23. Co to było?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Laura*
21 listopada, 9:50

Nie moge się skupić na tym co mówi przewodniczka. Cały czas myśle o Lili i tym ze się nie budzi. Brakuje nam jej. Bez tego czuje jakby drużyny nie było. Oczywiście jest tylko że... Jakoś wszystko się zmieniło. Chciałabym by wszystko wróciło do normy zanim poznałam Freda i Rose ale niestety, nie da się. Tylko za sprawą życzenia czy czegoś.

Jen- Laura. Halo. Ziemia do Laury.
Ja- Co?
Jen- Tak bardzo nudzi cię wycieczka po muzeum?
Ja- Nie. Poprostu zamyśliłam się.
Vanessa- Znowu? Ciągle widzimy cię zamyśloną. Laura co jest?
Ja- Cały czas myśle o tym wypadku. O tym ze nie ma z nami Lili i myśle ze drużyna się rozpada.
Zack- To nie prawda.
Ja- To właśnie najprawdziwsza prawda!
Kim- Może i prawda ale zobacz. Jesteś ty, Jen, Nick, Colin, Zack, ja, Vanessa, Luck, Aya, Simon, Julka, Amber, Jane i od nie dawna Crystal.
Simon- Zobaczyć Lili wyjdzie z tego cała i zdrowa.
Ja- Oby tak było. Nie uważam jej tylko za przyjaciółkę ale za rodzinę. Zresztą jak was wszystkich.
???- O to było słodkie.

Wszyscy "cywile" uciekli po tej wypowiedzi. Luck też chciał ucieć ale Julka i Amber go powstrzymały.

Wszyscy- O nie.
Fred- O tak. Zapomnieliście ze ja też chodze z wami do klasy. Poza waszą piątką.
Luck- Fred ma racje. Nie chodzicie z nami do klasy.
Crystal- Ale szukali chętnych więc jesteśmy.
Fred- Docyć tych pogaduszek! Przyszedłem wyrównać z wami rachunek!
Nick- To ustaw się w kolejce!
Fred- Jakiej kolejce?
Nick- Na serio? I ty niby taki mózgowiedź?
Fred- Przecierz mówiłem ze mam pomocników!
Julka- Mówiłeś ze masz jednego. Więc gdzie drugi?
Fred- O nie przedstawiłem was. Poznajcie moją prawą rękę.

Nagle zza ściany wyszedł duch.

Fred- Poznajcie Jacka.
Jack- No witam.
Aya- Chcecie walczyć czy gadać?!
Fred- A jak ci się wydaje?!
Wszyscy- Ninja Go!

Użyliśmy spinjitzu. Po chwili byliśmy już przebrani w swoje stroje ninja.

Aya- Tak mi się wydaje.
Fred- Dobra. Skoro was jest więcej a nas trzech......
Jane- Trzech? Ja tu widze dwoje.
Fred- Rose!

Po chwili przybiegła.

Rose- Przepraszam ale zapomniałam.
Fred- Oby to było ostatni raz!
Rose- Dobrze kuzynie.
Fred- Wracając. Skoro was jest więcej niż nas to większość z was nie zawalczy.
Jack- Wybraliśmy przez losowanie trujke z was.
Fred- Chociarz ze mój rywal był oczywisty.

Spojrzał na mnie.

Ja- Skoro tak ci zależy by mnie pokonać to prubuj dalej bo to ci się nie uda!
Fred- Jeszcze zobaczymy.
Jack- To wracając. Mistrz wody zawalczy z Rose a mi zostaje mistrz ziemi.
Nick- Czasem tego nie ustawiliście?
Rose- Co masz na myśli?
Jen- Właśnie?
Nick- Po chwilowym zamyśleniu stwierdziłem ze każdy walczy z osobą która zamierza go znoszczyć. Ale nie rozumiem jednego. Dlaczego Rose ma walczyć ze mnią?
Jack- To proste. Wystarczy ze zdejmiesz swój kapturek ale powiesz jak się nazywasz.
Rose- O co wam chodzi?
Nick- Skoro chcecie to prosze bardzo.

Nick zciągnoł swój kaptur ninja. (Od dziś to u mnie kaptur ninja)

Nick- Prosze.
Rose- Nick?
Nick- Tak. To ze mną zawalczyć.
Jack- Widać ze bardzo was ponosi. Więc zaczynajmy!

*Rose*

Nie moge w to uwierzyć. Musze walczyć z moim przyjacielem jeszcze z piaskownicy. Nie dam rady! Musze stanąc po stronie dobra ale jeszcze nie teraz. Fred mnie za to potem zabije, ale warto zaryzykować!

*Fred*

Jeszcze nie wiedzą co ich czeka! Jeśli wszystko pujdzie zgodnie z planem to wkońcu pozbędę się tej całej Laury a potem jej całej rodziny! Wystarczy znaleźć jej słaby punkt. I chyba taki znalazłem. Jestem genialny!

Ja- Zaczynajmy!

Jack i Colin stanęli na przeciwko siebie. Kiedy dałem sygnał zaczeli. Nie wiedziąc czemu Rose też po chwili zaczęła atakować Nicka. Postanowiłem ze nie będę gorszy. Zaatakowałem moją przeciwniczkę. Jest silna ale wkońcu ją złamie!

*Colin*

Trudno atakować ducha. Myśle ze przegram prędzej czy później.

Jack- Jak tam twoja siostrzyczka?
Ja- A co cie to?!
Jack- Nie nic.
Ja- Nie waż się o niej wspominać!
Jack- A nie chciesz wiedzieć kogo to zasługa ze leży w spiążce?
Ja- To wasza sprawka?!
Jack- Tak. Prawde mówiąc jest silna. Pewnie gdyby nie miała dla kogo żyć dawno już by nie żyła!
Ja- Nawet tak nie mów! Ona będzie żyła i jeszcze się obudzi! Zobaczyć!
Jack- Już się boje. Ale w twojej rodzine to każdy taki jest. Głupi i słaby.
Ja- Odszczekaj to!
Jack- A co jeśli tego nie zrobie?
Ja- Wtedy pożałujesz ze wogule istniejesz!
Jack- To przepraszam.... Przepraszam ze twoja rodzina była, jest i będzie głupia i słaba!
Ja- Przegiołeś!

Rzuciłem się na niego. Nie wiedziąc czemu udało mi się przez niego nie przeniknąc. Dziwne ale warto by mu dokopać! Pożałuje ze wogule z nami zadarł!

Jack- Gbur potrafi się bronic! Co za zaskoczenie!
Ja- Ucisz się!
Jack- Bo co mi zrobisz?! Jesteś słaby! Nigdy nikogo nie pokonasz bez czyjeiś pomocy!
Ja- Jeszcze zobaczyć!

Już miałem mu przywalić z całej siły ale on za pomocy swojej mocy wystrzelił mnie w powietrze. Uderzyłem o sufit. Zaczołem spadać. Chyba uderzyłem o coś twardego głową bo zaczeła leciec mi krew strumieniami. Widziałem coraz gorzej. Czułem się okropnie. Czułem ze to mój koniec. Może Jack ma racje? Może jestem głupi i słaby. Przecierz jakbym inaczej postąpił to pewnie teraz bylibyśmy całą rodziną. Chociarz jest jeden plus. Będę mógł zobaczyć swoją młodszą siostrzyczkę. Tak. Już to czuje. Nadchodzi mój koniec. Przepraszam was moi przyjaciele ale się już nie zobaczymy.

Ja- Wybaszcie....

*Crystal*

Zobaczyłam jak Colin krwawi. Szybko do niego podbiegłam. Usiadłam na kolanach i przesunęłam głowe Colina tak by leżał na moich kolanach. Po chwili zjawili się pozostali. Brakowało Nicka i Laury ale oni pewnie nadal walczą.

Julka- Colin! Nie odchodź! Po za rodzicami tylko ciebie mam! Prosze nie zostawiaj mnie!

Na chwile otworzył te swoje czarne, pełne łez oczy.

Colin- Wybaszcie...

Po chwili zamknoł je spowrotem. Wszyscy znów zaczeli płakać. Amber nie wiedziąc czemu uklęknęła obok niego, położyła ręce na jego głowe i była w takiej pozycji jeszcze przez chwile. Po chwili otworzyła oczy i odsunęła się kawałek.

Ja- Co to było?
Amber- Ja sama nie wiem. Pomyślałam ze mam w sobie taką moc by mu pomuc. Ale najwidoczniej moja moc jest za słaba. Jedno wiem na pewno. Tam będzie szczęśliwy.
Kim- Lepiej go zanieśmy do Sensei'a. Może uda się jeszcze go uratować. Zack zanieś Colina na rękach do Sensei'a a mi będziemy ci toważyszyć!

Po chwili Zack wzioł go w swoje ramiona i razem wyszliśmy z tego przeklętego miejsca.

*Laura*
Chwile wcześniej

Fred zapędził mnie w kozi róg. Nie miałam do kond uciec. Kątem oka dostrzegłam krwawiącego Colina. Zakryłam usta dłonią i starałam się powstrzymać łzy.

Ja- Colin.
Fred- I widzić co się przez ciebie dzieje? Twoi przyjaciele są narażeni na niebezpieczeństwo! Najpierw twoja przyjaciółka Lili wylądowała w szpitalu, teraz twój przyjaciel Colin się wykrwawia i umiera. Możesz to zmienić. Wystarczy że pujdziesz z nami. Jeśli nie to nie tylko oni będą narażeni. To co? Jaka decyzja?
Ja- Czyli jeśli pujde z wami to wszystko się skończy? Tak?
Fred- No przecierz mówie! Jaka decyzja? Ratujesz czy narażasz?
Ja- Ratuje. Ide z wami tylko nic im nie róbcie!
Fred- Jak sobie życzysz.
Jack- Znikajmy!
Fred- Tak. Już.

Fred uśmiechnoł się szyderczo. Po chwili przeniusł nas do swojej kryjówki...

***

Hej wam! Chciałabym wam coś wyjaśnić. Ja nie uśmiercam ich specjalnie! Wkrótce się dowiecie dlaczego. Kilka pytań:

1. Jakie uczucia toważyszyły wam przy czytaniu tego rozdziału?
2. Nie zabijecie mnie za to? Prawda?
3. Jak rozdział? Kto chętny skala 0/10.
4. Czy chcecie by rozdziału pojawiału soę rzadziej a dłuższe czy żeby krótsze a częściej?

To tyle. Nie zabijajcie mnie! Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro