17. Czarna Malina

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogła powiedzieć, żeby ten pocałunek był zły. Co prawda to był również jej pierwszy, więc nie miała porównania, ale na pewno nie czuła obrzydzenia. Mimo to spodziewała się czegoś więcej. Ten jak dotąd mistyczny dla niej akt reprezentował przecież spełnienie fantazji romantycznych milionów nastolatek.

Wyobrażała sobie swój pierwszy pocałunek tysiące razy. Zazwyczaj z Jeremim, ale to nawet nie osoba była ważna, tylko to, co myślała, że będzie czuła. Oczekiwała prawdziwego rollercoastera emocji. Dreszczy ekscytacji. Radości. Satysfakcji. Wszystkiego, o czym czytała w książkach.

Zamiast tego, nie poczuła praktycznie nic. Miała wrażenie, że jej serce wypełniała pustka.

Michael za to zdawał się czerpać przyjemność z pocałunku, więc to dziewczyna postanowiła go przerwać. Z delikatnym uśmiechem powiedziała, że zabrakło jej tchu, a on się tylko zaśmiał i stwierdził, że jeśli zechce, będą mieli mnóstwo czasu, żeby poćwiczyć.

Potem złapał ją za rękę i powoli ruszyli w stronę szkoły, a Avery była zbyt zdezorientowana, by zaprotestować. W jej głowie panowała burza myśli. Co się w ogóle właśnie wydarzyło? Jeszcze tydzień wcześniej nie wiedziała nawet o istnieniu chłopaka, i vice versa, a teraz, jak gdyby nigdy nic, ją pocałował i wziął za rękę. Jakby byli parą. A może nią byli? Nie miała odwagi, żeby zapytać. Zastanawiała się też, czy aby na pewno tego chciała. Jej myśli wciąż powracały do Jeremiego.

Jednakże, gdy tylko wątpliwości zaczęły przytłaczać dziewczynę, w głowie Avy pojawił się głos Bridget, każący im się uciszyć. Przyjaciółka na pewno namawiałaby ją, żeby spróbowała. Szczególnie że jej dotychczasowy przedmiot zauroczenia najprawdopodobniej znajdował się tysiące kilometrów od niej i nie wiedziała, kiedy miałaby go znowu zobaczyć. A nawet gdyby się ponownie spotkali, nie miała pewności, czy w ogóle coś by z tego wyszło.

Za to Michael był na miejscu, czuła się z nim dość swobodnie i przyjemnie im się rozmawiało. Co więcej, kiedy pocałował ją na pożegnanie przed jej pokojem, spodobało jej się trochę bardziej niż za pierwszym razem. Nawet jeśli wciąż miała wrażenie, że czegoś brakowało.

Kiedy weszła do pokoju, nie potrafiła powstrzymać głupiego uśmiechu. Nawet jeśli nie wszystko było dokładnie takie, jak sobie wyobrażała, właśnie przeżyła pierwszy pocałunek. Coś, co, jak podejrzewała, miała zapamiętać do końca życia.

— Avery McCoy, przed jakąś godziną zapukał tutaj chłopak z najseksowniejszym uśmiechem na świecie i dał mi twój plecak — Bianca powiedziała na wstępnie, energicznie machając rękami. — Jakim cudem wokół ciebie kręci się tylu przystojniaków!

— Poczekaj, kto? — Avery posłała współlokatorce pytającą minę. — Mówisz o Emmanuelu?

— Nie wiem, nie przedstawił się. Były z nim jakaś czarnowłosa dziewczyna i hinduska. Ale mniejsza o nie. Kim jest ten przystojniak?! I gdzie ty w ogóle byłaś?

— Najpierw sama w lesie, potem z Michaelem...

— Co? W lesie. O mój boże, Avery McCoy, czy wy...? No wiesz... trzecia baza... czy domowa? Czy jakkolwiek to nazywacie w Stanach... — Bianca z oczekiwaniem wymalowanym na twarzy nachyliła się w stronę współlokatorki.

— Nie, nie, nie uprawialiśmy seksu! — Avy gwałtownie pokręciła głową. — Tylko się całowaliśmy. To wszystko.

— Tak! — krzyknęła Bianca, niemalże podskakując. — Ale jestem z ciebie dumna. To co, jesteście już oficjalnie razem?

— Chyba... nie wiem, nie rozmawialiśmy o tym...

— Aiden mi nie uwierzy. Założyliśmy się o to, kiedy się zejdziecie i właśnie wygrałam pięć monet. — Radośnie wyszczerzyła zęby.

— Poczekaj, od kiedy rozmawiacie z Aidenem o moim życiu miłosnym? — Avery całkowicie zdezorientowana usiadła na łóżku. Ostatni raz widziała ich flirtujących, nie wiedziała, że przeszli z tego do jakiejś dziwnej formy przyjaźni.

— Siedzimy razem na matematyce — powiedziała. — I wymieniamy się najnowszymi plotkami. W ogóle mogłaś mi wspomnieć, że trzymacie się z moim kuzynem. Niefajnie, szczególnie że on naprawdę nie jest dobrym materiałem na przyjaciela.

— Dlaczego?

Bianca zawahała się przez chwilę.

— Po prostu... potrafi być egoistyczny. Bardzo egoistyczny. I nieczuły. — Skrzyżowała ramiona i odwróciła na chwilę wzrok.

***

W sobotę po śniadaniu musiała iść na zdjęcie szwów, co zrobiła z radością, jako że nici chirurgiczne niemiłosierne swędziały. Była pewna, że nosiła je zdecydowanie za długo.

Po trzech tygodniach sama rana wyglądała o wiele lepiej niż w pierwszych dniach. Żółte strupy zdążyły odpaść i pozostawiały jedynie zaczerwienioną skórę. Poza tym już prawie nie czuła bólu.

Zadowolona, że wreszcie pozbyła się utrapienia, wróciła do pokoju, by się spakować, a następnie ruszyła na dziedziniec. W międzyczasie wymieniła również kilka wiadomości z Michaelem i umówili się na spotkanie tego wieczora. Wciąż nie do końca wiedziała, co myśleć o ich relacji, więc cieszyła się, że całe popołudnie miała zajęte przez wycieczkę do Czarnej Maliny. Przynajmniej mogła odetchnąć i nabrać trochę dystansu, zamiast przewracać się z boku na bok przez całą noc, myśląc, czy dobrze postępowała.

Na zewnątrz zobaczyła Aidena, Axela, Bambi oraz Siegfrieda. Rzuciła im szybkie powitanie i posłała przepraszający uśmiech za lekkie spóźnienie.

Ruszyli ścieżką, która miała prowadzić do miasteczka, a Axel z ekscytacją zaczął opowiadać o tym, jak przed kilkoma miesiącami sam odkrył to miejsce i jak to pomogło mu w zdobywaniu informacji.

W pewnym momencie, kiedy ścieżka weszła pomiędzy wysokie drzewa, Aiden dyskretnie odciągnął Avery na tył grupy.

— A więc? — szepnął z wyczekującym spojrzeniem.

— A więc? — powtórzyła, unosząc pytająco brwi.

Chłopak westchnął z niedowierzeniem.

— Bianca twierdzi, że ty i ten chłopak... jak mu było? Mniejsza o to. A więc ty i ten chłopak wreszcie się zeszliście?

— Wreszcie? — Avy na pewno nie użyłaby tego słowa. Zamieniłaby je raczej na „tak szybko". Po kilku latach bycia zauroczoną jedną osobą nie spodziewała się, że równie prędko wejdzie w jakiś rodzaj relacji z kimś nowym. Nawet jeśli w dziwny sposób ją to ekscytowało, wciąż miała dużo wątpliwości. Chociaż reakcja Aidena lekko ją uspokoiła. Może przesadzała z tymi swoimi rozterkami?

— Założyliśmy się o to we wtorek. To były bardzo niepewne cztery dni. Szczególnie że obstawiłem do piątku, a Bianca od piątku do końca weekendu, więc dziękuję ci bardzo za stracone pięć monet. Ehh — Chłopak pokręcił głową.

— Żadne z was nie obstawiło dłużej niż tydzień? — zapytała Avery z zaskoczeniem.

— Co ty, ja od początku w ciebie wierzyłem. Jak to mówią, cicha woda brzegi rwie. Poza tym, według Bianki, kiedy cię odprowadził w poniedziałek pod pokój, to napięcie pomiędzy wami zelektryzowało cały korytarz.

— To... nie do końca tak było — mruknęła dziewczyna. — Dość mnie zaskoczył. I nigdy wcześniej z nikim się tak szybko nie całowałam.

— Czyli ile zwykle czekałaś, jak ktoś ci się podobał? — Skrzyżował ręce na piersiach.

— Ja... — Poczuła ciepło na całej twarzy i nie musiała używać lusterka, by wiedzieć, że jej policzki były już czerwone. — Nigdy wcześniej się nie całowałam.

— Czekaj, a więc ty nigdy nie... no wiesz? — Rzucił jej znaczące spojrzenie.

— Nie. — Spuściła wzrok. Wiedziała, że nie powinna, ale poczuła zażenowanie rozmawiając z Aidenem o takich rzeczach.

— O. Okej. Czyli niedługo będzie twój pierwszy raz? — spytał bez ogródek.

— Nie wiem... chyba? — Na tamtym etapie jeszcze nie za bardzo chciała o tym myśleć.

— No cóż. Jako twój skrzydłowy, muszę się upewnić, że wszystko wyjdzie idealnie. Informuj mnie na bieżąco! — Poklepał ją po ramieniu, a ona z wahaniem pokiwała głową. Zastanawiała się, na co mu były takie wiadomości oraz dlaczego jej nowi znajomi tak szybko poruszali temat seksu.

Po dziesięciu minutach dotarli do miasteczka, które tak naprawdę było jedną ulicą, otoczoną kilkunastoma drewnianymi domkami z trójkątnymi dachami. Całość przypominała Avery stereotypowe, stare miejscowości na amerykańskim dzikim zachodzie. Tylko że zamiast pustyni, wokół był las.

Gdy zbliżyli się do budynków, Axel odwrócił się do reszty i ogłosił ze swoim profesjonalnym uśmiechem:

— Witamy w szkolnym miasteczku. Po lewej macie najlepszy pub w okolicy, dostaniecie tu piwo od szesnastu lat, więc wszyscy... — Jego wzrok zatrzymał się na Siegfriedzie i od razu poprawił swój błąd. — Prawie wszyscy będziecie mogli je kupić. Obok niego są dwa kluby, pewnie spędzicie w nich wiele weekendów. Za to nasz cel, Czarna Malina, znajduje się po prawej stronie. Nie do końca popularne miejsce, ale jeśli znacie hasło, możecie zyskać dostęp do różnych, wyjątkowych usług. Sami zaraz zobaczycie.

Radosnym krokiem zaprowadził ich do jednego z niższych budynków, o podwójnych brązowych drzwiach i małych oknach.

Środek, na pierwszy rzut oka, zdawał się dość minimalistyczny. Zobaczyli kilka stolików z poplamionymi obrusami, niewielki bar, a za nim półkę eksponująca kilka, różnych butelek piwa. Szybko jednak oszczędny wystrój okazał się pozorami, gdy Axel podszedł do brodatego barmana, szepnął mu coś na ucho, a ten gestem zaprosił ich na zaplecze.

Tam znajdowała się fioletowa kurtyna, a za nią kolejne drzwi. Gdy przez nie przeszli zobaczyli kilkunastostopniowe schody w dół, a na ich końcu kolejne pomieszczenie. Tym razem nieco bardziej charakterne.

Na drewnianej podłodze leżał, ogromny skórzany dywan, a na nim ustawiono kilka okrągłych stolików z krzesłami. Z głośników przyczepionych do jednej ze ścian leciał cichy Jazz, a zamiast lamp pod sufitem swobodnie unosiły się magiczne kule, generujące przyciemnione światło.

Niektóre z krzeseł zostały zajęte przez ludzi, którzy byli już za starzy na uczniów czy studentów, popijających drinki, palących fajki czy grających w szachy.

Axel posłał całej grupce zachęcający uśmiech i przemówił cicho.

— W miasteczku macie różnych kupców i handlarzy. Najczęściej są to czarodzieje z mało znaczących rodzin, którzy oferują uczniom swoje usługi za monety. Dyrekcja daje im w zamian darmowe jedzenie, miejsce zamieszkania i jakieś wynagrodzenie, chyba nawet mogą wymienić część na prawdziwe pieniądze. W tej oficjalnej części te świadczenia są dość trywialne, na przykład kula światła, która będzie za wami podążać przez kilka następnych dni. Lub atrament, który będzie niewidzialny, póki nie powiecie odpowiedniego słowa. Takie mało potrzebne drobiazgi. Za to tutaj zdobędziecie prawdziwe usługi. Rozgośćcie się.

Chłopak podszedł do niewielkiego baru, który został ustawiony w kącie pomieszczenia i zamówił dla siebie piwo korzenne.

Avery zaciekawionym wzrokiem ponownie przestudiowała otoczenie, po czym odwróciła się do Aidena.

— Czyli myślisz, że władze szkoły nic o tym nie wiedzą? — zapytała.

— Co ty, na pewno wiedzą — zaśmiał się. — Nie są głupi.

— Więc dlaczego pozwalają na istnienie takiego miejsca, gdzie można porozumieć się ze światem zewnętrznym?

— Chodzi o Wielką Radę Czarodziejów i ich wytyczne — mruknął Siegfried. — Oficjalnie uczniowie szkół nie powinni mieć kontaktu ze światem zewnętrznym, dozwolona jest tylko jedna rozmowa telefoniczna miesięcznie. Dlatego nie mogą oficjalnie pozwolić na działanie tego miejsca.

— Ale nieoficjalnie dyrekcja może przymrużyć oko — dokończył Aiden. — To co? Chodźmy zobaczyć, co podziemie Czarnej Maliny ma do zaoferowania. Mam nadzieję, że piwo nie będzie za drogie, wydałem już prawie wszystkie monety.

Avery podążyła za resztą do baru, jednak zamówiła jedynie sok jabłkowy. Ziggy również nie chciał żadnego napoju alkoholowego, mimo że jego współlokator uparcie go namawiał i zapewniał, że może mu je kupić. Ostatecznie czarodziej postawił na wodę. Za to, ku zdziwieniu Avy, Bambi dała się namówić Aidenowi na kufel belgijskiego ale.

Wybrali najbliższy wolny stolik i usiedli we czwórkę. Kątem oka Avery zauważyła, że Axel dosiadł się do mężczyzny z sumiastym, szarym wąsem oraz ogromną fajką w dłoni i od razu zaczął z nim rozmawiać przyciszonym głosem.

— Pomijając nie do końca legalny charakter tego miejsca, dość podoba mi się atmosfera. Bambi, następnym razem musimy spróbować tutejszej whisky. Jak wybierzemy jakąś z wyższej półki, na pewno zmienisz zdanie i ją pokochasz — stwierdził wampir, z uśmiechem rozkoszując się swoim piwem.

— Myślisz, że wam ją sprzedadzą? Przecież mocniejsze alkohole mogą kupować tylko pełnoletni uczniowie. — Avy uniosła brwi, dodatkowo zdziwiona, że Bambi nie wyglądała na zbyt zaskoczoną tym pomysłem. Jakkolwiek głupio to by brzmiało, nie sądziła, że dziewczyna rozmawiała z wampirem i to o alkoholu. A tak wynikało z jego poprzednich słów. Uznała, że chłopak musiał mieć jakiś dar do szybkiego zawierania przyjaźni.

Aiden popatrzył na nią rozbawionym wzrokiem.

— To prawda. I oboje skończyliśmy osiemnaście lat, więc raczej na pewno by nam ją sprzedali — zaśmiał się. — Nie martw się, styczeń jest już za prawie pół roku, niedługo dołączysz do naszego klubu.

— Czekaj, skąd wiesz, kiedy mam urodziny? — Spojrzała na niego ze zmieszaniem.

— Musiałaś o tym kiedyś wspomnieć — powiedział z uśmiechem, jednak nie zabrzmiał zbyt pewnie.

Zanim Avery zdążyła zaprzeczyć, Siegfried gwałtownie wstał.

— Wiecie, gdzie jest toaleta?

— Nie mam pojęcia, chodźmy zapytać barmana. — Aiden od razu dołączył do swojego współlokatora. — A potem możemy porozmawiać z tutejszymi czarodziejami i zobaczyć, co mogą nam zaoferować.

Pośpiesznie odeszli w kierunku baru, a Avy posłała Bambi zdziwione spojrzenie. Dziewczyna odpowiedziała równie zaskoczonym wzruszeniem ramion i zaczęła sączyć swoje ale.

Avery również wzięła łyk soku, jednak gdy tylko odstawiła szklankę, przed ich stolikiem stanął wysoki mężczyzna o oczach w kolorze lodu.

— Petr Karlik, lokalny czarodziej — powiedział ze słowiańskim akcentem. Wystawił do Avy swoją prawą rękę, prezentując szeroki uśmiech.

— Avery McCoy, a to jest Bambi Barone — odpowiedziała, niepewnie ściskając jego dłoń.

— A więc czy jest coś, w czym mógłbym ci pomóc, Avery? — zapytał, a jego jasne oczy niemalże błyszczały.

— Yyy... — Nie była przygotowana na to, że jeden z czarodziei sam do niej podejdzie. Przez kilka sekund gapiła się na niego lekko zestresowana, jednak wtedy przypomniała sobie, że rzeczywiście była jedna rzecz, którą by chciała. — W sumie tak.

— Zamieniam się w słuch. — Zajął jedno z wolnych miejsc.

— A więc, czy byłaby możliwość, żeby... zadzwonić albo wysłać wiadomość do kogoś spoza szkoły? — Według rozpiski, którą dostała w pakiecie powitalnym, w następnym tygodniu miała prawo do jednego telefonu do ojca. Wciąż jednak chciała również skontaktować się z Bridget.

— Dałoby się to zorganizować — powiedział. — To dość typowa usługa, najtaniej będzie listownie, wyszłoby cię to wtedy cztery monety. Pięć, jeśli odbiorca jest w jednej ze szkół, bo wtedy trzeba się trochę bardziej postarać.

— Czyli za pięć monet mogłabym wysłać list. — Avery pokiwała głową. — A co z odpowiedzią?

— Żeby list dotarł i tak będę musiał skontaktować się z czarodziejem na terenie danej szkoły, więc możemy do pierwszego listu ewentualnie załączyć instrukcje, jak twój odbiorca mógłby wysłać odpowiedź przez swojego czarodzieja.

— Okej, więc kiedy bym mogła wysłać tę wiadomość?

— Jeśli masz monety to nawet teraz, zawsze biorę ze sobą zestaw kartek i... — Zanim zdążył dokończyć, Aiden nagle zmaterializował się za nimi.

— Kto to jest? — spytał wampir podejrzliwie.

— Petr Karlik. Do usług.

— Okej. — Aiden zmierzył czarodzieja nieufnym spojrzeniem, co po raz kolejny zaskoczyło Avery. Stwierdziła, że chłopak wyjątkowo dziwnie się zachowywał.

— A więc jak rozmawialiśmy. — Petr przeniósł swoje spojrzenie z powrotem na Avy. — Pięć monet i możesz wysłać list nawet teraz.

***

Spędzili w Czarnej Malinie ponad godzinę, Avery zdołała zaadresować list dla swojej przyjaciółki, podając jej imię, nazwisko i lokalizację szkoły jako „prawdopodobnie gdzieś w Kanadzie". Nie wiedziała zbytnio, o czym napisać, więc jedynie wspomniała, że powoli się aklimatyzuje, chyba zdobyła pierwszego chłopaka i polubiła swoją współlokatorkę, chociaż uznała, że Bridget pewnie jeszcze lepiej dogadałaby się z Biancą. Pominęła jednak temat Aidena i jego niepokojącym podobieństwie do Jeremiego. Stwierdziła, że Bridget uznałaby tylko, że Avery tęskniła za chłopakiem, w którym podkochiwała się od lat.

Bambi, pod wpływem chwili, również postanowiła wysłać list do swoich rodziców. Ostatecznie Aiden także z wyraźną niechęcią użył usług czarodzieja, jednak poprosił go o rozmowę w cztery oczy. Jedynie Siegfried przez cały czas siedział w ciszy i nawet nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego całą sprawą.

Avy próbowała zgadnąć, dlaczego piętnastolatek w ogóle się z nimi trzymał. Przez większość czasu wydawał się być znudzony, nie rozmawiał z nikim poza Aidenem, a jej samej powiedział wprost, że nigdy nie zostaną przyjaciółmi. Mimo to zawsze, kiedy gdzieś wychodzili, Ziggy się przyłączał.

Gdy wyszli z Czarnej Maliny, Axel zaprowadził ich do baru o nieco bardziej nowoczesnym wystroju, w którym można było też kupić sobie jakieś przekąski, a ceny napojów były o wiele niższe. Jak potem przyznał, chciał po prostu usiąść na spokojnie gdzieś poza szkołą i przejrzeć materiały, które przesłało mu jego źródło.

— Fonte wciąż ma mnie na celowniku po moich ostatnich wiadomościach — westchnął, gdy usiedli przy pięcioosobowym stole z talerzami zapełnionymi frytkami i burgerami. — I pewnie domyśla się, że tutaj zdobyłem wszystkie informacje, więc muszę bardziej uważać. Nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale tęsknię za dyrektorem Varmą, on przynajmniej pozwoliłby mi zostać w szkolnej telewizj. Ten człowiek potrafił docenić prawdziwy talent, nawet jeśli krytykował mnie za zbyt wścibskie artykuły.

— A dlaczego właściwie go teraz nie ma? — spytał Aiden, bawiąc się swoim drewnianym widelcem.

— Podobno urlop we Włoszech. Ale ja mam swoją małą teorię, co do tego. Według mojego źródła to właśnie tam, dokładniej w Lombardii, występuje najwięcej przypadków tej tajemniczej choroby, którą badam. Nazwałbym ją czarną śmiercią, ale to już było w historii. Widzieliście zdjęcia? Może wy wpadniecie na coś dobrego. Sam myślałem nad plamami śmierci, ale brzmią trochę tandetnie.

— Pomyślimy — obiecał Aiden z uważną miną, po raz pierwszy rzeczywiście ze skupieniem słuchając Axela, mówiącego o swojej teorii spiskowej. — A co dzisiaj dostałeś od swojego źródła?

— Wszystkie najnowsze plotki — powiedział, z dumą otwierając grubą, brązową kopertę.

Chłopak zaczął wyciągać przeróżne zdjęcia przedstawiające najprawdopodobniej martwych ludzi, pokrytych czarnymi planami. Z uśmiechem pokazywał je wszystkim przez stole, przekonując, że to całkowicie potwierdza jego teorię.

— Skąd... skąd twoje źródło ma te wszystkie materiały? — zapytała niepewnie Bambi, z niepokojem spoglądając na fotografie.

— Moje źródło to mój kuzyn, który pracuje w prosektorium. Jakieś dwa miesiące temu zmusili go, by przeniósł się do Mediolanu, gdzie miał powiadamiać górę o każdym przypadku zwłok z takimi znamionami. To on mi o wszystkim powiedział i stwierdził, że to może być dobry pomysł na artykuł. Pomaga mi zbierać materiały, mówi o najnowszych wydarzeniach, wysyła skrawki niszowych artykułów, które znajdzie. Prawdziwy skarb.

Avery spojrzała na Axela, po raz pierwszy poważnie rozważając jego teorię. Co prawda źródłem chłopaka była tylko jedna osoba, więc to wciąż mogło być coś na kształt żartu albo mistyfikacji. Jednakże, biorąc pod uwagę zawód tego kuzyna, całość nabierała trochę więcej rzetelności.

— Ciekawe — Aiden popatrzył na Axela przenikliwym spojrzeniem, po czym bez pytania podniósł kilka kartek, które wypadły z koperty, i zaczął je przeglądać.

Avery spróbowała zjeść swojego burgera, jednak widok zniekształconych przez ciemne plamy zwłok wciąż nachodził ją przed oczami, powodując odruch wymiotny. Dlatego ostatecznie postanowiła poskubać frytki, próbując pozbyć się strasznych obrazów z pamięci.

Nagle Aiden mruknął.

— Axel, masz tutaj jakiś list — zamiast jednak podać wiadomość odbiorcy, sam przebiegł przez nią oczami, a z każdą sekundą jego brwi unosiły się coraz wyżej.

Ostatecznie z lekkim osłupieniem przekazał list Axelowi, którego reakcja okazała się być dość podobna.

— To... mało prawdopodobne. Mój kuzyn musiał się przesłyszeć albo ci magowie nie wiedzieli, o czym mówili — stwierdził niepewnie.

— O co chodzi? — Reakcja chłopaków sprawiła, że nawet Siegfried popatrzył na nich z zaciekawieniem.

— Mój kuzyn pisze, że podczas oględzin ostatniego ciała przyszło dwóch czarodziejów — powiedział Axel, wciąż spoglądając z niedowierzaniem na treść wiadomości. — I podobno, gdy myśleli, że ich nie słyszy, zaczęli rozmawiać o... o tym, że na wschodzie Niemiec widziano maga krwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro