Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzwonek dał znać o końcu lekcji w chwili, w której nauczyciel chciał zrobić szybką kartkóweczkę. Uczniowie westchnęli z ulgą i zaczęli się pakować.

Włożyłam książki do plecaka i podałam Agnes jej piórnik, którego przez roztrzepanie zapomniała wziąć. Gdy tylko uwinęłyśmy się z naszymi rzeczami, wyszłyśmy z klasy. Skierowałyśmy się do głównego wyjścia.

– Gdzie idziemy? – spytała dziewczyna.

– Cafelea – odpowiedziałam.

– Co?

– To taka kawiarnia. Tam można w spokoju porozmawiać.

Opuściłyśmy szkołę, a wiatr od razu rozwiał nasze włosy, wpychając je nam do oczu. Otulona chłodem, wzdrygnęłam się i zapięłam skórzaną kurtkę. Robiło się naprawdę zimno.

Weszłyśmy do lokalu i już od progu przywitało nas ciepło bijące z kominka, stojącego w rogu. Usiadłyśmy wygodnie przy jednym ze stolików. Po chwili podeszła do nas ta sama ruda dziewczyna, którą tydzień temu Eric wprawił w zakłopotanie.

– Czego sobie panie życzą? – Usłyszałam cieniutki głosik.

– Ja poproszę szejka... truskawkowego! – zdecydowała Agnes, rozglądając się po kawiarni.

Kelnereczka spojrzała na mnie pytająco.

– Kawę – rzuciłam.

Gdy dziewczyna odeszła, Agnes pochyliła się w moją stronę. W jej oczach widziałam szalejące iskierki.

– Tu jest obłędnie! Nigdy nie byłam w tak przytulnym miejscu! W miasteczkach, w których mieszkałam, kawiarnie były szare i ponure, a ja tego naprawdę nienawidzę.

– Odkąd pamiętam lubiłam tu przychodzić – oznajmiłam.

– Nie dziwię ci się – powiedziała, ostatni raz patrząc na wystrój wnętrza, po czym skierowała swój wzrok na mnie. – No to mów. Skąd go znasz?

– Tego całego Liama?

Pokiwała potakująco głową. Westchnęłam głęboko.

– Spotkałam go na tańcach.

– Chodzisz na tańce? – Jej oczy rozbłysły. – Zawsze chciałam być baletnicą...

– Tak, ale nie do końca o takie tańce mi chodziło.

– A o jakie?

– W klubie – powiedziałam cichutko, rumieniąc się.

Agnes uniosła wysoko brew.

– O proszę! Bawiliście się razem? – zaszczebiotała słodko.

– Tak, i to długo – powiedziałam, a mój umysł zalała fala wspomnień.

– Zazdroszczę – powiedziała rozmarzona. – Sandra z Leną miały rację, jest zabójczy.

– Ale poznaliśmy się dopiero dzisiaj, podszedł do mnie.

– Spodobałaś mu się. – Zafalowała brwiami.

– Chciał mi oddać prezent od kuzyna, który zgubiłam na dyskotece. – Uniosłam nadgarstek lewej ręki, na której wisiała bransoletka. – Widzisz?

– To był tylko pretekst. Mówię ci. – Mrugnęła do mnie.

– Nieważne, umawiam się z Mike'iem.

– A no tak. – Posmutniała.

– Nie żałuję. Lubię Mike'a.

– Tak, wiem. Pewnie bardzo wam na sobie zależy.

– A Liama pewnie zaatakuje Sandra.

Do stolika podeszła dziewczyna z naszymi zamówieniami. Postawiła przed nami napoje i odeszła. Agnes pociągnęła pierwszego łyka przez słomkę. Jej oczy wywróciły fikołka, a z gardła wydobył się pomruk zadowolenia.

– To jest wyborne! – pisnęła, a ja roześmiałam się głośno.

– No pewnie. Nigdzie nie znajdziesz lepszego szejka.

– Dobrze, że mnie tu zabrałaś – powiedziała, zamykając oczy i ponownie biorąc do ust słomkę. – A wracając do Liama, to nie potrafię zrozumieć, co jest nie tak z jego oczami.

– Soczewki. Chyba... – odpowiedziałam, ale przypomniała mi się dziwna zmiana koloru oczu Erica. – Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia.

– Nigdy nie widziałam takich soczewek.

– Ja też nie. Co to za pomysł? Złote oczy? – prychnęłam.

Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, po czym zapytała:

– Lin, chciałabyś pójść do mnie do domu?

– Pewnie – odrzekłam. – Daleko mieszkasz?

– Nie, pięć minut drogi stąd.

Dopiłyśmy swoje napoje i wyszłyśmy z kawiarni. Mijałyśmy uliczki, którymi często szłam z Akademii Szkoły Tańca do szkoły. W pewnym momencie skręciłyśmy w wąską alejkę, która zaprowadziła nas przed mały domek jednorodzinny, odgrodzony od innych drewnianym płotkiem. Ściany były pomalowane jasną, żółtą farbą, która schodziła w niektórych miejscach, tworząc szare plamy. Spadzisty dach pokryty był czerwoną dachówką. Do drzwi prowadziła krótka ścieżka przecinająca ogródek rozpościerający się przed domkiem.

Agnes otworzyła furtkę i poprowadziła mnie do swojego mieszkania. Przed progiem zatrzymałyśmy się, a dziewczyna zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie. Po chwili wyciągnęła klucze. Wetknęła je w zamek, przekręciła, a drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem.

Zobaczyłam przytulnie urządzone wnętrze. Wąski korytarz, brązowy dywan i beżowe ściany, na których wisiały obrazy. Podeszłam do jednego, który szczególnie przyciągnął moją uwagę. Był to mały pejzaż. Zobaczyłam łąkę pokrytą czerwonymi kwiatami, nad którą namalowane zostało błękitne niebo, tworząc wspaniały kontrast kolorów.

– Pole usiane makami – wyjaśniła mi dziewczyna, która spostrzegła, że wpatruję się w obraz jak zaczarowana.

– Jest piękny.

– Dziadek go namalował.

– Nigdy nie widziałam maków. – Westchnęłam.

– Nigdy nie byłaś na łące? – spytała zaskoczona dziewczyna. – Przecież całe to miasteczko otaczają lasy! Nigdy do nich nie wchodzisz?

– Oczywiście, że odwiedzam lasy i chodzę na polany. Po prostu tutaj nie rosną maki – sprostowałam.

– To przykre. Tam, gdzie ostatnio mieszkałam, rosły wszędzie!

Znów wpatrzyłam się w piękny krajobraz, pragnąc przenieść się w tamto miejsce. Nagle usłyszałam skrzypnięcie w pokoju, do którego prowadził korytarz.

– Agnes? – zawołał zachrypnięty, spokojny głos.

– Tak dziadku, to ja – odpowiedziała dziewczyna, po czym pociągnęła mnie za sobą – Uważaj, mój dziadek jest czasem podejrzliwy i potrafi być nieznośny – szepnęła mi na ucho, a mnie nagle zrobiło się gorąco.

Weszłyśmy do małego pokoiku, w którym stało pełno starych mebli. Miałam wrażenie, że przeniosłam się parę wieków wstecz. Na bujanym fotelu na środku pomieszczenia siedział starszy pan w okularach, czytając książkę. Uniósł wzrok sponad lektury, a nasze spojrzenia się spotkały.

– Dzień dobry. – Przywitałam się.

Mężczyzna patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Dziadku, to jest Lindsay. – Przedstawiła mnie Agnes.

– Dobrze, że już jesteście – powiedział, wstając niezgrabnie z fotela – Siadajcie – rzucił i machną ręką w stronę niedużego stołu, a sam wyszedł z pokoju.

Spojrzałam pytająco na dziewczynę, która już zajęła swoje miejsce i zapraszała mnie na krzesło obok.

– No chodź! Zaraz przyniesie szarlotkę.

Po chwili mężczyzna wszedł z powrotem do pokoju, niosąc pysznie wyglądające ciasto. Po pomieszczeniu rozniósł się piękny zapach. Gdy wciągnęłam z zachwytem aromat, mój żołądek zaczął głośno burczeć.

– Ktoś tu jest głodny. – Zachichotała Agnes.

Ciasto zostało podstawione pod nasze talerze, a naprzeciwko nas usiadł dziadek Agnes, który nałożył nam po kawałku swojego wypieku. Podziękowałyśmy i zabrałyśmy się za jedzenie.

– Dziadku, wiesz, że Lin jest zainteresowana historią? – zagadnęła wnuczka. – Pomyślałam, że mógłbyś jej co nieco poopowiadać.

Mężczyzna przyjaźnie skinął głową i zwrócił się do mnie.

– Co chciałabyś wiedzieć?

Zawahałam się przez moment. Chciałam zapytać o coś, na co ponoć nie było odpowiedzi. Bałam się, że dziadek Agnes mógłby mnie wyśmiać lub źle to odebrać.

No trudno, niech się dzieje co chce, zdecydowałam w końcu.

Wzięłam głęboki wdech.

– Chciałabym wiedzieć czym była Wielka Wojna. Dlaczego zatajona została każda informacja, mogąca zdradzić, co się wtedy stało?

Starszy mężczyzna popatrzył na mnie podejrzliwie, po czym rzekł:

– Wielka Wojna była inna, niż każdy myśli.

– Czym więc była? – Włączyła się Agnes, mówiąc z pełną buzią.

– To nie byłą wojna pomiędzy ludźmi – powiedział, wciągnął głośno powietrze i wypuścił je ze świstem. – To była wojna między przeróżnymi rasami.

– Co ma pan na myśli? – zapytałam.

– Kiedyś po ziemi chodziło więcej stworzeń. Pięknych stworzeń, które teraz muszą się ukrywać...

– Co to za istoty – dopytywałam coraz bardziej zaciekawiona.

Mężczyzna zamilkł i przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. W pewnym momencie, jakby wybudzony ze snu, podniósł na nas wzrok.

– Widzę, że już zjadłyście. Pójdę po dokładkę – oznajmił, po czym wstał i wyszedł z pokoju.

Spojrzałam na Agnes z wymalowanym pytaniem na twarzy.

– No co? – Wzruszyła ramionami. – Czasem tak ma.

Kiedy jej dziadek wrócił z dokładką ciasta, jego twarz była pogodna i wesoła.

– Jak pierwszy dzień szkoły? – Zwrócił się do wnuczki.

– Super! Od razu zaprzyjaźniłyśmy się z Lin – zaczęła opowiadać dziewczyna. – Okazało się, że poza mną doszły jeszcze dwie osoby. Jedna dziewczyna z równoległej klasy i chłopak, który też jest nowy w mieście.

– Grace i Liam – podpowiedziałam.

– Masz miłych ludzi w klasie? – zagadnął staruszek.

– Osoby nie różnią się specjalnie od tych, które były w innych szkołach, oprócz Lin – powiedziała, a po chwili zastanowienia dodała: – No i Liama.

Spojrzałam na nią z chytrym uśmieszkiem. Chyba naprawdę jej się spodobał, pomyślałam.

Jej dziadek zachichotał.

– Cieszę się, że znalazłaś sobie nowych znajomych.

– Tak, Lindsay jest wspaniała. – Uśmiechnęła się do mnie dziewczyna, a ja odpowiedziałam jej tym samym.

– A co z tym kolegą? – Podpuszczał ją dziadek.

– On jest jak nie z tej planety! – Roześmiała się Agnes. – Jest wysoki, przystojny, a najlepsze są te jego złote oczy.

Zaczęłyśmy chichotać we dwie, ale szybko przestałyśmy, widząc blednąca twarz starszego mężczyzny.

– Dziadku?

– Wszystko w porządku, proszę pana? – Zatroskałam się.

Z jego twarzy zniknęły wszystkie kolory wraz z wesołością. W jednym momencie zrobił się poważny i zaniepokojony.

– Jakie ma oczy? – zapytał, ignorując nasze pytania.

– Wyglądają, jakby ktoś wlał mu do nich płynne złoto – odpowiedziała Agnes.

– Musicie mnie teraz uważnie posłuchać – powiedział mężczyzna i złapał nas za nadgarstki. – Niedługo zaczną się dziać dziwne rzeczy.

– Jakie dziwne rzeczy? – Przestraszyłyśmy się.

– Uważajcie na siebie. Lepiej żebyście się nie zbliżały do tego chłopaka.

– Dlaczego?

Zapadło milczenie. Ciszę przeszyło ciche westchnięcie dziadka Agnes. Czułam jak jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku.

– Ponieważ niedługo ktoś zniknie.

*

– O co chodziło twojemu dziadkowi? – spytałam, kiedy Agnes odprowadzała mnie do kawiarni, spod której miała odebrać mnie mama.

– Nie wiem, pierwszy raz mu się coś takiego zdarzyło – odparła.

– Myślisz, że powinnyśmy to ostrzeżenie potraktować poważnie?

Dziewczyna spojrzała na mnie, jakbym zapytała, ile to jest dwa plus dwa.

– Zwariowałaś? Co on może wiedzieć o tym chłopaku?

– Wydawał się być przestraszony, kiedy wspomniałaś o...

– Złotych oczach – dokończyła za mnie dziewczyna. – Nie wiem, o co mu chodziło. To było strasznie dziwne.

– I przerażające – dodałam, przypominając sobie jego nieobecny wzrok i bladą twarz.

*

Gdy obudziłam się następnego dnia, moje oczy szczypały mnie równie mocno, co poprzedniego ranka. Nie przeszło mi nawet, kiedy byłam już w szkole. Wciąż chodziłam z przymrużonymi powiekami.

Na jednej z przerw podszedł do mnie Liam.

– Hej – Przywitał się, odsłaniając perłowe zęby w uśmiechu.

– Cześć.

– Coś się stało? – zapytał. – Zauważyłem, że wciąż przecierasz oczy.

Zaskoczona tym, że to spostrzegł, wpatrywałam się w chłopaka przez chwilę. Nie wiedziałam, że zwracał na mnie uwagę.

– Od paru dni wciąż mnie bolą. Tak samo głowa. To pewnie przemęczenie.

Liam nie wydawał się być przekonany.

– Kiedy masz urodziny? – zapytał, zaskakując mnie przy okazji. Ponownie.

– W niedzielę.

– To już niedługo.

– Zważając na to, że dziś jest czwartek, to tak, niedługo. – Zaśmiałam się.

– Czy nie zechciałabyś mnie dzisiaj oprowadzić po mieście?

– Słucham? – Zdawało mi się, że się przesłyszałam.

– Nie chcę żeby to głupio zabrzmiało, ale szukam kogoś, kto mógłby mi pokazać to miejsce. W końcu jestem tu nowy. A jak na razie z tobą najlepiej mi się rozmawia.

Chciałam zaprotestować, bo przecież spotykałam się z Mike'iem i nie powinnam szlajać się po mieście z jakimś nowopoznanym kolesiem. Ale z drugiej strony, czy nie tego oczekiwała od nas wychowawczyni? Pomocy nowym? Pokazania Hollyplace? Poza tym Liam wydawał się miły.

Na następnej przerwie spotkałam Mike'a i opowiedziałam mu o planach na popołudnie.

– Będziesz łaziła z nim po mieście? – zapytał, krzywiąc się.

– Tak, poprosił mnie o pokazanie mu Hollyplace.

– Dlaczego akurat ty masz to robić?

– Bo mnie już zna. Poznaliśmy się...

– W klubie, pamiętam. – Machnął dłonią i odwrócił wzrok.

Złapałam go za ręce.

– Jesteś zazdrosny? – zapytałam, podnosząc jedną brew.

– Może trochę. – Wzruszył ramionami.

– Nie będę się z nim całować, tylko pokażę mu miasto. – Zaśmiałam się.

– Tobie ufam – stwierdził. – Jemu trochę mniej.

Cmoknęłam go szybko w usta i odeszłam, machając na pożegnanie. Została już tylko jedna lekcja. Potem miałam zostać przewodniczką Liama.

*

Wyszłam przed szkołę razem z Agnes.

– Dzisiaj nie mogę z tobą iść. Muszę wracać do dziadka – powiedziała.

– Nie ma problemu. I tak obiecałam Liamowi, że pokażę mu okolicę.

Przenikliwe oczka dziewczyny wpatrywały się we mnie zza okularów.

– No co?

– Podobasz mu się!

– Tak, pewnie. – zaśmiałam się.

– Jeśli nie, to dlaczego nie poprosił Sandry? Albo Leny? – zapytała. – Tak swoją drogą, kiedy tylko te dwie szczebiotki się o tym dowiedzą... będą wkurzone.

– Tak, zdaję sobie z tego sprawę. – Westchnęłam.

– Och, popatrz kto idzie – szepnęła mi na ucho.

Odwróciłam się i zobaczyłam czarnowłosego chłopaka, zmierzającego w naszym kierunku. Agnes cmoknęła mnie szybko w policzek i pomaszerowała w stronę swojego domku. Kiedy zniknęła za rogiem pierwszego budynku, usłyszałam głęboki, śpiewny głos.

– To gdzie się wybieramy najpierw?

Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za rękę. Nie opierał się. Rzuciłam jedynie przez ramię: „Zobaczysz".

Sandra wychodząca ze szkoły posłała mi pełne nienawiści spojrzenie. Odwróciłam wzrok. Powędrowaliśmy w głąb miasta.

Szliśmy krętymi, prawie pustymi uliczkami. Ciszę miasta zakłócałam swoją paplaniną. Zafascynowana historią tego miejsca, zdradziłam mu każdą tajemnicę Hollyplace.

Liam nie odzywał się prawie wcale. Szedł obok mnie wpatrzony w buty, którymi szurał po ulicy. Sprawiał wrażenie pogrążonego w moim słowotoku. Przysłuchiwał się moim wywodom z zainteresowaniem i od czasu do czasu potakiwał lub kręcił głową z niedowierzaniem, czasem ze zrozumieniem, a innym razem z dezaprobatą.

Gdy obeszliśmy już większą część miasteczka, postanowiłam, że zaprowadzę go do mojego ulubionego miejsca. Agnes kawiarnia się spodobała. Miałam szczerą nadzieję, że jemu również przypadnie do gustu.

Weszliśmy do Caflea, błogosławiąc ciepło, które otuliło nasze ciała. Usiedliśmy na dwóch fotelach, stojących przodem do siebie i oddzielonych małym, okrągłym stoliczkiem. Zamówiliśmy szybko dwie gorące czekolady, po czym zapadła głęboka, niezręczna cisza.

– Jak ci się podoba Hollyplace? – zapytałam, przerywając głuche milczenie.

– Jest... całkiem przyjemne – skwitował.

– Przyjemne? – Byłam zaskoczona. Dla mnie to było najpiękniejsze miasteczko na świecie. Niczego tu nie brakowało. No, może poza odnową naszej szarej szkoły. – Co ci tu nie pasuje?

– To nie tak, że coś mi nie pasuje. Chodzi raczej o to, że jest takie... smutne, ciche. Nie tętni życiem jak... miejsce, z którego przybyłem.

– A skąd jesteś? – spytałam.

– Z daleka – odpowiedział po chwili wahania.

Jak nie chce mówić, niech nie mówi, pomyślałam.

– Co cię tu sprowadziło?

– Powiedzmy, że jestem tu z woli mojej mamy.

– Ty nie chciałeś tu przyjeżdżać?

– Dobrze mi było tam gdzie żyłem, ale nie jest mi smutno.

– Zostajesz tu na zawsze?

– Prawdopodobnie nie.

– Szkoda – rzuciłam, a oczy Liama błysnęły z zaciekawieniem.

Podeszła do nas dziewczyna w białym fartuszku, która przyniosła nasze zamówienie. Po jej odejściu pociągnęłam pierwszego łyka.

– Masz chłopaka, prawda? – zapytał nagle mój towarzysz.

– Nie. Ja i Mike, owszem, zaczęliśmy się spotykać, ale to jeszcze nic pewnego.

– To ten koleś, którego widziałem w klubie?

– Ten sam – potwierdziłam, a jego usta wygięły się w kpiącym uśmieszku.

Zgromiłam go spojrzeniem.

– Przepraszam, przypomniałem sobie jego złość. Wyglądał, jakby chciał się bić. Jakbym cię tam rozbierał, a nie z tobą tańczył – wytłumaczył i roześmiał się.

– Tak, pamiętam. – Też zaczęłam się śmiać.

Rozmowa przeszła na zupełnie inne tory. Wypytywał mnie o uczniów z naszej klasy. Oboje poczuliśmy się swobodniej w swoim towarzystwie.

Kiedy padło nazwisko „Flis", od razu się skrzywiłam.

– Nie lubisz jej – odgadł szybko, podśmiewając się pod nosem.

– Powiedzmy, że Sandra nie jest typem milutkiej kumpeli. I... – Zawahałam się.

– I? Co? – dociekał chłopak.

– Chyba jej się podobasz – wyszeptałam.

Na chłopaku nie zrobiło to jednak jakiegokolwiek wrażenia.

– Zdarza się – stwierdził i złapał w usta rurkę, aby zaczerpnąć swojego napoju.

No pięknie, następny arogant, pomyślałam przypominając sobie identyczną reakcję Erica na dziewczyny, które były nim zainteresowane.

Przez chwilę i ja delektowałam się gorącym napojem. W pewnym momencie postanowiłam, że zadam mu pytanie, które od jakiegoś czasu błąkało się po mojej głowie.

– Liam?

– Tak? – zapytał ze słomką w ustach.

– Jaki jest twój prawdziwy kolor oczu?

Jego zęby zaiskrzyły w pewnym siebie uśmiechu, od którego ścisnął mi się żołądek.

– Nie wierzysz w prawdziwość moich tęczówek?

– Nie, nie wierzę. – Zaśmiałam się.

Chłopak przez moment patrzył na mnie z nieodgadnionym błyskiem w złotych oczach. Po chwili pochylił się nad okrągłym stoliczkiem, zmniejszając odległość między naszymi twarzami.

– Czasami lepiej jest uwierzyć w coś niesamowitego, niż trwać bezwzględnie przy powszechnie przyjętych prawdach – wyszeptał powoli, a następnie puścił mi oczko.

Szczerze mówiąc, nie zrozumiałam ani słowa.

– Wszędzie tajemnice. – Westchnęłam z rezygnacją.

– Jakie tajemnice? Co masz na myśli? – zapytał zaciekawiony.

– To za bardzo skomplikowane...

– Postaram się zrozumieć – powiedział i oparł się o swoje kolana, aby lepiej słyszeć.

Nie wiedziałam czy mogę mu ufać. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, ale z drugiej strony, nagromadzone sekrety zaczynały mi ciążyć. Chciałam się wreszcie komuś wygadać. A jego oczy wpatrywały się we mnie pełne zaciekawienia. Było w nim coś, co wzbudzało moje zaufanie. Wciągnęłam głęboko powietrze, układając w głowie to, co miałam zaraz powiedzieć.

– Ostatnie dwa tygodnie były jedną wielką mieszaniną dziwnych, tajemniczych wydarzeń. Najpierw przyjechał mój kuzyn, Eric. Kiedy przybył, zaczął mówić o wizjach. Potem ja sama zaczęłam dostawać jakichś dziwnych ataków bólu. Eric wyjechał, poznał dziewczynę o fioletowych oczach, w końcu jemu samemu oczy zmieniły kolor i to w jego urodziny, a następnego dnia... Puf! Po prostu zniknął. Siedziałam cały dzień w domu, dlatego Mike zdecydował, że zabierze mnie na tańce. Tam się poznaliśmy – powiedziałam, a Liam skinął głową na znak, że pamiętał. – Wczoraj, kiedy wstałam, zaczęły piec mnie oczy, boleć głowa... odwiedziłam Agnes i przez przypadek wspomniałyśmy o twoim niezwykłym kolorze oczu jej dziadkowi. – Mówiąc to, czułam, jak moje policzki czerwienieją. – Ja byłam pewna, że to soczewki, ale on... wyglądał na przerażonego. – Postanowiłam pominąć moment, w którym staruszek mówił nam, żebyśmy uważały na Liama i że niedługo ktoś zniknie. – Potem mówił coś o tym, że Wielka Wojna była inna, niż wszyscy myślą i brało w niej udział wiele ras... Cokolwiek by to znaczyło.

Streszczając mu swoją historię, poczułam, że ciężar spada mi z serca, ale z drugiej strony, było mi głupio. Ta cała opowieść brzmiała co najmniej absurdalnie.

Liam, po chwili zastanowienia odpowiedział mi pełnym spokoju głosem.

– Wygląda na to, że w twoim życiu szykuje się jakaś zmiana – powiedział zupełnie poważnie. – Może niepotrzebnie to analizujesz. Nie załamuj się nad rzeczami, których nie rozumiesz. To w niczym nie pomoże.

– Tak, pewnie masz rację.

– Oczywiście, że mam. – Uśmiechnął się łobuzersko.

Zaczęło się ściemniać. Liam odprowadził mnie do szkoły, pod którą mama zaparkowała swój samochód. Odwróciłam się do lekko zgarbionego, ale wciąż pewnie stojącego, i wpatrującego się we mnie chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego.

– Dziękuję za miłe popołudnie – powiedziałam, po czym podałam dłoń do uścisku.

Spojrzał w stronę wyciągniętej ręki, ujął ją delikatnie i pociągnął w stronę swoich ust, pochylając się lekko. Złożył na niej krótki pocałunek, podobnie jak w klubie, i szepnął:

– Dziękuję pięknej pani za pokazanie miasta. – Czułam jak na moją twarz wylazł rumieniec. – Do zobaczenia jutro.


**************************


Ten rozdział pisało mi się nadzwyczaj szybko :) Wiem, że na razie rozdziały są długie, ale później będą krótsze ^^

Jest on spokojniejszy w porównaniu do poprzednich, ale naprowadza nas na sporo rzeczy, które niedługo zaczną się dziać.

Następny rozdział będzie pełen akcji i niesamowitych zdarzeń.
Lin niedługo ma urodziny. Osiemnaste!

Komentujcie i gwiazdkujcie ☆☆☆

To bardzo motywuje ♡


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro