Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kalina pov.

Obudziła mnie skacząca po łóżku Aurora. Za wszelką cenę próbowała mnie obudzić. 

- Wstawaj, mamy wigilię!

Na litość Boską! Już zapomniałam jak bardzo dziewczyna kochała święta. Rory wyciągnęła mnie z łóżka. Przebrałam się i zeszłyśmy na dół do kuchni gdzie Fabi robił śniadanie. Naleśniki z czekoladą i malinami po chwili wylądowały w jadalni. Jak ja je kochałam. Od razu usiadłam do stołu, tak samo jak moja siostra. Brunet znikną na chwilę w kuchni, wrócił z talerzem, na którym znajdowały się pierniki i dzbankiem zimnego mleka. Podczas śniadania mogłam dokładniej rozejrzeć się po kuchni i jadalni. Kuchnia była dosyć jasna i przestronna. Jadalnia za to była urządzona w kolorze ciemnego drewna. W rogu stała dosyć spora choinka, ozdobiona czarno-złotymi bombkami i światełkami. Klimat tego domu robił wrażenie. Szczególnie dlatego, że byliśmy w nim sami. Fabiano kazał wszystkim jechać do rodzin na święta. My wymyśleliśmy, że przez cały dzień będziemy oglądać świąteczne filmy, a później zjemy kolację. Nie mieliśmy dla siebie prezentów, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że znów byliśmy razem. 

****

Na pierwszy ogień poszedł klasyk Kevin sam w domu. Nasz śmiech było słychać w całym domu. Kochałam spędzać tak z nimi czas w taki sposób. Po obejrzeniu następnej części zaczęliśmy szukać kolejnego filmu do oglądania. Po wielu poszukiwaniach padło na Randkę od święta. Świetne romansidło, można było się trochę pośmiać. Popołudnie minęło nam bardzo przyjemnie. Pod wieczór zaczęliśmy szykować naszą wigilijną kolację, którą okazała się pizza. Nie można nam zarzucić, że było to jakoś złe, ponieważ zrobiliśmy ją sami. Nie wyszła najgorzej. Miała ser, szynkę, pieczarki, cebulę i oczywiście nie mogło zabraknąć do tego sosu czosnkowego. Na pierwszy rzut oka wyglądało to biednie, trójka rodzeństwa spędza sama wigilię i na dodatek je na kolację pizzę. Z naszej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej. W końcu spędzaliśmy święta w rodzinnym gronie, a nie w otoczeniu mafiosów i innych przestępców. Mogliśmy się powygłupiać i być po prostu sobą, a nie udawać poważnych, sztywnych dorosłych, którymi nie byliśmy.

Marcus pov.

Cały dzień jeździłem po mieście z nadzieją, że zobaczę ten samochód, w którym widziałem Kalinę. Na próżno. Minęły już dwa dni, szanse na to, że znajdziemy ją żywą były bardzo małe. Jeśli porwał ją jakiś wróg jej ojca pewnie nie doczekała następnego dnia. Na tę myśl automatycznie się spiąłem i zacisnąłem rękę w pięść. Walnąłem ją w ścianę. Byłem na siebie wściekły, że nie mogłem nic zrobić. Ta bezsilność mnie dobijała. Jeszcze bardziej dobijał mnie fakt, że była wigilia. Marcello zaprosił Audrey na kolację. Ojciec chciał poznać dziewczynę swojego synusia. Mój telefon zaczął dzwonić. Całe pomieszczenie wypełnił drażniący dźwięk przychodzącego połączenia. Nie patrząc nawet kto dzwonił, odebrałem.

- Halo?-spytałem od niechcenia.   

- Przyjedziesz na kolację?- w słuchawce rozbrzmiał głos Audrey. 

- Chcesz żebym przyjechał?-spytałem zdziwiony.- Nie chce wam przeszkadzać. 

- Tieri jeśli za dziesięć minut nie będziesz w domu sama po ciebie przyjadę- powiedziała dziewczyna śmiertelnie poważnym tonem.

- Spokojnie- zaśmiałem się.- Zaraz będę.

Faktycznie osiem minut później parkowałem pod domem. W środku unosił się zapach pieczonego kurczaka, którego zawsze przyrządzała nasza kucharka. Przeszedłem w głąb domu. Przy stole siedział mój ojciec, Marcello i Audrey. Młoda para śmiała się z czegoś co powiedział Bernardo. Kiedy mnie zobaczyli w pomieszczeniu zapadła cisza. Audrey uśmiechnęła się na mój widok.

- Mówiłam, że przyjedzie- powiedziała zadowolona z siebie. 

Usiadłem przy stole naprzeciwko ojca, który uważnie mi się przyglądał. Wiem, że był zdziwiony tym, że tak bardzo martwiłem się o Kalinę. Nikt nie wiedział jak bardzo się do siebie zbliżyliśmy. 

****

Po dwudziestej drugiej wróciłem do swojego apartamentu. Atmosfera na kolacji nie była taka zła. Trochę pogadaliśmy, zjedliśmy kolację i wymieniliśmy się prezentami. W moim pokoju nadal leżał prezent dla Kaliny. Kupiłem jej skórzaną kurtkę z wyszytą różą na plecach. Byłem pewny, że jej się spodoba. Nie miałem siły na zrobienie czegokolwiek. Położyłem się na łóżku i tempo wpatrywałem w sufit. Jedna myśl nie dawała mi spokoju. Bransoletka, którą znalazła Audrey nie należała do Kaliny, ale była prawie identyczna jak jej. Do kogo mogła należeć? To pytanie mogło rozwiązać zagadkę porwania Moretti. Wyczerpany całym dniem postanowiłem, że jutro zajmę się dalszą częścią poszukiwań dziewczyny. Obiecałem sobie, że nie odpuszczę puki jej nie znajdę i miałem zamiar dotrzymać tej obietnicy. Kochałem ją i byłem w stanie oddać za nią życie. Wiedziałem, że to głupie, bo nie znamy się jakoś długo, ale na tyle żeby się w sobie zakochać. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale mam ostatnio kupę roboty. Obiecuję, że następne będą dłuższe. Miłego i do następnego.     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro