29. Porwanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziła się z porażającym bólem w okolicach potylicy. Zamrugała kilka razy, jednak wokół panowała ciemność, więc skupiła się na innych odczuciach. Szybko zrozumiała, że ktoś usadził ją na krześle i związał jej ręce za oparciem. Dolne kończyny również miała unieruchomione przez gruby sznur, który przyciskał jej łydki do nóg krzesła.

Spróbowała sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Petr Karlik przeniósł ich do magazynu w Mediolanie, żeby mogła iść odebrać swoją książkę o Dzieciach Pełni. Potem, zanim doszła do siebie, ktoś prawdopodobnie uderzył ją w głowę, co potwierdzałby przenikliwy ból.

Czy zostali porwani? Jeśli tak, czy była to wina Karlika, który wysłał ich prosto w ręce oprawców, czy może ktoś dowiedział się o planie teleportacji i to wykorzystał? I co się stało z jej towarzyszami?

— Aiden? Siegfried? — szepnęła w pustkę, a po chwili usłyszała obok siebie podirytowany głos.

— Wreszcie się obudziła — mruknął Aiden. — Świetny pomysł z tą teleportacją Avy, nie ma co.

— Co dokładnie się stało? — zapytała, wciąż patrząc w nieprzeniknioną czerń pomieszczenia. Po dźwięku zgadywała, że wampira usadzono gdzieś blisko niej, jednak nie potrafiła go dostrzec w ciemności.

— Przyszli mili panowie, zaprosili nas na herbatkę i tak przy okazji postanowili związać i wrzucić do ciemnego pokoju. Wiesz, w ramach zabawy — prychnął. — Skąd mam do jasnej cholery wiedzieć co się stało?! Najwyraźniej twój czarodziej nas wrobił.

Do oczu Avery napłynęły łzy. Co prawda Aiden wcale nie musiał jej towarzyszyć, jednak nie zmieniało to faktu, że utkwili tam przez nią. Przez jej chęć poznania historii znaczenia Dzieci Pełni, o których przeczytała w słowniku niewidzialnego języka i potem znalazła niewielką wzmiankę w jakiejś książce. To brzmiało przecież jak całkowite szaleństwo, jednak miała wrażenie, że ta fraza uczepiła się jej umysłu niczym pasożyt, którego nie dało się nasycić i który zaczynał wyrządzać szkody. I to, patrząc na całą sytuację, dość duże szkody, również dla kogoś, kto po prostu się o nią troszczył.

Poczuła gulę w gardle, jednak zmusiła się, by przełknąć ją ze śliną. Już zamierzała przeprosić, gdy niespodziewanie odezwał się Ziggy, również usadzony blisko niej.

— Opanuj się Aiden, obwinianie siebie nawzajem nam teraz nie pomoże — stwierdził zadziwiająco zrównoważonym tonem. — Lepiej spróbujmy wymyślić, jak się wydostać, zanim ci, którzy nas porwali, tu wrócą.

— Znasz może jakieś przydatne zaklęcia? — spytała Avery, zdziwiona, że Siegfried w pewnym sensie stanął w jej obronie.

— No chyba by już ich użył, gdyby mógł — burknął wampir.

— Aiden — Ziggy upomniał go ze zirytowaniem, a następnie wytłumaczył ze spokojem. — Nie mogę czarować, prawdopodobnie wiedzą, kim jestem i wstrzyknęli mi do krwi substancję znaną jako ofusiom. Jest to wyciąg z rzadkiej, australijskiej rośliny, który blokuje możliwość używania magii.

— A więc nie mamy szans, żeby cokolwiek zrobić — podsumował gorzko Aiden.

— Gdybyś potrafił lepiej kontrolować swoje przemiany, mógłbyś zmienić się w nietoperza, a potem znowu w człowieka i byłbyś wolny — uznał Ziggy, a jego współlokator nic nie odpowiedział. Choć nie widziała twarzy chłopaków, po samych głosach potrafiła wyczuć napięcie pomiędzy nimi. Wiedziała, że to przez nią ta cała sytuacja miała miejsce, więc wzięła głęboki oddech i spróbowała się skupić.

Wszystkie kończyny miała skrępowane, a każda próba ruchu skutkowała bolesnymi obtarciami. Choć jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, wciąż nie potrafiła rozpoznać zbyt wielu konturów wokół, więc uznała, że pomieszczenie musiało być stosunkowo puste. Co oznaczało mniej potencjalnych przedmiotów, które pomogłyby im się uwolnić. Teoretycznie w swoim plecaku nosiła scyzoryk podarowany od taty, jednak nigdzie w jej zasięgu nie widziała żadnej torby. Sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie.

Spróbowała jeszcze użyć mięśni rdzenia, które niedawno zaczęła trenować pod czujnym okiem Emmanuela, by porzucać się na krześle, próbując nieco je poruszyć, jednak Aiden ją od tego powstrzymał.

— Odpuść sobie. Daleko tak nie zajdziesz, a pewnie się wywalisz — uznał ponuro.

Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała wampira w tak złym nastroju. Choć wiedziała, że to była głównie jej wina i to bolało ją jeszcze bardziej. Za to całkowicie zdziwiło ją podejście Ziggiego, który z zaskakującym spokojem rozważał ich możliwości.

— Nie wiemy, ile byliśmy nieprzytomni, więc możliwe, że niedługo ofusiom przestanie działać, będę starać się to co chwilę sprawdzać. Aiden, nawet jeśli też ci to wstrzyknęli, ofusiom nie powinien wpływać na transformacje, więc dla dobra nas wszystkich, musisz się przemóc.

Avy nie do końca zrozumiała, o czym mówił Siegfried, jednak przypomniała sobie, że wampir był lekko mrukliwy po powrocie z przemian. Czyżby rzeczywiście miał z nimi duży problem?

Nawet jeśli, najwyraźniej był ich główną nadzieją. Chyba że moce Ziggiego by powróciły. Ona sama nie miała zbyt dużo do zaoferowania — nie była wysportowana, a jej jedyna niecodzienna umiejętność, czyli widzenie niewidzialnego języka, nie należała do pomocnych. A już szczególnie w tej sytuacji. Mimo to miała głęboką nadzieję, że nie została wybrana przez Filindustrię przypadkowo i posiadała więcej asów w rękawie, które mogłyby ujawnić się w tamtym momencie.

Jednakże po dłuższym oczekiwaniu dobitnie zrozumiała, że nic takiego raczej nie miało się wydarzyć. Dlatego mogła jedynie słuchać nerwowego oddechu Aidena, który starał się przemienić w nietoperza oraz Ziggiego, co rusz szepczącego łacińskie formułki. Przed oczami wciąż widziała jedynie zarysy pokoju w ciemności.

Po, jak Avery podejrzewała, około godzinie seria nieudanych prób została przerwana przez smugę światła, która wpadła do pomieszczenia po tym jak ktoś otworzył drzwi, znajdujące się po prawej od dziewczyny.

Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn i po chwili zapalili światło, oślepiając Avy na kilka sekund. Na szczęście jej wzrok szybko się przyzwyczaił i mogła bez problemu zobaczyć pokój, w którym ich przetrzymywano.

Tak jak przypuszczała, nie dostrzegła w nim nic prócz szarych ścian, drewnianej podłogi oraz pojedynczego pstryczka. Dlatego pośpiesznie skierowała swój wzrok na dwie nieznajome twarze porywaczy.

Jeden z nich nosił kilkudniowy zarost, a swoje jasne włosy związał w krótki kucyk. Drugi za to był łysy i miał ciemne, wyjątkowo krzaczaste brwi. Obaj ubrali się w stosunkowo normalne ubrania, czyli luźne dżinsy oraz T-shirty, chociaż zgadywała, że dzięki temu mniej rzucali się w oczy.

— A więc to ty jesteś tą słynną wybranką Filindustrii — stwierdził blondyn, nachylając się nad Avery. Przejechał palcem po jej policzku, przyprawiając dziewczynę o dreszcze. Nie podobały jej się jego przebiegły uśmiech i bezwzględne spojrzenie.

— Zostaw ją w spokoju — warknął nagle Aiden. — Lepiej nam powiedz, kto za tym stoi. Na pewno poniesiecie konsekwencje, ale jeśli teraz będziecie współpracować, możemy je zminimalizować.

— To ten dzieciak słynnego Van Duisternisa? — zaśmiał się łysy mężczyzna. — Niezłe z niego ziółko.

— Jak już mówiłem... — zaczął wampir, jednak tamten szybko mu przerwał.

— Na razie nikt was nie znajdzie. Pozbyliśmy się wszystkich komórek i laptopów — zapewnił z dumnym uśmiechem. — A kiedy dostaniemy okup, zanim was znajdą, nas już dawno tu nie będzie.

— Mieliśmy mieć tylko dziewczynę, a trafiło nam się dwóch dodatkowych wartościowych zakładników. Jak myślicie, ile za was zapłacą rodziny? Pięć milionów euro za każdego? Najwyraźniej nie tylko Filindustria wyskoczy dzisiaj z kasy.

— Skąd wiecie, kim jesteśmy — spytał Ziggy.

— Nasza wtyka dała nam cynk — zarechotał blondyn.

Avery pokręciła głową. Nietrudno było zgadnąć, że ową wtyką był Karlik. Avy chciała się spoliczkować za swoją naiwność. Dlaczego w ogóle mu zaufała? Sprowadził dla niej list Bridget, choć nawet nie wiedziała, czy rzeczywiście to, co dostała, było wiadomością od przyjaciółki czy pustą kartką papieru. Może gdyby postanowiła go otworzyć, zanim ich przeniósł, zobaczyłaby, że mag ich oszukiwał. Chociaż zarazem mógł rzeczywiście załatwić wiadomość od Bri, skoro do ich teleportacji przygotował nawet specjalną mapę.

Dziewczyna ponownie spojrzała na ich oprawców, tym razem w poszukiwaniu czegokolwiek, co ułatwiłoby ucieczkę. U łysego nie zauważyła niczego przydatnego, za to po dłuższej obserwacji blondyna pod jego paskiem dostrzegła kawałek ciemnej kabury z pistoletem. Niekoniecznie oznaczało to coś dobrego, jednak gdyby jakimś cudem udało jej się przechwycić broń...

Tylko że ręce Avy wciąż pozostawały związane za tyłem krzesła. A mężczyźni patrzyli na nią prześmiewczo, zdając sobie sprawę z jej bezradnej pozycji. Blondyn nawet rzucił z rechoczącym śmiechem, że jeśli nie dostaną odpowiedzi na żądania okupu, będą musieli wysłać zachętę w postaci palca lub ucha. Na samą myśl o tym, że mogliby uciąć któremuś z nich jakąś część ciała, zadrżała, a po jej policzku popłynęła pojedyncza łza.

— To jak, któreś z was chce się zgłosić na ochotnika, czy... — zaczął łysy, jednak przerwał mu nagły trzask.

Avery od razu spojrzała w kierunku drzwi, które przed momentem z impetem uderzyły o ścianę, a w progu zobaczyła dwie nieznane osoby.

Zanim którykolwiek z porywaczy zdążył zareagować, nowoprzybyły chłopak szepnął pojedyncze słowo oraz skierował palec serdeczny i środkowy w stronę mężczyzn, a oni natychmiast padli sparaliżowani na ziemię.

Stojąca obok niego dziewczyna, klepnęła go po ramieniu i stwierdziła:

— Siehst du, Theo?! Du kannst, wenn du willst!

Avy nie miała bladego pojęcia, co te słowa oznaczały, zgadła jedynie, że mówili po niemiecku. Na szczęście Ziggy od razu się ożywił na dźwięk swojego ojczystego języka i rzucił do nich:

— Könnt ihr uns helfen? — Szybko jednak przetłumaczył swoje słowa. — Poprosiłem ich o pomoc.

— Ja! Ja, natürlich! — Nieznajoma wyciągnęła z kieszeni brązowych spodenek scyzoryk i podbiegła do Siegfrieda, po czym dodała z mocnym akcentem. — Przepraszam, pewnie prościej będzie, jak będziemy mówić po angielsku. Ja jestem Mina, to mój brat Theo.

W tym czasie Theo podszedł do Avery i zaczął rozcinać jej sznury. Dziewczyna spojrzała na jego młodo wyglądającą twarz przyozdobioną okrągłymi okularami w czarnych oprawkach oraz kręconymi, mysimi włosami. Rzeczywiście widziała podobieństwo pomiędzy nim a jego siostrą, szczególnie w rysach.

— Miło was poznać — odrzekł formalnie Aiden, gdy po chwili także stanął wolny. — Nazywam się Aiden Van Duisternis, dziedzic rodu Van Duisternis...

— Siódmy z kolei — mruknął Ziggy. — Ja jestem Siegfried, a to jest Avery.

— Skoro wszyscy się już znamy, to lepiej bierzmy nogi za pas — stwierdził Theo. — Nie wiem, jak długo zaklęcie będzie działać, nie mam zbyt dużo wprawy.

— Brzmi dobrze — przyznał Aiden.

Wszyscy, oprócz Avy, od razu skierowali się do wyjścia. Dziewczyna podbiegła szybko do sparaliżowanego blond mężczyzny i wyjęła pistolet zza jego paska. Uznała, że mógł się przydać.

Dołączyła do reszty w podłużnym pomieszczeniu, na którego końcu znajdowały się schody. Wspięli się po nich i otworzyli drzwi, prowadzące do słabo oświetlonego korytarza o białych, popękanych ścianach.

— Wyjście jest na wprost — powiedział Theo, idąc szybko we wskazanym kierunku. — Mamy samochód, ale na wypadek zaparkowaliśmy dwie ulice dalej.

Avery pośpiesznie się rozglądnęła. Poza drzwiami frontowymi zauważyła jeszcze czwórkę innych. Zgadywała, że za jednymi z nich porywacze ukryli ich rzeczy, a w tym jej plecak z książkami.

Stanęła z wahaniem wymalowanym na twarzy. To z jej winy zostali uprowadzeni, nie chciała przysparzać dodatkowych kłopotów. Zarazem wiedziała, że jeśli teraz z nimi wyjdzie, być może już nigdy nie odzyska słownika i nie opanuje tajemniczego języka. Ze zdziwieniem odkryła, że sama taka myśl wywołała u niej falę niemalże nienaturalnej trwogi.

— Avery, co jest? — Usłyszała głos Aidena. — Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

— Ja... ile dokładnie mamy czasu? — zapytała.

— Nie mam pojęcia, ale na pewno niezbyt dużo — powiedział Theo, kładąc już rękę na klamce.

— Avy, nie kombinuj i chodź z nami — powiedział wampir ze zirytowaniem.

Dziewczyna zacisnęła zęby. Nie rozumiała, dlaczego, ale całe jej ciało niemalże wyrywało się, by odnaleźć książki. Miała wrażenie, że pójście z resztą wywoła u niej fizyczny ból.

— To ważne. — Niespodziewanie Mina włączyła się do rozmowy, posyłając bratu wymowne spojrzenie. — Wy idźcie już do samochodu, my zaraz do was przyjdziemy.

— Jesteś pewna? — zawahał się Theo. — To może ja pójdę, przecież nie potrafisz...

— Tak — ucięła, po czym wzruszyła ramionami. — Poza tym, Avery wzięła pistolet.

Theo skinął i wyszedł na zewnątrz, a Ziggy od razu za nim podążył. Aiden popatrzył jeszcze z zaskoczeniem na broń w ręce Avy, a następnie pokręcił głową.

— Proszę cię, załatw to szybko — rzucił, a następnie zniknął z drzwiami frontowymi.

Avery wzięła głęboki oddech.

— Przepraszam, że was opóźniam, ale... — zaczęła, jednak Mina od szybko jej przerwała.

— Rozumiem. Jeśli chcemy znaleźć twoje rzeczy, musimy się pośpieszyć. — Od razu otworzyła jedne z drzwi i przekroczyła próg.

Avy poszła za dziewczyną, patrząc na nią z zaskoczeniem.

— Skąd wiesz, że chodzi o moje rzeczy? — spytała, podczas gdy Mina pośpiesznie obchodziła niewielką kuchnię.

— Porozmawiamy później — powiedziała tamta, a następnie zagoniła Avery do pomocy.

Profilaktycznie otworzyły wszystkie szafki, a nawet lodówkę, jednak nigdzie nie znalazły nawet śladu ich toreb.

Ich następnym celem była łazienka, lecz gdy tylko otworzyły drzwi, uderzył je zapach pleśni. Ponownie szybko przetrząsnęły pomieszczenie i, raz jeszcze, bez powodzenia.

Trzeci pokój okazał się niewielkim salonem z jasnozielonymi ścianami, drewnianą posadzką, oknami zasłoniętymi przez przyciemniane żaluzje oraz przestarzałymi, zadrapanymi meblami.

Mina sprawdziła regał na dekoracje, podczas gdy Avy przeszła pomiędzy drewniany stolikiem na kawę oraz szarą kanapą na drugi koniec pokoju, a tam, w kącie, zobaczyła ich torby, rzucone niedbale na podłogę.

— Mam je! — zawołała z ekscytacją, a Mina od do niej podeszła i zarzuciła na ramię plecak Siegfrieda.

Avery wzięła torbę swoją oraz Aidena, a potem odwróciła się z zamiarem skierowania do wyjścia. Wtedy łysy porywacz niespodziewanie przekroczył próg.

— A gdzie wy się wybieracie? — rzucił, patrząc na nie ze złością.

— Le... lepiej się odsuń — powiedziała Avery, z całych sił próbując trzymać swoje nerwy na wodzy. Drżącą ręką uniosła pistolet. — Bo strzelę.

— Nie strzelisz. Nie masz do tego jaj — zaśmiał się. — A zresztą, naprawdę ufasz tej lafiryndzie? Pewnie chce cię tylko wykorzystać.

— Ja przynajmniej nie przywiązałam jej do krzesła — stwierdziła Mina.

Avy czuła, że jej oddechy robiły się coraz płytsze, ale zmusiła się do jednego głębokiego wdechu.

— Mówię ostatni raz. Przesuń się. — Próbowała brzmieć przekonująco, jednak wywołała jedynie jeszcze donośniejszy śmiech u mężczyzny.

— Nie masz pewności, że tego jeszcze nie zrobi. No proszę cię, zostałaś wskazana przez samego Filindustrię! Nawet jeśli cię nie zwiążą fizycznie, to nigdy nie będziesz wolna. Założę się, że już teraz każdy, kto się jakoś liczy, wysyła ludzi, by cię obserwowali.

Zaczął powoli do nich podchodzić, sprawiając, że serce Avery waliło jak szalone. Nie potrafiła się nawet do końca skupić na jego słowach, widziała jedynie ciemne oczy mężczyzny, które z każdą chwilą były coraz bliżej niej.

Z trudem zmusiła się, by odbezpieczyć broń, tak jak się nauczono ją przed kilkoma dniami.

— Je... jeszcze jeden krok... to strze... strzelę — Język zaczął jej się plątać, a całe ciało drżało, jakby przebywała w chłodni.

— Błagam cię. — Pokręcił głową z szyderczym uśmiechem. — Wystarczy na ciebie spojrzeć, nie wierzę, że dasz ra...

Był już pomiędzy kanapą i stolikiem na kawę i spróbował podejść jeszcze bliżej. Avery nie wytrzymała. Nawet nie wiedziała, kiedy jej palec nacisnął spust. Usłyszała ogłuszający huk i musiała zrobić krok do tyłu, by zbalansować siłę odrzutu.

Spojrzała na porywacza, którego twarz z rozbawionej momentalnie zmieniła się na zaszokowaną. Na jego jak dotąd schludnym, beżowym T-shircie, w okolicach klatki piersiowej, pojawiła się czerwona plama, która rosła z każdą sekundą.

Mężczyzna dotknął miejsca, w którym przeszła go kula, padł na kolana i zawył z bólu. Avery stała jak sparaliżowana, patrząc to na rannego, to na broń w jej prawej ręce. Nie potrafiło do niej dojść, co właśnie uczyniła. Nie chciała zaakceptować faktu, że właśnie postrzeliła człowieka. Miała wrażenie, jakby to był jakiś koszmar.

Dopiero delikatna dłoń Miny na jej ramieniu sprawiła, że dziewczyna przynajmniej częściowo wróciła do rzeczywistości.

— Ja to wezmę — stwierdziła tamta, powoli odbierając Avy broń. — A teraz chodź, nie chcemy czekać, aż ten drugi wróci do sił.

Avery otępiale kiwnęła głową, a następnie skierowała się do wyjścia, co rusz odwracając głowę w stronę postrzelonego mężczyzny. On już nawet nie zwracał na nie uwagi, leżał skulony na podłodze, jęcząc i z trudem próbując złapać oddech.

Mina pociągnęła Avy do drzwi frontowych, przez które dostały się na zewnątrz. Kiedy tylko otworzyły drzwi, ogarnęła je fala ciepła. Były w wąskiej uliczce, którą normalnie dziewczyna uznałaby za dość urokliwą, jednak w tamtym momencie potrafiła jedynie z apatią podążać za nowo poznaną dziewczyną.

Podczas ich dwuminutowej drogi do samochodu jej głowę zaprzątało tylko jedno pytanie. 

Czy właśnie kogoś zabiła?  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro