13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


13.07.2021 11:45

Od kilku dni ciągle napotykam Pastora podczas służby. Czasami sam od siebie podjeżdża do mnie i zagaduje, czasami spotykamy się na światłach i gadamy, zrobił się dla mnie podejrzanie miły. Nawet jak Go zatrzymałem za przejechanie na czerwonym, grzecznie słuchał moich poleceń, nie dyskutował ze mną, przystawał na moje rozkazy, to musi mieć jakieś drugie dno. Od czasu do czasu rzucał w moją stronę jakieś głupkowate teksty, które miały być chyba próbą podrywu(?) Nie ukrywam, schlebia mi to i łechta moje ego, ale jeżeli myśli, że przez to będę Mu dawał karnet ulgowy, to niestety jest w błędzie. Poza tym to były raczej zwykłe wygłupy, niejednokrotnie obywatele nabijają się z funkcjonariuszy, to i Pastor mógł zacząć. Zwłaszcza że ostatnimi czasy mieliśmy ze sobą trochę na pieńku. Mimo wszystko, odpuściłem Mu ten przejazd na czerwonym, przeprosił, okazał jakąś tam skruchę, dla odmiany od durnych wymówek i dyskusji, w których próbuje mnie przekrzyczeć. To i ja dla odmiany nie wystawiłem Mu mandatu, jestem policjantem, ale jestem też człowiekiem, mogę coś czasem puścić mimo uszu, prawda? Jednak to nadal nic nie znaczy, w dalszym ciągu będę mieć Pastora na oku. Tym zdrowym oku.

13.07.2021 14:29

Przez Pastora jestem w totalnej rozsypce, ten człowiek z każdym dniem rujnuje moją psychikę... Zaczynając od początku, Pastor tego dnia ponownie do mnie podjechał, tym razem w nowym Dominatorze. Świeżo wyjęty z salonu, nawet lakier się błyszczał, naprawdę piękna furka. Chciał się pochwalić nowym zakupem (swoją drogą to podejrzane, skąd nagle ma tyle pieniędzy). Prosił mnie, żebyśmy wyprobowali wspólnie swoich sił i namawiał do krótkich wyścigów. Akurat nie miałem na to ochoty, miałem męczący dzień na służbie, w dodatku najadł bym się potem problemów na komendzie. Poza tym moja Victoria w życiu nie dogoniłaby tej fury. Pastor jednak w dalszym ciągu nie odpuszczał, zaczął za mną jeździć i co rusz prowokował do pościgu. Starałem się to ignorować, tak długo jak mogłem, ale miarka się przebrała, kiedy celowo zarysował mi karoserie. Miałem przynajmniej wymówkę, żeby zacząć za Nim pościg i Go aresztować. Cała gonitwa nie trwała długo, na niekorzyść Pastora, ponieważ był zbyt zatracony, żeby popisywać się przede mną umiejętnościami i udało mi się Go wpędzić na trasę, gdzie trwa przebudowa mostu. Most był nieczynny, wręcz dosłownie urywał się w pewnym momencie i tylko samobójca próbowałby go przeskakiwać. Na szczęście Pastor nie jest idiotą i się zatrzymał, a wtedy ja mogłem Mu zagrodzić drogę ucieczki. W zasadzie to nie chciałem Go aresztować, w ostatnich dniach niczym mi się nie naraził, nawet trochę zaplusował, ale miałem zamiar trochę Go nastraszyć, żeby utemperować jego temperament. Ponownie zaczęły się wymówki, że przecież to miało być 'for fun' i finalnie nikomu nie stała się krzywda, na końcu dodał, że chciał mnie przeszkolić w pościgach, żeby następnym razem nie odrabiać za mnie pracy. I nagle mnie pocałował. Pogratulował za wygranie naszego wyścigu i pocałował. Nie wiem, jak bardzo Pastor ma nasrane w bani, by odpieprzać takie akcje z szefem policji... Ale jak widać, ja muszę mieć bardziej, bo puściłem Go wolno.



- Co to miało, cholera, znaczyć pastorze? Pastor chce się zabić?- blask słońca odbijał się od złotego Dominatora, oślepiając Gregory'ego, podążającego w stronę samochodu. Policjant zsunął na nos czarne okulary przeciwsłoneczne, by móc lepiej się przyjrzeć swojemu uciekinierowi.

- No co pan, próbowałem panu pomóc.- szeroki, niewinny uśmiech zagościł na twarzy pastora, kiedy tylko funkcjonariusz pochylił się nad jego oknem. Krystaliczny, niemalże perłowy kolor jego zębów sprawiał wrażenie, jakby zaraz blask słońca miał się od nich odbić, jak od Dominatora.

- Jakie pomóc, powodując chaos na ulicy i zagrażając innym obywatelom?- ciche prychnięcie opuściło usta starszego mężczyzny, towarzysząc delikatnym ruchom głowy.- Wysiadasz z pojazdu, jedziemy na komendę.

- Montanha, ja tylko chciałem cię przeszkolić do pościgów policyjnych, ostatnio dobrze nam razem poszło, ale nie zawsze będę siedział z tobą w aucie i robił twoją robotę.- zacmokał, mierzwiąc dłonią swoje siwe włosy, a jego uśmiech przeobraził się w szatański uśmieszek wyższości i pogardy zarazem. Wygórowane ego i pewność siebie prawie biła od niego blaskiem, podobnym do tego słonecznego.

- Słucham? To, że mi raz pomogłeś, jeszcze nic nie znaczy, w dalszym ciągu jesteś zatrzymany.- na twarzy policjanta rozkwitło oburzenie, a on sam oparł się dłońmi o otwarte okno, by móc lepiej przyjrzeć się swojemu pyskatemu zbiegowi.

- Montanha, nie daj się prosić, mogłeś sobie poćwiczyć przed kolejnym pościgiem i to całkowicie za darmo!- grał dalej, korzystając z bliskości funkcjonariusza i delikatnie obejmując między palcami jego odznakę na piersi. Przyjrzał się jej, oglądając w niej swoje odbicie i spojrzał w okulary szefa policji, doskonale widząc przez nie jego oczy, dzięki bliskiej odległości, jaka ich dzieliła.- I nic nikomu się nie stało, poza tym..- zmniejszył dystans między nimi, pochylając się nad uchem Montanhy.- Mam dla ciebie nagrodę.- niemalże wyszeptał, a oddech szatyna niespodziewanie stał się cięższy.

- Jaką nagrodę? Za co?- tylko tyle zdołał wypowiedzieć, uprzednio przełykając ciężko ślinę.

- Za to, że udało ci się mnie złapać, dobrze się spisałeś, szefie policji.- każde słowo wypowiadał powoli, w sposób, jakby naprawdę był z niego zadowolony. Gregory nie zauważył kiedy dłoń Erwina znalazła się na jego policzku. Była chłodna, pomimo ciepłej temperatury na zewnątrz. Każdy z nich w ciszy analizował swoje tęczówki, dopóki Knuckles nie zmniejszył ostatnich centymetrów między nimi, a jego popękane wargi spoczęły na tych szatyna. Wszystko jednak działo się szybko, na tyle że Gregory nie zdążył zareagować na komunikat z radia:
- 01 zgłoś się.

Ciszę między dwójką mężczyzn przerywał jedynie urwany oddech Montanhy.

- 01?- jego wargi były delikatnie rozchylone, jakby wciąż czuł na nich ciężar warg siwowłosego.

- Chyba musi pan odpowiedzieć na zgłoszenie...- na ustach Erwina ponownie zagościł zwycięski uśmiech, kiedy w skupieniu obserwował reakcję policjanta.

- 01 odbiór, co z tym pościgiem?- natarczywy głos Capeli sprowadził szatyna na ziemię po kolejnej niekończącej się minucie ciszy.

- 01 zgłaszam, pościg zgubiony.- wypowiedział, jakby za sprawą magicznego zaklęcia Greg nagle zapomniał o wszystkim i postanowił odpuścić pastorowi ten incydent.

- Do zobaczenia na komendzie, 01.- tylko tyle wypowiedział mu na pożegnanie, odjeżdżając z piskiem opon z miejsca zdarzenia i pozostawiając rozkojarzonego funkcjonariusza z bałaganem w głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro