32. Konfrontacja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rzeczywiście dali jej ładny pokój. Trzy razy większy niż jej sypialnia w domu w Greenbridge, z ogromnym łóżkiem małżeńskim, beżową sofą w stylu barokowym, jasnymi zasłonami, ozdobnym dywanem oraz ogromnym żyrandolem, dumnie górującym nad wszystkim wokół.

W szafie znalazła ubrania podrzucone przez pokojówki. Wzięła do ręki granatową koszulę nocną, jednak nie potrafiła się zmusić, by ją założyć.

Usiadła na łóżku, wciąż trzymając materiał w rękach. W jej głowie panował chaos stworzony przez zdanie, które nieustannie krążyło po jej myślach. „Każdy, kto się liczy, wysyła ludzi, by cię obserwowali".

Przez poczucie winy z powodu postrzelenia mężczyzny, całkowicie zapomniała o tym, co do niej wtedy powiedział. Jednakże, gdy podświadomość postanowiła przypomnieć dziewczynie te słowa w koszmarze, wpiły się one w jej umysł niczym zęby drapieżnika i nie chciały odpuścić. Co gorsza, za każdym razem, kiedy słyszała je w głowie, przed oczami widziała dwie twarze. Dwie osoby, które akurat zajmowały sąsiednie sypialnie.

Nie chciała, naprawdę nie chciała, żeby jej podejrzenia okazały się prawdziwe. Niestety wszystko składało się w niepokojąco spójny obraz.

Aidenowi od początku zależało, żeby się z nią zaprzyjaźnić. Do tego stopnia, że w dniu, w którym ich pierwszego spotkania, zapewnił, że jeśli tylko ona nie będzie sobie tego życzyć, przestanie flirtować z jej współlokatorką. Bywał kontrolujący, wścibski, chciał wiedzieć dokładnie, z kim się przyjaźniła. Wiedział o niej rzeczy, których na pewno mu nie mówiła, jak jej data urodzenia. Jego ojciec był ważną osobistością. Zresztą, rodzina Siegfrieda także musiała być wysoko postawiona, skoro ktoś o tym samym nazwisku reprezentował jedno ze stronnictw politycznych. To wszystko nie mogło być przypadkiem.

Poza tym pozostawała jeszcze jedna sprawa. Nie myślała o tym wcześniej, jednak ta myśl sama do niej przyszła, kiedy szukała dowodów na swoją teorię.

Kiedy siedzieli przywiązani do krzeseł, blondwłosy porywacz nazwał ją słynną wybranką Filindustrii. Była pewna, że nigdy nie wspominała ani Siegfriedowi, ani Aidenowi, dlaczego umieszczono ją w szkole imienia Anastazji Piotrovnej. Mimo to, po całym incydencie nawet nie zapytali o jej związek ze sławnym czarodziejem, zachowywali się, jakby to nie było nic wielkiego. Wtedy od razu przypomniała sobie zaskoczenie Emmanuela czy Elodie, która była pod wielkim wrażeniem.

Wszystko wskazywało na to, że musieli wiedzieć wcześniej.

Musieli wiedzieć, kim była.

Spojrzała na elektryczny zegar, ustawiony na białej komodzie przy łóżku. Dochodziła czwarta w nocy. Najchętniej położyłaby się do wygodnego łóżka i spróbowała zapomnieć, jednak bała się, że wszystkie wydarzenia i jej domysły sprzed ostatnich dwudziestu czterech godzin powrócą w krainie snów ze zdwojoną siłą.

Wiedziała, że jeśli zostanie w pokoju, bezradnie siedząc na łóżku i zagłębiając się w swoich myślach, w końcu zwariuje. Dlatego postanowiła wyjść z sypialni i poszukać kuchni, a tam nalać sobie szklanki wody. Liczyła, że spacer po korytarzu, wypełnionym drogimi obrazami i rzeźbami, poprawi jej humor i pomoże się uspokoić.

Zamiast całkowitych ciemności, wokół panował półmrok, więc nie musiała włączać lamp i ryzykować obudzenia innych mieszkańców posiadłości.

Zeszła na parter, a następnie skręciła w lewo, przechodząc przez szeroką ościeżnicę w kształcie łuku. Tym sposobem wkroczyła do salonu z długim, kilkunastoosobowym, drewnianym stole. Nad nim górował kryształowy żyrandol, który w tamtym momencie jedynie lekko błyszczał pod wpływem księżycowej poświaty, wpadającej przez ogromne okno.

Po prawej zauważyła jasne drzwi. Z wahaniem przez nie przeszła i, tak jak podejrzewała, znalazła się w kuchni.

Uważnie stawiając kroki, podeszła do jednej z białych, wiszących szafek i delikatnie ją otworzyła, próbując zbytnio nie hałasować. Źle się czuła, myszkując po cudzym domu, jednak zarazem nie chciała nikogo obudzić. Nie miałaby nawet ochoty z nikim rozmawiać.

Dlatego niemalże podskoczyła z niepokoju, gdy po minucie powolnych poszukiwań szklanek i wody, usłyszała kroki.

Po chwili do pomieszczenia wszedł Aiden, ubrany już w ciemne bokserki i podkoszulek, które, jak zgadywała, służyły mu za piżamę.

Popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem, jednak potem się uśmiechnął i ziewnął.

— Jeśli szukasz jakiegoś nocnego przysmaku, to sprawdź dolną szufladę po prawej. Mamy tam najlepsze płatki.

— Szukałam wody... — mruknęła, instynktownie robiąc krok do tyłu.

Wampir zmarszczył brwi, jednak podszedł do jednej z szafek i wziął z niej szklankę. Następnie wyciągnął butelkę wody z lodówki, która przez te kilka sekund stała się jedynym źródłem światła pomieszczeniu. Gdy tylko jednak zamknął jej drzwi, znowu zapanował półmrok.

Po chwili podał jej wypełnioną szklankę oraz oparł się o blat.

Avery cały czas unikała jego spojrzenia, dlatego przyjęła kubek ze wzrokiem wbitym w drewnianą posadzkę, a potem szybkim krokiem skierowała się do drzwi.

— Avy, wszystko w porządku? — Aiden złapał ją za ramię, zanim zdążyła wyjść. — Dziwnie się zachowujesz.

Dziewczyna obróciła się w jego stronę i zmusiła, by spojrzeć mu prosto w twarz. Poczuła, jak łzy napływały do jej oczu. Wiedziała, że prędzej czy później musiała skonfrontować wampira ze swoimi podejrzeniami, nie wytrzymałaby niepewności. Mimo to wcześniej liczyła, że zdoła jeszcze wszystko na spokojnie przemyśleć.

Jednakże w tamtym momencie, stojąc naprzeciwko kogoś, kogo uważała za przyjaciela, nie potrafiła skłamać. Znowu powiedzieć, że wszystko było w porządku. Wzięła głęboki oddech i zanim nawet zauważyła, pytanie samo wyszło z jej ust.

— Czy ty i Ziggy mnie szpiegujecie?

Na sekundę zastygł, jednak szybko posłał jej zakłopotany uśmiech i pokręcił głową.

— Co masz na myśli? — zaśmiał się nerwowo. — Jak mielibyśmy cię szpiegować?

— Ponieważ wiecie, że z jakiegoś powodu zainteresował się mną Joseph Filindustria. — Kiedy wypowiadała te słowa, miała nadzieję, że się myli. Miała nadzieję, że była przewrażliwiona, zmęczona, a chłopak zaraz wybuchnie śmiechem i stwierdzi, że powinna odpocząć.

Zamiast tego spojrzał na nią niepokojąco niepewnym wzrokiem i zapytał:

— Dlaczego... tak myślisz?

Avery zamknęła oczy na kilka sekund. Przeszywająca cisza zdawała się ciążyć równie mocno jak oskarżenie, które właśnie rzuciła.

— Sam chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić. Nawet podkreślałeś, jakie to było dla ciebie ważne. Wiedziałeś rzeczy, których ci nie mówiłam, pytałeś o to, z kim się zadaję, koniecznie chciałeś przenieść się ze mną do Mediolanu... poza tym sam fakt, że zostałam sparowana z Ziggim, który ma to samo nazwisko, co przedstawiciel jednego ze stronnictw w Wielkiej Radzie... — Nagle do głowy przyszedł jej kolejny argument. — Albo to, że przyjaźniliście się wcześniej i trafiliście do tego samego pokoju! Musicie mieć znajomości w zarządzie szkoły czy czymś takim!

Pomimo tego co powiedziała, jakaś część niej wciąż liczyła, że wampir zaprzeczy. Uzna, że to przypadek, zwali wszystko na dziwny zbieg okoliczności, nawet większy niż ten, który jeszcze niedawno spotkał Axela. Może nawet skłamie na tyle przekonująco, że Avery mu uwierzy.

Zamiast tego Aiden stał w milczeniu i patrzył się na nią pustym wzrokiem przez następne kilka sekund. Sekund, które zdawały się wiecznością.

— Ja... to nie tak — odparł ostatecznie, chwytając prawą dłonią lewe ramię. Przez chwilę jeszcze zbierał myśli, po czym kontynuował. — Mieliśmy mieć na ciebie oko. Ale to nie zmienia tego, że mi na tobie zależy i, że się przyjaźnimy...

— Przyjaźnimy?! — Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu tak bardzo podniosła na kogoś głos. Poczuła, jak pojedyncza łza zaczęła ciec po jej twarzy. — Jak możesz tak mówić, skoro najwyraźniej jedynym powodem, dla którego w ogóle się zadajemy, jest to, że miałeś mnie obserwować?

— To wcale nie tak. Wiem, że to nie wygląda najlepiej, ale naprawdę lubię spędzać z tobą czas, myślisz, że potrafiłbym tak długo udawać?!

Pokręciła głową i przycisnęła ręce do piersi.

— Skąd mam wiedzieć? — Pociągnęła nosem. — Może mówisz to wszystko tylko po to, żebyś mógł dalej mnie szpiegować dla... dla kogokolwiek to robisz!

— Dla mojego ojca i ojca Ziggiego — Uniósł ręce do góry. — I nie, nie przyjaźniłem się z tobą, tylko żeby zdobyć informacje. Cholera jasna, nawet nie wiedziałem, czego mam się dowiedzieć! Kazali nam po prostu uważać na podejrzane rzeczy i oprócz dzisiejszego porwania, i może dziwnych wyników twoich testów sprawnościowych, nic nie zauważyliśmy! Nie wiem, jak mam ci udowodnić, że zależy mi na naszej przyjaźni, ale naprawdę tak jest. Zresztą, patrz na Ziggiego! Mogłem tak jak on być obojętny i trzymać się z dystansem, ale tak nie zrobiłem, bo... bo naprawdę cię lubię.

Słyszała żal w jego głosie, jednak nie wiedziała, czy był on szczery, czy po prostu posiadał pierwszorzędne zdolności aktorskie.

— I zgadnij, czyja zdrada bardziej mnie zabolała — zapytała, odwracając wzrok.

Ponownie zamilkł, a po chwili jedynie wyszeptał:

— Przepraszam.

Avery nie potrafiła dłużej wytrzymać. Po twarzy już spływały jej strumienie łez, a cały nos miała zatkany. Wiedziała, że jeśli zostanie w tej kuchni na dłużej, całkowicie się rozklei.

Szybko odłożyła szklankę na wyspę kuchenną i, nie posyłając wampirowi już ani jednego spojrzenia, wybiegła z pomieszczenia.

Korytarze wciąż były puste, więc ku jej zadowoleniu nie spotkała nikogo, kto mógłby ją zobaczyć w tym stanie. Dobiegła do przydzielonego pokoju, zamknęła się w nim na klucz i rzuciła na łóżko, tłumiąc krzyk w poduszkę.

Myślała, że znalazła prawdziwych przyjaciół. Kogoś, kto ją polubił i kto sprawił, że nauka tak daleko od domu i wszystkich, których kochała, stała się zaskakująco przyjemnym zaskoczeniem. A to wszystko było iluzją.

Skąd miała wiedzieć, czy inne relacje były prawdziwe? Bambi przecież sama do niej zagadała, Bianca czy Emmanuel również mogli zostać jej przydzieleni z zamysłem. Dla Axela byłaby przecież idealnym tematem na artykuł. Nudna dziewczyna, która, niemalże jak w każdej popularnej książce dla nastolatków, ma w sobie coś, przez co potężne osoby zaczynają się nią interesować.

W tamtym momencie oddałaby wszystko, żeby nigdy nie pójść do tego lasu podczas imprezy u Jeremiego. Wtedy nigdy nie wplątano by jej w jakiś dziwne układy, nie próbowano by porwać ją dla okupu, nie postrzeliłaby człowieka i nikt nie udawałby jej przyjaciela.

Po kilkunastu minutach płaczu i łkania, nieco się uspokoiła.

Wciąż ocierając mokre policzki, wzięła kilka głębokich oddechów. Nie chciała zostać ani sekundy dłużej w tej posiadłości.

Musiała uciec. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro