31. Zły Sen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po pewnym czasie przenieśli się z kuchni do przytulnego salonu z dwoma rozległymi kanapami i fotelem w kolorze khaki. Tam rozmawiali przez kilka godzin w oczekiwaniu na brata Aidena, sącząc spokojnie herbatę i zajadając się ciastkami. Zupełnie jakby trójka z nich wcale nie została uprowadzona tego samego dnia, a pozostała dwójka ich nie uratowała.

Aiden i Ziggy cały czas dopytywali się Miny o jej rolę wieszczki. Avery podejrzewała, że poza ciekawością przemawiał przez nich również częściowy sceptycyzm. Siegfried sam w pewnym momencie wspomniał, że wieszczki od lat były uznawane za legendy albo, w najlepszym wypadku, przynależność przeszłości.

Ona sama całkowicie uwierzyła dziewczynie, gdy tylko tamta wspomniała o tajemniczym języku. Jednakże nie czuła się jeszcze na tyle gotowa, żeby podzielić się swoim sekretem z resztą i rozwiać ich wątpliwości.

Chciała na początku lepiej zrozumieć samo zjawisko bycia jedyną osobą, która widzi dziwne pismo, a także jej postępującą, niepokojącą obsesję. Liczyła nawet, że Mina mogła jej w tym pomóc.

Przez cały czas starała się skupić na rozmowie, a kiedy czuła, że postrzelony mężczyzna ponownie wkradał się do jej myśli, sama nawet próbowała podjąć jakiś temat. Wszystko, żeby tylko pozbyć się sprzed oczu widoku krwi na jego podkoszulku.

— A więc, mogłabyś, na przykład, wywołać u siebie wizję? Dotknąć kogoś i zobaczyć coś... ważnego? Albo coś, co ta osoba chce zobaczyć? — Miała wrażenie, że gdy tylko wypowiedziała te słowa, Ziggy oraz Aiden zaczęli jej się przyglądać.

Mina jedynie wzruszyła ramionami, prawdopodobnie częściowo domyślając się, co Avy miała na myśli.

— Walczę z tymi wizjami już pięć lat i naprawdę nie wiem, na jakiej zasadzie dokładnie działają. Czasami widzę ludzi, których znam, czasami osoby, które najwyraźniej mam poznać. Jak was. Zdarzało mi się też poznać przeszłość ludzi, zobaczyć wydarzenie, które sprawili, że stali się...

— Źli — uzupełnił Theo ponuro.

— Nieszczęśliwi — poprawiła go Mina po tym, jak wymienili porozumiewawcze spojrzenia. — Tak czy inaczej, nie potrafię się zmusić do wizji. Ona sama przyjdzie, jeśli będzie taka potrzeba. Mogę co najwyżej postawić ci tarota. Podobno nieźle mi to wychodzi.

Siedzący obok siostry Theo, od razu energicznie pokręcił głową i przecząco pomachał dłońmi, a ona ze zmęczeniem wywróciła oczami.

Zbliżała się dwunasta i brat Aidena miał przyjechać lada chwila. Matka rodzeństwa już dawno poszła spać, a oni sami postanowili zaczekać ze swoimi gośćmi. Mimo to wydawali się być o wiele bardziej wyczerpani niż Avy, Aiden oraz Ziggy, w ich głosy czasami wkradała się nutka senności.

Avery jak dotąd była dość pobudzona. Dlatego uważnie słuchała, gdy po pytaniu Siegfrieda Mina i Theo zaczęli opowiadać o tym, jak po odnalezieniu babci postanowili przeprowadzić się z Berlina do Mediolanu, żeby być bliżej nadnaturalnych tradycjonalistów.

Avery od razu połączyła to ze Stowarzyszeniem Włoskich Wiedźm. Zresztą, wcześniej wspomnieli, że ich babcia właśnie odwiedza główną siedzibę tego stronnictwa politycznego.

Mina powiedziała, że po przeprowadzce włoscy magowie pomogli jej zrozumieć, jak ważne jej wizje mogły być. Niektórzy lokalni czarodzieje zakładali również, że jej zdolności pochodziły od innego, pierwotnego rodzaju magii. Znanego nawet dłużej niż bardziej mechaniczna energia magiczna.

— Określają energię magiczną jako mechaniczną? — powtórzył Ziggy ze zdziwieniem, na co dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Musiałbyś z nimi o tym porozmawiać, ja naprawdę aż tak się nie znam.

Avy z uwagą wszystkiego słuchała, próbując ułożyć sobie w głowie wszystko, co jak dotąd wiedziała o magii. I rzeczywiście zauważyła, że wizje Miny raczej nie działały na takiej samej zasadzie, jak to, o czym się uczyła. Profesor Vose zawsze powtarzała im, że czarodziej musiał najpierw pobrać skądś energię, by potem móc rzucić zaklęcie. Niektórym, jak bardziej doświadczonym magom żywiołów, wystarczył silniejszy powiew wiatru bądź rzeka o rwącym nurcie.

Jednakże wciąż żaden mag nie potrafiłby wykonać potężniejszego czaru bez przygotowania. Za to wizje Miny wydawały się nachodzić ją bez uprzedzenia, a dziewczyna świadomie nie pobierała świadomie energii z żadnego możliwego źródła. Bardziej przypominała pod tym względem zmiennokształtnych, jednak z czego mówiła, wśród jej przodków mieli być jedynie magowie.

Próba uporządkowania sobie wszystkich nowych informacji skutecznie zajęła jej myśli, a potem od razu skupiła się na słuchaniu o dalszych losach rodzeństwa.

Mina, która, jak się okazało, miała już dwadzieścia jeden lat, postanowiła pozostać w we Włoszech i dalej współpracować z lokalnymi czarodziejami. Dodatkowo w międzyczasie studiowała ekologię na Uniwersytecie Mediolańskim.

Za to Theo, będący dwa lata młodszy, miał po wakacjach wyjechać, by zacząć naukę na Oksfordzie. Gdy tylko chłopak o tym wspomniał, Avy popatrzyła na niego z nieukrywaną zazdrością. Sama celowała w najlepsze szkoły wyższe, więc tak znany uniwersytet był jej marzeniem.

Kiedy tylko o tym pomyślała i wspomniała czasy, gdy uzyskanie jak najlepszych wyników stanowiło jej główny cel życiowy, skarciła siebie w myślach. Chociaż jej samej wydało się to niemożliwe, w świetle tego co się stało przed kilkoma godzinami, w tamtej chwili dostanie miejsca w topowej uczelni, po raz pierwszy przestało mieć takie znaczenie.

Oparła się o kanapę i przygryzła wnętrze policzka, próbując zastąpić złe myśli bólem. Kiedy to nie pomagało, powtórzyła sobie w głowie rozmowę z Miną, a po chwili przeprosiła resztę i skierowała się do łazienki.

Stanęła przed lustrem, wiszącym nad białym zlewem, i spojrzała w swoje odbicie.

— Zrobiłaś to w samoobronie. Poza tym on pewnie przeżył. Na pewno przeżył — powiedziała te słowa na głos, patrząc prosto na swoją zmęczoną twarz. Była niemalże chorobliwie blada, co dodatkowo kontrastowało z ciemnymi worami pod oczami. Swoje kręcone włosy związała w kucyk, jednak pojedyncze pasma wyrwały się spod ucisku gumki i sterczały na boki.

Powtórzyła tę mantrę jeszcze kilka razu i poczuła się nieco lepiej. A przynajmniej na tyle, żeby wyjść z łazienki i wrócić do salonu. Tam jednak zastała resztę stojącą na nogach.

— Mój brat właśnie podjechał — poinformował ją Aiden z wyraźną ekscytacją w głosie, podając przy tym dziewczynie jej torbę. — Więc musimy się już pożegnać. Ale nie na długo, bo Rens powiedział, że prawdopodobnie ktoś się z wami skontaktuje w sprawie tego... porwania.

— I tyle z naszego świętego spokoju — westchnął Theo, kręcąc głową.

— W takim razie będziemy czekać — zapewniła ich Mina z ciepłym uśmiechem, a następnie podeszła do Avery. — Przykro mi, że musiałyśmy spotkać się w takich okolicznościach, ale mam szczerą nadzieję, że spędzimy jeszcze trochę czasu. — Po tych słowach nachyliła się i dodała szeptem. — I dowiemy się, o co chodzi z tym dziwnym pismem. Korzystaj dalej z tych książek, a ja postaram się dać ci znać, jeśli dostanę jakiejś wizji. I... pamiętaj, że nie zrobiłaś dzisiaj niczego złego.

Avy przytaknęła, a Mina niespodziewanie ją przytuliła i życzyła powodzenia. Potem szybko pożegnali się również z Theo, po czym rodzeństwo odprowadziło ich do drzwi.

— Dzięki, że nas uratowaliście — stwierdził wampir, gdy już przekroczyli próg. — Nasze rodziny na pewno wam to jakoś wynagrodzą.

— Nie zrobiliśmy tego dla żadnej nagrody — zaśmiała się Mina. — Do zobaczenia wkrótce.

Zamknęła drzwi, a Avery, Ziggy i Aiden zostali sami w ciemny korytarzu. Po kilku sekundach ciszy zaczęli schodzić w dół, a ich kroki odbijały się głośnym echem na opustoszałej klatce schodowej. Avy miała wrażenie, że, niczym intruzi, z każdym ruchem zaburzali spokój pogrążonych we śnie mieszkańców budynku.

Gdy wyszli na zewnątrz, Avery lekko zadrżała przy pierwszym podmuchu chłodnego powietrza. Aiden za to wydawał się nieczuły na zimno, stanął na środku chodnika i zaczął się obracać, wypatrując samochodu swojego brata.

— Avy, dość się zaprzyjaźniłaś z Miną, co nie? — zapytał nagle, wciąż sunąc wzrokiem po rzędach samochodów zaparkowanych przy kamienicach.

— Można tak powiedzieć — przyznała.

— A co o tym wszystkim w ogóle myślisz? Z jednej strony, jeśli rzeczywiście jest wieszczką, to co mówi, ma sens, ale jeśli... — Niespodziewanie przerwał i skupił swój wzrok na jednym z dalszych punktów. — O, tam jest!

Zaczęli iść we wskazanym przez wampira kierunku, a Siegfried postanowił kontynuować temat.

— Czyli uważasz, że mogli kłamać? — zapytał Aidena.

— Nie wiem. Lepiej podchodzić do tego z dystansem. Zresztą pewnie ludzie naszych ojców wezmą ich na przesłuchanie, więc wtedy poznamy odpowiedź.

— Ja im wierzę — uznała Avery, jednak nie zmierzała podawać dalszych wyjaśnień. — Mam nadzieję, że nie będą mieli zbyt wielu problemów.

Doszli do czarnego samochodu sportowego, zaparkowanego równolegle do chodnika. Aiden bez dalszego słowa wskoczył na przednie siedzenie pasażera, a Ziggy z westchnięciem wsiadł do tyłu. Avy niepewnie podążyła za czarodziejem, uświadamiając sobie, że nigdy wcześniej nie jechała tak drogim autem.

Usiadła wygodnie na skórzanym fotelu i spojrzała na Aiden, który z szerokim uśmiechem rozmawiał z bratem.

— Mam ci tyle do opowiedzenia! Nie uwierzysz, jaki jest mój nowy rekord w pasjansa!

— Lepiej mi wytłumacz, jak to się stało, że zostaliście uprowadzeni. — Usłyszała przyjemny głos z australijskim akcentem. Dość ją ten fakt zdziwił, jako że Aiden mówił o wiele bardziej neutralnie, jedynie z delikatnymi brytyjskimi niuansami. Przez to od razu wydedukowała, że prawdopodobnie musieli spędzić w dzieciństwie dużo czasu osobno albo ewentualnie mieli innych nauczycieli.

— Długa historia — uznał Aiden. — W ogóle poznaj Avery!

Obaj odwrócili się do tyłu i oprócz jednej znajomej twarzy, Avy zobaczyła drugą, stosunkowo podobną, jednak bardziej podłużną i o jasnoniebieskich oczach.

— Dużo o tobie słyszałem — powiedział nowopoznany chłopak, który, z czego dziewczyna zrozumiała, był słynnym Rensem.

— Skąd? — spytała ze zdziwieniem.

— Aiden słał listy — zaśmiał się, a potem przerzucił wzrok na Siegfiedzie. — Ziggy, jak tam ci idą przygotowania do wezwania chowańca?

Czarodziej delikatnie się uśmiechnął i złapał za ramię.

— Pracuję nad tym — odpowiedział nieśmiało.

Avery spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. Profesor Vose poinformowała ich, że czarodzieje wzywają swoje chowańce dopiero ostatniego roku nauki, i to tylko ci bardziej utalentowani. A choć dziewczyna nie wątpiła, że Ziggy należał do tej grupy, nie sądziła, że próbowałby swoich sił w czymś tak zaawansowanym jak przyzwanie chowańca.

Z czego Avy czytała, chowańce służyły magom jako dodatkowe naczynie na energię, a dokładniej były one energią magiczną samą w sobie, jedynie zmaterializowaną w postaci zwierzęcia lub istoty zwierzęcopodobnej.

Samo zaklęcie przyzwania takiego kompana stworzono dopiero w średniowieczu, kiedy potęga czarodziejów zaczęła znacząco spadać, a oni sami nie potrafili przechowywać w swoich ciałach tak dużych ilości energii jak wcześniej. Już wtedy wiedziano, że część magii można było przenieść do kryształów, jednak często nie było to wystarczające. Za to w chowańcach magowie mogli przetrzymywać wystarczająco energii, by dzięki niej szybko rzucić potężne zaklęcia.

Rens wymienił jeszcze kilka uprzejmości z Ziggim, a następnie odpalił samochód i ruszył przez pustą ulicę.

Podczas drogi Aiden ostatecznie postanowił opowiedzieć bratu, jakim cudem znaleźli się w Mediolanie i, w międzyczasie, dowiedzieli się, że Rens wcale nie był we Włoszech, ale w Wielkiej Brytanii. Musiał ekspresowo skorzystać z teleportacji, żeby się tutaj przenieść i ich odebrać.

Avery przez jakiś czas przysłuchiwała się braciom, jednak, gdy tylko przeszli do części porwania, niemalże natychmiastowo wróciło do niej przytłaczające poczucie winy i wciąż świeże wspomnienia.

Chcąc odciąć wszystkie negatywne emocje, oparła głowę o szybę i zamknęła oczy. Myślała, że będzie miała problem z zaśnięciem, jednak szybko napadła ją fala zmęczenia, która w przeciągu kilku minut posłała Avy do krainy snów.

Niestety tam nie zaznała ukojenia. Zamiast przyjemnych marzeń sennych o Greenbridge czy Jeremim, wróciła do salonu, w którym porywacze przetrzymywali ich torby. Te torby, które ściągnęły na nią nieszczęście.

Mimo to nawet we śnie, czuła, że książki — główny powód całego zajścia — były tego warte. Kusiły ją niczym najskrytsze pragnienia. A może właśnie tym były? Dlaczego ten dziwny język tak bardzo ją przyciągał? Bała się, że jeżeli nie rozwiąże tej zagadki, mogło doprowadzić ją to do autodestrukcji.

Ta myśl pojawiła się równie szybko jak zniknęła, a w scenerię jasnozielonych ścian oraz zadrapanych mebli nagle wkradł się łysy porywacz. Avery nawet się nie zorientowała, kiedy znowu zaczęła celować w niego z pistoletu. Tym razem mężczyzna się do niej nie zbliżał, jedynie śmiał jak obłąkany.

— Zostałaś wskazana przez samego Filindustrię! — wyszczerzył żółte zęby, a na jego podkoszulku pojawiła się krew. Jednak czerwona ciecz nie ograniczyła się do tułowia. Zaczęła również ciec mu z nosa, oczu i uszu. — Nigdy nie będziesz wolna — kontynuował, a następnie wybuchnął śmiechem. Jednakże rechot szybko przemienił się w kaszel obfitujący w kolejną falę krwi, która zdawała się strumieniem lać z jego ust.

Avy zaczęła płakać.

— Przepraszam — zawołała, bezradnie patrząc na dłoń, trzymającą pistolet. Nie czuła własnej ręki, miała wrażenie, że kończyna żyła własnym życiem.

Mężczyzna padł na ziemię, jednak jego ciało wciąż drżało od śmiechu wymieszanego z krwawym kaszlem. Nie zważając na swój stan, kontynuował przemowę:

— Każdy, kto się liczy, wysyła ludzi, by cię obserwowali.

Nogi dziewczyny wbrew woli zaprowadziły ją wprost do mężczyzny. On wił się w konwulsjach, nie przerywając szaleńczego rechotu.

— Co powiedziałeś? — Avery usłyszała swój głos. Wciąż była w swoim ciele, ale czuła, jakby sterował nim ktoś inny. Ona mogła jedynie oglądać przerażający spektakl z zapewnionym miejscem w pierwszym rzędzie.

— By cię obserwowali! Ha, ha! Obserwowali! Obserwowali! — zaczął powtarzać maniakalnie, po chwili lekko przekształcając zdanie. — Oni cię obserwują. Ha! Oni cię obserwują, ha, ha, ha!

— Kto?! — zapytała Avy z desperacją. Odzyskała głos, jednak wciąż nie czuła reszty ciała. — Kto mnie obserwuje?

— Oni, ha, ha! Nawet teraz. Oni cię obserwują. Ha, ha! — Tarzał się w kałuży własnej krwi z przerażającym uśmiechem na twarzy.

— Odpowiedz! — krzyknęła Avery, a po jej policzkach spłynęły łzy.

— Oni! Nawet kiedy śpisz! Ha, ha, ha, ha...

Wystrzeliła.

W mgnieniu oka wszystko wokół niej wszystko się rozpadło. Jasnozielone ściany i drewniana posadzka zostały wessane przez nieskończoną pustkę wokół, a zniszczone meble zaczęły wirować wokół niej.

Zaczęła krzyczeć, a wtedy poczuła delikatny dotyk na ramieniu.

— Avery? Avery, obudź się, jesteśmy na miejscu. — Usłyszała jakiś głos, przytłumiony przez cały chaos wokół.

Poczuła, jak ktoś silnie nią potrząsa.

— Avery! — Głos Aidena ostatecznie wyrwał ją z koszmaru.

Niemalże podskoczyła na skórzanym fotelu.

Wciąż była noc, a za jedyne źródło światło wśród ciemności panującej wewnątrz samochodu, służyły czerwone lampy LED oraz wyświetlacz z nawigacją. Krople deszczu z zaskakującą siłą uderzały o szyby, a wycieraczki uparcie próbowały je zetrzeć, gdy Rens wjeżdżał na dziedziniec wyłożony kostką brukową.

Avery westchnęła z ulgą. Dobrze było obudzić się z koszmaru, lecz gdy tylko Aiden przemówił, przeszedł ją dreszcz.

— Spodoba ci się tu, to jedna z moich ulubionych rezydencji. Damy ci zarąbisty pokój, a na jutro pokojówki przyniosą ci jakieś ubrania. Nie mamy żadnej siostry, więc trzeba będzie zaimprowizować z piżamą... — Mówił do niej z podekscytowanym uśmiechem, jednak patrząc na jego twarz, dziewczyna słyszała w głowie jedynie słowa porywacza.

„Oni cię obserwują".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro