Niech żyje bal!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Arcee~

Obudził mnie hałas dochodzący z nad mojego ucha.Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jacka wtulonego we mnie. Chłopak otoczył mnie ramieniem i oparł głowę o moją szyje. Delikatnie uwolniłam się z jego uścisku i poszłam do kuchni. W pomieszczeniu krzątała się  starsza pani, która nas wczoraj witała. Cichutko ustawiłam talerze na stole i wyszłam z domu zanim ktokolwiek zauważył moje zniknięcie. Poszłam w kierunku stajni . Przy jej wejściu rosła rozłożysta jabłoń o czarnych owocach w białe plamki przypominające czaszki. Na jednej z gałęzi siedziała brązowa kobra w czarne paski. Zerwałam jedno z owoców i ugryzłam. Było słodkie i soczyste, po prostu bardzo smaczne.
-Arcee?Arcee!
Spojrzałam w kierunku źródła krzyku.  Biegła Keira, Yen i Ciri, a za nimi panowie,którzy nie za bardzo wiedzieli o co chodzi. Keira, gdy tylko do mnie dobiegła wyrwała mi owoc i wyrzuciła do studni.
-Zgłupiałaś?! Chcesz się otruć?!-krzyknęła Keira- Życie ci nie miłe?
-Zostaw moją kruszynkę, nic złego nie zrobiła.-powiedział Jack, zerwał jabłko i ugryzł kawałek- Bardzo dobre, Cee chcesz?- i skierował owoc do mnie
- Nie wytrzymam z wami, wstrętne gadziny! Buty sobie z was zrobię przynajmniej szkód nie narobicie.- powiedziała zła Yen
-Spokojnie dziewczyny, te jabłka są już dojrzałe.-powiedział Geralt -One tylko tak wyglądają, niedojrzałe by były jako czerwone owoce. Jak zwykle robicie z igły widły...
Yennefer miała coś powiedzieć, ale tylko prychnęła. Ja skusiłam się na gryz od Jacka.  Odwróciłam się w kierunku gałęzi z kobrą. Wyciągnęłam rękę ku niej, a ona delikatnie zsunęła się na moją rękę i owinęła wokół mojej szyi. Jack delikatnie ją pogłaskał w zamian kobra łasiła się do niego. Nagle usłyszałam tętent kopyt. Na dziedziniec  wjechał goniec wraz z dwoma zbrojnymi. Po odtrąbieniu  goniec rozwinął pergaminowy zwój i zaczął czytać:
-Jej Książęca Mość Anna Henrietta, księżna Tusą i władczyni podlegających  jej ziem, ma zaszczyt zaprosić wiedźmina Geralta z Rivii cechu Wilka, Gryfobójce z Białych Sadów, wiedźminkę Ciri z Cintry cechu Wilka, czarodziejki Yennefer z Novigradu i Keire z Roggeveen wraz z towarzyszami na dzisiejszy bal. Przybyć należy godzinę przed zapadnięciem zmroku.-i gdy skończył zawrócił konia i wyjechał, a za nim jego towarzysze
-Arcee, chodź poszukamy ci sukienki na bal.-powiedziała Ciri, złapała za nadgarstek i zaprowadziła do pokoju Yen
Popielatowłosa z szafy wyciągnęła mi jedną z wielu sukienek czarnowłosej. Założyłam ją i spojrzałam na dziewczynę, która siedziała zachwycona moim wyglądem.

~Wieczór~

Sala balowa była przepiękna: ściany były wyłożone białym marmurem,a podłoga czarnym. Liczne , duże i smukłe okna wpuszczały księżycowe światło, a dopełnieniem oświetlenia były trzy ogromne, kryształowe  żyrandole, a pomiędzy każdym oknem stały pięknie wyrzeźbione donice w których rosły piękne, rozłożyste różowawe kwiaty. Sala była pełna szlachetnie urodzonych panien i panów. Ubrani byli w bogato zdobione stroje, a kobiety dodatkowo posiadały piękną biżuterie i miały upięte włosy w fryzury. Czułam się przy nich jak prostaczka: na sobie miałam prostą, czarną sukienkę odkrywającą tylko moje łopatki i posiadałam tylko wiszące kolczyki z czarnym kryształem górskim i wszystko to pożyczyłam od Yennefer włącznie z butami. Włosy natomiast miałam zaplecione w luźny warkocz.  Jack miał na sobie kremową koszule haftowaną złotą nitką, czarne spodnie i buty oraz czarny haftowany niebieską nicią kamizelkę. Zostaliśmy poczęstowani przez drobną służącą winem pochodzącym z winnicy wiedźmina. Nie zdążyliśmy ujść paru kroków, a zostaliśmy otoczeni wiankiem ciekawski lub po prostu złośliwych ludzi.Spojrzałam na naszych towarzyszy, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali z księżną oraz jej świtą.
-Patrz to ta dziewucha. Co za suknia!
-Pożyczona od Yennefer, patrz jak ona wygląda, a jak chodzi. Nie posiada żadnej gracji. Takie pospólstwo masz czelność przychodzić na przyjęcia  wyższych sfer.- cichy chichot dwóch szlachcianek denerwował mnie i uświadomił  mi jak bardzo jestem inna, i jak bardzo tu nie pasuje.
Po chwili chichot obiegł całą sale. Zrobiło mi się  głupio, ale stwierdziłam,czemu by nie ukarać za plotkowanie. Wyjęłam delikatnie dwa sztylety i rzuciłam w  kierunku plotkarek tak, że ostrza musnęły ucha obu pań. Te pisnęły, a ja jak gdyby nigdy nic podeszłam i powiedziałam:
-Panika jest nie wskazana, ostrza są bardzo ostre i można się skaleczyć, drogi panie-wyjęłam sztylety i schowałam je- A teraz pozwolicie idę poprawić paznokcie, bo nie wiem czy słabo ich nie zaostrzyłam. A i jeszcze jedno w armii za plotki są pięć chłost przez pięć dni. Miłego wieczoru życzę, stare zrzędy..- i poszłam w kierunku balkonu, ale przypomniałam sobie o winie i...- Bym zapomniała- wylałam kielich na dwie szlachcianki- Do zobaczenia- i wyszłam na balkon
Oparłam się o balustradę  i obtarłam małą łezkę z policzka. Ja nie jestem gorsza..... Z sali dochodziły do mnie brawa oraz śmiech chyba z tych kobiet polanych winem.
-Piękną mamy dzisiaj noc, prawda?-zapytał Jack, podchodząc do mnie
-Prawda.-popatrzyłam w niebo, które było wolne od wszystkich chmur i ukazywało wszystkie konstelacje i księżyc w pełni
-Nie smuć się, te stare babsztyle nie wiedzą co mówią.- odparł chłopak i objął mnie ramieniem
-Miałam wizje.
- Czego?
-Otchłani, widziałam połowę jej serca, równinny pozbawione jakiekolwiek trawy, rozpadający się zamek, te demony, Jack to było straszne, tak strasznie zrobiła mi się ich żal.-i wtuliłam się w jego pierś- Wiem dlaczego demonom zależy byśmy nie wpadli w ręce Śnieżki.
-Mów.-powiedział ożywiony chłopak
-Musimy zwrócić skradzioną połówkę, pomóc wrócić wszystkim do domu i...- tu zrobiłam pauzę -Objęli ją we władanie.
-Że co?!-zdziwił się chłopak- Wiesz przecież, że jesteśmy żołnierzami.
-Wiem, ale widać wiedzą o wiele więcej niż my i musimy im zaufać inaczej będzie z nami źle.-i przytuliłam go
-Cee, patrz.-powiedział i wskazał na pobliskie drzewo
 Na drzewie, a dokładniej na jego gałęzi siedział wichrowy demon. Trzymał się tylko na tylnych   łapach, a pazury u skrzydeł ułatwiały mu utrzymanie równowagi. Jego pysk wyglądał jak dziób u ptaka drapieżnego, zakrzywiony i pozbawiony jakichkolwiek zębów.Stwór zeskoczył i w niezgrany sposób podszedł do nas i zaczął się  łasić.
-Co malutki? Głodny?-spytałam gładząc go po pysku
-Poczekaj z nim zaraz coś mu przyniosę.-powiedział Jack i poszedł do sali
Gdy wrócił przyniósł ze sobą duży  kawał soczystego i upieczonego mięsa. Stwór, gdy tylko go zobaczył od razu zaczął skomleć i trącać nogę chłopaka. Ten podał mu cały kawał mięsa, na co stwór kłapnął dziobem i pożarł mięso w całości. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam w żółtą plamkę w oczodole demona. Od razu przypomniała mi się wizja i miało mi się na płacz, gdyby nie ożywienie w sali. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam młodą dziewczynę wchodzącą z obstawą. Miała długie,czarne włosy i bladą cerę, a ubrana była w kremową suknie. Stwór złapał skrawek sukienki i ciągnął w stronę ściany. Bez zbędnego oporu poszłam pod ścianę wraz z Jackiem. Po chwili pojawiła się Yen.
-Musicie uciekać! To Śnieżka!-powiedział- Słuchajcie w dokach stoi "Urszula". Załoga ma na pieńku z nią i jej siostrą. W drodze do doków czeka na was Ciri z rzeczami, a może jeszcze dziś wypłyniecie z Geraltem do Strefy. Idźcie zanim się skapnie-popędziła nas czarodziejka
Wheeljack złapał mnie za rękę i zaczęliśmy biec przez uliczki miasta. W górze towarzyszył nam demon. Gdy dotarliśmy do mostu Ciri na nas czekała z workiem pełnym ubrań i potrzebnych rzeczy. Pognaliśmy ile sił w nogach na "Urszule" i wskoczyliśmy na podest na którym czekał wiedźmin i młody chłopak.
-Chodźcie, zaraz odbijamy.-i poprowadził nas do kajuty- Zdejmijcie drogie ubrania i załóżcie stroje podróżne. A i przede wszystkim idźcie spać.-i wyszedł
A my zrobiliśmy co kazał i położyliśmy się w jednej koi.

****************************************************

Człoweki wróciłam i z przykrością stwierdzam,że maraton się skończył.

3/3

Arceex

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro