꧁Ofiara꧂

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niemcy z dnia na dzień zauważał, że wszystko ulega zmianie. Stosunek rówieśników, lecz i osób starszych stał się bardziej chłodny. Niemcy czuł to i ledwo znosił. Wiedział, że nie może oczekiwać bycia traktowanym na równi z innymi, gdyż był synem najgorszego zła.
Jednak nie zasługiwał choć na odrobinę ciepła? Przecież wcześniej niektórzy potrafili być dla niego życzliwi. Co się więc stało?

Niemcy zbliżył się do jedynej osoby, która tak naprawdę nigdy go nie odtrąciła.

- Russland... - zaczął cicho. Rosja spojrzał na niego, wyrywając się z własnych zamyśleń.

- Germaniya. Dawno nie rozmawialiśmy. - zauważył Rusek.

- Entschuldigung, Russland. Nie powinienem traktować cię w taki sposób. - wyznał Niemcy, czując poczucie winy.

- Spokojnie, nie mam ci za złe, że mnie unikałeś. Wiem, że miałeś chwilę słabości i potrzebowałeś po prostu spokoju. Ameryka mi trochę to tłumaczył. Cieszę się, że znów rozmawiamy. - zapewnił go. Niemcy widocznie zaskoczył się nieco tym, że Ameryka rozmawiał z Rosją, lecz postanowił póki co, nie wypytywać o ten szczegół.

- Und Ich. Powiedz mi, czyli nie jesteś zły? - spytał by się upewnić. Rosja zaśmiał się cicho.

- Ależ skąd. Dzięki tobie poznałem kilka nowych sposobów na spędzanie czasu. I przekonałem się, że prawdziwa przyjaźń zobowiązuje. Dlatego jestem tu. Gotowy przytulić i dać ci swoją klatę do wypłakania.- zażartował, a Niemcy uśmiechnął się lekko. Rosja dostrzegł to i poczuł się znacznie lepiej. W końcu odzyskiwał przyjaciela.

- Słuchaj, jeśli chcesz to może mały wypad na piwo po szkole?

- Nein. Ich... Nie powinienem... - odparł Niemcy, a Rosja szturchnął go po przyjacielsku.

- To może jakiś grill? Wiem jak kochasz świeże kiełbaski z grilla. O już wiem! Zrobimy ognisko! Co ty na to ?

- Ich... - German chciał już odmówić, lecz po chwili wodząc, jak bardzo zależy Rosji na poprawieniu mu humoru, zrezygnował i zgodził się na ognisko. Pożegnali się. Każdy udał się w swoją stronę. Rosja miał spotkanie z klubem sportowym, a Niemcy postanowił udać się na kółko matematyczne. Wchodząc do klasy zauważył, że wszyscy patrzyli właśnie na niego, gdy wchodził do środka. Wszystko stało się jasne wraz z głośnym hukiem uderzenia metalowego wiadra o ziemię. Niemcy po chwili nic nie widział. Jedynie czerwień, która zastąpiła cały obraz świata. Zaczął wycierać oczy, lecz nastąpił wtedy ból. Czyli, German stał się nową ofiarą żartów? Westchnął, wycierając z twarzy farbę. Gdy tylko był w stanie otworzyć oczy, dostrzegł, że wszyscy się z niego śmieją. Wszyscy oprócz jednej osoby, Polski. On spoglądał jedynie z uśmiechem na niego. Niemcy wiedział, że ten uśmiech to oznaka nienawiści. Mimo wszystko łzy stanęły w oczach. Jednak nikt się tym nie przejął. German otarł ostatni raz oczy i wyszedł z sali. Udał się do łazienki, aby nieco przemyć się z farby. Po obmyciu twarzy spojrzał w lustro, znajdujące się tuż przy umywalce. Przez chwilę jego oczy przypominały gadzie ślepia, lecz z mrugnięciem owy obraz zanikł. Niemcy poczuł niepokój. Po chwili drzwi do łazienki otworzyły się z cichym skrzypieniem.

- O w mordę. - Niemcy zerknął na lustro, by ujrzeć zaskoczone odbicie Rosji, stojącego w drzwiach. - Kto?! - uniósł się wkurzony i podszedł do Niemiec.

- Nie mam pojęcia. Wiadro z farbą spadło mi na głowę. - odparł Niemcy. Rosja pomógł mu się nieco ogarnąć, lecz nie w każdym miejscu farba była skora do współpracy. Rosja przyniósł Niemcom jego strój na wf, by mógł się przebrać. Następnie użyczył mu swoją bluzę, by nie było mu zimno.

- Danke, Russland. Du bist ein wahrer Freund. (Dziękuję Rosja. Jesteś prawdziwym przyjacielem. )

- Będę nim, gdy skopię tyłek temu, kto to zrobił. - odparł Rosja.

- Spokojnie Russland. Alles ist gut.

- Nie, tu się nie zgodzę. Nikt nie będzie odbierał sobie ciebie za ofiarę do znęcania. - Odparł stanowczo Rosja. Niemcy wiedział, że nie miał szans w kłótni z nim. Dlatego jedynie przytaknął na jego słowa. Gdy wrócił do domu usiadł w swoim fotelu i spojrzał w sufit. Rozmyślał nad wszystkim. Po chwili poczuł coś dziwnego. Jakby łzy spływające z jego oczu. Gdy przetarł je dłonią, zobaczył czarne ślady na nich. Wstał i spojrzał w pobliskie lustro. Z oczu spływała czarna jak smoła maź. Niemcy zaniepokoił się na to.

- Znów coś się szykuje? Dlaczego ciągle coś mi się przytrafia? - maź kapała na podłogę, która w dziwny sposób ją pochłaniała.

~ Wciąż słaby. Taki bezbronny. - Niemcy odwrócił się i ujrzał oblicze ojca. Stał za nim, a jego osoba zdawała się rozpływać, a po chwili jednoczyć.

- Nein! Daj mi spokój! - warknął Niemcy. Po chwili został ciśnięty z wielką siłą o ścianę. Oczy Rzeszy świeciły wściekłą czerwienią. Ręka spoczywała na szyi Niemiec, dusząc go nieco przez to.

- Kiedy pojmiesz, że to tylko gra? Nie masz wyboru mój drogi. Musisz wybrać albo giniesz albo zabijasz. Wybór prosty.

- Nie będę jak ty! - warknął Niemcy.

- Tak, możesz być znacznie lepszym. - po tych słowach Rzesza wbił rękę we wnętrze klatki piersiowej Niemiec. Sprawiło to, że German stracił zdolność oddychania. Czuł, jakby dłoń ojca faktycznie znajdowała się w nim. Dziwne i cholernie bolesne uczucie męczyło jego młode, niezjednoczone ciało.

- Nie masz już tego wszystkiego dość? Każdy traktuje cię jak popychadło. Spójrz jak z łatwością jestem w stanie zadać ci ból.

- Halt!... Bitte... (Stój! Proszę) - Niemcy czuł jak ostatnie resztki powietrza opuszczają jego płuca.

- No dalej Deutschland. Pokaż na co cię stać! Nie daj sobą pomiatać! - głos ojca odbijał się echem w jego umyśle. Czuł, że traci przytomność. Jednakże czuł coś jeszcze. Dziwne uczucie, które zdawało się nasilać, a po chwili zanikać. Niemcy czuł, jak zaczyna tracić panowanie nad sobą. Chwycił ostatkiem sił rękę ojca, a ten spojrzał swoimi ślepiami wprost w jego oczy.

- Zrób to. - rozkazał. Niemcy stęknął z bólu, gdy ojciec sprawił mu więcej bólu.

- Nein! - krzyknął, a usta wypełniły się krwią. Czy to właśnie tak wygląda śmierć? Nie! Nie mógł teraz umrzeć! Zacisnął zęby i obiema rękami zaczął wypychać rękę ojca ze swego wnętrza. Szło to opornie, lecz po chwili ta dziwna siła, która nasilała się i po chwili znikała, dodała Niemcom siły, przez to, że znów zaczęła się nasilać. Oczy Niemiec zapłonęły wściekłą czerwienią. Źrenice zwężały się, a krew przybierała czarnego koloru. Rzesza uśmiechnął się kątem ust. Po chwili jego ręka została wypchnięta z wnętrza syna. Niemcy upadł na podłogę ciężko dysząc. Po chwili czarna maź zaczęła skapywać na podłogę.

- Masz w sobie siłę mój drogi. Może w końcu to pojmiesz? - Rzesza kucnął przy nim. German spojrzał na niego z nienawiścią, lecz wszystko stanęło w miejscu, gdy Rzesza dotknął jego głowy i zaczął delikatnie przeczesywać włosy syna.

W tej chwili Niemcom przypomniał się każdy miły moment spędzony u boku ojca. Lata dzieciństwa, których nie chciał pamiętać, lecz posiadały w sobie dobre chwile. Takie, gdzie Rzesza zapominał o wszystkim i skupiał się na swoim synu. Często takie chwile były wieczorami, gdy Niemcy szykował się do snu. Ojciec siedział obok niego, głaszcząc go i opowiadając mu o różnych zdarzeniach, historiach, a czasem i bajkach. To były te chwile, gdy Niemcy czuł, że naprawdę ma tatę.

- To dla twojego dobra Deutschland. Nigdy nie będziesz mieć normalnego życia. Wszystko to moja wina, ale niestety nie jestem w stanie tego odwrócić. Musisz zrozumieć, że ludzie są źli, nieczuli i pamiętliwy. Obwiniają dzieci za winy ojców. Tak jest już od lat i tak pozostanie.

- Dlaczego nie dasz mi spokoju? - wydusił z siebie Niemcy.

- Jesteś moim synem. Zawsze chciałem dla ciebie jak najlepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro