Moja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Tak ja, a ty pójdziesz ze mną. -odparł mech
-Nie ja sobie pójde. - odparłam i obruciłam się na pięcie
Megatron podszedł do mnie od tyłu i obiął w tali. Kopnęłam go w zawias i zaczęłam uciekać. Mało to bohaterskie no, ale...  Z nim nie chciałam się spotkać na osobności.  Odbiegłam kawałek i wpadłam w żelazny uścisk Lorda.
-Po co ci moja osoba? -zapytałam się
-Pomyślmy:musze mieć kogoś kto obejmie po mnie władze i.. -urwał- Potrzebuje twojej pomocy. -jego dłoń ześlizgneła się do mojego podwozia.
-Nie będę twoją rozpłódówką... -powiedziałam przez łzy bezsilności
-Cii będzie dobrze zobaczysz- odpowiedział miękkim głosem Megatron tuż przy receptorach
Jęknęłam z rozpaczy. Nie...
-Jęczeć będziesz tylko mi do receptorów, a teraz cisza.-powiedział zgryźliwie Con
Kopłam go, a z przedramion wyjęłam ostrza. Cofnęłam się między posągi, by w razie jego ataku zrzucić na niego posąg. Popatrzyłam na nie. Oby dwa przedstawiały kobiety: po lewo stała młoda dziewczyna z łukiem i kołczanem, a przed nią stała łania. Po prawo stała dojrzała kobieta z tarczą, włócznią i w hełmie.  Na jej ramieniu siedziała sowa. Postanowiłam ten posąg na niego zrzucić. Wkońcu był na oko cięższy od lewego wizerunku jakieś ludzkiej kobiety.  Później poszukam jak mają na imię. Wlazłam na podstawe i kopnęłam. Przesunął się delikatnie w jego strone. Kopnęłam ponownie, ale napotkałam opór.
-Słodka jesteś, ale łatwo się mnie nie pozbędziesz. - usłyszałam Megatrona i siłą wyciągnął za posągu.
Pech chciał, że moja mała stopka wpadła w jakieś zagłębienie, dołek lub w chuj jeden co i skręciłam sobie kostkę.  Boli mnie. Nie szłam -mnie wleczono. Spróbowałam użyć komunikatora, ale wysiadł. Niech to rdza... Lord Megatron rzucił mnie obok fontanny przy której mnie zaatakował. Leżałam tam.  Nie byłam w stanie się podnieść. Con związał mnie. Nagle poczułam jak ręką w ślizguje się mi między nogi. Zaczęłam łkać.  Ja nie chce!  "Jackie pomóż prosze... " Pomyślałam. Usłyszałam tylko otwierany most a potem nic...

~Wheljack~
Szliśmy przez ten ogród. Nic się nie działo. Taka cisza. Zgłupieć można.
-Jacki powiedz mi - zaczął Jazz- Masz romans z Cee?
Popatrzyłem na niego jak na wariata.
-Nie. -odparłem
-Kitu mi nie wciskaj, Ok? Podlizujesz się jej to widać na kilometr. -powiedział zdenerwowany mech- A ty mi tu mówisz, że nic was nie łączy.
-Bo tak jest,Jazz. Nie mamy romansu z resztą ona nie będzie chciała...-powiedziałem z nutą zwątpienia
Co do niej czułem? Arcee nie była zwykłą botką ukrywającą wzroku przed nami. Ona walczyła na równo z nami. Ona jest taka niezwykła, ona....ona. Przypomina mi moją małą siostrzyczkę- Mire. Była jak ona: waleczna, dobra, uparta, ale moja siostra nie żyje. Przez Dreadwinga i jego brata,bo gdyby nie oni ona była by tu. Z zamyśleń na temat tych dwóch kobiet wyrwał mnie mój towarzysz.
-Halo? Ziemia do Wheljacka,odbiór.
-Co ?!- zapytałem zaskoczony
-Zadałem ci pytanie.-odparł dokumentalista
-A jakie?- zapytałem, wogule on coś do mnie mówił?
-Pytałem się, czy masz jakieś poważne plany wobec naszej femme?
-Nie, nie mam.-odpowiedziałem
Nagle przede mną i kumplem staneły dwie kobiety: jedna z łanią u boku, druga z sową na ramieniu. Jedna z nich się odezwała:
-Śpiesz się Jackie, bo kwiat który złożyłeś na ręke wyjątkowej kobiety będzue siłą zabrany przez wroga.- i po tych słowach zniknęła rozmówczyni.
Druga została. Chwile parzyłem na nią i krzyknąłem na głos:
-Arcee!!!
Włączyłem lokalizator. Była niedaleko. Transformowałem się i pojechałem do niej. W lusterku widziałem jak Jazz mnie dogania. Połączyłem się z bazą
-Rachet, posiłki. Ktoś zaatakował Arcee...
- Nie mów, jedzcie do niej, posiłki zaraz będą-powiedział medyk i się rozłączył
Byłem na miejscu z Jazzem. Reszta dołączyła po chwili i zobaczyłem coś ohydnego: nasza mała Cee leżała związana i nieprzytomna, a ten chuj ją macał. Nie wytrzymałem,  nie pozwole by i ona zginęła. "Moja". Pomyślałem.
-Megatronie! - odezwał się Prime
Mech zakończył czynność,  wstając odwrócił się do nas i powiedział
-No prosze.  Prime i jego banda nieudaczników...
-Nie mam czasu na wasze gadki! -krzynąłem co wprowadziło w osłupienie wszystkich. -Oddaj mi Arcee.
-I tylko po to przyszliście. Po jedną małą kobiete?  Ona pójdzie ze mną.  Przynajmniej ja jej zapewnie bezpieczeństwo.  Przy mnie ona zostanie królową.
Nie mogłem tego słuchać. Ona z nim?! Pojebało go. Nagle ktoś odezwał się w mojej głowie.
"No co tak stoisz cymbale?! Ratuj tą nimfe albo to on będzie jej mężem. NO RUSZ SIĘ!!! "
I nagle poczułem tyle energii,  że ja cie kręce. Ruszyłem po maleńką. Megatron już się przyszykował na to iż mnie zgasi, a ja... Uderzyłem go z całej siły. Odrzuciło go,  w tym samym czasie otworzył się most i wylazły z niego Decepticony. Zaczeliśmy walczyć. Pokonałem wszystkich. Podeszłem do botki leżącej na ziemi. Podniosłem ją i jedyną rzecz, która wydobyła mi się  z gardła to był warkot jak by jakieś bestii jak by dziki zwierz. Nim wszedłem do portalu do bazy powiedziałem.
-Moja. -a słowa mieszały mi się z warczeniem.

******************************
Tadam! Oto ja i nowiutki rozdzialik mojego opowiadania. Mam nadzieje, że się spodobał. To papatki! 😍☺😊😝😜😄✌👋👍💜💙🐎🌙⭐
Arceex

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro