9. Szkolna Telewizja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Bianca Márquez pokonała swoje początkowe uprzedzenie do współlokatorki, zaczęła nawijać niczym papuga.

Około południa Avery, zmęczona lotem i lekko przytłoczona wszystkimi nowościami, zaczerpnęła dwugodzinnej drzemki. Kiedy wstała, Bianca jeszcze bardziej się rozkręciła.

Opowiedziała Avy, jak wychowywała się na słonecznych, barcelońskich plażach i radośnie spędziła większość swoich lat, opływając w luksusach bogatej rodziny. Mówiła o tym wszystkim z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, a Avery jedynie przytakiwała. Sama nigdy nie doświadczyła bogactwa, więc mogła tylko sobie wyobrażać, jak taki majątek odmieniłby jej życie.

Gdy dobijała osiemnasta, postanowiły udać się na obiadokolację. Obie zdążyły zapomnieć, gdzie znajdowała się stołówka, jednak liczyły, że z pomocą planu dotrą na miejsce.

Bianca objęła dowództwo, argumentując ten wybór swoją bezbłędną orientacją w terenie. Jednakże tym razem najwyraźniej ta cecha zawiodła, gdyż przez następne dwadzieścia minut błądziły po klasycznie udekorowanych korytarzach szkoły.

Z każdą sekundą Hiszpanka coraz bardziej się denerwowała, a kiedy niemalże podarła mapę z irytacji, Avy uprzejmie zaproponowała, że może ona spróbuje poprowadzić. Z wyraźną niechęcią Bianca oddała jej mapę i pomimo początkowych trudności, w przeciągu następnych kilku minut znalazły wypełnioną po brzegi stołówkę.

Wypatrzyły długą kolejkę przy blatach po prawej stronie od wejścia, więc ustawiły się na samym końcu. Powoli przesuwały do przodu za sznurem innych uczniów, kiedy Bianca postanowiła niespodziewanie krzyknąć:

— Ja nie mogę laska, popatrz naokoło. Tyle tu przystojniaków!

Ściągnęła tym wiele zaciekawionych spojrzeń, na które Avy odpowiedziała przepraszającym i zawstydzonym wzrokiem.

— Myślałam, że masz narzeczonego — stwierdziła Avery niepewnie. Wątpiła, że sama rzucałaby takie komentarze, gdyby była zaręczona.

— Och tak. Francisco jest cudowny — powiedziała natychmiastowo, lekko się spinając. — Wszyscy go uwielbiamy. Ale mniejsza o to. Jesteśmy tu i teraz. To co, masz kogoś na oku?

— Ja...

Mimowolnie od razu pomyślała o Aidenie, jednak szybko się zbeształa. Jedynym powodem, dla którego przyszedł jej na myśl, było jego niesamowite podobieństwo do Jeremiego. Poza tym nie zapomniała o swoim wcześniejszym zauroczeniu, wciąż miała nadzieję, że jakimś trafem Jeremy jednak również zostanie przydzielony do tej szkoły. Albo, że przynajmniej spotkają się podczas przerwy od nauki. Miała wrażenie, że podczas tamtej nieszczęsnej nocy wreszcie coś się wydarzyło, zaczęli rozmawiać. Próbowała zbytnio o tym nie myśleć, jednak zastanawiało ją, czy między nimi rzeczywiście coś by zaszło, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem. Gdyby nigdy nie poszli na tamto przeklęte polowanie.

— Uuu, coś jest na rzeczy — Bianca uśmiechnęła się zadziornie. — Masz jakiś taki rozmarzony wzrok.

— Nie, nie, to sprawa z domu. To znaczy, no wiesz, zanim tu przyjechałam.

— Będziesz musiała mi o tym wszystkim opowiedzieć Avery... jak miałaś na nazwisko?

— McCoy — podsunęła Avy ze zdziwieniem.

— Avery McCoy. Dość ładnie, tak w ogóle.

— Dzięki.

Nowa współlokatorka kontynuowała zachwyty nad przedstawicielami płci męskiej obecnej w stołówce, podczas gdy Avery wzięła jedną z tac i zaczęła nabierać sobie jedzenia.

Nie miała zbyt dużego wyboru, ostatecznie skończyła z ciepłą miską rosołu oraz mięsem z ryżem i warzywami. Do tego chwyciła szklankę soku pomarańczowego.

Bianca nie potrafiła się zdecydować, marszcząc nos na widok większości wystawionych dań. Dlatego ustaliły, że Avy zajmie im jakieś miejsca, a jej współlokatorka dołączy, gdy podejmie ostateczny wybór w sprawie obiadokolacji.

Większość stolików ustawionych blisko lady z jedzeniem została zajęta, więc dziewczyna musiała pójść trochę głębiej. Powoli wypatrywała odpowiedniego miejsca i kiedy wreszcie znalazła idealny stół, wolny oraz nieco oddalony od zgiełku rozmów uczniów, usłyszała wołanie znajomego głosu.

— Avy! — Odwróciła się w stronę jego źródła i zobaczyła machającego Aidena w ciemnych okularach przeciwsłonecznych.

Bez zastanowienia, z dziwnie szybko bijącym sercem, podeszła do stolika chłopaka i usiadła naprzeciwko niego oraz na ukos od lekko naburmuszonego Siegfrieda.

— Hej — zaczęła, nie wiedząc, co innego może powiedzieć.

— Witaj ponownie Avery, pojawiłaś się w idealnym momencie — powiedział wampir. — Mamy z Ziggim niewielką dyskusję, dotyczącą mojego wizerunku.

Siegfried wywrócił oczami.

— Wizerunku? — powtórzyła dziewczyna, w oczekiwaniu na dalsze wyjaśnienia.

— Owszem. A więc Ziggy uważa, że te nieziemskie okulary, firmy Ray Ban, wyglądają tutaj, w stołówce, głupio. Ja za to uważam, że dodają mi atrakcyjności. Wiesz, jakbym był celebrytą. Albo bad boy'em.

— Bad boy'em? — Przekrzywiła głowę. Nie znała Aidena zbyt dobrze, jednak nie sprawiał wrażenia typa złego chłopca, który jest częścią mafii lub robi inne rzeczy zarezerwowane dla typów spod ciemnej gwiazdy.

— Dokładnie — odparł z powagą. — Obecnie najbardziej pożądany rodzaj na rynku. Mroczny. Niedostępny. Tajemniczy. Stąd te okulary. I przede wszystkim, wrażliwy oraz czuły, pod płaszczem grubej skorupy, którą stworzył z powodu skomplikowanej, trudnej przeszłości.

Avery patrzyła na niego skonfundowana. Na pewno nie spodziewała się takiej przemowy.

Spojrzała na Siegfrieda w poszukiwaniu pomocy, a mag westchnął.

— To jaka jest ta twoja skomplikowana, trudna przeszłość? — spytał bez zainteresowania.

— No... tego jeszcze nie dopracowałem — przyznał Aiden z zamyśleniem, jednak po chwili ponownie spojrzał na Avery. — To co? Jaka jest twoja opinia? Zarąbiste, prawda?

— Może... trzymałabym się tego celebryty? Ta otoczka bad boy'a brzmi dość skomplikowanie — uznała, odwracając wzrok.

— Wszyscy przeciwko mnie. — Pokręcił głową, lecz nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech niczym u kota z Cheshire. — A kto to tutaj zmierza?

Avy obróciła głowę i zobaczyła Biancę, idącą ku nim z niemalże pustą tacą oraz głębokim szokiem wymalowanym na twarzy.

— Avery McCoy! — zawołała, a gdy podeszła do swojej współlokatorki i niezbyt dyskretnie wyszeptała jej do ucha. — Kim jest to ciacho?

— Nazywam się Aiden Van Duisternis, dziedzic rodu — powiedział chłopak, lekko zaniżając swój głos i niby niedbale wyciągając do Bianki dłoń. Avery zauważyła również kątem oka, że łokciem wolnej ręki uderza w bok Siegfrieda, który najprawdopodobniej zamierzał dodać swoje „ósmy z kolei" lub coś podobnego.

— Bianca Márquez, z rodziny Márquez, zmiennokształtnych felidae — Hiszpanka przyjęła dłoń Aidena, a następnie usiadła obok swojej współlokatorki, nie odrywając zafascynowanego wzroku od wampira.

— Komuś szaleje libido — westchnął Ziggy, wbijając widelec w kawałek kurczaka.

— Musisz wybaczyć mojemu współlokatorowi, jest nieco markotny, bo właśnie wygrałem naszą małą dyskusję. Poza tym nie jest przyzwyczajony do towarzystwa takich pięknych dziewczyn.

Bianca zachichotała, a Avery z zakłopotaniem zaczęła jeść zawartość swojej tacki. Przy okazji zastanawiała się, czy powinna wspomnieć o narzeczonym dziewczyny, czy lepiej nie przerywać ich flirtu.

Jedzenie smakowało lepiej, niż przypuszczała, choć nie była to kuchnia najwyższych lotów. Sama lepiej by nie ugotowała. Za to podejrzewała, że jeśli rzeczywiście większa część uczniów pochodziła z bogatych rodzin, jadających codziennie wykwintne dania, takie zwykłe potrawy mogły być nieprzyjemną niespodzianką.

Z ciekawością spojrzała na tacki pozostałych. Siegfried wyjadł większość swojego kurczaka. Aiden również niemalże skończył zupę i jakąś podejrzaną potrawkę, które wcześniej wybrał. Bianca nawet nie tknęła sałatki, całą swoją energię poświęcała na komiczną wręcz dla Avery rozmowę.

— A więc jak to było dorastać w jednym z najbardziej wpływowych rodów w świecie nadnaturalnym? — spytała dziewczyna, zalotnie zagryzając wargę.

— Bywało ciężko. — Wampir westchnął z przesadą i zsunął okulary na nos i obrócił głowę w bok, patrząc w tylko sobie znany punkt. — Ojciec od zawsze trzymał dyscyplinę i ograniczał przyjemności. Można by powiedzieć, że nie miałem prawdziwego dzieciństwa.

Bianca pokiwała współczująco głową, a Ziggy jedynie wywrócił oczami.

— Tak było — stwierdził mag z ironią, co utwierdziło Avy w przekonaniu, że Aiden bardzo wyolbrzymia swoją historię, chcąc dopasować ją do nowo wybranego wizerunku.

Zanim zdążyli przejść do następnego tematu, w stołówce rozbrzmiał głośny dźwięk, przypominający trąbkę.

Niemalże połowa osób w pomieszczeniu zaczęła ze zdezorientowaniem odwracać głowy w różne strony. Jednakże reszta, czyli zapewne osoby mające kontynuować naukę, od razu zwróciła swoją uwagę na ogromny, czarny ekran, powieszony na jednej ze ścian. Zdezorientowani szybko wzięli przykład z bardziej doświadczonych współuczniów, więc gdy na telewizorze pojawił się obraz, oczy wszystkich były zwrócone w odpowiednim kierunku.

Zobaczyli wielki, biały napis na tle kuli ziemskiej, głoszący „Wieczorne newsy w szkole Anastazji Piotrovnej". Avery zanotowała sobie w pamięci, żeby poszukać jakichś informacji o patronce szkoły, zła na samą siebie, że nie zrobiła tego wcześniej.

Napis zdążył przekształcić się w sylwetkę nastoletniego chłopaka, o płowych włosach i szerokim uśmiechu.

— To jest chyba jakiś żart — jęknęła Bianca, jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi, każdy był zbyt zainteresowany treścią wiadomości.

Jasnowłosy prowadzący wziął głęboki oddech i zaczął mówić:

— Witajcie uczniowie naszego specjalnego wakacyjnego kursu w szkole imienia Anastazji Piotrovnej. Nazywam się Axel Márquez i przez najbliższe trzy miesiące będę przedstawiał wieczorne wiadomości. — Avy, słysząc znajome nazwisko, spojrzała na swoją współlokatorkę, która zamiast patrzeć na ekran, zasłaniała rękoma oczy. — Zacznijmy więc od przypomnienia nowym uczniom, że w razie jakichkolwiek pytań, mogą zawsze zwrócić się do starszych kolegów, spróbować znaleźć rozwiązanie swoich problemów w wyszukiwarce wgranej na ich nowe telefony oraz laptopy, a także, w ostateczności, zapytać opiekunów lub nauczycieli. A teraz czas przejść do ważniejszych tematów.

Axel kiwnął głową do osoby, stającej przed nim, a za nim, pojawił się kolaż kilku zdjęć, przedstawiający ludzi, głównie nieprzytomnych. Jednakże to nie stan świadomości tych osób był niepokojący, lecz nietypowe czarne plamy na ich skórze. Avy od razu pomyślała o martwicy, ale zarazem te znamiona miały barwę niemalże idealnej czerni, przez co przypominały bardziej pracę utalentowanego grafika komputerowego aniżeli rzeczywisty przypadek medyczny.

Dziewczyna z zaciekawieniem przechyliła się w stronę ekranu, skupiając na następujących słowach prowadzącego.

— W ciągu ostatniego roku z różnych zakątków świata dochodzą do nas coraz to nowsze informacje o tajemniczej chorobie, dotykającej zarówno zwykłych ludzi, jak i istoty nadnaturalne. — Pomimo spokojnego początku, z każdym słowem emocje widocznie przejmowały kontrole nad jego głosem. — Głównymi symptomami są tajemnicze czarne plamy, które, jak to opisywały ofiary, niemiłosiernie palą i pieką. Co więcej, znamiona te rozrastają się, zajmując coraz to większy obszar ciała, nieuchronnie prowadząc do śmierci. Nikt ze znanych ofiar dziwnego schorzenia nie przeżył. Mimo to, większość przypadków jest ukrywana przez Wielką Radę Czarodziejów, wspomaganą przez głowy najważniejszych rodów! Jako dziennikarz z powołania, nie mogę przemilczeć tej sprawy! Ja i uczniowie tej szkoły żądamy informacji o...

Zanim zdążył dokończyć, ekran zgasł. Na stołówce zapanowało poruszenie, jednak już po chwili na telewizorze znowu zawitał obraz. Tym razem zobaczyli lekko zirytowaną twarz mężczyzny, w którym Avery rozpoznała wicedyrektora, Gabriela Fonte, siedzącego w wielkim, brązowym fotelu.

— Witajcie. Wybaczcie za ten występek, wszystko, co zobaczyliście w wiadomościach przed chwilą, jest jedynie teorią spiskową, która jak zapewniam, jest wyssaną z palca historią. Jeszcze raz przepraszam za niepokój, który materiał mógł wywołać oraz zapewniam was, że nic podobnego już się nie powtórzy. Obiecuję również, że wyciągniemy odpowiednie konsekwencje. A teraz życzę wam wszystkim miłego wieczora. Wasz tymczasowy dyrektor, Gabriel Fonte.

Gdy tylko skończył, salę ponownie wypełniły pełne ożywienia głosy. Za to Avery od razu spojrzała na Biancę.

— Znasz tego Axela? — spytała, kojarząc nazwisko oraz widoczne zażenowanie Hiszpanki.

— Nawet nie pytaj — mruknęła, odwracając wzrok. — To mój starszy kuzyn. Czarna owca w rodzinie.

— Sprawia wrażenie dobrego dziennikarza — wtrącił Aiden ze śmiechem. — A przynajmniej bardzo zaangażowanego. No i dał nam jakiś ciekawy początek tego wakacyjnego więzienia. Będziemy mogli go poznać?

Niezadowolona twarz Bianki, zdradziła, że nie miała ochoty przedstawiać krewnego nowym znajomym. Mimo to ostatecznie skinęła.

— Jeśli bardzo chcecie. Ale naprawdę nie warto. To genetyczne nieporozumienie, plama na drzewie genealogicznym naszej rodziny.

Avery zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy słowa współlokatorki oznaczały, że Axel został łowcą zamiast kotołakiem. Zanim zdążyła zapytać, dyskusja zeszła już na inny temat.

— Myślicie, że to prawda? To co mówił? — zapytał Aiden z konspiracyjnym uśmiechem.

— Przecież dyrekcja powiedziała, że to bzdury. Poza tym mój kuzyn zrobi wszystko dla rozgłosu. — Bianca pokręciła głową.

— Teoretycznie, nawet jeśli to wszystko byłoby prawdą, zaprzeczyliby. — Niespodziewanie odezwał się Ziggy, który nie odrywał wzroku od swojej tacki. — Nie chcieliby siać paniki. Co oczywiście nie oznacza, że to prawda.

— Ale możemy teoretyzować. — Wampir uniósł brwi. — I podpytać kuzyna naszej przepięknej Bianki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro