Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tak- odparłam niepewnie.

- Nie. Pamiętasz gdy kiedyś się obudziłyśmy, a twój pokój stał w płomieniach?

- Jak mogłabym zapomnieć?

- Nie bałaś się wtedy. Wręcz przeciwnie. Byłaś bardzo spokojna. Po chwili ogień zgasł. Nie zostawił żadnych szkód. Ty nie miałaś żadnych oparzeń. Nie wydawało ci się to trochę dziwne?- drążyła.

- Miałam wtedy pięć lat. Nie zwracałam uwagi na takie rzeczy- odpowiedziałam.

- Po tej nocy wszędzie szukałaś zapałek i zapalniczek i się nimi bawiłaś. Kochałaś jeździć na ogniska. Raz sama rozpaliłaś ogień. Po prostu. Na szczęście nikt tego nie widział.

- Skąd pewność, że to ja?- zauważyłam.

- A gdy byłaś mała i chciałaś szukać ślimaków? Nagle zaczął padać deszcz, po którym one wychodzą.

- Przypadek- burknęłam.

- Kiedyś na szkolnym przedstawieniu jedna z dziewczyn zaczęła się dusić. Alicia. Nie lubiłaś jej.

- Nadal nie lubię. Uważa się za królową.

- Chodzi o to, że mówiła, że nagle zabrakło jej tlenu. Nie miała czym oddychać. Brzmi jak wykorzystanie żywiołu powietrza- dalej próbowała mnie przekonać. No cóż, z marnym skutkiem.

- Pewnie się zestresowała. Takie osoby nie powinny dostawać ważnych ról. Ego jej potem wystrzeliło w niebo.

Kobieta westchnęła zrezygnowana, ale nadal się nie poddawała.

- Nie wiem, czy to pamiętasz, bo może miałaś jakieś trzy lata, ale wiedz, że tego nie wymyśliłam- ostrzegła.- Siedziałaś w ogrodzie. Bawiłaś się jakimiś lalkami czy coś w tym stylu. Nagle powiedziałaś, że potrzebujesz kwiatków. Gdy zapytałam się po co odparłaś, że chcesz wianek dla lalki. Zaśmiałam się i powiedziałam ci, że nie mamy kwiatów. Ty się naburmuszyłaś. Po chwili położyłaś ręce w trawie. Z pod twoich palców zaczęły wydostawać się stokrotki. Naprawdę śliczne. Idealne. Nigdy takich nie widziałam. Uniosłaś dłonie, a one też poleciały w górę. Zaczęłaś machać rękami, a one przybrały kształt wianka. Chwyciłaś go i uśmiechnięta założyłaś go lalce.

- Wymyślasz- szepnęłam. To nie mogło się stać.

- Nie. Podczas każdego z tych momentów twoje oczy były fioletowe. Dlatego nosiłaś soczewki, żeby nikt się nie zorientował, że codziennie masz inne oczy.

Opadłam na łóżko. To było dla mnie za dużo.

A najgorsze, że zaczynałam w to wszystko wierzyć.

Nagle w głowie zaświtała mi pewna myśl. A co jeśli...?

- A mój ojciec? On też wiedział?- spytałam.

Mama przymknęła oczy. Nie lubiła tego tematu.

- Tak- odparła cicho.- Wiedział. I właśnie dlatego nas zostawił. Uważał, że nie jesteś jego córką tylko jakimś potworem. Gdy zobaczył jak pierwszy raz twoje oczy się zmieniły, spanikował i uciekł.

- Och...

Nie wiedziałam co powiedzieć. Dosłownie odebrało mi mowę. Poczułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza.

Babcia natychmiast mnie objęła. Wtuliłam się w nią.

Pogodziłam się z faktem, że nie obchodziłam mojego ojca i z tym, że nigdy go nie poznam. Nie interesował się mną, no i okey, potrafiłam z tym żyć. Ale każda wzmianka o nim bolała. Zwłaszcza gdy dowiedziałam, się, czemu mnie zostawił.

- Kochanie, nie przejmuj się nim. To była jego decyzja. Nie myśl o tym. To nie twoja wina- oznajmiła pewnie mama.

- Tak, jasne- odparłam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam.- Pojadę do tej Akademii. Nauczę się kontrolować swoje moce.

Kobiety uśmiechnęły się promiennie.

- Kiedy jedziemy?- zapytałam, udając ekscytację. Tak naprawdę byłam przerażona.

Co ja wyprawiam?

- Myślę, że potrzebujemy godziny. Ale to zależy ile ty potrzebujesz- powiedziała babcia.

- Na co aż godzinę?- zapytałam podejrzliwie. Przecież przygotowanie samochodu nie mogło trwać dłużej niż pięć minut.

- Musimy przygotować portal- oznajmiła staruszka jakby to było coś oczywistego.

- Aha. To jest coś w rodzaju świata równoległego, tak?- upewniłam się.

Kobieta pokiwała głową.

Opowiadała mi kiedyś o światach równoległych. Wygląda jak nasz. Te same morza, kontynenty, wyspy i jeziora. Tylko inaczej zajęta przestrzeń.

- To ja pójdę się spakować- powiedziałam, ruszając w stroną drzwi.

- Tylko nie bierz dużo rzeczy! Wszystko będziesz miała w Akademii- krzyknęła za mną mama.

Weszłam do pokoju, zatrzaskując drzwi. Rzuciłam się na łózko, próbując poukładać to wszystko w głowie.

Więc tak, jestem dziedziczką żywiołów. Kontrolują wszystkie żywioły. Moje oczy zmieniają kolor. Mój ojciec zostawił mnie przez moje umiejętności. Dobra, takie rzeczy nie zdarzają się normalnym ludziom.

Ale ja nigdy nie byłam normalna.

W sumie gdybym nauczyła się władać tymi żywiołami mogłabym zrobić wiele rzeczy. Sama nauka może być całkiem zabawna. Babcia uczyła mnie podstaw i to zawsze było ciekawe. Teraz mam poznać szczegóły. Miałam nauczyć się prawdziwej magii, a nie tylko rytuałów i prostych zaklęć z kamieniami.

Wstałam i zaczęłam wyciągać z szafy swoje najładniejsze ubrania. Gdy uznałam, że spakowałam wystarczającą liczbę rzeczy, sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer do Pati, ale dziewczyna nie odebrała.

W głębi ducha ucieszyłam się z tego. Nie wiem jak miałabym jej to wytłumaczyć. Może tak: „Cześć, Pati! Dzwonię powiedzieć, że wyjeżdżam. I to nie byle gdzie. Będę uczyć się magii i czarowania, bo okazało się, że jestem dziedziczką żywiołów. Super sprawa, ale nie do końca rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. O! I jeszcze jedno! Nie uwierzysz! Moje oczy zmieniają kolor! No to by było wszystko. Do zobaczenia kiedyś tam!".

Uznałaby mnie za wariatkę.

Zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam do pokoju babci. Przystanęłam w drzwiach, rozglądając się po pomieszczeniu. Babcia stworzyła podstawowy krąg żywiołów. Porozkładała różne kamienie i zioła.

Weszłam do środka. Moja mama złapała mnie za rękę i wprowadziła do kręgu.

- Gotowa?

- Gotowa.

Wolną ręką chwyciłam dłoń babci. Staruszka wyszeptała jakieś zaklęcia, których nie zrozumiałam, z przed nami zmaterializował się portal. Wyglądał jak zwykłe drzwi, które otwarte pokazywały co jest za nimi.

Ruszyłam przed siebie, wchodząc do innego świata.


Miłego czytania<333 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro