21. Łazienkowe Wyznania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Avery przetarła opuchnięte oczy i powoli uniosła głowę. Początkowo dostrzegła jedynie rozmazaną sylwetkę. Musiała kilka razy zamrugać, zanim zdołała wyraźnie go zobaczyć w przyciemnionej przestrzeni damskiej toalety.

Aiden ostrożnie do niej podszedł i po chwili wahania również usiadł na zimnych kaflach.

— Wszystko w porządku? — zapytał cicho, opierając się o ścianę i posyłając jej zmartwione spojrzenie.

— Skąd wiedziałeś, że tu jestem? — Odwróciła wzrok. Z trudem powstrzymywała łkanie.

— Widziałem, co się stało — stwierdził powoli, wyraźnie ważąc słowa. — Byłem w tym samym korytarzu z Poliną, kiedy usłyszałem, jak krzyczałaś. Podszedłem sprawdzić, co się dzieje i zobaczyłem, że uciekasz od Michaela.

Choć sama usilnie powstrzymywała się przed patrzeniem na chłopaka, podświadomie czuła na sobie intensywne spojrzenie jego zielonozłotych oczu.

— Możesz wrócić do Poliny. Ja sobie poradzę — powiedziała, starając się zabrzmieć przekonująco.

Jednakże drżący głos podważył autentyczność jej słów.

— Chyba wolałbym posiedzieć z tobą, jeśli pozwolisz. Poza tym, po dłuższym zastanowieniu, aż tak nie lubię tej dziewczyny. Jest dość ładna, ale trochę zbyt zarozumiała, jak na mój gust — uznał półżartobliwie.

W normalnych okolicznościach prawdopodobnie przynajmniej by parsknęła, jednak w tamtym momencie kąciki jej ust nie potrafiły unieść się nawet o milimetr. Dlatego odpowiedziała mu ciszą.

Aiden westchnął i zamilkł na kolejne kilka minut. Ich jedynymi towarzyszami były przytłumione dźwięki muzyki oraz oddalone kroki pijanych uczniów.

— Przepraszam — wyszeptał wampir po dłuższej przerwie.

Avery zmusiła się, żeby na niego spojrzeć.

— Za co? — Delikatnie uniosła brwi. Miała wrażenie, że jej oczy wciąż wypełniają łzy, jednak nie mogła powstrzymać ciekawości. Nie rozumiała, dlaczego chłopak miałby odczuwać jakiekolwiek wyrzuty sumienia w związku z tym, co się stało.

— To moja wina. — Pokręcił głową. — Sam poruszałem temat waszego związku i razem z Biancą na ciebie naciskaliśmy, patrząc przez pryzmat naszych własnych przekonań. A gdybym był lepszym przyjacielem, zauważyłbym, że coś było nie tak, zamiast szukać nic nieznaczącej rozrywki na jedną noc.

Tym razem dała radę lekko się uśmiechnąć. Była naprawdę dotknięta jego troską.

— Ale ostatecznie tutaj przyszedłeś. To nie twoja wina. Sama nie wiedziałam, czego chciałam. Zresztą... wciąż nie wiem.

— Jesteś nastolatką. To nie tak, że ktoś od ciebie wymaga, żebyś wiedziała, czego chcesz. Masz jeszcze mnóstwo czasu, żeby to rozgryźć.

— Ale... mam wrażenie, że... czasem ze mną jest coś nie tak. — Pociągnęła nosem. — Ty, Bianca, Ziggy. Czasem... w porównaniu do was jestem niedoświadczoną we wszystkim nudziarą bez żadnego wyrazu.

Najprawdopodobniej wypowiedziała te słowa pod wpływem resztek alkoholu. Nawet na trzeźwo nie potrafiła tego całkowicie sama przed sobą przyznać, lecz rzeczywiście, podświadomie, nachodziły ją takie myśli. Że była nijaka w porównaniu do ludzi wokół. Że nie posiadała nawet grama charyzmy Aidena, Bianki lub Elodie, uroku Bambi i Emmanuela czy bezkompromisowej pewności siebie Siegfrieda.

Wcześniej dokładnie tak samo czuła się przy Bridget. Kochała swoją najlepszą przyjaciółkę jak siostrę, jednak nie potrafiła nie zauważyć jak bardzo sztywna i bojaźliwa była w porównaniu do Bri.

— Na pocieszenie, Ziggy też nie ma zbyt dużo doświadczenia w wielu sprawach — zażartował, jednak po chwili powrócił do poważnego tonu. — Wydaje mi się, że nie masz się o co martwić. Jesteśmy nastolatkami. Przecież nie zostaniemy już na zawsze tacy, jacy jesteśmy teraz. Masz jeszcze mnóstwo czasu, żeby znaleźć swoją tożsamość. Czy poszaleć. Zrobić coś spontanicznego i głupiego. Zmienić się na lepsze, jeżeli tylko czujesz, że chcesz. Jakkolwiek dziwnie to brzmi.

Avery spojrzała na niego ze zwątpieniem.

— Hej, gdybyś spotkała mnie rok temu, uznałabyś mnie za rozpieszczonego, egoistycznego idiotę, którego główną pasją życiową są imprezy — stwierdził, energicznie kiwając głową. — I chociaż dalej lubię imprezy, odnalazłem też nowe pasje. Jak na przykład... męczenie Ziggiego. Lub pasjans.

Tym razem Avy nie potrafiła powstrzymać śmiechu, lecz już po chwili posmutniała.

— Aiden... co ja mam teraz zrobić? Z Michaelem.

— A wiesz, co do niego czujesz?

— Nie mam bladego pojęcia — westchnęła, przykładając dłoń do skroni. — Nigdy nie byłam w nikim zakochana. Najbliżej tego chyba było z Jeremim, ale nic między nami nigdy się nie wydarzyło.

— Jeremim? Czekaj, Bambi coś wspominała. Czy to ten, co podobno mnie przypomina? — Zmarszczył czoło w konsternacji.

Avery niepewnie pokiwała głową.

— W takim razie nie można zaprzeczyć, że masz dobry gust, jeżeli chodzi o wygląd — stwierdził żartobliwym tonem. — Ale to, że jakiś Jeremy ze swoim małomiasteczkowym charakterem cię zauroczył, a mój niezaprzeczalny urok już nie... istna tragedia. Musisz popracować nad swoimi wyborami życiowymi, Avy.

Nie potrafiła powstrzymać pobłażliwego spojrzenia.

— Następnym razem nie popełnię tak strasznego błędu — obiecała, kręcąc głową.

Wciąż jeszcze miała zatkany nos, jednak jej oczy już niemalże całkowicie wyschły, a humor lekko się poprawił.

— Wracając do Michaela... nie zmuszaj się do niczego. Jeśli czujesz, że nie chcesz już mieć z nim więcej do czynienia, zerwij. Nie ma sensu tego ciągnąć. Ale jeśli myślisz, że może jednak coś z tego będzie, po prostu z nim porozmawiaj. Wytłumacz, jak się czułaś. Powiedz, że wolałabyś zwolnić tempo. Może, że nie czujesz się jeszcze komfortowo.

— A jeśli mnie wyśmieje?

— No cóż, pewnie cię to wtedy zaboli. Ale jeśli rzeczywiście cię wyśmieje, to będzie tylko oznaczało, że jest totalnym idiotą. Poza tym sama mówiłaś, że to twój pierwszy związek. Nawet jeśli nie zakończy się idealnie, przynajmniej czegoś się o sobie nauczysz, o tym jak zachowujesz się w takich sytuacjach. Wtedy będziesz mogła potraktować całość jako cenne doświadczenie. — Wzruszył ramionami, jakby przekazywał jej najbardziej oczywiste informacje.

— Brzmisz trochę, jak zawodowy mówca motywacyjny.

— Mój starszy brat powiedział mi te słowa rok temu, gdy zerwała ze mną moja ówczesna dziewczyna — westchnął. — Jako że, według jej opinii, byłem rozpieszczonym, egoistycznym idiotą, którego główną pasją życiową były imprezy. Nie zaprzeczę, dość zabolało, ale patrząc z perspektywy czasu, miała po części rację.

— Powiedziała ci to prosto w twarz? — Avery zmarszczyła czoło, zastanawiając się, jak by się poczuła, gdyby usłyszała takie słowa.

— I parę inny rzeczy. — Skrzyżował ramiona, a jego uśmiech nieco przygasł. — Ale to część życia. Nie może być zawsze idealnie. Najważniejszym jest, by nie przejmować się porażkami, wyciągać z nich lekcje i ruszać przed siebie. I, dla jasności, to również mądrości mojego brata. Rens mógłby zostać terapeutą.

Avery posłała chłopakowi współczujący uśmiech.

— Podziękuj mu kiedyś ode mnie — poprosiła.

— Nie, nie mogę mu jeszcze bardziej podbudowywać jego ego. Jest moim ulubionym bratem, nie chcę zrobić z niego zarozumialca. — Pokręcił głową. — A więc... jak wyglądają twoje plany na resztę tak pięknie rozpoczętej nocy?

— Najchętniej przesiedziałabym ją tutaj. Nie czuję się na siłach na powrót do pokoju — stwierdziła, przyciągając kolana do klatki piersiowej.

— Okej. Ale nie wiem, czy zostanie tu jest dobrym pomysłem. To łazienka. Jak dotąd nikt nie postanowił z niej skorzystać, ale impreza wciąż trwa w najlepsze. A nie za bardzo widzi mi się spędzenie reszty nocy otoczony... toaletowymi zapachami.

— Nie musisz ze mną siedzieć przez całą noc — stwierdziła szczerze. — Naprawdę doceniam fakt, że tutaj przyszedłeś i ze mną porozmawiałeś. I podzieliłeś się mądrościami swojego brata.

— Ehhh, Avy, właśnie udowadniam, że nie jestem rozpieszczonym, egoistycznym idiotą, pozwól bohaterowi działać. — Powoli się podniósł, wzdychając. — A tak na poważnie, chcę się upewnić, że wszystko z tobą w porządku. Przyjaciele o siebie dbają, prawda?

— Prawda. — Uśmiechnęła się delikatnie.

— A więc nie chcesz wracać do swojego pokoju. Mój też odpada, jako że Ziggy, by mnie zamordował. Większość klas jest zamknięta... okej, wstawaj, wiem, gdzie idziemy.

Avery z trudem się podniosła, rozciągając zdrętwiałe mięśnie.

— Gdzie? — spytała.

— Przygotuj się na szaloną noc w bibliotece — powiedział z udawanym entuzjazmem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro