Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się wcześnie rano. Wstałam, ubrałam się i poszłam do łazienki. Nie zapalałam światła, bo niemiłosiernie piekły mnie oczy. Po omacku sięgnęłam po szczoteczkę do zębów i oparłam się o zlew. Podniosłam powieki i w tym samym momencie nagły rozbłysk spowodował, że znów opadły. Nie otwierając oczu, wyciągam rękę do przodu, aby wybadać co się tak świeciło. Jednak natrafiam dłońmi tylko na lustro. Założyłam, że to promienie słoneczne odbijały się w zwierciadle, po czym wyszłam z łazienki i z przymrużonymi oczami powędrowałam do kuchni.

Zaczęłam robić sobie kawę, kiedy w pomieszczeniu pojawiła się mama w szlafroku.

– Jak się wczoraj bawiłaś? – zapytała. – Późno wróciłaś.

– Było bardzo miło.

– Wytańczyłaś się z Mike'iem? – Uśmiechnęła się, trącając mnie lekko łokciem.

Potaknęłam.

Gdy skończyłam robić sobie napój, odwróciłam się do mamy, oparłam o blat i siorbnęłam pierwsze parę łyków. Od razu zrobiło mi się cieplej. Przetarłam wciąż szczypiące oczy.

– Coś nie tak, Lin? – Zainteresowała się. – Źle spałaś?

– Nie, tylko oczy mnie bolą – odpowiedziałam, wciąż masując powieki.

– Od czego?

– Nie mam pojęcia, mamo.

Niewyspana wróciłam do pokoju, spakowałam się do szkoły, pociągnęłam na ślepo rzęsy tuszem i razem z mamą opuściłam dom.

Gdy siedziałam w samochodzie w drodze do szkoły, czułam, że ten dzień nie będzie należał do najłatwiejszych. Bolała mnie głowa, ale nie tak jak ostatnio. To nie był chwilowy napad, tylko raczej długo utrzymujący się ścisk.

Po wczorajszej zabawie w klubie, bałam się spojrzeć na siebie, bo nie wiedziałam w jakim jestem stanie. Jednak ciekawość zwyciężyła i sięgnęłam prawą ręką do lusterka. Gdy tylko je odgięłam, znów błysnęło mi po oczach, które od razu zacisnęłam z cichym warknięciem.

– Głupie słońce...

– Co tam szepczesz? – odezwała się mama.

– Czy słońce nie mogłoby przestać na chwilę świecić? – powiedziałam głośniej.

– Nie przesadzasz? To już ostatnie chwile takiej pogody. Ciesz się nimi. Niedługo spadnie śnieg i wtedy dopiero będziesz tęskniła za dniami takimi jak ten. – Starała się przemówić mi do rozsądku.

– Świetnie – odburknęłam nieprzyjemnie.

Nie chciałam być niemiła, ale odkąd wstałam, nie cieszyłam się dobrym humorem.

Ignorując mój nastrój, mama włączyła radio. Wysokie dźwięki, które wydobywały się z głośników wdzierały się bezczelnie do mojej głowy, powodując jeszcze większy ból. Pochyliłam się szybko i zaczęłam kręcić głośnikiem, aż muzyka była ledwie słyszalna.

Mama siedząca za kierownicą spojrzała na mnie, pytająco unosząc jedną brew.

– No co? Boli mnie głowa – wyrzuciłam z siebie, po czym naciągnęłam na oczy czapkę, która automatycznie zasłoniła mi dostęp do światła. Usłyszałam ciche westchnięcie.

– Milusia... – rzuciła cicho.

Zrobiło mi się głupio. Przecież nie było powodu, dla którego zachowywałam się tak, jak się zachowywałam. Uniosłam kciukiem czapkę, odsłaniając jedno oko.

– Przepraszam – szepnęłam. – Boli mnie głowa i... jestem trochę...

– Wkurzona? – dokończyła za mnie.

– Idealne słowo – sapnęłam, kładąc się na oparcie.

Resztę drogi przejechałyśmy w milczeniu, dającym ukojenie moim zaspanym zmysłom. Zaczęłam zastanawiać się nad różnymi rzeczami dotyczącymi mojego życia, między innymi, nad swoją przyszłością – co ze sobą zrobię gdy skończę szkołę? – nad dzisiejszym dniem – kiedy się nareszcie skończy? – i nad Ericiem. Pomyślałam o kuzynie, a moja ręka odruchowo dotknęła nadgarstka, na którym jeszcze wczoraj wisiała kochana bransoletka.

Z rozmyślań wyrwało mnie mocne zahamowanie. Otworzyłam gwałtownie oczy i zobaczyłam budynek szkoły. Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam zbierać swoje manatki.

– Tylko nie uszkodź nikogo, nie miałam w planach odwiedzać dzisiaj dyrektora. – Puściła mi oczko. W odpowiedzi tylko spojrzałam na nią z lekką irytacją. – No idź już. Powodzenia.

– Dzięki – rzuciłam na odchodnym i wysiadłam z samochodu.

Swoje kroki skierowałam ku wejściu do szkoły.

*

Po wejściu na korytarz od razu zobaczyłam Briana – wścibskiego kolegę z klasy – który zmierzał w moją stronę.

– Hej – przywitał się. – Jak się masz?

– Źle. – Delikatnie przetarłam oczy wierzchem dłoni, uważając, aby nie rozmazać tuszu.

Zaczęliśmy wędrówkę w stronę sali od chemii.

– Co cię ugryzło?

– Jestem niewyspana, boli mnie głowa i pieką oczy – wyjaśniłam na jednym wdechu.

– Hmm... Więc może unikaj Sandry.

– Dlaczego? Ma ochotę trochę mi podokuczać?

– Nie, tylko... – Zawahał się przez moment. – Słuchaj, pewnie nie wiesz, ale Sandra twierdzi, że podobno do naszej klasy ma dojść jakiś chłopak i dwie dziewczyny.

– Cudnie – skomentowałam. – Ale wydaje mi się, że nie jestem dla niej zagrożeniem.

– Czemu? Przecież jesteś ładna, raczej zgrabna, no i bardziej rozgarnięta... – zaczął się produkować, ale szybko mu przerwałam.

– Nie o to chodzi, Brian. Po prostu zaczęłam spotykać się z Mike'iem i może coś z tego będzie. Dlatego nie poświęcam swojej uwagi innym chłopakom. Sandra powinna o tym wiedzieć.

– No tak. Ale nic nigdy nie wiadomo – rzucił i odszedł.

Uśmiechnęłam się rozbawiona. Podchodząc do drzwi sali, w której za moment miała odbyć się lekcja, poczułam, jak ktoś ściska moje ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam wyszczerzoną Sandrę razem z jej równie szczęśliwą przyjaciółką, Leną.

– Pewnie nie wiesz... – zaczęła z wyższością, ale weszłam jej w słowo.

– Że w naszej klasie ma pojawić się nowy chłopak i dwie dziewczyny? – Uśmiechnęłam się sarkastycznie. – Tak, wiem.

Dziewczyna wyglądała jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.

– Skąd wiesz? Kto ci powiedział?

– Nieważne, czy chciałaś przekazać mi coś jeszcze?

– Wiesz kiedy ma dojść, czy to też ktoś zdążył ci wygadać?

– „ Ma dojść"? Myślałam, że w naszej klasie będą trzy nowe osoby, nie jedna – zadrwiłam z koleżanki.

– Nie wiem co prawda, kiedy przyjdą dziewczyny – zmieszała się – ale wiem, że chłopak ma być już na czwartej lub piątej lekcji.

– Skąd to wszystko wiesz?

– To proste. Siostra jej powiedziała – powiedziała Lena, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– W takim razie dzięki – rzuciłam i już zaczęłam się odwracać, gdy dłoń Sandry zatrzymała mnie, łapiąc za rąbek swetra.

– Nie skończyłam. Chyba nie myślisz, że powiedziałam ci o tym tak po prostu? – No tak, przecież zwykła życzliwość w przypadku tej istoty zwyczajnie nie istniała. – Chciałam ci tylko powiedzieć żebyś się do niego od razu nie przystawiała, Stesslo – syknęła ostrzegawczo.

Roześmiałam się jej w twarz, zbijając ją z tropu.

– Dla mnie Mike jest ważny i nie będę brała się za jakichś obcych kolesi, kiedy coś rodzi się pomiędzy nami – wyjaśniłam.

Na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi.

– Dobrze – powiedziała z uśmiechem. – W takim razie miłego dnia, Stesslo.

– Ciao – zaświergotała Lena i obie odeszły.

*

Godziny w szkole dłużyły się niemiłosiernie. Między drugą a trzecią lekcją doszła do naszej klasy niska dziewczyna o ciemnych włosach, nosząca okulary. Wydawała się być bardzo miła. Przyjechała z innego miasta. Z jej opowiadań wywnioskowałam, że dziewczyna dotąd prowadziła podobny tryb życia do Erica. Nazywała się Agnes Perro.

Kiedy weszła do klasy, zajęła wolne miejsce obok mnie. Od razu nawiązałyśmy dobry kontakt. Dowiedziałam się, że jej rodzice zginęli, gdy była niemowlakiem, dlatego mieszkała z dziadkiem.

Agnes była naprawdę kontaktową osobą. Dawno nie spotkałam tak rozgadanej i otwartej dziewczyny.

– Tak się cieszę, że znalazłam kogoś, z kim się dogaduję! – powiedziała z zadowoleniem. – Bałam się, że nikogo takiego nie poznam i będę skazana na życie w samotności do końca szkoły.

Roześmiałam się, słysząc delikatnie absurdalną wizję spędzenia następnych dwóch lat.

– Ja też jestem szczęśliwa, że cię poznałam – przyznałam szczerze. – Odkąd moja przyjaciółka wyjechała, nie miałam bliższej koleżanki.

– Och, a kiedy wyjechała? – Zaciekawiła się.

– W podstawówce.

– To strasznie dawno temu! – Przeraziła się i posmutniała. – Ale ja nigdy nie miałam nikogo bliższego. – Westchnęła. – Te ciągłe przeprowadzki mi to uniemożliwiły. Rozumiesz, podróżujący dziadek. Ale dziwnie to brzmi.

– Trochę – przyznałam ze śmiechem. – Ale doskonale cię rozumiem. Mój kuzyn też tak żył.

– Nadal podróżuje? – zapytała.

– W zasadzie to... nie wiem, co się z nim teraz dzieje.

Agnes zrobiła współczującą minę i pogłaskała mnie po ramieniu.

Może wreszcie zanlazłam przyjaciółkę, pomyślałam z nadzieją.

Zadzwonił dzwonek na lekcję, a my powoli ruszyłyśmy do sali.

Po męczącej lekcji matematyki wyszłyśmy na korytarz. Moja nowa towarzyszka rozmasowała sobie szyję i spojrzała przed siebie.

– Co teraz mamy? – zapytała.

– Historię – odparłam po chwili zastanowienia.

– Kocham historię! – Ożywiła się dziewczyna. – Dziadek jest zupełnie zakręcony na jej punkcie i chyba przejęłam od niego to zainteresowanie. Ale nie dziw mi się. On bez przerwy o niej gada!

– Zazdroszczę ci. Mnie zawsze ciekawiło to, co działo się kiedyś, ale nie mam z kim o tym rozmawiać.

– No to teraz masz mnie – rzuciła z szerokim uśmiechem. – A jak kiedyś do mnie przyjdziesz, to możesz pogawędzić z moim dziadkiem, o czym tylko chcesz. Jest jak jedna wielka encyklopedia! Czasami wydaje mi się, że zna odpowiedź na każde pytanie.

Czułam jak wzbierała we mnie radość.

– Cudownie! Musimy się kiedyś umówić – stwierdziłam.

– No pewnie, że tak. Pokochasz mojego dziadka. Czasami jest trochę dziwny, ale to nadal najwspanialszy człowiek jakiego znam.

Chłonęłam każde słowo, które wypływało z jej ust. Miała w sobie coś, co nie pozwalało ignorować tego, co mówiła.

Dotarłyśmy pod salę od historii. Zostawiłyśmy plecki pod drzwiami i zabrałam dziewczynę na wycieczkę po szkolę, aby pokazać jej wszystkie miejsca, które powinna poznać.

– Tu jest dziedziniec.

Wskazałam ręką na przeszklone drzwi, za którymi rozciągał się plac z dwoma drzewkami oskubanymi z liści, trawnikiem, na którym już nic nie rosło, altanką, stojącą po środku, i ławkami, które były samotnie ustawione pod murami szkoły, otaczającymi to miejsce z każdej strony.

Agnes popatrzyła we wskazane miejsce i skrzywiła się.

– Kiedy jest wiosna i lato, to miejsce naprawdę potrafi być śliczne. Kwitną kwiaty i drzewa, jest zielono i przyjemnie. Sama zobaczysz.

– Mam nadzieję, bo jak okaże się, że nie jest tak, jak mówisz, to osobiście zasadzę tu jakieś roślinki. Nienawidzę, jak jest ponuro, a na razie w tej szkole nie widziałam innego koloru oprócz nudnego szarego, który jest wszędzie – powiedziała lekko poirytowana.

Już miałyśmy kontynuować zwiedzanie, ale przerwała nam dobrze mi znana postać i jej drepczący za nią przydupas.

– Widziałyście go? – pisnęła Sandra.

– Kogo? – Zdziwiła się Agnes.

– Nowy chłopak jest w naszej klasie! – krzyknęła Lena.

– Tak, poza tobą miał dojść jakiś chłopak i, o ile wiem, jeszcze jedna dziewczyna – wyjaśniłam.

– Drugiej dziewczyny na razie nie ma, ale chłopak już przyszedł – oznajmiła Lena.

– Widziałyśmy go – szepnęła podekscytowana Sandra. – Ale ciacho!

– Wspaniale – rzuciłam, chcąc przerwać tą bezsensowną rozmowę, ale Agnes iskrzyły się oczy z zainteresowania. Złapała mnie za rękę i przytrzymała, po czym zwróciła się do podnieconych dziewczyn.

– Mówcie dalej.

– Jest zabójczo przystojny. Wysoki, umięśniony, ma czarne włosy i złote oczy.

Mimowolnie przyszedł mi na myśl mężczyzna, z którym tańczyłam wczorajszego wieczoru. Wydawał się być starszy ode mnie. Zaczęłam modlić się o to, żeby to tylko nie był on. Jak miałabym skupić się na lekcjach?

– Zawsze lubiłam piwne oczy. – Rozmarzyła się Agnes.

– Ale one nie były piwne, tylko złote – poprawiła ją Lena.

– Jak u kota? – dopytywała, wciąż zaciskając palce na mojej ręce.

– Raczej jak dwie gwiazdki – powiedziała Sandra z uśmiechem.

Przewróciłam oczami. Jakże romantycznie...

– Przyjechał z daleka. Nazywa się Liam!

– Skąd to wiesz? – zapytała Agnes.

– Od swojej siostry, plotkary, która wie wszystko na temat tej szkoły. – Ubiegłam Lenę, odpowiadając na pytanie.

– Nareszcie w naszej klasie będzie jakiś przystojniak. – Rozmarzyła się Sandra, ignorując moją docinkę.

– Wspaniale – skomentowałam, w końcu przerywając zachwycanie się chłopkiem, którego na dobrą sprawę nawet nie widziałyśmy. – Może jednak pójdziemy na lekcję zamiast obgadywać tego nieszczęśnika? – zaproponowałam, a na horyzoncie dostrzegłam Mike'a. – Chodź Agnes, muszę cię jeszcze z kimś poznać.

Pociągnęłam dziewczynę za sobą i ruszyłyśmy przez korytarz ku obranemu przeze mnie celowi. Gdy stanęłyśmy przed chłopakiem, oboje spojrzeli na mnie zaskoczeni.

– Agnes, poznaj Mike'a. Mike, to jest Agnes. To jej pierwszy dzień w tej szkole, więc pomyślałam, że zapoznam ją z tobą.

– Bardzo mi miło – powiedział chłopak.

– Mi również.

Patrzyłam, jak podali sobie ręce i wymienili się uśmiechami. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek. Pożegnałyśmy się z Mike'iem i pobiegłyśmy na lekcję.

Gdy nauczyciel otworzył drzwi do sali, weszłyśmy jako pierwsze i zajęłyśmy ostatnią ławkę przy oknie. Zostawił nas samych i udał się do pokoju nauczycielskiego po dziennik. Od razu wyjęłam zeszyt i zaczęłam czytać ostatnią lekcję, przypominając sobie, co już przerobiliśmy.

W pewnym momencie drzwi otworzyły się. Szmery ucichły. Bałam się, że zaraz zostanę wywołana do odpowiedzi, więc nie podniosłam głowy znad notatek. Przeczytałam ostatnie zdanie i dopiero wtedy oderwałam od nich swój wzrok , ze zdziwieniem spostrzegając, że nauczyciela nie ma. Agnes trąciła mnie łokciem.

– Popatrz – szepnęła i wskazała palcem stronę, w którą miałam zwrócić swoje oczy.

Po chwili zobaczyłam czarnowłosego chłopaka, siedzącego dwie ławki przed nami. Nie mogłam zobaczyć go całego, bo zasłaniały go dwie dziewczyny, siedzące za nim.

Do pomieszczenia wszedł nauczyciel, a za nim nasza wychowawczyni, prowadząc za sobą dziewczynę, z równoległej klasy.

Rozejrzała się po sali, a jej wzrok spoczął kolejno na Agnes i na czarnowłosym chłopaku. Była rozkojarzona, ale widząc ich, wyraźnie się uspokoiła.

– Dobrze, że już dotarliście do naszej grupy. – Zwróciła się do nowych osób. – Wspaniale, kochani. W takim razie zostawiam was w rękach moich uczniów, a wy... – Skierowała swoje słowa do nas. – Bądźcie wyrozumiali. Grace chodziła już do naszej szkoły, po prostu zmienia klasę, ale Liam i Agnes są nowi, zarówno w szkole jak i w mieście. Będę szczęśliwa, jeżeli okażecie się uprzejmi, pokażecie im Hollyplace i pomożecie w nadrobieniu materiału. To chyba tyle. Możesz usiąść Grace. Dziękuję za poświęcenie czasu. Już nie przeszkadzam.

Patrzyliśmy, jak nauczycielka wybiegła z sali, zamykając z hukiem drzwi. Pan Loret omiótł groźnym spojrzeniem naszą klasę.

– Otwórzcie zeszyty na ostatniej lekcji – odezwał się spokojnym głosem.

Przez moment patrzył na listę, po czym dodał nieco głośniej z szatańskim uśmieszkiem na ustach:

– Lindsay Stesslo, do odpowiedzi.

*

Gdy dzwonek dał znać o końcu lekcji, razem z Agnes wyszłyśmy z klasy jako pierwsze. Byłam szczęśliwa, bo za odpowiedź dostałam piątkę.

– Macie tu dziwne zwyczaje – zaczęła.

– To znaczy?

– No wiesz, w mojej poprzedniej szkole musiałam wstawać, gdy tylko chciałam coś powiedzieć, a tu można siedzieć nawet przy odpowiedzi. – Zauważyła z zachwytem.

– Dla mnie to raczej normalne. – Zaśmiałam się.

Ruszyłyśmy do łazienki. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, na twarzy Agnes pojawił się grymas zaskoczenia.

– Jaką macie wielką toaletę!

Całe życie myślałam, że jest raczej mała. Od drzwi do pomieszczenia wiódł krótki korytarz. Po wyjściu z niego po lewej stronie stały umywalki, a nad nimi wisiały lustra. Naprzeciwko wejścia były ustawione w rządku kabiny.

Agnes stanęła przed lustrami, a ja bokiem do nich tak, że nie było widać mojego odbicia. Dziewczyna zaczęła poprawiać swoje włosy.

– Jak się czujesz? – zapytałam.

– Dobrze. Wiesz, podoba mi się w tej szkole. Jest większa i znacznie fajniejsza niż ta, w której byłam ostatnio.

Wyciągnęła z torby szczotkę i przeczesała nią włosy. Spojrzałam na jej twarz w lustrze i zassałam z zaskoczenia powietrze. Jej odbicie zdawało się żyć własnym życiem. Zamiast czeszącej się dziewczyny, zobaczyłam stojącą i uśmiechającą się do mnie Agnes. Przetarłam oczy i otworzyłam ponownie, ale ona wciąż tam stała z opuszczonymi rękami i uśmiechała się do mnie.

Odwróciłam wzrok i zawiesiłam go na ścianie przede mną.

Zaczynam mieć zwidy. Chyba powinnam się przespać, pomyślałam.

– Coś się stało? – zapytała zaniepokojona Agnes, pakując szczotkę z powrotem do torby.

– Chyba powinnam pójść do pielęgniarki po jakieś prochy na głowę.

– Mnie też dzisiaj bolała. Masz, pomogą ci. – Podała mi małe pudełeczko z tabletkami, które chwilę wcześniej wyjęła z torby.

Gdy wyszłyśmy z łazienki, rozdzieliłyśmy się – Agnes poszła pod salę, a ja zaczęłam szukać Mike'a. Nigdzie go nie widziałam.

Stanęłam na środku korytarza i już chciałam wyjmować telefon z plecaka, kiedy nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i znieruchomiałam.

– Hej, jestem Liam. Chyba mieliśmy już okazję się poznać, prawda? – zagadał chłopak, z którym przetańczyłam pół wczorajszego wieczoru.

W świetle dnia miałam lepsze warunki, aby mu się przyjrzeć. Wyglądał równie dobrze jak ostatnio. Przez jasne otoczenie, rysy jego twarzy zrobiły się wyraźniejsze. Okazało się także, że nie pomyliłam się co do oczu. Wczoraj wieczorem wydawało mi się, że widziałam w nich miliony rozbłysków, Lena mówiła, że są złote, a Sandra, że przypominają dwie gwiazdki. Każda miała racje. Jego tęczówki wyglądały jak płynne złoto.

– Hej, tak... mięliśmy... – wyjąkałam zdziwiona. – Jestem Lindsay.

– Tak, wiem – rzucił. – Wczoraj nie miałem okazji się przedstawić. Myślę, że teraz będzie nam łatwiej się poznać, skoro jesteśmy razem w klasie.

Byłam zaskoczona jego pewnością siebie. Nie chciałam jednak dać tego po sobie poznać. Przywołałam uśmiech na twarz i uniosłam wysoko głowę.

– Dobrze tańczysz. – Zmieniłam temat.

– Myślę, że spokojnie mi dorównujesz – rzekł wesołym głosem.

– Szczerze mówiąc, zanim do mnie podszedłeś, bałam się, że już nikt w tym klubie nie umie tańczyć.

– A więc cieszę się, że mogłem cię pozytywnie zaskoczyć – powiedział, a kąciki jego ust wygięły się w łobuzerskim uśmiechu, ukazując rząd równiutkich, białych zębów. – Kiedy skończyliśmy tańczyć, poszłaś gdzieś...

– Tak, poszłam razem z moim Mike'iem do naszej ekipy – wyjaśniłam.

– Ach, rozumiem, w każdym razie nie widziałem cię później.

– Szukałeś mnie?

– Tak, przez chwilę.

Zrobiło mi się dziwnie głupio. Czułam, że zaraz się zarumienię.

– Po co? – zapytałam.

– Chciałem ci to oddać – powiedział ujmując moją dłoń i kładąc na niej srebrny łańcuszek z wiszącymi gdzieniegdzie brylancikami.

– Moja bransoletka! – krzyknęłam, a na mojej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. – Dziękuję ci bardzo! Nawet nie wiesz jak ważna ona dla mnie jest. Skąd ją masz?

– Kiedy odszedłem, zauważyłem, że leżała na środku parkietu.

– Skąd wiedziałeś, że jest moja? – zapytałam podejrzliwie.

– Kiedy z tobą tańczyłem, parę razy zahaczyłem o nią ręką. Musiałem ci ją przez przypadek odpiąć.

– Dziękuję.

– Hej! – Podeszła do nas Agnes.

Uśmiechnęła się do Liama i przedstawiła się radośnie. Zadzwonił dzwonek i we trójkę skierowaliśmy się w stronę klasy. Czułam na sobie zazdrosne spojrzenie Sandry.

– Znasz go? – zapytała mnie szeptem Agnes, kiedy usiadłyśmy w ławce.

– Pójdziesz ze mną dzisiaj do kawiarni po szkolę? Wszystko ci wyjaśnię – zaproponowałam.

– Nie ma sprawy – odrzekła wesoło i zatopiła nos w książce.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro