Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Amatis, mam jedno pytanie- zwróciłam się do kobiety.

- Jakie?- spytała łagodnie.

- Czy ja do tego domu mogę zapraszać przyjaciół?

Amatis uniosła brwi.

- Chodzi o...?- wskazała ręką stronę, w którą odszedł Jordan.

- Nie, nie do końca. No może jego też, ale chodziło mi głównie o Crystal.- Zarumieniłam się.

Boże, co ona sobie mogła pomyśleć?

- Jasne, możesz zapraszać przyjaciół. Nie często. I żadnych imprez. Małe grupki. Tak do czterech, pięciu osób, rozumiesz?

- Oczywiście.

- W porządku. Dzisiaj nie będzie takiej typowej lekcji. Masz spotkanie z Irene. Na pewno już jesteśmy spóźnione. Wchodź- pogoniła mnie w stronę schodów.

Weszłam do świątyni, która w środku prezentowała się jeszcze ładniej niż na zewnątrz. Pokój miał kształt okręgu. Na środku była wolna przestrzeń. Wokół niej stały kolumny z pięknymi rzeźbieniami. Wszędzie wisiały narzuty i obrazy.

Jeszcze raz spojrzałam na środek. Znajdował się tam stół z jakimiś figurkami, zapałki, zioła i długi nóż. Nad tym kawałkiem pomieszczenia rozciągała się kopuła. Chyba szklana, bo było widać niebo. Na posadzce były wyrysowane różne wzory. Srebrne linie i pentagram. w każdym kierunku świata ze środka prowadziła jedna linia. Dochodziła do niedużego kółka, które było prawie niewidoczne pod ilością zdobień i rysunków.

To wszystko dawało cudowny efekt.

- Co to za miejsce?- zapytałam z zachwytem.

- Cały budynek to świątynia. W tej sali odprawiamy wszystkie rytuały i to tu odbywają się ważne posiedzenia i zebrania. No i, imprezy różnych stowarzyszeń naszej Akademii.

Pokiwałam głową.

- Cudowne.

- Jak już sobie pooglądałaś to chodź. Mówiłam ci, że jesteśmy spóźnione. Jak chcesz tu przyjść to możesz też z Jordanem. Chyba sporo was łączy. Na pewno chętnie opowie ci więcej o tym miejscu- powiedziała, poganiając mnie w stronę jakiś drzwi.

- Nie... Właściwie to Jordana poznałam dopiero dzisiaj... Nic nas nie łączy- oznajmiłam zmieszana.

- Ten pocałunek nic nie oznaczał?

O co jej chodziło?

Szłyśmy kawałek przez ciemny korytarz. Przed nami otworzyły się ogromne wrota. Moim oczom ukazała się ogromna sala tronowa.

Pomieszczenie było ogromne.

Po bokach sali znajdowały się kolumny podobne jak w świątyni. Przy wejściu znajdowało się dwóch strażników. Na wprost od drzwi było podwyższenie, do którego prowadził dywan z czerwonego materiału. Na podwyższeniu stały dwa trony. DWA. Tak samo jak liczba pokoi.

Dlaczego dwa?

Tylko jeden z tronów był zajęty. Za nimi znajdował się piękny witraż przedstawiający krąg żywiołów.

Razem z Amatis ruszyłam przez salę. Zatrzymałyśmy się metr przed podium. Kobieta położyła rękę na piersi, w miejscu gdzie powinno być serce, i pochyliła głowę.

Niepewnie powtórzyłam ten gest.

- Witaj, Naznaczona- odezwała się.

Irene kiwnęła głową i obie się wyprostowałyśmy.

- Dziękuję ci, Amatis, za przyprowadzenie Arii- przemówiła. Wstała z tronu i zeszła na dół. Dłonie wskazała okrągły stół, znajdujący się po lewej od podwyższenia.- Usiądźmy.

Podążyłam za kobietami. Zajęłam miejsce naprzeciwko dziedziczki. Przyjrzałam się jej.

Wyglądała na tylko kilka lat starszą ode mnie. Spodziewałam się kogoś wyglądu mojej babci albo kogoś jeszcze starszego. Przecież ona żyła sto lat! Ogniste włosy sięgające do pasa dodawały jej kobiecości.

- Ario, ja będę zwracać się do ciebie po imieniu i życzę sobie tego samego. Mów mi Irene- zaczęła.

- Oczywiście- kiwnęłam głową.

- Chciałam ci trochę opowiedzieć o dziedzicach. Zauważyłam jak mi się przyglądasz.- Spłonęłam rumieńcem.- Rozumiem to. Gdy byłam na twoim miejscu przeżywałam to samo. Też dziwiłam się czemu Elena, moje poprzedniczka, wygląda tak młodo. Sprawa wygląda tak, że to żywioły o nas dbają. To dzięki nim zachowujemy urodę i młodość do końca swoich dni. Przestajemy się starzeć po osiągnięciu wieku dojrzałości, czyli dwudziestu czterech lat. Giniemy gdy nowy dziedzic ukończy nauki i będzie gotowy przejąć władzę.

- Jak wygląda ta śmierć?- zapytałam cicho.

- Wcale nie jest tak straszna jak mogłoby się wydawać. Każdy dziedzic, nieważne czy to dziewczyna czy chłopak, zamienia się w kwiaty. Mamy specjalną komnatę. Po przekazaniu tronów i insygniów władzy idziemy tam, kładziemy się i zamieniamy w kupkę kwiatów. Piękne jest to, że jeden nigdy nie więdnie. Bierze się go i zamyka w specjalnej skrzyni? Nie pamiętam jak to się nazywało. Takie coś ze szklanymi ścianami. No, nieważne. To teraz trochę o historii. Będziesz to miała na lekcjach, ale powiem o tym teraz. My, dziedzice, jesteśmy naznaczeni przez boginię. Hekate. Czasami mówi się na nas dzieci Hekate. Ona wybrała pierwszych dziedziców. To byli Freya i Caspian. To oni znaleźli ludzi z wyjątkowymi zdolnościami, czyli kontaktem z żywiołem. Jeden człowiek może współpracować z tylko jednym żywiołem. Tylko my panujemy nad wszystkimi. To dar od naszej matki. I tak powstała Akademia Żywiołów. Pierwsi dziedzice szkolili w niej ludzi, co nadal praktykujemy. Teraz najważniejsze. Powiedziałam, że pierwszych dziedziców była dwójka, tak?- Pokiwałam głową.

Dwóch dziedziców. Dwa trony. Dwa pokoje.

Więc tak, w tym rozdziale kilka rzeczy się wyjaśniło ,ale jeszcze nie wszystko;) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro