22. Ostoja Zwana Biblioteką

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Książki zawsze były dla niej oparciem, a miejsca, takie jak biblioteka, traktowała jak opokę. W liceum w Greenbridge zawsze chowała się tam, szukając spokoju i pomocy. Dlatego gdy tylko Aiden zaproponował bibliotekę jako pomieszczenie, w którym mieli spędzić resztę nocy, nie mogła odmówić.

Dziewczyna była zdziwiona, że nie zamknęli jej na noc, jednak na miejscu dostrzegli kilku uczniów wytrwale studiujących grube książki i swoje notatki. Uznała, że najwyraźniej władze szkoły pozwalały na całonocną naukę.

Dyskretnie przeszli do dalszej części ogromnej sali, nie przyciągając zbyt wielu ciekawskich spojrzeń. Aiden zaprowadził ją do tak zwanej strefy wypoczynku z przyciemnionym światłem, stolikami do kawy oraz czerwonymi sofami, obok których leżały różnokolorowe koce polarowe. Oboje wybrali po jednym i się nimi okryli, siadając wygodnie na kanapach.

— Mówiąc szczerze, nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś przenocuję w bibliotece. Niech żyją nowe doświadczenia. Hurra — westchnął.

— Mogłabym się do tego przyzwyczaić — stwierdziła Avery, czując, jak większość napięcia ją opuszcza pod wpływem kojącej obecności tysiąca książek. — Jutro Bianca prawdopodobnie zasypie mnie masą pytań. I pewnie będzie zawiedziona.

Aiden pokręcił głową i mruknął z dezaprobatą.

— Przestań się tak bardzo starać przypodobać innym. Nie jesteś Biance nic winna. Oczywiście, że będzie ciekawska, ale jeśli nie chcesz z nią o tym rozmawiać, bądź szczera.

— Myślisz, że jej to nie obrazi? — Zmarszczyła czoło. Wiedziała, że Bri, która była dość podobna do obecnej współlokatorki Avy, nigdy nie wybaczyłaby przyjaciółce takich słów.

— Może trochę. Jest dość podekscytowana twoim życiem uczuciowym, ale uwierz mi, z czego mówiła, to głównie przez jej własną sytuację. — Chłopak ziewnął.

— Z narzeczonym? Myślałam, że jest zadowolona, sama się przecież na to zgodziła.

— Trochę rozmawialiśmy i ta cała sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana i... przytłaczająca. Ale nie jestem osobą, która powinna ci o tym opowiadać.

Avery przytaknęła i oparła głowę o jedną z wielkich poduszek, leżących na kanapie. Czy Bianca chciała zaangażować się w życie miłosne Avy, bo jej własne nie wyglądało tak, jakby tego chciała i nie mogła nic na to poradzić?

Po kilku kolejnych minutach ciszy Aiden przeciągnął się i postanowił położyć na całej długości swojej kanapy.

— A więc skoro mamy ten miły moment zacieśniania więzów, chcesz coś jeszcze przedyskutować? Na przykład... nie wiem, teorie spiskowe Axela? Ulubione trunki Bambi? To akurat bardzo ciekawy temat, patrzysz na nią i nie spodziewasz się niczego nadzwyczajnego, ale cicha woda brzegi rwie. Ma naprawdę dobry gust jeśli chodzi o wina czy rum, nie lubi tylko whiskey, ale nad tym popracujemy.

— Wiesz, że nie mogę nawet legalnie jeszcze pić? A za każdym razem, kiedy to robię, kończy się bardzo źle, więc to raczej nie jest mój ulubiony temat.

— Pewnie słusznie — zaśmiał się. — A więc... jakieś inne propozycje?

Skrzyżowała ramiona i westchnęła. Było coś, co kłębiło się w jej głowie już od jakiegoś czasu, jednak bała się komukolwiek o tym powiedzieć. Nie chciała tworzyć niepotrzebnych problemów. Mimo to Aiden nie wydawał się być osobą, która wywołałaby zamieszania.

— Jest jedna rzecz. To nic wielkiego, po prostu... jakiś czas temu... — Ze wszystkich sił próbowała przybrać obojętny ton. — Ziggy wspomniał, że wolałby się... nie zaprzyjaźniać. I że raczej woli traktować naszą znajomość jako... zadanie.

Brwi chłopaka momentalnie wystrzeliły do góry, ożywiając jego jak dotąd zaspany wyraz twarzy.

— Naprawdę tak powiedział?

— To znaczy, to nic takiego, naprawdę rozumiem, szczególnie że nie muszę się z każdym przyjaźnić...

— Wciąż nie powinien tego mówić. Spróbuję z nim porozmawiać. Ziggy potrafi być nieuprzejmy i czasem... ma tendencję do odpychania ludzi, nawet jeśli ich lubi. Nie bierz tego do siebie, to taki okres buntu.

Avery uznała, że chłopak po prostu próbował ją pocieszyć. Ziggy jasno stwierdził, że nie pałał do niej zbyt wielką sympatią, co najwyżej była mu obojętna. Jednakże nie chciała kłócić się z Aidenem.

— Nie musisz z nim rozmawiać. Pewnie masz rację i to nastoletni bunt — powiedziała, choć buntownik był ostatnim słowem, który określiłaby Siegfrieda. — Jesteście dość blisko, prawda? Zachowujesz się, jakbyś był jego starszym bratem.

— Nasze rodziny często współpracują, więc znamy się od dziecka. On nie ma rodzeństwa, a moje, może oprócz Rensa, jest o wiele starsze. Więc naturalnie podczas różnych wyjazdów trzymaliśmy się razem. I, uprzedzając twoje pytanie, zawsze był takim poważniakiem. Ale jego ojciec jest dość surowy, więc można to chłopakowi wybaczyć.

Avy westchnęła. Patrząc na Ziggiego, mogła się domyślić, że jego rodzice należeli do grona tych bardziej rygorystycznych.

Poszła za przykładem Aidena i również wygodnie skuliła się na swojej kanapie, upewniając się, że była cała przykryta kocem, a jej głowa leżała wygodnie na miękkiej poduszce. Powoli ogarniała ją senność, więc pomimo ciekawości, nie czuła zbyt dużej ochoty na kontynuowanie rozmowy.

— Aiden — szepnęła, jeszcze zanim zamknęła oczy.

— Hmm? — mruknął.

— Dziękuję za wszystko. Dobry z ciebie przyjaciel.

— Do usług — odpowiedział sennie, a następnie przekręcił się twarzą do czerwonego oparcia sofy.

Już po kilku minutach Avery mogła słyszeć jego ciche pochrapywanie. Uśmiech mimowolnie zagościł na jej ustach, zanim odpłynęła w krainę snów.

***

Pomimo zmęczenia i delikatnego bólu głowy, przez cały następny dzień postanowiła robić to, co wychodziło jej najlepiej — uczyć się. Aiden obudził ją z rana i ostatecznie namówił, żeby wrócili do swoich pokoi. Mimo to wciąż nie miała ochoty na konfrontację z Biancą czy kimkolwiek innym. Dlatego jedynie szybko wślizgnęła się do pokoju, w którym jej współlokatorka jeszcze słodko spała, wzięła torbę z laptopem, kosmetyczkę, ładowarki do wszystkich urządzeń, wielką butelkę wody oraz ubrania na zmianę, a potem skierowała się do łazienki.

Po odświeżającym prysznicu poszła na stołówkę po śniadanie na wynos, a następnie pośpiesznie wróciła do biblioteki.

Odrobiła już wszystkie prace domowe, więc postanowiła przejrzeć listę rzeczy, które zapisywała, żeby zrobić wcześniej.

Zjadła śniadanie i się napoiła, licząc, że pomoże jej to wrócić do formy, po czym zaczęła wyszukiwać informacje na temat patronki szkoły. Ku swojemu zdziwieniu nie znalazła w internecie zbyt wielu informacji o kobiecie, nawet nie podano nigdzie jej głównego nazwiska, trzymano się jedynie patronimicznego.

Przeczytała na stronie szkoły, że Anastazja Piotrovna była magiem oraz archeologiem, badającym ludy zamieszkujące północ Europy oraz Azji, wliczając w to Syberię. Mimo to, oprócz wzmianki, że jej odkrycia przyczyniły się do lepszego zrozumienia starożytnych cywilizacji, nie wypisano żadnych poszczególnych osiągnięć kobiety. A przynajmniej nie takich, które zapewniłyby jej, zostanie patronem jednej z najlepszej szkół dla istot nadnaturalnych.

Spróbowała również przerobić kilka rozdziałów do przodu z zajęć z relacji międzynarodowych, licząc, że być może odnajdzie jakieś znajome nazwiska. I rzeczywiście, w temacie podsumowującym następstwa drugiej wojny światowej, nazwisko Filindustria pojawiało się w niemalże każdym akapicie. Avery dowiedziała się, że członkowie tego rodu zaczęli zyskiwać potęgę w osiemnastym wieku, by w dwudziestym być już uznawanymi za najsilniejszych żyjącą rodzinę magów. Jednakże po okrucieństwach drugiej wojny światowej, Wielka Rada Czarodziei postanowiła znacząco ograniczyć wpływy rodu Filindustria, nie chcąc, by jedna rodzina zdobyła zbyt wielką potęgę. Mimo to Filindustrowie pozostali jedną z najważniejszych figur na arenie politycznej nadnaturalnych.

Potem postanowiła postudiować niewidzialny język, w międzyczasie wciąż popijając wodę. Jak za każdym razem, gdy nad nim przysiadała, z zaskoczeniem odkrywała, że nauka przychodziła jej zaskakująco łatwo. A przynajmniej, biorąc pod uwagę, że całość była zapisywana w całkowicie nieznanym dla niej alfabecie, a ona sama, po poprzedniej nocy, wciąż cierpiała na lekkie bóle głowy i zmęczenie. Co więcej, po kilku minutach siedzenia nad słownikiem odkryła, że wcześniejsze dolegliwości zaczynały ustępować, zastępowane przez poczucie euforii.

Avery potrafiła już zapisywać podstawowe zdania i często rozumiała kontekst prostych historyjek oraz elaboratów, które znalazła w swoim słowniku. Przy tym odkryła również, że książka nie była do końca klasycznym słownikiem, jako że miała w drugiej części mnóstwo ćwiczeń gramatycznych oraz kilka przykładowych tekstów.

Znalazła w jednym z takich fragmentów opis czasów tajemniczych, starożytnych Faelien, których pokrótce przerabiała na historii. Tekst ten był dość zaawansowany jak na jej umiejętności, więc musiała co chwilę sprawdzać kolejne słowa, jednak sam temat ją interesował, a podręcznik z historii nie dostarczał zbyt wielu wiadomości.

Po pół godzinie uważnego studiowania natrafiła w pewnym momencie na sformułowanie „Dzieci Pełni", które od razu przyciągnęło jej uwagę. Opisano je po prostu jako istoty współistniejące z czarodziejami oraz ludźmi na Ziemi w czasach starożytnych i nadzorowane przez Faelien. Jednakże, gdy Avery wpatrywała się w te dwa, pozornie zwykłe, słowa, z nieznanych sobie powodów poczuła, jakby były one najważniejszą zagadką jej życia.

W pierwszej chwili pomyślała o wilkołakach, jednak szybko przypomniała sobie, że zmiennokształtni candiae mieli powstać wieki później. Jeszcze kilka razy upewniła się, że użyła odpowiedników słów w angielskim, lecz ostatecznie zawsze wychodziło to samo. Dzieci Pełni.

Z zaintrygowaniem podeszła do bibliotekarki z zapytaniem o książki, dotyczące tego tematu, prosząc o jak najstarsze teksty. Zdezorientowana kobieta nie potrafiła jej zbytnio pomóc, skierowała jedynie Avery na dział historii starożytnej.

Tam Avy wyszukała najstarzej wyglądające księgi i zabrała je do swojego kącika nauki. Po kilkunastu minutach przeglądania pierwszej zorientowała się jednak, że znalezienie hasła „Dzieci Pełni", jeśli w ogóle występowało w którejkolwiek z książek, zajmie jej dnie. Dlatego postanowiła spróbować innego sposobu.

Szybko otworzyła na laptopie stronę biblioteki, zalogowała się na niej, a potem wstukała tytuł pierwszej z ksiąg. Ku jej zadowoleniu pasująca okładka od razu wyskoczyła na pierwszym miejscu. Kliknęła w nią, znalazła opcję „szukaj", a następnie wpisała pożądaną frazę. Nic.

Powtórzyła tę czynność z każdą z wybranych książek i ostatecznie uzyskała jedno dopasowanie. I ono również zbyt wiele jej nie powiedziało, ponownie jedynie nazwało ich współmieszkańcami Ziemi.

Avery jednak nie miała zamiaru się poddawać. Gdy już jakaś intrygująca niewiadoma pojawiła się w jej umyśle, musiała ją rozwiązać, a ta jedna niemalże wzniecała ogień ciekawości w głowie dziewczyny.

Na początku wysłała wiadomość do Aidena z zapytaniem, czy kiedykolwiek słyszał o takim terminie. Chłopak odpisał, upewniając się, czy to czasem nie była jakaś popkulturowa nazwa wilkołaków, a gdy zaprzeczyła, stwierdził, że nie. Spróbowała jeszcze napisać do Elodie oraz Emmanuela, licząc, że być może oni będą coś wiedzieć, lecz również nie potrafili jej pomóc. Dodatkowo Elodie spytała, czy coś się stało pomiędzy Avery i Michaelem, jednak Avy nie była jeszcze gotowa, by odpowiedzieć. Westchnęła i szybko odpisała „porozmawiamy później", by potem od razu wyłączyć telefon.

Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, co jeszcze mogła zrobić. Po chwili stukania palcami o blat stolika wpadła na pomysł, by zapytać swojego nauczyciela historii. Znalazła jego adres mailowy na dzienniku elektronicznym i szybko wysłała wiadomość, mówiącą, że natknęła się na sformułowanie „Dzieci Pełni" w jednej z książek i czy on wiedział, do czego mogło się odnosić.

Na odpowiedź czekała kilkanaście minut, lecz nauczyciel stwierdził tylko, że to albo określenie używane przez ignoranckich ludzi na zmiennokształtnych canidae bądź ewentualne błędy w tłumaczeniu.

Avery westchnęła, usilnie myśląc nad innymi możliwymi źródłami informacji. I wtedy przypomniała sobie Petra Karlika.

***

— Dzięki, że zgodziłeś się tu ze mną przyjść — powiedziała, gdy razem z Axelem przekraczali próg Czarnej Maliny.

Od razu, gdy uznała, że chciała odwiedzić ten pub, wiedziała, że nie będzie na tyle odważna, by pójść tam sama. Na początku postanowiła zaprosić Aidena, jednak wampir i tak już bardzo jej pomógł. Dlatego pomyślała o Axelu, którego uważała za stałego bywalca lokalu. Nie była pewna, czy się zgodzi, szczególnie że nie rozmawiali zbyt często sam na sam, jednak chłopak podszedł do pomysłu dość entuzjastycznie i zebrał się w niecałą godzinę.

— No co ty! Wiadomość od mojego kuzyna i tak powinna już przyjść, więc cieszę się, że nie muszę jej odbierać sam. A jaki ty masz tu interes?

— Chcę spróbować zamówić jakąś książkę. Jeśli będzie taka możliwość.

— O to nie musisz się martwić. Tutejsi handlarze mają wszystko — zaśmiał się, a potem podszedł porozmawiać z barmanem, który, tak jak ostatnim razem, po chwili zaprosił ich do tajnego pomieszczenia.

Axel od razu wypatrzył swojego kupca i do niego podbiegł. Avery musiała przez chwilę poszukać wzrokiem Karlika, zanim wypatrzyła go w kącie. Wzięła głęboki oddech, a potem nieśmiało do niego podeszła.

— Dzień dobry — zaczęła, gdy znalazła się na tyle blisko, by wysoki mężczyzna mógł ją usłyszeć. — Nie wiem, czy pan mnie pamięta...

— Och, oczywiście, że pamiętam. Avery McCoy, czyż nie? — Wstał i uścisnął jej rękę, a potem gestem zaprosił, by się do niego przysiadła. — Niestety wciąż nie dostałem odpowiedzi od twojej przyjaciółki. Czy jest coś jeszcze, czym mogę ci służyć?

— Tak, zastanawiałam się... natrafiłam w jednej z takich starych książek na sformułowanie „Dzieci Pełni" i dość mnie zainteresowało. Ale nie potrafiłam go znaleźć nigdzie indziej, mój nauczyciel historii też zbytnio mi nie pomógł. I myślałam, że może pan mógłby zdobyć jakąś książkę z informacją...lub dokładniejszą definicją tego terminu? — Spojrzała na niego z nadzieją.

— Zakładam, że kiedy mówisz „Dzieci Pełni", nie masz na myśli kolokwialnej nazwy zmiennokształtnych canidae, prawda? — spytał, zapisując frazę w notesie.

— Nie, chodzi mi o coś związanego ze starożytnością? Faelien? — Uniosła brwi.

— Okej, przyjdź tutaj w najbliższy piątek, postaram się to załatwić. I mam nadzieję, że do tego czasu otrzymam również odpowiedź twojej przyjaciółki.

***

W trakcie drogi powrotnej Axel zawzięcie opowiadał o swoich nowych odkryciach, nie przejmując się faktem, że Avy nie do końca go słuchała

— A więc wysłałem do mojego kuzyna wiadomość, z pytaniem, czy jest pewien tego maga krwi. I podpytałem też kilku innych znajomych. Większość zaprzeczyła, żeby kiedykolwiek o kimś takim słyszała, ale mój kuzyn zapewniał, że się nie pomylił! Więc teraz jestem niemalże pewny, że ta tajemnicza choroba to sprawka tego maga! No bo kogo, jak nie jego?

— Pewnie masz rację — odpowiedziała nieobecnym tonem.

— Jesteś dzisiaj dość zamyślona — zauważył.

— Mam kilka spraw na głowie — westchnęła.

— Chcesz o tym pogadać? — zaproponował niespodziewanie.

Avery spojrzała na niego z wdzięcznością.

— Dziękuję za propozycję, ale rozmawiałam już z Aidenem. Teraz chyba sama muszę to przepracować.

— Wydaje mi się, że on naprawdę cię lubi — stwierdził Axel, posyłając jej delikatny uśmiech. — Szczęściara.

— Mówiąc szczerze, nie wiem nawet, dlaczego. — Pokręciła głową, unosząc brwi. — Chyba po prostu postanowił, że zostanę jego przyjaciółką. Mam czasem wrażenie, że po prostu losowo wybiera sobie ludzi, z którymi potem trzyma. — Wzruszyła ramionami i na chwilę zamilkła, zbierając się w sobie, żeby zapytać o jeszcze jedną rzecz. — Ehhh, Axel? Zbaczając tak trochę z tematu... to znaczy nie musisz odpowiadać, jak nie chcesz, ale... zastanawiałam się... co zaszło pomiędzy tobą a Biancą?

Chłopak przygryzł wargę i przez chwilę Avy myślała, że nie podejmie tego wątku. Mimo to ostatecznie uśmiechnął się niezręcznie.

— Ona coś mówiła?

— Nie za dużo.

— Nie musisz mnie oszczędzać — zaśmiał się ponuro. — Raczej nie powiesz niczego, czego bym już nie słyszał.

— Kiedyś nazwała cię czarną owcą rodziny — przyznała. — Myślałam, że to oznaczało, że jesteś łowcą, zamiast zmiennokształtnym?

— Obawiam się, że jestem stuprocentowym zmiennokształtnym. Chociaż moja forma trochę odbiega od rysi iberyjskich i jaguarów powszechnych w naszej rodzinie. Ale to pewnie jeden z kilku powodów, dla których tak uważa.

— Z kilku? — powtórzyła powoli, niepewna, czy będzie chciał kontynuować.

— Myślę, że głównym powodem, dla którego Bianca pała do mnie tak wielką niechęcią jest to, że kiedyś byliśmy bardzo blisko. Ale potem poróżniły nas nasze odmienne podejścia do niektórych spraw, tradycji... słyszałaś o jej narzeczonym?

— Kilka razy o nim wspomniała.

— To małżeństwo aranżowane, coś, w co nasza rodzina bawi się od pokoleń i co jest uważane za najważniejszy obowiązek każdego członka. I Bianca tak do tego podchodzi. Ja za to... nie potrafiłbym wejść w coś takiego. To po prostu... nie. To byłaby tortura i ani ja, ani moja teoretyczna, przyszła żona nie bylibyśmy szczęśliwi. Więc się zbuntowałem, powiedziałem, że mogą mnie wydziedziczyć, ale nie dam się zaobrączkować. I ostatecznie, po wielu ciężkich rozmowach i ogromnej niechęci, moi rodzice to zaakceptowali. Pomogło trochę, że jestem ich jedynym synem. I cóż... od tego czasu Bianca zaczęła się ode mnie odcinać.

Avery zmarszczyła brwi.

— Mimo tego, że, jak mówiłeś, byliście dość blisko?

— Wydaje mi się, że głównie przez to — westchnął ze smutkiem. — Jej rodzice są o wiele bardziej surowi niż moi. Gdyby powiedziałaby im, że nie chce wyjść za wybranego przez nich kandydata, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent wyrzuciliby ją za drzwi. A przebywanie ze mną, kimś, komu udało się uciec przed takim losem, cały czas przypominałoby jej o własnej sytuacji. I dlatego w pewnym sensie ma mi to za złe. To, że miałem więcej szczęścia.

— Ale... Aiden wspomniał, że tego typu małżeństwa odbywają się za zgodą obu partii. — Avery skrzyżowała ramiona, kręcąc głową. Nie sądziła, że podobne praktyki mogły dziać się w cywilizowanym świecie.

— Kiedy masz do wyboru to albo możliwość utraty rodziny i przysłowiowe wylądowanie na bruku, zgoda na aranżowane małżeństwo może wydać się lepszą opcją — stwierdził.

— Ale ty zaryzykowałeś.

— I to była najcięższa decyzja w moim życiu. Wtedy też zrozumiałem, że chociaż mi się upiekło, nie zawsze będę mógł polegać na rodzinie. Zresztą, gdyby to zależało od mojej babki czy wujostwa, to już byłbym wyklęty. Dlatego muszę skupić się na karierze i upewnić, że będę mógł sam zapewnić sobie godne życie. I przy okazji im pokażę, ile jestem wart.

Avery zauważyła, że Axel zacisnął pięści.

W tamtym momencie poczuła się głupio przez to, że uważała go tylko za lekko irytującego, nazbyt ambitnego oraz gadatliwego dziennikarza o ogromnej wyobraźni. Nie spodziewała się, że mogła się za tym kryć taka smutna historia. I podobnie było z zachowaniem Bianki. Nie sądziła, że współlokatorka została praktycznie zmuszona do narzeczeństwa z obcym facetem.

Spojrzała na Axela i posłała mu współczujący uśmiech.

— A więc... mag krwi, tak? Masz jeszcze jakieś teorie? — zapytała, a chłopak z widocznym zadowoleniem, zaczął rozwodzić się nad swoimi pomysłami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro