45

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


26.09.2021 00:19

Od napadu na Viceroy Erwin znów przestał pokazywać się w mieście. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że celowo mnie unikał, ale do wczorajszego dnia myliłem się. Przygotowywał się na coś o wiele większego, niż okupacja szpitala. O 22 w całym mieście wysiadł prąd, bo ten kretyn wysadził w powietrze pierdoloną elektrownie! Odkąd wrócił sieje jeszcze większy chaos, niż wcześniej. Nie spodziewałbym się, że może przebić samego siebie, a jednak! W dodatku okupowali tyły spalonej elektrowni przetrzymując zakładników, co było już totalną głupotą, bo w każdej chwili mogła im się stać krzywda. Cały budynek się palił i dosłownie sypał, w dodatku było ryzyko większego zwarcia i ponownego wybuchu, ale oni nic sobie z tego nie robili. Nawet podczas negocjacji Knuckles nie chciał mi wyjawić swojego planu, tak jak robił to zazwyczaj. Ten psychopata po prostu czerpie radość z ludzkiej krzywdy, czyżby taki sam plan miał ingerując w moje życie, mieszając mi w głowie i robiąc burdel, by potem porzucić jak nie chcianego kundla?

Napastnicy chcieli wynegocjować jedynie wolny odjazd z miejsca zbrodni z możliwością przesiadki do innego pojazdu podczas ucieczki. Jako że przetrzymywali 8 zakładników i to w miejscu zagrażającym ich życiu, przystaliśmy na ich żądanie. Pościg był trudny z uwagi na brak świateł, mogliśmy polegać tylko na naszych kogutach, całkiem nieźle to sobie wymyślił. Tylko wciąż nie wiem, po co to zrobił. Naprawdę tylko po to, bo sprawiało Mu to przyjemność? Jednakże skoro sam nie chciał ze mną współpracować, ja też tym razem nie pomogę Mu uniknąć wyroku. Chciał się zabawić i mnie wykorzystać, więc zobaczymy, czy sobie poradzi bez mojej pomocy.

Muszę niechętnie przyznać, że Jego ucieczki są widowiskowe i kreatywne, myślę że nikt z nas nie wpadłby na pomysł, co Knuckles i jego szajka zamierzali zrobić. W kanałach wykorzystali swoją możliwość do zmiany pojazdu przesiadając się na motocrossy, co na pierwszy rzut oka było słabym posunięciem, ponieważ łatwiej byłoby nam ich złapać. Łatwiej byłoby wykonać na nich manewr pit oraz nie chroniły ich szyby samochodowe przed ewentualnymi strzałami, gdyby padł rozkaz postrzału. W zasadzie powinienem taki wydać, ale wciąż nie chciałem, by stała Mu się krzywda, poza tym byłem ciekawy, co tym razem wymyślił. W dodatku ich crossy świeciły się kolorowymi neonami, przez co łatwiej mogliśmy ich zauważyć, ale dawało to naprawdę zajebisty efekt w totalnych miejskich ciemnościach. Nie mogę zaprzeczyć, że Erwin wszystko co robi, robi z efektownym wejściem, bądź w tym przypadku ucieczką.

Poprowadzili nas w góry, na których crossy sprawowały się o wiele lepiej niż policyjne radiolki, a już było trochę za późno, by sprowadzać policyjne motocykle, czy helikopter, zwłaszcza że wszystkie dostępne jednostki brały już udział w pościgu. Cholera, trzeba było wcześniej pomyśleć o helce, ale nie spodziewałbym się, że ci kretyni wjadą na sam szczyt Mount Chilliad i z niego zeskoczą na pierdolonych motocyklach!! Przez sekundę moje serce stanęło, kiedy z piskiem opon zatrzymałem się na szczycie obserwując spadające crossy, lecz po chwili napastnicy zeskoczyli z nich, rozkładając spadochrony i bezpiecznie odlatując. Mimo, że zgubiliśmy ten pościg, muszę przyznać, że jestem pełen podziwu, to wyglądało naprawdę niesamowicie, jak i cholernie niebezpiecznie.

Praktycznie sam przez cały czas prowadziłem U1, dlatego kiedy kolejne radiowozy dojechały do mnie mogli zaobserwować tylko oddalające się sylwetki z kolorowymi spadochronami. Jeden z naszych nie wyhamował odpowiednio wcześnie i dosyć mocno we mnie wjechał. Niestety na tyle mocno, że stojąc na krawędzi góry moja Corvette zsunęła się z niej. Próbowałem manewrować samochodem, żeby przeżyć, ale nie jestem bogiem, by poruszać autem w powietrzu. Parę razy dachowałem turlając się z góry, dopiero kilkaset metrów dalej zatrzymałem się na drzewie, niestety również głową uderzając się o kierownicę. Na szczęście nie stało mi się nic poważnego, jedynie straciłem przytomność, a lekarz stwierdził delikatne wstrząśnienie mózgu, ale co to dla mnie. Takie kontuzje to ja zjadam na śniadanie. Capela skończył trochę gorzej... Nie wiem, jak to się stało, ale mam przebłyski, że kogoś widziałem. Słyszałem krzyk Dante, chyba mnie wołał, albo wołał o pomoc? Nie pamiętam. Zanim ponownie straciłem przytomność ujrzałem tylko czyjąś sylwetkę, chyba trzymała w ręku broń, bo słyszałem też strzał. Obudziłem się dopiero w szpitalu, gdzie był również Capela, nieprzytomny i podpięty do aparatury. Od lekarzy dowiedziałem się, że został postrzelony, a kula utknęła dosłownie centymetry od serca. Było cholernie blisko, ale wyliże się z tego, Dante jest silny. Założę się, że nie minie tydzień, a zobaczę go na komendzie. Jednak kto mógł to zrobić i po co? Może był to planowany zamach, ale przez kogo? Czy Capela uratował mi życie? Może to ja byłem na celowniku, a 05 się za mnie poświęcił... Ale przecież nikt nie wiedział, że będziemy na Mount Chilliad, sami tego nie wiedzieliśmy! Czyżby to któryś z ludzi Pastora chciał się mnie pozbyć? Czy może to był... On.







Zaraz po wyjściu ze szpitala Montanha wrócił na komendę. Musiał sporządzić dokumenty na temat wczorajszego zamachu na elektrownie i przeprowadzić śledztwo odnośnie ataku na funkcjonariusza. Doskonale zdawał sobie sprawę czyja to sprawka i tym razem nie zamierzał być tak pobłażliwy w stosunku do pastora.

- No proszę, zadzwoniłeś po mnie szybciej, niż myślałem. Nie minął tydzień, a ty już potrzebujesz mojej pomocy?- szyderczy śmiech przepełniony kpiną i arogancją rozbrzmiał w policyjnym biurze wraz z odgłosem otwieranych drzwi.

- Nie wezwałem cię tu po pomoc, tylko żebyś złożył zeznania w sprawie rannego funkcjonariusza.- Gregory odpuścił sobie uwagę, że jeszcze parę dni temu to Knuckles pierwszy do niego zadzwonił, zwłaszcza że nie był pewny, czy telefon nie był pomyłką. Tym bardziej, że w tej chwili miał inne priorytety.

- Mhm.

- To ty postrzeliłeś Capele?- nie musiał nawet pytać, by znać odpowiedź na to pytanie.

- Tak.- i jak zwykle się nie mylił.

-... Dlaczego musisz to tak bardzo utrudniać? - ciężkie westchnienie opuściło usta szatyna, a zabandażowana dłoń przejechała przez zmęczoną twarz.

- Utrudniać? Po raz kolejny uratowałem ci tyłek, mógłbyś okazać odrobinę wdzięczności.- jednakże pastor miał do tego inne podejście, a irytacja malująca się na jego twarzy świadczyła o tym, że nie takiej rozmowy się spodziewał idąc na spotkanie z szefem pd.

- Wdzięczności? Wdzięczności, kurwa?- Gregory'emu już zabrakło cierpliwości do człowieka, którego jeszcze do niedawna mógł nazywać kochankiem. - Jak ja mam cię z tego wybronić? Po co w ogóle to zrobiłeś?! Rozumiem, że jesteś na mnie wściekły o Suzanne, ale czemu wyżywasz się na Capeli?- kłótnia obu mężczyzn rozbrzmiewała echem po cichych korytarzach pustej komendy.

Głośne prychnięcie, pełne oburzenia i dezaprobaty poprzedziło słowa pogardy skierowane do szatyna.- Mam gdzieś ciebie i to, z kim się jebiesz po kątach. Capela do ciebie celował, miałem stać z boku i patrzeć jak zdychasz? A uwierz, że bym chciał. Mogłem go wtedy zajebać i nikt nigdy by się nie dowiedział, a jednak go oszczędziłem, więc wyświadczyłem ci przysługę. Nie ma za co.- pastor odchylił się na swoim krześle, zakładając obie ręce na pierś w geście oburzenia za taki brak zaufania i ignorancje ze strony Montanhy.

Funkcjonariusz opierał się obiema dłońmi o swoje biurko skanując twarz winowajcy, szukając na niej jakichkolwiek oznak kłamstwa. Złote oczy, które skrywały teraz jedynie irytację, wyjątkowo nie patrzyły w jego stronę, co utrudniało mu zadanie.

- Nie do wiary... Ty żyjesz w jakimś innym świecie, Erwin. Uroiłeś sobie w głowie jakąś bajeczkę, żebym tylko nie zobaczył twojej zazdrości.- na ten moment biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, według policjanta zazdrość była jedynym możliwym wytłumaczeniem. Jednakże nie nadawała się na usprawiedliwienie przy próbie zabójstwa jego dobrego przyjaciela z pracy.

- Że co?! Ty durny psie, to ty żyjesz w innym świecie!- słowa Grzegorza przelały szale goryczy. Erwin nie zamierzał słuchać dłużej oszczerstw rzucanych w jego kierunku. Wraz z wybuchem swoich emocji poderwał się gwałtownie z krzesła, tym samym przewracając je na podłogę.- Myślisz że nie wiem o twoich tajnych randeczkach z tą suką? Wozisz się z nią tylko po to, żebym był zazdrosny, ale wiesz co? Mam cię w dupie! Następnym razem jak ktoś będzie do ciebie celował, będę czekał z popcornem, aż zdechniesz! Jesteś najgorszym psem na całej komendzie, nie potrafisz utrzymać własnego stanowiska, nie potrafisz nawet dostrzec, że twoi psi kumple spiskują za twoimi plecami! Żałuję, że ci kiedykolwiek pomogłem, mam nadzieję, że w końcu cię wyjebią, ale wtedy nie licz już na moją pomoc!

- O nie, kurwa, teraz przesadziłeś, nie będziesz się tak do mnie odzywał.- ostry błysk w oku Montanhy był jedynym, co Erwin zdążył zauważyć, nim policjant w 2 krokach nie znalazł się przy nim przyciskając brutalnie do ściany. Silna dłoń mocno ściskała jedną z rąk pastora, kiedy druga była ulokowana na jego szyi, na co młodszy w obronie odruchowo za nią złapał. Pomiędzy mężczyznami panowała cisza pierwszy raz odkąd Knuckles przekroczył próg komendy, przerywana jedynie regularnym tykaniem zegara i odgłosem ich gwałtownie mieszających się oddechów. W oczach obu kochanków tliła się wrogość i furia, kiedy uparcie mierzyli się spojrzeniem próbując wygrać tą niewerbalną walkę.

Oboje już od dawna nie byli tak blisko siebie i pomimo, że zamysł ataku był inny, Gregory czuł długo upragnioną przyjemność z ich zbliżenia. Powinien być na niego wściekły, powinien być przykładnym, odpowiedzialnym policjantem i go skuć, zamykając w więzieniu na najbliższe 30 lat, ale jedyne o czym myślał to zachęcająco rozchylone wargi, które aż się prosiły o jego ingerencję. Nie zastanawiając się dłużej spełnił niemą prośbę miażdżąc ich usta w brutalnym, pełnym tęsknoty i zachłanności pocałunku. Marzył o tym od ich poprzedniego spotkania, nie potrafiłby odmówić sobie tego kolejny raz, w dodatku w tak sprzyjających okolicznościach, zwłaszcza że wargi Erwina tak chętnie odpowiadały na jego pieszczotę. Dłonie obu mężczyzn badały zachłannie swoje ciała, spragnione dotyku, gdy ich języki oplatały się w przyjemnym tańcu. Guziki z koszuli młodszego odbiły się od podłogi, turlając pod biurko funkcjonariusza, kiedy ten rozrywał ją, by dostać się do swojej zdobyczy. Dłonie skrupulatnie badały odkryte fragmenty ciała, mierzwiły rozczochrane włosy, szarpiąc za nie w przejawie tęsknoty. Gorące oddechy mieszały się ze sobą w przyspieszonym tempie, a płuca domagały się tlenu, który był teraz ich najmniejszym zmartwieniem.

Wnet zza drzwi biura dowódcy można było usłyszeć jedynie przepełnione błogością westchnienia, mieszające się z pojedynczymi, urywanymi jękami przyjemności.

========================
Chcielibyście jeden rozdział +18?😋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro