14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


15.07.2021 15:15

Nienawidzę tego podstępnego, jebanego klechy. Staram się Mu iść na rękę, nawet ostatnimi czasy przymykam oko na dawanie Mu mandatów, podczas przesłuchiwań jestem przychylny Jego wersjom wydarzeń, nawet jeżeli nie do końca się ze sobą łączą, staram się być dla Niego miły, a ten skurwysyn tak mi się odpłaca.

W sobotę miał miejsce napad na bank na Mission Row, jak zwykle zakładnicy do uratowania, negocjacje i powstrzymanie napastników przed ucieczką. W tym mieście jest tak wielki procent przestępstw, że takie akcje zdają się już codziennością. Oczywiście za każdym razem dbamy o życie zakładnika i zachowujemy profesjonalizm, ale takie akcje po prostu już nie są dla mnie zaskoczeniem. Mam również doświadczenie w negocjacjach, więc umiem przegadać napastnika odnośnie jego żądań, jak np. kwota, którą pragnie otrzymać za zakładnika. Czasami żądania są inne, niż prośba o pieniądze, zdarzały się prośby o podpisanie jakiś dokumentów i wysłanie do burmistrza, o wymianę auta do ucieczki, a nawet publiczne upokorzenie policji, na przykład oświadczeniem, że jesteśmy cytuję "zjebanym rządem". Cóż, nie jest to dla nas nic przyjemnego, ale takie żądania są mniej inwazyjne, niż żądania pieniężne, które często wykraczają poza niebotyczne sumy, co niestety idzie z premii pracowników... Już nie raz mnie przez to wyklinali, ale musimy siedzieć w tym razem, wiedzieli na co się piszą dołączając do policji, a skądś trzeba wziąć pieniądze na okup. Niestety tym razem, nieszczęśliwie dla mnie, ten napad miał być chyba moją pokutą za wszystkie grzechy, które popełniłem, a już na pewno za to, że zaufałem Pastorowi. Napastnicy nie oczekiwali od nas żadnych pieniędzy, wymienili z nami ludzi za czysty odjazd, brak kolczatek na drodze i... Chcieli żebym zatańczył. Bez munduru i kamizelki kuloodpornej. Bardzo niestosownie zatańczył. Nie chciałem na to przystać, bo byłoby to zbyt ryzykowne, gdyby zaczęli do mnie strzelać, ale byli bardzo agresywni i grozili zakładnikom śmiercią, nie mogłem ryzykować życiem obywateli, tylko dlatego, bo moja duma ucierpi. Trzeba było działać i po prostu zaufać im, że nie oddadzą we mnie żadnego strzału, a mieli na to najlepszą okazję. Niestety widziało to większość moich funkcjonariuszy i kadetów, większość z nich się śmiało. Pisicela nawet puścił dla mnie muzykę z radiowozu, chociaż nie otrzymał ode mnie zgody, ale wszyscy się po prostu ze mnie nabijali. Zauważyłem, że jeden z napastników nagrywał całą scenerię, ja jednak ciągle zachowywałem kamienną twarz. Mam świadomość, że wielu funkcjonariuszy mnie nie lubi i co rusz nadsyłają na mnie "anonimowe" skargi, myśląc że nie poznam pisma swojego pracownika, ale w tamtym momencie była to zniewaga szefa policji. Chyba po tej akcji polecą dyscyplinarki. Jedyna kadetka wśród nich okazała mi jakiekolwiek wsparcie przy akcji, ponieważ oglądając jak się kompromituje, dołączyła do mnie. Oczywiście w mundurze i była trochę bardziej nieśmiała, ale to nie był jej obowiązek, zadziwiła mnie swoją odwagą, że w ogóle się zdecydowała na taki ruch. Chyba nazywała się Suzanne, nie potrafię spamiętać jeszcze wszystkich imion nowych kadetów. Z jednej strony jestem jej wdzięczny, bo okazała mi wsparcie i bardzo dumny z jej odwagi, ale z drugiej pokazała mnie tym samym w złym świetle, jako szefa policji. Jednakże nie mam jej tego za złe, bo jej intencją było, żeby mi pomóc. Może zamiast degradacji funkcjonariuszy, dam jej po prostu awans, to też im zwiąże języki i będę mógł się odwdzięczyć Suzanne.

Godzinę po z̶g̶u̶b̶i̶o̶n̶e̶j̶  ucieczce z napadu, Pastor wysłał mi nagrany wcześniej filmik, udowadniając tym samym, jak bardzo udało Mu się mnie znieważyć. To w dalszym ciągu nie jest dowód, że On go nagrał, ale to przecież oczywiste, jednakże nie mogę Go przez to osądzić o napad na bank, to wciąż zbyt mało dowodów. Tym razem Pastor naprawdę przesadził, więc jeżeli chce się bawić w taki sposób, to Gregory Montanha zacznie rozdawać karty, w tym pierdolonym kasynie, to ja jestem krupierem i Knuckles dobitnie się o tym przekona.



Spowite nocą drogi Los Santos oświetlały jedynie policyjne światła radiowozu. Gregory opuścił Victorię, przymierzając się do zatrzymania drogowego na pamiętnym, złotym Dominatorze.

- Witam pastora.- jego widok nawet go nie zdziwił, można powiedzieć, że trochę liczył na ich spotkanie.

- Oo, czy to nie Gregory Motnanha we własnej osobie? Gratuluję nowej posady!- jak zwykle miał na ustach ten szyderczy uśmiech, który gościł na jego twarzy za każdym razem, jak się spotykali.

- Jakiej posady?- utkwił w siwowłosym swoje przeszywające spojrzenie. Lipcowa noc była przyjemnie chłodna, a delikatny wietrzyk kołysał choinkami przy drodze.

- Jak to jakiej, nie grał pan ostatnio przypadkiem w jakimś filmie? Jest pan świetnym aktorem!- w głosie pastora słychać było udawany entuzjazm i kpinę. Żarty z oficera sprawiały mu czystą radość za każdym razem, dlatego nie mógł przepuścić okazji na docinki.

- Hmm...- jednakże wyjątkowo zdawały się nie ruszać Gregory'ego, wciąż miał nałożony kamienny wyraz twarzy.

- I w dodatku tancerzem, muszę przyznać, że nieźle się pan rusza.- kontynuował, chcąc jak najbardziej rozdrażnić funkcjonariusza. Nie zwrócił uwagi, że policjant zaczął rozpinać po kolei 3 górne guziki swojej czarnej, policyjnej koszuli.- Moi koledzy chcieli dostać namiary do... Co pan robi?- skupił wzrok na dłoni szefa policji, której palce rozchylały rozpiętą koszulę, ukazując fragment dobrze zbudowanej klatki piersiowej.

- Tak jakoś gorąco mi się zrobiło przy pastorze.- niemalże wymruczał, pochylając się nad uchylonym oknem Dominatora, tak jak to zrobił ostatnim razem przy moście.- Bije od pastora taka energia, która mnie obezwładnia..- na końcu zdania nawilżył suche wargi, przejeżdżając po nich powoli językiem. Erwin nie potrafił oderwać od mężczyzny swojego wzroku, skupiając się na jego ponętnych wargach.

- Co ty pieprzysz, Montanha?- Knuckles obserwując go, musiał przełknąć ślinę, zanim wydusił coś z siebie.

- Mógłbym ciebie pieprzyć...- mruknął, pochylając się nad uchem duchownego, grając dokładnie tak samo, jak on z nim ostatnio.- Wpieprzyć za kratki, gdybyś mi tak ciągle nie umykał, pastorku...- palcem wskazującym przejechał po podbródku siwego, przez co ten wstrzymał oddech. Miał rozchylone wargi, a rozbiegany wzrok błądził po twarzy flirtującego z nim policjanta. Ich głębokie oddechy mieszały się ze sobą i Erwin już był gotowy, by złączyć ich usta, kiedy komendant niespodziewanie się odsunął.

- Do zobaczenia na komendzie, pastorze.- posłał mu uśmiech, znikając tak szybko, jak się pojawił i pozostawiając w samotności zdezorientowanego Erwina. Na kolanach mężczyzny jednak pozostawił po sobie fragment kartki, która po rozwinięciu okazała się mandatem za przekroczenie prędkości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro