13. Najpotężniejszy Czarodziej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Avery nie spodziewała się, że słowa Siegfrieda sprawią jej taką przykrość. Nawet jeśli prawie go nie znała i nie powinna była się tym przejmować, zabolało ją, gdy stwierdził, że nawet nie chce spróbować bliżej jej poznać.

Przez resztę dnia miała wrażenie, że jej żołądek zawiązał się w supeł i straciła ochotę na rozmowy z innymi. Odbyła pozostałe trzy lekcje bez większej ekscytacji. Podczas drugiej części szkolenia z czarodziejem miała przejrzeć formułki podstawowych zaklęć i spróbować je zapamiętać. Dzięki temu mogła unikać wzroku swojego partnera, który, tak czy inaczej, był zajęty chwaleniem się przed całą klasą zaawansowanym poziomem jego umiejętności, wykonując różne manipulacje świetlne.

Literatura okazała się niezbyt wymagająca, na pierwszej lekcji nauczycielka jedynie rozdała uczniom listę lektur na całe trzy miesiące, czyli sześć książek. Dodatkowo dostali trzy dni na przeczytanie pierwszej. Potem z trudem przetrwała kolejną godzinę szkolenia na łowcę.

Gdy skończyła, czuła ból w niemalże każdym mięśniu swojego ciała. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, jednak dzięki temu zdołała na chwilę zapomnieć o smutku spowodowanym przez Ziggiego.

Zanim wróciła do pokoju, poszły jeszcze z Bambi do biblioteki, żeby wypożyczyć książki. Na szczęście nowa znajoma nie próbowała rozpoczynać rozmowy, więc spędziły ten czas w ciszy.

W pokoju Bianca spróbowała zacząć konwersację o Aidenie, jednak Avery ją przeprosiła i powiedziała, że potrzebowała chwili samotności. Założyła na uszy słuchawki i położyła się na łóżku, obracając twarzą do ściany.

Poczuła potrzebę porozmawiania z tatą albo Bridget. Niestety miejscowa sieć i wyszukiwarka internetowa jej na to nie pozwalały. Próbowała przeróżnych kombinacji Facebooka, Instagrama czy skrzynki mailowej. Nie potrafiła znaleźć żadnego z nich.

Westchnęła. Zamknęła oczy, próbując zdusić płacz. Chciała się komuś wygadać, ale nie znała tutaj nikogo na tyle, by kłopotać ich ze swoimi problemami. Była sama, w nowym miejscu, bez możliwości rozmowy z bliskimi. W świecie, którego wciąż całkowicie nie rozumiała. Nie potrafiła już dłużej powstrzymać łez.

***

Gdy wieczorem szła w kierunku kawiarni, wciąż czuła się przytłoczona, jednak zdołała zapanować nad płaczem. Próbowała skupić swoje myśli na czymś innym, więc wyglądała przez duże okna. Słońce zachodziło około dziewiątej, dlatego mogła długo cieszyć jasnym niebem i przyjemną pogodą. Jednakże w tamtym momencie, nawet ta myśl nie poprawiała jej humoru. Czuła, że naprawdę potrzebowała szczerej rozmowy.

Na początku planowała zostać przez resztę dnia w pokoju, szczególnie że Bianca gdzieś wyszła. Wtedy jednak dostała wiadomość od Emmanuela, pytającego, czy wszystko u niej w porządku.

Z jednej strony nie chciała zrzucać na niego swoich trosk, ale sam stwierdził, że jego zadaniem była pomoc jej w przejściu tych pierwszych tygodni. Dlatego umówiła się z nim na dziewiętnastą, czyli na tyle późno, by zdążyła odrobić pracę domową oraz na tyle wcześnie, by nie zostać zbyt długo sam na sam ze swoimi myślami.

Użyła swojej karty, by kupić sobie herbatę i kawałek ciasta czekoladowego. Nie zamierzała tak szybko wydawać tych kilkudziesięciu monet, które dostała na początek, jednak nic nie pomagało tak na zły humor jak smak czekolady.

Usiadła przy jednym ze stolików, a chłopak po chwili do niej dołączył.

— I jak leci? — zapytał z szerokim uśmiechem, lecz po chwili zauważył jej zaczerwienione oczy i spoważniał. — Ciężki pierwszy dzień?

— O dziwo nie aż tak — westchnęła. — Poznałam więcej ludzi, niż się spodziewałam. Zajęcia wydają się ciekawe, może oprócz tych sportowych. Po prostu... brakuje mi kontaktu z tatą i przyjaciółką. I moja współlokatorka... nie jest taka zła, ale tęsknię za własnym pokojem.

— To normalne. — Pochylił się w jej stronę ze współczującym uśmiechem. — Nieważne jak świetny byłby twój pierwszy dzień, nie przeskoczysz tęsknoty za rodziną, szczególnie z tymi durnymi zasadami naszej szkoły. Wszyscy przez to przechodzimy — westchnął. — Z czasem będzie lepiej. Poza tym nawet się nie obejrzysz, a będziesz mogła zadzwonić do swojego taty. A jak twój przydzielony czarodziej?

Przygryzła wargę i odwróciła wzrok.

— O... okej. — Pokręcił głową. — Ale wiesz, to tylko trzy miesiące. Podczas normalnego roku szkolnego dostaniesz nowego partnera.

— Przynajmniej tyle — zgodziła się bez przekonania. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo chciała, żeby Siegfried ją polubił. Nie sprawiał wrażenia przyjaznego do kogokolwiek, ale mimo to nie potrafiła przestać powracać do momentu, w którym wprost stwierdził, że nie zostaną przyjaciółmi.

— Wyglądasz na dość przybitą — stwierdził.

— Przepraszam. Głupio się czuję, męcząc cię moimi problemami, ale potrzebowałam z kimś porozmawiać, a nie znam jeszcze innych na tyle i... nie wiem. Może to nie był najlepszy pomysł, przepraszam, że zawracam ci głowę.

— Nie, nie, nie. Od tego tu przecież jestem! Możesz mi zawracać głowę, ile chcesz. Pamiętaj, że to, jak się czujesz, ma znaczenie. Szczególnie że przecież dowiedziałaś się o tym wszystkim dopiero niedawno. Sam przez to przeszedłem i wiem, w jakim szoku musisz wciąż być. A do tego zostałaś oderwana od swojego normalnego życia. — Pokręcił głową. — Hmm. Wiem, co ci może poprawić humor. Razem z kilkorgiem przyjaciół z drugiego roku się dzisiaj spotykamy. Chcesz dołączyć?

Na początku zamierzała odmówić. Jednakże zorientowała się, że wtedy wróciłaby do pokoju i znowu zaczęła płakać lub musiałaby znaleźć jakąś wymówkę, żeby uniknąć rozmawiania z Bianką.

— Okej. Dlaczego nie? — powiedziała, próbując brzmieć na podekscytowaną. Nie do końca jej to wyszło.

— Na pewno ich polubisz — uznał z przekonaniem. — Okej. A więc jeśli nie masz planów na później, możemy iść na stołówkę, jak skończysz jeść. Tam weźmiemy jedzenie na wynos i pójdziemy do Elodie. Jest świetna, to moja przypisana czarodziejka na te trzy miesiące, ale znaliśmy się wcześniej. Tak właściwie, to sama chciała cię poznać. To co?

— Jasne. Nie mam żadnych planów na teraz.

***

Elodie mieszkała piętro nad Avery, więc przynajmniej wiedziała, że potem bez problemu wróci do pokoju.

Nie czuła się zbyt pewnie. Poza tym nie dopisywał jej dobry humor, więc w ostatnim momencie chciała się wycofać, ale zarazem nie potrafiła wypowiedzieć tego na głos. Dlatego ostatecznie podążyła za nim do pokoju, w którym zastali trójkę innych osób.

Chociaż pomieszczenie nie należało do największych, cała przestrzeń była zagospodarowana i spersonalizowana. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć i plakatów z różnymi grupami muzycznymi, których Avery nie potrafiła zidentyfikować. Półki zostały wypełnione książkami oraz kilkoma roślinami w ozdobnych doniczkach. Nawet pościel ubrano w fioletowe poszewki, nieprzypominające tych szarych, które Avy dostała w swoim pokoju.

Wszystko było jednak przykryte przez warstwę dymu o zapachu wiśni. Na początku dość ją to skonfundowało, jednak po chwili zauważyła chłopaka o długich, jasnych włosach, palącego elektronicznego papierosa.

Poza blondynem, w pokoju były jeszcze dwie dziewczyny, a jedna z nich od razu podbiegła do nowoprzybyłych.

— Ty musisz być Avery — powiedziała z silnym francuskim akcentem i bez wahania przytuliła Avy, która zastygła w bezruchu z zaskoczenia. — Witaj w naszym syberyjskim, luksusowym więzieniu. Emmanuel nam o tobie opowiadał, chodź, poczuj się jak u siebie. Tak w ogóle, jestem Elodie. Tam masz Michaela i Eshę.

Dziewczyna niepewnie usiadła na krawędzi jednego z łóżek, wsłuchując się w cichą, relaksującą muzykę, lecącą w tle. Rzuciła szybkie spojrzenie na dwójkę nastolatków, jednak przez przyciemnione lampy i wszechobecny dym vape'a nie widziała dokładnie ich twarzy.

Emmanuel podszedł do długowłosego blondyna i zaczął z nim o czymś konwersować, a Elodie przysiadła się obok Avery.

— A więc. Opowiadaj — zaczęła, a widząc zdziwienie na twarzy Avy, dodała. — Jak się tu znalazłaś? Emmanuel wspomniał, że nie wiedziałaś wcześniej o istnieniu istot nadnaturalnych.

— To prawda... — stwierdziła, zastanawiając się, czy wszyscy tutaj nazywający siebie „istotami nadnaturalnymi" zamiast ludźmi, nie czują się z tym dziwnie.

— Czyli pochodzisz z rodziny łowców? — Esha włączyła się do rozmowy, odrzucając swoje ciemne, lśniące włosy za plecy.

— Nie... mój tato jest wilkoła... zmiennokształtnym canidae. Ale moja mama nie, więc nie odziedziczyłam tego genu transformacji.

— Sama postanowiłaś zostać łowcą? — Elodie założyła nogę na nogę oraz spojrzała na Avery z ciekawością, a jej zielonkawe oczy zdawały się błyszczeć za płaszczem dymu.

— Nie do końca. — Avy skrzyżowała ręce na piersi. — Jeden z magów z mojej okolicy powiedział, że dostałam zaproszenie od jakiegoś ważnego czarodzieja i... nie powinnam go odrzucać.

— Ważnego czarodzieja? — powtórzyła Elodie, mrużąc oczy. — Pamiętasz może jego nazwisko?

Avery miała wrażenie, że wszystkie spojrzenia w pokoju skierowały się w jej stronę, co jeszcze bardziej ją speszyło.

— Filin... coś? Nie, nie pamiętam dokładnie.

— Filindustria? Joseph Filindustria? — Elodie pochyliła się w jej stronę.

— Tak... to chyba było coś takiego — przyznała niepewnie.

Michael zagwizdał, a Esha mruknęła z podziwem.

— Osobiście cię zaprosił? — Emmanuel wyglądał na najbardziej zdziwionego ze wszystkich.

— To znaczy... to chyba było coś z wynikami, które wysłali mu łowcy... nie wiem dokładnie. — W tamtym momencie również zdała sobie sprawę, że nigdy o tym zbyt wiele nie myślała.

— Z wynikami. — Elodie pokręciła głową. — W takim razie musi być w tobie coś wyjątkowego, Avery.

— Dlaczego? Kim jest ten Joseph Filindustria?

— Praktycznie najpotężniejszym czarodziejem na całym świecie.

Avy zmarszczyła brwi. Inni często chwalili ją za pracowitość czy sumienność, ale nikt nigdy jej nie powiedział, że była wyjątkowa. Nie spodziewała się również, że osoba, która zdecydowała, że dziewczyna będzie się szkolić na łowcę, okaże się najpotężniejszym czarodziejem na świecie. To był duży zwrot akcji.

— A więc najwyraźniej mamy lepszy powód do świętowania niż początek kursu wakacyjnego — stwierdził Emmanuel po chwili. Chłopak wciąż wyglądał na zszokowanego, a przynajmniej w porównaniu do reszty grupki, których twarze nie zdradzały zbyt wielu emocji.

— Oj mamy — potwierdziła Elodie, kiwając głową. — Chcesz trochę piwa?

Michael z zachęcającym uśmiechem wystawił do Avery rękę, trzymającą ciemną butelkę.

— Może innym razem — stwierdziła dziewczyna, pamiętając ostatni raz, kiedy spożywała alkohol. Poza tym zastanawiała się, czy mogli pić na terenie szkoły. Teoretycznie Axel wspominał wcześniej tego dnia o pubach, jednak nie sądziła, żeby sprzedawali piwa na wynos.

— To może zapalisz? — Tym razem to Michael wystąpił z propozycją. — Vape jest o wiele bezpieczniejszy niż klasyczne papierosy.

Avery nie była pewna czy słowa chłopaka są prawdziwe, jednak głupio jej było ponownie odmawiać, dlatego pokiwała głową, czując zarazem złość na samą siebie za brak asertywności.

Michael usiadł pomiędzy Avery i Elodie, a następnie podał dziewczynie złotego e-papierosa.

— Wiesz, jak się zaciągać? — zapytał, a Avy pokręciła głową.

— Najpierw wciągnij trochę dymu, a potem powietrze. I jak będziesz wciągać dym, musisz trzymać ten przycisk z boku.

Avery pokiwała głową i spróbowała zrobić to, co kazał Michael. Jednakże, zamiast uzyskać pożądany efekt, wybuchnęła kaszlem.

— Z czasem przywykniesz — stwierdził ze śmiechem.

Pomimo propozycji dziewczyna już więcej nie próbowała zaciągania, za to dała się wciągnąć Elodie w rozmowę o jej życie w Greenbridge. Czarodziejka z ciekawością wypytywała o różne, według niej dziwne, fakty o Stanach, jak inne jednostki miary czy używanie stopni Fahrenheita zamiast Celsjusza.

Avery nie do końca rozumiała, dlaczego, ale po dwóch godzinach spędzonych na niezobowiązujących rozmowach z osobami, których na dobrą sprawę nie znała, poczuła się naprawdę lepiej. Poza tym, zgodnie z przewidywaniami Emmanuela, bardzo polubiła samą Elodie.

Było już po wpół do dziesiątej, kiedy postanowiła wrócić. Pożegnała się więc ze wszystkimi, ale, ku jej zdziwieniu, Michael postanowił ją odprowadzić.

Na początku szli w milczeniu, jednak gdy dotarli do klatki, dziewczyna odważyła się zacząć rozmowę.

— Czyli kim jesteś? — zapytała. — W sensie czarodziejem, wampirem, łowcą...?

— Aniołem — powiedział, nie ukrywając dumy w głosie. — Albo jak tutaj to nazywają, zmiennokształtnym aves.

— Chyba jesteś pierwszym... aniołem, którego tutaj poznałam — uznała. — Czyli Elodie jest magiem, Emmanuel łowcą, a Esha...

— Zmiennokształtnym canidae — dokończył ze śmiechem. — I lepiej nie nazywaj jej wilkołakiem. Przyjmuje formę cyjona, więc mogłaby się obrazić.

— Cyjona?

— To taki psowaty, zamieszkujący między innymi Indie.

Pokiwała głową, nie wiedząc, co jeszcze może powiedzieć. Na jej szczęście po chwili chłopak sam się odezwał.

— A więc co myślisz o tej szkole?

— Yyy... wszystko jest dość nowe, więc ciężko na razie powiedzieć. Ale nie wydaje się taka zła, może trochę przytłaczająca.

— Ma to sens. Po roku spędzonym tutaj mogę ci uczciwie powiedzieć, że trafiłaś do niezłej dziury. Klucz to znaleźć sobie dobre towarzystwo i się go trzymać.

— Zapamiętam. — Przystanęli przed drzwiami do jej pokoju. — To... tutaj mieszkam.

— Zapamiętam — stwierdził z delikatnym uśmiechem. — Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo.

Poczuła, jak się czerwieni. Nie wiedziała, czy powinna odpowiedzieć „ja też" i zanim zdążyła zdecydować, Bianca niepodziewanie wyskoczyła zza drzwi.

— Avery McCoy! Kto to jest? — Zmierzyła chłopaka z podejrzanym uśmiechem.

— Michael — przedstawił się krótko. — Do zobaczenia Avery.

Obie odprowadziły go spojrzeniem, aż nie zniknął na klatce schodowej na końcu korytarza. Dopiero kiedy kroki blondyna ucichły, Bianca popatrzyła na Avy wymownym wzrokiem.

— A więc, kim jest Michael?

— Poznałam go jakieś dwie godziny temu — stwierdziła Avery, wchodząc do ich pokoju. Specjalnie jednak odwróciła głowę od współlokatorki, czując, że jej policzki były całe czerwone.

— Przystojny jest. Taki... alternatywny. Te czarne ubrania, włosy do ramion, vape... nic dziwnego, że ci się podoba — uznała Bianca, siadając na swoim łóżku z rozmarzoną twarzą.

— Wcale mi się nie podoba — mruknęła Avy, odwracając wzrok. — Nawet go nie znam.

— Jakby to była jakaś przeszkoda. Ja bym go brała.

Avery popatrzyła na dziewczynę z szokiem wymalowanym na twarzy. Żadna z jej znajomych w związku nie deklarowała nigdy przy niej bez skrępowania, że umówiłaby się z kimś innym.

— Myślałam, że masz narzeczonego?

— No tak... — Bianca wyraźnie się speszyła. — Ale nie rozmawiajmy o nim teraz. To co, kiedy idziecie na pierwszą randkę?

Avy pokręciła głową, jednak przez chwilę poczuła nieoczekiwany komfort. W tamtym momencie jej nowa współlokatorka bardzo przypominała dziewczynie Bridget. I nawet jeśli nie były jeszcze przyjaciółkami, o dziwo, te naiwne wypytywanie o chłopaków sprawiły, że Avery poczuła się chociaż trochę bardziej jak w domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro