Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Byłam gotowa piętnaście minut przed szóstą. Ubrałam się elegancko, uczesałam w wysokiego kucyka i delikatnie pomalowałam. Gdy stanęłam przed lustrem, odrzuciłam włosy leżące na moim ramieniu i poczułam, jak falami spadały na plecy.

Wyglądałam lepiej niż zwykle. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. W tafli lustra pojawiła się moja mama. Stanęła za mną i objęła mnie ramionami.

– Jak wyglądam? – zapytałam, oglądając się z każdej strony.

– Jak aniołek – odpowiedziała z pogodną miną.

Pogłaskała moje długie włosy, oparła głowę na ramieniu, a ja przyłożyłam swoją do jej czoła.

– Może powinnam założyć sukienkę?

– Już wyglądasz bardzo ładnie, nie musisz niczego zmieniać.

Puściła mnie, odwróciła się i weszła do kuchni.

– Mamo, jakie buty mam założyć? – krzyknęłam. – Obcasy?

– Myślę, że baleriny byłyby lepszym wyjściem – powiedziała stając w progu i opierając się o framugę.

– Czemu?

– Z tego co pamiętam, Mike nie jest wysoki.

Racja, nie był. Dosięgałam mu do nosa. Będąc na obcasach pewnie byłabym równa z nim, a może nawet wyższa.

– W takim razie włożę baleriny – westchnęłam.

W pewnym momencie mój telefon zawibrował. Dostałam esemesa od Mike'a. Stanęłam przed drzwiami i wciągnęłam głośno powietrze.

– Gotowa? – zapytała mama stojąc obok mnie.

– Gotowa – odparłam i pchnęłam drzwi.

Wyszłam na dwór. Przed moim domem stało auto chłopaka. On sam czekał oparty o maskę samochodu. Gdy podeszłam do niego i przywitałam się, otworzył mi drzwi od strony pasażera.

Pojechaliśmy za miasto do dużej restauracji. Mike zarezerwował dla nas stolik. Poprowadził mnie do niego. Szliśmy wolnym krokiem, a ja oglądałam niesamowity wystrój, nasycając widokiem wzrok. Usiadłam naprzeciw niego i wzięłam do ręki menu, przeglądając rozmaite dania.

– Wiesz już co chciałabyś zamówić? – zapytał Mike, kiedy obok naszego stolika pojawił się młody mężczyzna w fartuszku.

– Nie do końca. Taki ogromny wybór wcale nie ułatwia podjęcia decyzji. – Zaśmiałam się nerwowo.

– Polecam spaghetti carbonare. Prawdziwy specjał szefa kuchni – odezwał się kelner.

– Niech będzie.

Po złożeniu zamówień, spojrzałam na Mike'a. Siedział wpatrzony we mnie z nieodgadnioną miną.

– Opowiedz mi coś o sobie – poprosił.

– Co chciałbyś wiedzieć?

– Wszystko – rzucił, zataczając ręką okrąg w powietrzu. – Jakie jest twoje hobby, kim są twoi rodzice, o czym marzysz...

– Uwielbiam tańczyć, ale o tym już wiesz. Moja mama pracuje w banku.

– A tata?

– Nie mam taty – odparłam chłodno.

– Och. Przepraszam... ja... – Zmieszał się.

– W porządku. Nawet go nie pamiętam. – Machnęłam lekceważąco ręką. – A odpowiadając na twoje ostatnie pytanie, marzę o niesamowitej przyszłości.

– To znaczy? – dopytywał. – Chodzi o bogactwo i takie rzeczy?

– Nie, nie – zaprzeczyłam, energicznie kręcąc głową. – Zupełnie nie. Nie chcę takiego życia, jakie ma co drugi człowiek na świecie. Chciałabym przeżyć przygodę, doświadczyć czegoś niesamowitego i niecodziennego. Czegoś, czego nikt inny by nie doświadczył.

Mike patrzył na mnie jak na wariatkę. Poczułam się głupio. Wytarłam spocone dłonie o spodnie i odwróciłam wzrok, przenosząc go na sąsiednie stoliki.

– Pewnie myślisz, że to idiotyczne – mruknęłam.

– Raczej szalone – odparł ze śmiechem. – Ale dobrze jest mieć marzenia.

Kiedy znów na niego spojrzałam, obok nas pojawił się kelner z naszymi zamówieniami. Złapałam za widelec i nawinęłam na niego długiego klucha. Ciężko było mi uwierzyć w to, że spaghetti carbonare mogłoby być specjałem. Jednak moje wątpliwości zostały rozwiane z pierwszym kęsem, który wzięłam do ust. Było wyborne.

Po dwóch godzinach Mike odwiózł mnie do domu. Wysiedliśmy z samochodu. Pierwszy raz tego dnia zapadła krępująca cisza.

– Mam nadzieję, że ci się podobało – zaczął niepewnie.

– Było cudownie. Bardzo dziękuję. – Posłałam mu szeroki uśmiech.

W tym momencie zrobił coś, co na długo zapadło mi w pamięć. Pocałował mnie.

Nacisk jego ust na moje spowodował, że zaszumiało mi w głowie. Było to gwałtowne i napastliwe. Poczułam lekki dyskomfort, ale nie opierałam się. Byłam równie zaskoczona co zadowolona. Kiedy odsunął się ode mnie, nasze oczy śmiały się do siebie.

– Chyba muszę iść do domu – powiedziałam niepewnie, zlana rumieńcem.

Popatrzyłam na niego, smutek na chwilę pojawił się na jego twarzy, jednak szybko zastąpiło go zrozumienie.

– Też powinienem się zbierać.

Podeszłam do niego ostatni raz tego wieczoru i pocałowałam delikatnie, po czym odwróciłam się i pobiegłam do drzwi.

Gdy tylko weszłam, zobaczyłam mamę chichoczącą w korytarzu.

– O co chodzi? – zapytałam podejrzliwie.

– Zapomniałaś córeczko, że w drzwiach mamy coś takiego jak wizjer.

No tak, zapomniałam.

*

Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Szybko odnotowałam, że była niedziela. Urodziny Erica, pomyślałam i z radością wyskoczyłam spod pierzyny.

Ze szczęścia nuciłam, krzątając się po kuchni. Gdy do pomieszczenia weszła zaspana mama, skoczyłam do niej, pocałowałam w policzek i podałam zrobione specjalnie dla niej kanapki.

– Co cię wprawiło w tak dobry nastrój, droga córko? – Uniosła pytająco brew.

– Zgaduj – wypaliłam i pokazałam zęby w zadziornym uśmieszku.

– Weekend?

– Nie.

– Spotykasz się z kimś?

– Nie.

– Brałaś coś?

– Co? Nie! – Zaśmiałam się. – Eric ma urodziny!

– Racja! Powinnyśmy złożyć mu życzenia.

– Pamiętam mamciu. Zadzwonię do niego za chwilę i to zrobię.

– Złóż też w moim imieniu.

– Nie ma problemu.

*

Po śniadaniu pobiegłam do swojego pokoju i włączyłam szybko komputer. Zadzwoniłam do niego, gdy tylko szybkość mojego laptopa mi na to pozwoliła.

Pierwszy sygnał... drugi...

Ekran rozbłysnął i pokazał postać mojego kuzyna.

– Sto lat! – wykrzyczałam szczęśliwa. – Najlepsze życzenia ode mnie i od mamy!

– Dziękuję! – Zaczął się śmiać.

– Eric! Jaki ty już jesteś stary! – Zachichotałam.

– Pragnę ci przypomnieć, że za dokładnie tydzień, będziesz miała tyle lat co ja.

– Wiem, wiem. Tak się cieszę! Mam już gotowy prezent. Muszę ci go jeszcze tylko wysłać. Albo nie, sama przyjadę i ci go dostarczę.

– Mówisz? A kiedy?

– Choćby jutro po szkole.

– Będę czekał – odparł uśmiechnięty.

Wszystko było idealnie. Popatrzyłam na kuzyna, którego obraz nareszcie się wyostrzył. Coś mi się nie zgadzało. Przyjrzałam się lepiej, mrużąc powieki. Czy jego oczy... Nie. To nie możliwe...

– Eric, ty masz fioletowe oczy! – krzyknęłam, łapiąc się za głowę.

– Tak jak Sara – rzekł dumnie.

Szybka analiza – kim jest Sara, do cholery? A tak... nowa miłość Erica.

– Od kiedy nosisz soczewki?

– Chyba nie rozumiesz, Lin. To nie są soczewki.

– Nie?

– Nie – upierał się. – Jak wstałem, już takie były.

Jego śmiech wydostał się z komputera, jednak do mnie nie dochodził. Wpatrywałam się w niego osłupiała. Zupełnie nie rozumiałam, co się działo.

– Eric, co jest z tobą nie tak? Nie łapię tego.

– Ja też nie, ale Sara ponoć wie, co mi jest. Tak mi powiedziała, gdy dzisiaj do niej zadzwoniłem.

– Sara? A niby skąd wie?

– Miała te same bóle głowy i wizje. I wcale się ze mnie nie śmiała, kiedy jej o tym opowiadałem – wytknął mi.

– Wyjaśniła ci przynajmniej, dlaczego zmienił ci się kolor oczu?

– Jeszcze nie. Powiedziała tylko, że nadejdą zmiany, ale żebym się nie martwił i po prostu jej zaufał.

– I co?

– Jak to co?

– Co zrobiłeś?

– Dałem spokój.

– Nie interesuje cię, co to wszystko oznacza?

– Powiedziała, że mi wyjaśni. – Wzruszył ramionami.

Pokręciłam zrezygnowana głową. To było... dziwne. Nie rozumiałam, co się działo.

– Swoją drogą, miałaś mi opowiedzieć co nieco o spotkaniu z chłopakiem, które odbyło się jakieś... dwa czy trzy dni temu.

Od razu rozweseliłam się, porzucając męczące myśli o transformacji mojego kuzyna. Odsunęłam od siebie niewyjaśnione wizje i fioletowe oczy, które zdawały się być zagadką bez wyjaśnienia. Zabrałam się za streszczenie sytuacji:

– Ma na imię Mike. Zabrał mnie do pięknej restauracji za miasto. Dużo rozmawialiśmy. Bardzo go polubiłam.

– Myślisz, że coś z tego będzie? – zapytał.

– Mam taką nadzieję.

– Trzymam kciuki!

– Wydaje mi się, że i ty z Sarą w końcu będziecie parą. – Mrugnęłam do niego znacząco.

– Oby. – Zaśmiał się nerwowo. – Na razie wszystko do tego zmierza. Pomimo tego, że znamy się tak krótko.

Po rozmowie z Ericiem, poszłam do mamy zapytać, czy mogę pojechać w poniedziałek po szkole do kuzyna zawieść mu prezent. Zgodziła się.

*

Następnego dnia na jednej z przerw podeszła do mnie Sandra z niechęcią wymalowaną na twarzy.

– Czego chcesz? – warknęłam niemiło.

– Chciałam tylko pogadać – powiedziała spokojnie, a ja ze zdziwieniem zauważyłam, że w jej tonie nie było jadu, który zwykle zaostrzał każde wypowiedziane słowo.

– O czym?

– O Mike'u. Słyszałam, że się spotykacie i... musisz coś wiedzieć.

Byłam niezmiernie ciekawa, co miała mi do powiedzenia.

– Lindsay, on nie jest taki, jak myślisz... Mike bawi się dziewczynami. Zmienia je jak rękawiczki. Chcę tylko, żebyś to wiedziała – powiedziała poważnie.

– Czemu mi to mówisz? – zapytałam, nie wierząc w ani jedno jej słowo.

– Dowiedziałam się tego od... – zawahała, po czym westchnęła i wyrzuciła z siebie na jednym wdechu: – Od mojej starszej siostry, która jest z nim w klasie.

– Wiem, że nie zrobiłby czegoś tak paskudnego. Znam go.

– Jak długo Lin? Tydzień? Dwa?

– Od kiedy zależy ci na moim szczęściu?

– Nie zależy – burknęła wrogo.

– To świetnie. Odczep się w końcu – prychnęłam, odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam w drugą stronę.

*

Po szkole pobiegłam do domu. Zziajana wpadłam do mieszkania, aby zabrać najważniejsze rzeczy i prezent. Już miałam wychodzić i jechać do Erica, gdy nagle mama pojawiła się w korytarzu. Była zmęczona i smutna. Jej zaczerwienione oczy zdradziły mi, że płakała.

– Nigdzie nie pojedziesz, Lindsay. – Wypowiedziała słowa szeptem i zaczęła szlochać.

Przestraszona podbiegłam do niej, puszczając wszystkie torby, które miałam w ręce. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam nią lekko. Starając się zachować spokój, zapytałam stonowanym głosem:

– Mamo, powiedz mi co się stało.

– Eric... – Wymówiła jego imię, a mój oddech przyspieszył.

Mama krztusiła się powietrzem. Nie mogła wydusić z siebie nic więcej. Ale ja musiałam dowiedzieć się, o co chodziło. Moje serce szamotało się jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce.

– Mów, mamo! – wykrzyczałam, nie potrafiąc hamować zdenerwowania.

– Nie ma go – wychlipała. – Lin, on zniknął.

*

Siedziałam zamknięta sama w swoim pokoju przez cały dzień. Nie potrafiłam zebrać myśli. Zapłakana spędziłam całe popołudnie, próbując skontaktować się z Ericiem w każdy możliwy sposób. Nic. Zero odzewu z jego strony.

– Gdzie jesteś braciszku? – wyszeptałam w pustkę nurtujące mnie pytanie, choć wiedziałam, że i tak nikt mi nie odpowie.

*

Następnego dnia, Mike przyszedł do mnie do domu. Siedział ze mną, rozmawiał, pocieszał. Nic jednak nie potrafiło polepszyć mi humoru.

– Lindsay, zabiorę cię gdzieś – zdecydował. – Musisz wyjść z tego dołu emocjonalnego, a ja ci w tym pomogę.

– Jak chcesz to zrobić? – zapytałam obojętnie.

– Dzisiaj moja ekipa leci do klubu trochę się zabawić. Myślę, że dla ciebie taniec będzie najlepszym lekarstwem.

Może miał rację, ale ja nie byłam przekonana.

– No nie wiem...

– Ale ja wiem, przyjadę po ciebie o siódmej. Masz być gotowa i pięknie wyglądać. A teraz uciekam.

Pocałował mnie w czoło i wyszedł, nie czekając na moją decyzje. Do siódmej zostały dwie godziny. Włócząc nogami po podłodze, poczłapałam do łazienki wziąć prysznic.

*

Dzisiaj wyglądałam tak jak się czułam i nic nie mogłam na to poradzić. Mimo to próbowałam...

Namalowałam smukłe kreski nad oczami, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Włosy wyprostowałam, na końcach lekko kręcąc. Założyłam czarną sukienkę przed kolano, która u góry dopasowana, u dołu była rozkloszowana. Na gołe ramiona zarzuciłam lekki sweterek. Założyłam buty na obcasie. Moją rękę zdobiła prosta srebrna bransoletka. Prezent od Erica. Powstrzymałam łzy cisnące się do oczu, aby nie rozmazały makijażu. Zatopiłam się w myślach dotyczących mojego brata. Gdzie on był? Co się z nim działo?

Z letargu wyrwał mnie dzwonek do drzwi, rozbrzmiewający w całym domu. Usłyszałam jak mama otwiera przybyszowi. Dochodziły do mnie urywki rozmowy jej i Mike'a. Spojrzałam w lustro, zaklęłam pod nosem i wyszłam z pokoju.

Gdy znalazłam się w korytarzu, usłyszałam śmiech, który ucichł, kiedy tylko pojawiłam się obok. Udając, że tego nie zauważyłam zwróciłam się do chłopaka:

– Możemy iść.

– Bawcie się dobrze – rzekła mama z uśmiechem na twarzy. – To ci się przyda, Lin.

Puściłam jej uwagę mimo uszu i wyszłam z domu. Mike dogonił mnie i złapał za rękę.

– Ejże! Idziemy na imprezę, a nie na pogrzeb. Rozchmurz się.

– Uwierz mi, zabawa i tańce to w tym momencie ostatnie czego mogłabym chcieć – burknęłam.

– I tak myślę, że poprawi ci się humor – szepnął, a jego brwi zafalowały zabawnie.

Uśmiechnęłam się do niego. Cieszyłam się, że był ze mną i starał się mnie rozweselić.

Zatrzymałam się i spojrzałam na Mike'a. Wyglądał świetnie. Miał zaczesane do góry włosy. Włożył luźną białą koszulę i ciemne jeansy.

Byłam mu wdzięczna za to co dla mnie robił, więc wtuliłam się w niego mocno. Gdy odsunęliśmy się od siebie, na jego twarzy rozciągał się szeroki uśmiech. Spojrzał na zegarek, który miał zapięty na lewej ręce.

– Kumple już czekają. Musimy lecieć, jeśli chcemy zdążyć.

Wsiedliśmy do jego samochodu i odjechaliśmy spod mojego domu.

Na miejscu czekali wszyscy koledzy Mike'a wraz ze swoimi dziewczynami, których nie miałam okazji wcześniej poznać. Szybko przywitaliśmy się z towarzystwem i bez zbędnych rozmów weszliśmy do klubu.

Po przekroczeniu bramek, dobiegły mnie głośnie dźwięki dyskotekowej muzyki. Od razu zachciało mi się tańczyć. Pociągnęłam za sobą mojego partnera.

Na sali było ciemno. Po parkiecie błąkały się kolorowe światła, które rzucały blask na przypadkowe osoby. Didżej puszczał hity, do których nogi same rwały się do skakania. Pomimo raczej sporej liczby ludzi, w lokalu nie było tłoczno.

Wbiegłam na środek parkietu, ciągle trzymając Mike'a za rękę. Zamknęłam oczy i zaczęłam kołysać się w rytm piosenki. Gdy je otworzyłam, mimo ciemności panujących wokoło, zobaczyłam jak mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu. Zaprosiłam go do tańca skinieniem dłoni. Mój towarzysz zrozumiał przekaz i już po chwili obejmował mnie w pasie.

Szybko zrozumiałam, że trochę się przeliczyłam, jeżeli chodziło o zdolności chłopaka. Owszem, płynnie poruszał się w rytm melodii płynącej z głośników, ale to w jaki sposób mnie prowadził, nie można było nazwać zaawansowanymi technikami.

Nie wszyscy muszą być mistrzami świata, Lin, zgromiłam się w myślach.

Mimo wszystko taniec z Mike'iem, poprawił mi humor i sprawił wielką przyjemność.

Po paru piosenkach udaliśmy się do loży okupowanej przez naszą grupę. Wypiłam zawartość kieliszka, który podał mi Mike. Gorzki smak alkoholu sprawił, że skrzywiłam się lekko. Po następnym rozluźniłam się i zachciało mi się znowu tańczyć. Chwyciłam mojego partnera pod rękę i pokierowaliśmy się w stronę parkietu.

Myślałam, że tym razem będzie mi łatwiej przyzwyczaić się do zwykłego przestępowania z nogi na nogę i paru obrotów, ale prostota ruchów, które wykonywaliśmy, zaczynała mi doskwierać coraz bardziej.

Gdy skończył się czwarty z kolei utwór, do którego tańczyliśmy, ktoś nam przerwał.

– Odbijany. – Usłyszałam.

Zdumiałam się, ponieważ nie był to bynajmniej głos mężczyzny. Pomiędzy mnie, a Mike'a wcisnęła się o głowę niższa ode mnie brunetka, która od razu przylepiła się do jego piersi.

Mike spojrzał na mnie przepraszająco, a ja skinęłam głową na znak, że wcale mi to nie przeszkadza. Nie byłoby w porządku, gdybym wyprawiła w środku imprezy scenkę zazdrości.

Zostając sama, zaczęłam rozglądać się po sali. Ludzie tańczący zdawali się również być amatorami w tej dziedzinie. Niektórzy nawet nie tańczyli do rytmu.

Patrzyłam na kolejne osoby, aż mój wzrok spoczął na pewnym chłopaku, siedzącym pod barem i pijącym ciemną substancję w szklanej kanciastej szklance – zapewne drinka. Siedział oparty o blat i patrzył prosto na mnie.

Skoro Mike jest z jakąś obcą dziewczyną, chyba też mogę sobie pozwolić na odrobinę swobody, pomyślałam i uśmiechnęłam się w stronę nieznajomego.

Gdy dostrzegłam zainteresowanie na jego twarzy, pomachałam zapraszająco, wyczekując jakiejś reakcji. Nieznajomy patrzył chwilę na mnie, po czym dopił jednym łykiem swojego drinka, odstawił szklankę i ruszył w moim kierunku. Kiedy zbliżał się do mnie miałam okazję mu się lepiej przyjrzeć.

Był wysoki, wyższy ode mnie o przynajmniej głowę, a może dwie? Dobrze zbudowane, atletyczne ciało poruszało się wolno, zmniejszając odległość między nami. Stanął metr ode mnie, a ja zeskanowałam go wzrokiem.

Raczej krótkie czarne włosy trwały w artystycznym nieładzie odsłaniając jego czoło, a mi od razu przyszła do głowy fryzura Mike'a – gładziutko zaczesane, starannie ułożone włosy pokazywały jak bardzo starał się dobrze wyglądać, podczas kiedy ten chłopak zdawał się po prostu wiedzieć, że wygląda świetnie... Miał kształtną twarz, na której widniały ostre rysy.

Musiałam przyznać, że był to diabelsko przystojny nieznajomy.

Oczarowana, stałam przez chwilę, gapiąc się na niego i chłonąc każdy cal jego doskonałości. Musiał zauważyć, że dosłownie pożerałam go wzrokiem, bo ukazał swoje zęby w łobuzerskim uśmiechu. Przez chwilę miałam wrażenie, że po moim żołądku szaleje piłeczka kauczukowa z prędkością światła.

Szybko się opanowałam i zaczęłam kręcić biodrami w rytm muzyki. Po chwili przystojniak wyciągnął ramię w moim kierunku i złapał moją dłoń. Obrócił mnie jakby od niechcenia, po czym położył wolną rękę na mojej talii.

Przez jakiś czas sprawdzał moje umiejętności kręcąc mnie, puszczając, znowu łapiąc. Kiedy zrozumiał, że nie ma do czynienia z amatorszczyzną, zdecydował się na prawdziwą zabawę. Na to czekałam.

Piosenka była szybka, a my zaczęliśmy wirować, sunąc na środek parkietu, idealnie wpasowując się w jej takt. W momencie, w którym dotarliśmy do celu, nieznajomy ustawił się w sposób, który od razu powiedział mi co mam robić. Nawinęłam się na jego ramię, a on odchylił mnie tak, że czułam, jak moje długie włosy muskają ziemię. Noga sama powędrowała mi do góry.

Moment później odepchnął mnie lekko, a ja kręcąc się, uwolniłam nas od poprzedniej figury. Złapał mnie w talii, a ja zakołysałam biodrami.

Przystojniak ujął moją dłoń i uniósł ponad głowę, powodując, że zaczęłam się obracać. Kręciłam piruety. Jeden... drugi... trzeci... W końcu wyrwał mnie z wiru, w którym przed sekundą się znajdowałam. Widziałam, jak dookoła nas ludzie przestają tańczyć i tworzą krąg, który uważnie przygląda się naszym ruchom.

Prowadzona przez wyśmienitego tancerza, czułam, że robiło mi się gorąco. Miałam wrażenie, że po mojej skórze sunęły języki ognia, liżąc najbardziej czułe zmysły.

Nasze ręce uniosły się do góry, a twarze przybliżyły tak, że dzieliły nas zaledwie centymetry. Jego dłonie zaczęły zsuwać się w dół, muskając najpierw ramiona, potem talię, aż w końcu zatrzymały się na biodrach, podczas gdy moje spoczęły na jego szyi. Światła reflektorów, które raz po raz przemykały po jego twarzy, ukazywały zęby, błyszczące w szelmowskim uśmiechu i oczy, które zdawały się świecić milionem rozbłysków, kryjących się w jego tęczówkach.

Znowu zaczęliśmy wirować po parkiecie. Uniósł mnie nad swoją głowę, a zaskoczona łatwością z jaką to zrobił, zaczynałam odczuwać coraz większą przyjemność z tańca.

Tańczyliśmy nieprzerwanie – piosenka za piosenką – a tajemniczy partner zdawał się czerpać radość z tej czynności równie dużą jak ja. Czuliśmy się coraz pewniej i wykonywaliśmy coraz trudniejsze figury.

Kątem oka widziałam, jak ludzie szeptali sobie na ucho, przyglądając się nam z zaciekawieniem i fascynacją.

Gdy skończył się kolejny utwór, ktoś wszedł pomiędzy nas, przerywając niespodziewanie. Skończyło się przedstawienie, więc ludzie zaczęli wracać do swoich partnerów.

– Nie przeszkadzam? – warknął Mike, patrząc wrogo na tajemniczego przystojniaka.

Nieznajomy nie ugiął się pod wpływem jego zabijającego spojrzenia i spoglądał mu z wyższością prosto w oczy. Bojąc się o dalszy przebieg tych zdarzeń, zwróciłam się do mojego obrońcy.

– Spokojnie. Zaraz przyjdę. – Spróbowałam uciszyć jego złość.

Zrezygnowany odszedł trzy kroki, czekając na mnie. Ponownie odwróciłam się do nieznajomego, który nadal stał w miejscu i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Dziękuję za wspaniały taniec – powiedziałam i uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

Chłopak ujął delikatnie moją dłoń, pochylił się i złożył na niej pocałunek, ciągle wpatrując się we mnie. Wyprostował się, uśmiechnął i odszedł.

Ucieszona w duchu podeszłam do wkurzonego Mike'a.

– Nie denerwuj się – szepnęłam mu na ucho i cmoknęłam w policzek. Od razu jego twarz się rozpogodziła.

Resztę wieczoru przetańczyłam już z moim partnerem. Wyjście do klubu skutecznie poprawiło mój nastrój. Bawiłam się naprawdę dobrze, chociaż od czasu do czasu zerkałam za nieznajomym, który rozpłynął się w powietrzu. Zdawałoby się, że wyszedł od razu po tańcu ze mną.

Wróciłam do domu po północy. Moje gardło paliło mnie od środka. Pobiegłam do kuchni i nalałam sobie do szklanki wody z kranu, po czym wychłeptałam wszystko za jednym zamachem. Byłam niesamowicie spragniona.

Gdy weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko, aby dać sobie odetchnąć. Zdjęłam buty, uwalniając przemęczone stopy, po czym cisnęłam je w kąt. Poszłam do łazienki, zmyłam makijaż, umyłam zęby i przebrałam się w piżamę.

Wróciłam z powrotem do pokoju, gdzie stanęłam przed lustrem wiszącym na ścianie.

Patrząc na swoje odbicie, zaczęłam myśleć nad dzisiejszą dyskoteką. Było naprawdę miło. Przed oczami stanął mi przystojniak, który jako jedyny z osób tam obecnych potrafił coś z siebie wykrzesać. Były dwie osoby na świecie, z którymi wcześniej tak dobrze mi się tańczyło – David Rayol i Eric.

Gdy tylko przypomniałam sobie o kuzynie, zrobiło mi się smutno. Tak skutecznie odpędzałam od siebie myśli o nim przez cały wieczór, ale nie potrafiłam dłużej udawać, że wszystko było okej. Bo nie było.

Zjechałam prawą dłonią po lewej ręce, aż spoczęła na nadgarstku. Otworzyłam szeroko oczy i przerażona rzuciłam się na ziemię i zaczęłam grzebać po torebkach, kieszeniach, przerzucać wszystkie rzeczy, które miałam ze sobą w klubie.

Jednak bezskutecznie. Nie pomyliłam się. Zrozpaczona uświadomiłam sobie, że musiałam ją zgubić.

Moja bransoletka od Erica zniknęła.


********************


Uff.. następny rozdział za nami :3 Wiem, że strasznie długi i przepraszam...

Pamiętajcie o komentarzach i gwiazdkach jeżeli się podobało :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro