzęt, kontrastujący z polowym charakterem tego miejsca.

Przepustka, którą otrzymał od ojca, pozwalała poruszać się swobodnie po większości kompleksu, w tym również sekcji klinicznej. W mijanych salach praktycznie nie było pacjentów. Minął jedynie pielęgniarkę, która uraczyła go wyćwiczonym, formalnym uśmiechem i wskazała odpowiedni kierunek. Niepewnie stanął za zamkniętymi drzwiami, obserwując przez szybę wnętrze.

Shade siedział oparty o wezgłowie łóżka i wesoło rozmawiał z kobietą odwróconą tyłem. Burza jej czarnych loków kontrastowała z bielą lekarskiego kitla. Co chwilę pochylała się nad nim i poklepywała po dłoni lub chwytała za ramię. Swobodne głosy tej dwójki i ich stłumiony śmiech słychać było nawet tu. Od czasu przybycia do tego miejsca minęły zaledwie trzy dni, Ryan najwyraźniej był już w nienajgorszej formie i zdecydowanie lepszym nastroju niż on sam. Chłopak mimowolnie odczuł ukłucie żalu i nieokreślonej zazdrości. Mógł się przecież spodziewać, że tutaj to on będzie obcy, nie będzie też miał towarzysza na wyłączność, do czego zdążył się przyzwyczaić przez ostatnie tygodnie.

Negatywne emocje wypełzły z zakamarków jego podświadomości, otoczyły go i zaczęły wciągać w gęste, lepkie bagno niepewności i lęków. Boleśnie odczuwał brak Sary. Myślał, że da sobie bez niej radę. Ich życie, mimo że niedoskonałe i trudne na wielu płaszczyznach, było przewidywalne i stabilne. To nie była nigdy jego zasługa, a jej. On był tylko niedojrzałym dzieciakiem, wiecznie sprawiającym problemy, choć wydawało mu się wtedy, że robi coś ważnego. Skoro był inteligentny, nie mógł popełniać błędów w kwestiach zasadniczych. A jednak - nie tak to działało. Poczucie winy zalało jego umysł i ciało gorącą falą. Czy jego działania były w stanie cokolwiek zmienić, a co ważniejsze - czy w ogóle były słuszne? W uszach miał słowa, którymi się pożegnali po raz ostatni. Znajdzie ją. Musi. Desperacko jej potrzebował.

Poczekał, aż lekarka skończy rozmowę. Wyglądało na to, że nie była to jedynie konsultacja medyczna, ale też przyjacielska pogawędka, sądząc po poufałej gestykulacji. W pewnym momencie przyjaciel go zauważył i machnął do niego ręką. Kobieta też się odwróciła, szybko pożegnała pacjenta i ruszyła w stronę drzwi. Dopiero teraz zauważył, że mimo drobnej postury i sprężystych ruchów była znacznie od nich starsza. Delikatne zmarszczki naokoło oczu i ust świadczyły, że nie mogła mieć mniej niż pięćdziesiąt lat.

- Charles? - zagaiła mijając go w progu i znienacka przytuliła, ujęła go za ramiona i odsunęła delikatnie, uważnie mu się przyglądając - cieszę się, że nic ci nie jest dziecko, jak się czujesz? - w jej ciepłym głosie rozbrzmiewała niemal matczyna troska.

Chase stał zdezorientowany nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Spojrzał przez szybę na Ryana, który z rękami wsuniętymi za głowę patrzył na tą całą scenę z szerokim uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej niezmiernie go to bawiło. Jego wzrok przykuł identyfikator przypięty do fartucha i w końcu zrozumiał.

- Co z nim, pani Tan?

- Kula nawet nie drasnęła żadnego organu ani większych naczyń krwionośnych... - zaczęła, ale widząc niewyraźny wyraz twarzy swojego rozmówcy dodała tylko – nic mu nie będzie, przyda mu się towarzystwo, widzisz jak tu pusto – nieco nerwowo przeczesała włosy ręką. Mógłby przysiąc, że przy ostatnim zdaniu dostrzegł na jej twarzy ledwo dostrzegalny grymas, jakby słowa te przypomniały jej o czasach, gdy sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Kiwnął głową, a ona uśmiechnęła się do niego łagodnie i otworzyła przed nim drzwi dając znać, że może już iść.

- Wyglądasz jak chodzące nieszczęście - powiedział wesoło Shade na powitanie, zanim jego gość zdążył do niego podejść.

- I tak mniej więcej się czuję - odparł chłopak całkiem poważnie zamiast zwyczajowo odpowiedzieć żartem - cieszę się, że ty wyglądasz lepiej - wyjął jedną rękę z kieszeni i ze spuszczoną głową zaczął bezmyślnie skubać brzeg prześcieradła wystający spod kołdry.

- Jak z Wavem? - zapytał nieśmiało. Nie chciał się mieszać w ich sprawy, ale czuł, że coś go dręczy, a to był oczywisty trop.

- Sam nie wiem. Wiele rzeczy przede mną ukrywa... Myślałem, że skoro już tu jestem dowiem się więcej.

- Daj mu trochę czasu. Ja z moim ojcem też się średnio dogaduję, a widziałem go ostatnio przed miesiącem a nie 14 lat temu - westchnął teatralnie.

- A z matką? - uśmiechnął się krótko po czym jego wyraz twarzy wrócił do poprzedniego sposępnienia.

Shade zrozumiał, że nie chodzi mu wcale o panią Tan. Próbował sobie wyobrazić, co może czuć jego przyjaciel, ale nie było to łatwe.

- Co ci o niej powiedział?

- Niewiele. Tylko tyle, że współpracuje z Konsorcjum. I że... to ona usunęła Sarze pamięć. Że chciała nas wykorzystać i zrobi to przy pierwszej nadarzającej się okazji, jest niebezpieczna i nie powinienem o nią pytać. Jest bardzo drażliwy na jej punkcie. Ale to nasza matka. Nie powinienem poznać wersji drugiej strony?

- Chciałbym powiedzieć, że może mieć dobre powody, żeby nie mówić ci wszystkiego, ale szczerze sam w to nie wierzę - przyznał z rozbrajającą szczerością.

- I tyle jeżeli chodzi o lojalność wobec dowódcy - powiedział Chase prowokacyjnie, choć jednocześnie cieszyło go, że Ryan ma podobne wątpliwości.

- Wave poprosił, żebym cię wspierał. W zasadzie wykonuję jego polecenia - ostentacyjne wzruszył ramionami - Poza tym... - kontynuował już poważniej lekko marszcząc brwi - wiem co zrobiłeś. Pewnie nie powinienem tego mówić, ale to wiele dla mnie znaczy.

- Pamiętasz...? - chłopak wzdrygnął się na myśl o tamtej chwili.

- Jak przez mgłę. W końcu byłem głównie skupiony na wykrwawianiu się, ale pamiętam, że trzymałeś mnie za rękę - puścił do niego oko i uśmiechał się próbując rozluźnić nieco atmosferę. Chase nie był jednak w nastroju. Zamilkł więc na dłuższą chwilę po czym z trudem zdobył się na powagę i kontynuował - wiem, że teraz żałujesz. Jeżeli potrzebujesz z kimś pogadać...

- Nie w tym problem – Chase przerwał mu gwałtownie i podniósł na niego spojrzenie swoich ciemnobrązowych oczu, w których widoczna była nietypowa jak dla niego determinacja – Zabiłem człowieka. Odebrałem komuś życie z pragnienia czystej zemsty. Ale nie w tym jest problem... problem jest w tym, że ja... - wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie to co od tamtego momentu nieustannie go dręczyło - ja wcale tego nie żałuję - powiedział dobitnie i kurczowo zacisnął dłoń na skrawku miętoszonej pościeli - zrobiłbym to jeszcze raz.

Ryan nie miał pojęcia co mógłby odpowiedzieć. Był ostatnią osobą, która mogłaby go za to osądzać. I pewnie jedną z ostatnich, która mogłaby mu sensownie pomóc. Poważne rozmowy nigdy nie były jego mocną stroną.

Przykrył więc zaciśniętą pięść Chase'a swoją dłonią. Chłopak przez chwilę zamarł, jakby zastanawiając się, jak zareagować na ten gest. Powoli rozluźnił palce, zawahał się i zaczął cofać rękę, robiąc jednocześnie pół kroku do tyłu. Shade był jednak szybszy, zacisnął mocniej palce i przytrzymał go nie pozwalając mu się odsunąć.

- Nie, Chase - powiedział stanowczo – nie pozwolę ci na to. Z takimi problemami gorzej trafić nie mogłeś, fatalne ze mnie wsparcie. Jeszcze gorszy psycholog. Ale zgłupiałeś, jeżeli myślisz, że zostawię cię z tym samego.

Widząc jak opór przyjaciela topnieje, posunął się robiąc więcej miejsca na łóżku i przyciągnął do siebie. Chase w końcu się poddał, usiadł na brzegu z cichym westchnieniem. Nie protestował, gdy Shade otoczył go ramieniem. Miał już siłę tylko na to, by oprzeć na nim głowę, zamknąć oczy i pozwolić odpłynąć udręczonym myślom.

***

Centrum komunikacyjne zajmowało znaczną część rozległego kompleksu. Chase nigdy wcześniej nie widział takiej ilości sprzętu zgromadzonego w jednym miejscu. Sieć połączeń między dystryktami była imponująca, choć umożliwiała kontakt jedynie na niewielkie odległości, kilka najbliższych dystryktów. Jego zadaniem było zwiększenie zasięgu i postanowił poświęcić mu się bez reszty. Jeżeli w coś jeszcze niezachwianie wierzył, to w to, że ludzie powinni wiedzieć i mieć możliwość porozumiewania się.

Wave, mimo obowiązków, zadał sobie wiele trudu, by jak najczęściej przebywać z synem, jakby napędzany poczuciem winy i utraconymi latami. Więź, która zrodziła się między nimi w trakcie ostatnich dwóch lat, z każdym dniem na powrót stawała się silniejsza, a wspólne zainteresowania dodatkowo ich do siebie zbliżały. Oboje cenili sobie długie wieczory, które mogli razem spędzać weryfikując i modyfikując plany przygotowane przez chłopaka.

- Gdy zaczynałem pracę dla wojska trzydzieści lat temu sytuacja wydawała się stabilna. Każde polis posiadało przedstawicielstwo w Konsorcjum, a wszyscy byli równi wobec prawa. Dobra były dystrybułowane w sposób zrównoważony i możliwie sprawiedliwy – powiedział pułkownik. Siedzieli w rozległej i pustej o tej porze pracowni przy ogromnym stole nad stertami schematów i dokumentów - jeżeli w tamtym czasie istniały głosy sprzeciwu, zazwyczaj były w sposób pokojowy uciszane. Ten ustrój nigdy nie był idealny, ale spełniał swoje zadanie - dodał ostrożnie.

- Jak w ogóle ją poznałeś? - zapytał Chase nieśmiało, uporczywie wpatrując się z obracany w palcach ołówek.

- Bywała na okręcie, na którym pełniłem służbę - mężczyzna wziął głęboki oddech i przymknął oczy, cofając się pamięcią do tamtych chwil - ludzie od zawsze wiedzieli, że powrót do naturalnej równowagi na planecie trwać może setki lat, nie zaprzestali jednak monitorowania sytuacji. Zajmowały się tym wyspecjalizowane jednostki naukowe na wybranych statkach. W jednej z nich pracowała młoda, zdolna i jak się potem okazało zbyt ambitna dziewczyna - uśmiechnął się gorzko - w tamtym czasie wydawało nam się, że możemy ułożyć sobie życie jak chcemy. Jeżeli były jakieś niepokojące sygnały, podświadomie je ignorowałem. Gdy oznajmiła, że chce założyć rodzinę, byłem szczęśliwy. Ustaliliśmy, że pracę może kontynuować na Ziemi, wróciła na stałe do dystryktu piątego. Najpierw urodziła się dziewczynka. Po sześciu latach na świecie pojawiłeś się ty – Wave westchnął i spojrzał na Chase'a a na jego twarzy widoczne było poczucie winy – za rzadko bywałem w domu. Może gdybym częściej...

- Co było potem? - Chase nie był w stanie jeszcze do końca mu wybaczyć, ale obwinianie się ojca do niczego nie prowadziło.

- W pewnym momencie coś zaczęło się zmieniać. Nie były to drastyczne, nagłe zmiany. Ot, jakiś transport gdzieś nie dotarł, czegoś gdzieś zabrakło. Pracując w łączności widziałem te rzeczy coraz wyraźniej, aż w końcu zacząłem analizować dane. Dystrykty dzieliły się na dwie grupy, te bardziej uprzywilejowane i mniej. Układ sił powoli zaczął ewoluować. Z Konsorcjum zaczęła wyłaniać się siła, mogąca przejąć władzę nad wszystkimi dystryktami.

- I tak po prostu odpuścili, nic nie zrobili?

- Próbowali. Naciski zarówno na władze administracyjne innych miast jak i na wojsko się wzmogły. Podobnie kontrola. Czasy zaczęły robić się niespokojne. Ludzie przestawali godzić się na narzucone ograniczenia. Bunty w dystryktach wybuchały jeden po drugim, choć były skutecznie i w miarę możliwości bezkrwawo tłumione przez wojsko. Wtedy, czternaście lat temu, część Konsorcjum po raz pierwszy próbowała przejąć władzę nad wojskiem. Nie dysponowali jednak wystarczającą siłą i poparciem. Wojsko pozostało niezależne. Odbyło się kilka pokazowych procesów, a nieetyczne dziedziny nauki, zostały oficjalnie zakazane. Wszystko pozornie wróciło do równowagi.

- Myślisz, że raz wyciągnięta ręka po władzę, sięgnie po nią po raz kolejny?

- I tym razem nie powtórzy błędów z przeszłości. Nie zamierzam siedzieć bezczynnie i czekać, aż ludzka zachłanność zmieni społeczeństwa w niewolników.

Chase mógł się tylko domyślać, jaką rolę pełniła w tym wszystkim jego matka, po której zapewne Sara odziedziczyła zdolności. Podobnie o przyczynach, dla których jego siostra została pozbawiona pamięci mógł jedynie spekulować. Czy dziesięciolatka domyśliła się czegoś, czego domyślić się nie powinna, a może zobaczyła coś, co nie było dla niej przeznaczone? Cokolwiek by to nie było, nie usprawiedliwiało tak drastycznych ingerencji i Chase dobrze o tym wiedział. Jeżeli miał komuś zaufać, wolał ufać ojcu. Co dokładnie wydarzyło się czternaści lat temu pułkownik trzymał jednak w tajemnicy. Była to jedyna rysa na ich relacji.

Obecnie sytuacja była dynamiczna. Według Wave'a wzrastające napięcia doprowadzą w końcu do poważnego konfliktu. Ze względu na niezależność wojska, aby przejąć nad nim kontrolę, Konsorcjum potrzebowało pretekstu. Nikt jednak nie wiedział, co i kiedy planują. Pozostawało im zdobywanie poparcia wśród dowódców okrętów, budowanie siatki komunikacyjnej i przywracanie kontaktów między dystryktami. To co się miało wydarzyć mogło jednak odmienić układ sił.

- Chase, jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę ci powiedzieć - Wave odruchowo zaczął masować chorą nogę. Chłopak zauważył, że zawsze to robił, pod wpływem silniejszych emocji – zanim ci to powiem, musisz wiedzieć, że sam dowiedziałem się niedawno. Zdobycie materiału nie było łatwe. W żaden sposób nie wpływa to na moje uczucia do was, ale musiałem sprawdzić. Proszę, żebyś nie mówił tego swojej siostrze. Tą informację chciałbym jej przekazać osobiście.

- Nie możesz wymagać, żebym ci to obiecał... - ogarnęły go złe przeczucia. Zacisnął dłoń na ołówku, o mało nie łamiąc go na pół.

- Wiem, dlatego tylko proszę... - jego ręka znowu powędrowała w stronę uda, a twarz wykrzywił grymas bólu. Pułkownik przez chwilę milczał, po czym spojrzał wprost na Chase'a i powiedział łamiącym się głosem - chodzi o Sarę. Gdzieś zawsze to podejrzewałem, ale teraz mam pewność. Jest tak bardzo do niej podobna... Zbyt podobna. Nie jestem jej biologicznym ojcem.

Chase patrzył na Wave'a ze zdziwieniem, ale ta informacja nie była dla niego aż takim szokiem, jakiego najwyraźniej obawiał się jego ojciec. Nie był też pewien, czy dla Sary będzie. Jeszcze chwilę temu nie mieli rodziców w ogóle.

- Domyślasz się kto nim jest?

- Nie muszę się domyślać - Griffin wiedział, że w końcu będzie musiał powiedzieć prawdę. Kolejne tajemnice jedynie wszystko skomplikują - co wiesz o Instytucie Bioinżynierii w dystrykcie piątym?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro