(Nie) zwykły czyn cz1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas szybko płynie nawet za szybko. Wróciliśmy do bazy, walczymy z Conami: nic nowego. No oprócz tego, że nasze zapasy musimy często uzupełniać. Udaliśmy się do jednej z kopalni w Kanadzie i zaczęliśmy wydobywać Energon. Ale zamiast do roboty zaczęliśmy się bawić w błocie. Znaczy chłopaki bo ja zostałam złapana i umazana błotem. Umazana błotem i poobijana (bo przecież Jazz musiał dać kuksańca w bok) poszłam nad jezioro, które było nie daleko. Poszłam za skałę i  zdjęłam górną część zbroi by dobrze się wyczyścić. Zanurzyłam się po brodę i zmyłam z siebie brudy. Czysta odwróciłam się po część zbroi,  ale  na jej powierzchni poczułam coś lepkiego. To coś spływało z góry. Podniosłam wzrok i zobaczyłam... Dżdżownice, która zjadła Dreadwinga. Z jej pyska spływała gęsta, lepka substancja chyba była to ślina. Przyjrzałam się jej dokładnie: długie, smukłe i pokryte skórzanymi łuskami ciało dawało bardzo dobrą naturalną zbroję. Jej pysk nie był jak u innych zwierząt: niedzielił się na dwie części z zębaami na jej krawędzi,  ale na cztery części a zęby były bardziej wewnątrz pyska stwora i tworzyły koło, które im dalej w gardło tym robiły się mniejsze i było ich więcej. Za nią były dwa podobne robaczki o wiele mniejsze i pokryte jasną skórą z nielicznymi zielonymi wypustakami. Wzięłam swoją własność,  wyczyściłam i założyłam. Miała już wychodzić z wody, gdy stwór powiedział:
-Shazan (czytaj Szazan. 😄).
-Shazan? -zdziwiłam się, że on coś powiedział
-Shazan. -powtórzył
-To twoje imię? -zapytałam "Co ty odwalasz?! Gadasz z robakiem" skarciłam się w myślach, ale miałam wrażenie, że on mnie rozumie. - Bardzo ładne imię. Ja jestem Arcee. -odezwałam się do mojego rozmówcy
-Dziękuje ci Streferko. - odpowiedział i dodał- Odprowadzę cię do nich.
I tak w nie typowym towarzystwie wróciłam do chłopaków, a jak do nich wróciłam to spotkała mnie niespodzianka: Cony, które jak zwykle naparzały się z Botami. Prime z Megatronem, Ironhide z Breakdown i tak dalej. Jedyna rzecz, która przykuła moją uwagę jest kapsuła z archiwum jakońskich. Podeszłam i otworzyłam, a w niej był dwie bransolety.  Przedmioty wykonane były z czarnego metalu ozdobionego w srebne gwiazdki. W nich były umieszczone dwa sztylety, a same ostrza były ukryte w specjalnych schoweczkach, które wyglądają jak niewielkie górki. Wyjęłam je z pojemnika, a kapsułe rzuciłam za siebie i ruszyłam do moich nowych towarzyszy by w spokoju obejrzeć znalezisko. Usiadłam pod rozłożystym drzewem i dotknęłam ich. Były takie delikatne i lekkie. I nagle bransolety otworzyły się i zamiepieły się na moich rękach. Zaczęłam machać, by je zrzucić, ale trzymały się bardzo mocno. Poczułam szczypanie w moich rękach,  a to nie wróżyło nic dobrego. Jednak szczypanie ustało. Chciałam wyciągnąć swoje ostrza, a zamiast ich z branzotel powstawał ostrza na wzór moich. Najpierw z boku moich nowych nabytków wyszły cienkie, srebne nici, które zaczęły się zaplatać tworząc broń. Gdy już powstały no ich powierzchni pojawiły się dziwne symbole. Wstałam i miałam dołączyć do walk, gdy zobaczyłam komiczną sytuacje: Megatron miał kapsule na łbie, która zaklinowała się i wszyscy próbowali ją zdjąć: Boty trzymały Lorda, a Cony zdejmowały przedmiot. Przewróciłam oczami. Mężczyźni... Jakby nie mogli czasem pomyśleć. Podeszłam do wielkiego Cona i delikatnie podręciłam pojemnikiem, który sam zsunął się z głowy.  Jedyną rzecz, którą zaczęłam się martwić to duża kałuża Energonu, która powstała podczas incydentu. Rozejrzałam się po wszystkich i zobaczyłam, że Knock out ma rozerwany bok i leci z niego nie miłosiernie. Podeszłam do niego z zamiarem zatamowania krwawienia. Położyłam rękę na ranie i ona zaczęła świecić!!!!  Pod moją dłonią pojawiło się koło, a w nim gwiazda. Gdy ona zniknęła ranny bok zaświecił się jasnym światłem i zrósł się, a w tym miejscu powstała cienka linia, która po chwili też się wchłonęła. Przerażona odeszłam na pare kroków i obejrzałam się dookoła. A reszta....

TO BE CONTINUE...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro