26. Dzień Czerwcowej Pełni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W poniedziałek poszły z Biancą na kolacje około siódmej. Avery, jak zawsze gdy szły razem, zapytała współlokatorki, czy chciałaby usiąść przy jej stoliku. Tamta jednak pokręciła głową, mówiąc, że pójdzie do swoich znajomych, których poznała na zajęciach z transformacji.

— Poza tym może i mój kuzyn jest niewinny, ale i tak nie mam ochoty przebywać blisko niego — dodała na koniec, z uśmiechem oddalając się do czterech dziewczyn wyglądających, jakby były wyjęte z magazynów modowych.

Avy westchnęła i poszła nałożyć sobie jedzenie.

Już stojąc w kolejce wypatrzyła wzrokiem Aidena i Siegfrieda przy ich zwyczajowym stoliku. Ku jej zdziwieniu zauważyła, że Ziggy z niezwykłym dla niego zapałem opowiadał o czymś Aidenowi, energicznie przy tym gestykulując.

Zapatrzyła się w tę scenę przez chwilę. Nigdy nie widziała, żeby chłopak był w coś tak zaangażowany. Dopiero kiedy jakaś dziewczyna ją gwałtownie szturchnęła, Avy wreszcie ruszyła do przodu ze swoją tacą.

Szybko wybrała pierwszą lepszą sałatkę i sok, nie chcąc irytować nieznajomej, a potem niemalże pobiegła w kierunku ich stolika.

Usiadła naprzeciwko chłopaków, a oni niemalże natychmiast przerwali swoją żwawą konwersację.

— Rozmawialiście o czymś ciekawym? — zapytała.

— Nie — odparł Siegfried gwałtownie, a Aiden pokręcił głową.

— Po prostu... Ziggiemu spodobała się taka dziewczyna i prosił mnie o radę, jak ją poderwać — stwierdził Aiden, wzruszając ramionami i prezentując szeroki uśmiech.

— To nieprawda! — zaprotestował jego współlokator, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Ze wszystkiego musiałeś wybrać akurat...

— Spokojnie przyjacielu. — Wampir założył na nos swoje okulary przeciwsłoneczne. — Avy może nawet będzie w stanie dać ci jakieś rady. O, wiem! Skoro mnie i Bianki i tak dzisiaj w nocy nie będzie, zróbcie sobie wieczorek z herbatką, ploteczkami, zacieśnianie więzi i te sprawy.

Siegfried przyłożył dłoń do czoła oraz wstał, biorąc swoją tacę z niedokończoną kanapką. Następnie bez słowa odszedł z wyraźnie zdenerwowaną miną.

Aiden westchnął i rozłożył ręce.

— Co zrobić? Chłopak jest niereformowalny.

— Dlaczego ty i Bianca dzisiaj znikacie? — zapytała Avy, nie chcąc kontynuować tematu Siegfrieda.

— Avery, oficjalnie należysz do naszej nadnaturalnej społeczności od ponad dwóch tygodni, powinnaś wiedzieć... — Na chwilę przestała go słuchać i mimowolnie pokręciła głową z niedowierzaniem.

Minęły dopiero dwa tygodnie, odkąd przyjechała do tej szkoły, a miała wrażenie, że była tu od dawna. Tyle rzeczy się wydarzyło. Poznała wiele nowych osób, miała swój zbyt pośpieszny i niezbyt udany, ale pierwszy związek. Do tego cała sprawa plotki o Axelu... to wszystko było naprawdę przytłaczające, gdy zaczęła to rozważać. Aiden jednak szybko wyrwał ją z zamyślenia.

— Ziemia do Avy! — Pomachał jej ręką przed twarzą. — Wszystko w porządku?

— Tak, tak, przepraszam. To dlaczego was dzisiaj w nocy nie będzie?

— Ehh, powiedz mi, jaki dzisiaj jest dzień?

— Poniedziałek?

— A dokładniej?

— Poniedziałek, siedemnastego czerwca?

— Dzisiaj jest dzień pełni! — Dramatycznie zdjął okulary przeciwsłoneczne. — A wiesz, co się dzieje w dzień pełni?

— Zmiennokształtni się przemieniają? — zgadła Avery.

— Właśnie. Najczęściej działa to tak, że zmiennokształtni przemieniają się w dzień przed pełnią i dzień pełni lub dzień pełni i dzień po pełni. Dwie pełne noce w zwierzęcej zwykle idealnie pozwalają nam pozbyć się energii nagromadzonej przez miesiąc. Dlatego większość zwyczajnych zmiennokształtnych korzysta z tego, że pełnia ułatwia im przemiany i wtedy je przechodzą.

— Mój tato tak robi — powiedziała Avery, przypominając sobie o jego comiesięcznych wyprawach.

— No właśnie. Kwestia jest tylko taka, że to nie zawsze jest wygodne, że musimy zarezerwować sobie akurat ten termin. Dlatego szkoła uczy nas, by opierać się wpływowi pełni, zatrzymać tę energię w sobie i potem przemienić się wtedy, kiedy nam bardziej pasuje. Na przykład podczas dnia. I jeszcze zrobić to na tyle sprawnie, by nie zatrzymywać się za długo w formie pośredniej. Ugh, forma pośrednia, nawet nie chcę o tym myśleć.

— Więc co dokładnie będziecie robić dzisiaj podczas pełni?

— Nauczyciele wezmą nas w grupach do lasu i będziemy musieli starać się nie przemienić. Z czego mówili, jako że to będzie nasza pierwsza próba kontrolowanej przemiany, ogromnym sukcesem będzie, jeśli dotrzymamy do świtu i uwolnimy naszą energię potem.

— Czyli skoro uwolnicie energię podczas dnia, nie będzie was na zajęciach.

— Otóż to — powiedział z ekscytacją. — Nie ma to jak urwać się z zajęć i to jeszcze legalnie!

— Ale to nie będzie niebezpieczne dla innych uczniów? — spytała Avy, myśląc o stadzie jej ojca, buszującym w lasach wokół Greenbridge. Wciąż miała na ramieniu bliznę po bliskim spotkaniu z jednym z wilków.

— Spokojnie, na pewno odgrodzą nas barierami. Przecież inaczej to byłyby igrzyska śmierci, nawet pomiędzy zmiennokształtnymi. Wyobraź sobie tygrysa spotykającego wilka czy jaguara polującego na gołębia.

— Albo nietoperza — dodała Avy.

— Nawet mi nie mów, mam dreszcze na samą myśl. Patrz, aż dostałem gęsiej skórki! — Podciągnął rękaw i pokazał jej swoje przedramię.

— Dlaczego Aiden pokazuje ci swoją rękę? — Bambi z wyraźnym zdziwieniem dosiadła się obok nich, a zaraz za nią przyszedł Axel.

— Avery zasugerowała, że jakiś jaguar zje mnie podczas dzisiejszej pełni, więc pokazywałem jej, że sama myśl o tym, wywołała u mnie gęsią skórkę — powiedział chłopak, kręcąc głową.

— Ma sens — przyznał Axel. — Pamiętam, że ja też się bałem pierwszej pełni. Ale zobaczysz, jak raz uda ci się kontrolować całą noc, każdy następny będzie o wiele prostszy.

— To samo powiedział mi mój brat — stwierdził wampir. — Czy wy, jako drugi rok, też jesteście zabierani do lasu?

— Ci, którzy zmieniają się w bardziej niebezpieczne zwierzęta jak na przykład tygrysy, są izolowani dla ogólnego bezpieczeństwa, ale zwykle się nie zmieniają. Reszta z nas może zostać u siebie.

— Reszta z nas? — powtórzyła Avery. — Wspominałeś w sumie kiedyś, że twoja forma odbiega od dzikich kotów... więc w co się zmieniasz?

— Pozostawmy to w tajemnicy — powiedział, złączając dłonie.

— Axel, a jak się w ogóle czujesz? — zapytał Aiden.

— Ogólnie nie jest tak źle... — mruknął. — Ludzie wciąż rzucają mi dziwne spojrzenia, ale liczę, że Panayiota rzeczywiście przekaże wszystkim, że jestem niewinny.

— Rozmawiałam dzisiaj z Jing i podobno zgłosiły już całą sprawę do władz szkoły i przekazały wszystkim swoim znajomym, że to na pewno nie ty — powiedziała Bambi.

— Tyle dobrze. Na razie po prostu postaram skupić się na moim artykule o chorobie i będę liczyć, że kiedy spróbuję wrócić do wiadomości szkolnych, wszyscy zapomną o tej plotce.

— Na pewno tak będzie — zapewnił go Aiden.

***

Zbliżała się dwudziesta trzecia, a Avery wciąż nie mogła zasnąć. Myślała, że samotność w pokoju będzie dla niej dużą ulgą, lecz zamiast pogrążyć się w krainę snów, przerzucała się z boku na bok.

Głównie myślała o wszystkim, co się wydarzyło w ciągu ostatniego tygodnia. Zastanawiała się, jak to będzie ponownie zobaczyć Michaela i skonfrontować go z jego kłamstwem.

Zastanawiała się również, co się działo u Bridget. Wiedziała, że jej ojciec miał tak jak zwykle wyjechać ze swoją grupą, napomknął o tym podczas ich czwartkowej rozmowy. Wciąż jednak czekała na odpowiedź od przyjaciółki, a jeśli jej szkoła działała podobnie jak placówka, do której przypisany Avy, Bri miała tego dnia przejść swoją pierwszą przemianę.

Pomyślała także o Jeremim. Gdzie on wylądował? Kiedy go znowu zobaczy? I czy gdy stanie naprzeciwko niego i spojrzy mu w oczy, poczuje to co wcześniej? Z lekkim strachem odkryła, że gdy próbowała przywołać w pamięci jego twarz, pojawiał się jedynie Aiden ze swoją dokładnie ułożoną fryzurą i okularami przeciwsłonecznymi na głowie.

Pokręciła głową. Wiedziała, że nie zaśnie, więc postanowiła zrobić sobie nocny spacer. Zarzuciła granatowy kardigan na swoją szarą, dwuczęściową piżamę, wzięła do ręki telefon i wyszła na zewnątrz.

Światło na korytarzach było przyciemnione. Nie słyszała niczego oprócz swoich cichych kroków, tłumionych przez czerwony dywan. Patrząc na kolorowe portrety oprawione w pozłacane ramy, marmurowe rzeźby poustawiane we wnękach w ścianie czy wysokie kolumny, czuła się trochę jak księżniczka, mieszkająca w pałacu. Wiedziała, że były to dość dziecinne skojarzenie, jednak rzadko kiedy, miała okazję poczuć się w ten sposób. Miała wrażenie, że zawsze była tą szarą myszką, nudniejszą przyjaciółką Bridget, która nigdy się nie wychylała i zawsze chowała swój nos w książkach. A najgorsze było to, że nawet gdyby chciała się zmienić, nie potrafiła.

Podeszła do jednego z ogromnych okien i spojrzała przez nie na ciemne rzędy drzew, nad którymi górował okrągły, srebrzysty księżyc.

Przypuszczała, że to z powodu wszystkiego, czego się jak dotąd dowiedziała, lecz patrząc na ciało niebieskie, miała wrażenie, że również czuje od niego dziwną energię. Jakby starał jej się coś przekazać.

Po chwili stwierdziła jednak, że prawdopodobnie uderzało ją zmęczenie. Skupiła swoją uwagę na lesie, myśląc o Aidenie, Biance i innych zmiennokształtnych z pierwszego roku. Zastanawiała się, czy dadzą radę oprzeć się wpływowi księżyca i nauczyć kontrolować swoje przemiany.

— Bezsenność podczas pełni? — usłyszała za sobą głęboki głos.

Obróciła się i zobaczyła za sobą wysoką sylwetkę wicedyrektora Fonte, wpatrującego się w nią swoimi ciemnymi oczami.

— Tak... panie dyrektorze. — Nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć, więc jedynie spuściła wzrok i skrzyżowała ramiona. — Przepraszam, pewnie nie powinnam tu chodzić, ale nie mogłam zasnąć i... nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

— Na twoje szczęście nie mamy zakazu chodzenia po korytarzch w czasie nocnym. Chociaż nie jest to zalecane. — Stanął obok niej, wyjrzał przez okno, pozwalając, by blask księżyca oświetlił jego twarz. — Powiedz mi Avery, co jest w tobie takiego niezwykłego?

Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Już pomijając to niecodzienne pytanie, nie spodziewała się w ogóle, że wicedyrektor znał jej imię.

— Ja... nie rozumiem, o co panu chodzi — odparła niepewnie, nie odrywając wzroku od czerwonego dywanu.

— Nikt zwyczajny nie przyciągnąłby uwagi samego Josepha Filindustrii, na tyle, żeby zażądał umieszczenia go w najlepszej szkole dla nadnaturalnych — mruknął, posyłając jej intensywne spojrzenie.

— Ale we mnie nie ma niczego wyjątkowego — zapewniła z lekkim niepokojem. Nie chciała wiedzieć, dokąd zmierzała ta rozmowa.

— Na początku też tak myślałem. A jednak dzisiaj uzyskałaś dość niecodzienne wyniki po zaklęciu wzmacniającym.

— Ziggy... Siegfried jest bardzo utalentowanym czarodziejem, jestem pewna, że to jego zasługa...

— Siegfried Kestrel może mieć talent, jednak to nie był on. Wszyscy uczniowie próbowali wcześniej tego samego zaklęcia na szczurach i jego nie wyróżniał się na tle innych. To musi być coś w tobie. — Jego ostry wzrok, wywołał u niej ciarki.

Avy wiedziała, że Filindustria zainteresował się nią po tym, jak otrzymał od państwa Moore wyniki badań, które tamci wykonali. Nigdy wcześniej nie poświęcała temu zbyt wielkiej uwagi, lecz w tamtej chwili zaczęło ją zastanawiać, co odbiegało u niej od normy. Co sprawiło, że ktoś tak ważny ją zauważył? Czy może było to jakoś powiązane z niewidzialnym pismem, które ona jako jedyna potrafiła zobaczyć? Chociaż natrafiła na nie przecież całkiem przypadkowo. Zaczynała przeczuwać, że zamiast spać, spędzi całą noc na rozważaniu tych wszystkich niewiadomych.

— Ja... nie wiem, co to może być — odpowiedziała po dłuższej ciszy. — Przepraszam Pana, ale... chyba wrócę już do pokoju.

— Oczywiście — odparł, ponownie przenosząc spojrzenie na pełnię.

Avery odwróciła się w kierunku przyciemnionego korytarza, prowadzącego do jej pokoju, jednak w jej głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl. Jeszcze jedno pytanie.

— Panie wicedyrektorze... jeśli mogę zapytać... — Mężczyzno popatrzyła na nią, unosząc brwi. — Jak dużo osób wie, że jestem tu z polecenia Filindustrii?

Jego oczy błysnęły.

— Więcej niż podejrzewasz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro