Początek podróży

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Nie jedź proszę cię, błagam.. Zostań-prosił Jazz uwieszony mojej talii
-Jazz, ja muszę już iść-mówiłam.To nie pomagało
-Arcee,chodź spóźnimy się.-odparł Jack-Nadia, a ty?
-Ja ruszę za dwa dni, może później.-powiedziała kobieta- Ruszajcie się, bo Geralt to mało cierpliwy osobnik.
Uwolniłam się od Jazza i popatrzyłam na wszystkich. Z nimi spędziłam sporo czasu i zdążyłam się do nich przywiązać.Spojrzałam na Racheta- stary medyk ocierał z twarzy pojedyncze łzy, które spływały. Podeszłam do niego i przytuliłam się:
-Będę tęsknić.- to jedyna rzecz, która wypłynęła z mojego gardła
-Dbajcie o siebie i pilnujcie nawzajem.- odparł medyk
Podeszłam do Wheeljacka i przeszliśmy przez portal. Ostatni raz ich widzieliśmy. Geralt gwizdnął i to wyrwało z zamyślenia. Z lasku wyłoniły się trzy wierzchowce. Sprawdzili cały sprzęt, ale Yennfer skrzyżowała ręce na piersiach i chrząknęła. Wiedźmin spojrzał na nią, wywrócił oczami i burknął:
-Tak nie mamy dla nich koni i co? Przecież ich nie wyczaruje !
Miałam się odezwać, ale mają uwagę przyciągnęły poruszające się krzaki. Po chwili z nich wyłoniły się dwa rosłe konie czarne jak smoła. Jedyną rzeczą, która była najbardziej widoczna były złote oczy. Rumaki ruszyły w naszą stronę wywołując popłoch wśród koni naszych towarzyszy. Podeszłam jako pierwsza do tajemniczych wierzchowców i pogłaskałam oby dwa po pyskach. O dziwo, były spokojne a nawet zaczęły się łasić. Wszyscy stali oszołomieni, jedynie Jack dołączył do mnie.
-To są Koszmary, ale co one tu robią?-zapytała zdziwiona Ciri
-One przyszły do swojej pani, Ciri- odparła Yen -Użyczają swoich grzbietów jej i jemu.
Konie stały spokojnie i czekały na nas. Złapałam się grzywy i wsiadłam na jednego. Reszta zrobiła to samo. Geralt ruszył przodem, a my zanim. Z początku jechaliśmy spokojnie, a potem przyspieszyliśmy. Jazda kłusem trwała bardzo długo no chyba, że ten las był taki ogromny. Drzewa były strzeliste, a ich ogromne korony tworzyły namiot. A my dalej podróżowaliśmy, prowadził Geralt potem ja, Yennefer, Wheeljack i na końcu Ciri. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, iż miałam wrażenie,że ktoś nas obserwuje jednak zignorowałam to, tłumacząc sobie wszechobecną zwierzyną i postanowiłam skupić się na dalszej podróży. Nagle wiedźmin ni stąd , ni zowąd kazał nam się zatrzymać i zsiąść.
-Chwile odpoczniemy i ruszymy dalej-odparł
-Teraz jedziemy do Tusą?-zapytałam, chcąc nie tylko dostać odpowiedź, ale też chęć porozmawiania na temat celu podróży jak i wielu innych rzeczach, których nie rozumiałam
-Oczywiście, że tak. Co robiłaś jak to mówiłem?!- krzyknął wściekły Geralt
-Okres dostałeś?- wydarła się czarnowłosa czarodziejka- Zrozum, że są ciekawi. Weź lepiej zdejmij jej ten obskurny hełm, wygląda wstrętnie.
Zdziwiona wypowiedzią spojrzałam na dłonie. Skóra była jasnobrązowa i gładka. Mój strój był bardzo obcisły, ale nie krępował moich ruchów. Górna część sięgała mi za biust odkrywając mi cały brzuch. Posiadała on dekolt w kształcie litery V, a na ramionach spoczywały naramienniki. Na moich rękach były bransolety, które założyłam wcześniej. Dolna część zbroi składała się z kusej spódniczki i spodni za kolano, a na biodrze zapięty był skórzany pas. Na stopach miałam buty na obcasie w kształcie słupka, zapinane na kostce. A cała zbroja była granatowa z różowymi wstawkami i jedynymi odkrytymi częściami ciała były brzuch i ręce. Zdjęłam hełm i poczułam,że coś mi spadło na plecy. Były to długie, czarne włosy sięgające mi do kolana. Na moją twarz spadł jeden pojedynczy granatowy włos. Spojrzałam na Jacka. Odziany był w białą zbroje ze czerwonymi i zielonymi wstawkami. Miał śniadą cerę i czarne włosy będące w nieładzie. Był wyższy i bardziej przystojny, posturą podobny był do Geralta. Jednak największą uwagę przykuły jego błękitne oczy. Nie mogłam się od nich oderwać i już miałam go pocałować, ale nagle między nas weszła Yennefer:
-Co to to nie! Wytrzymajcie jakiś czas. Jak dotrzemy na miejsce możecie się migdalić cały czas, a na razie wytrzymajcie jeszcze.
Chodź byliśmy zawiedzeni, takim obrotem sytuacji, ale uszanowaliśmy Yen i jej prośbę. Wsiedliśmy na konie i ponownie wróciliśmy na szlak. W planach jakich Geralt ustalił z czarodziejką i wiedźminką, był dojazd do starej przyjaciółki czarodziejki. Wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń i jechaliśmy do miasta, jednak pogoda diametralnie się zmieniła. Na niebie pojawiły się ciemne chmury i zaczęło się ściemniać, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Wszyscy ruszyli galopem,a my dopiero po chwili ruszyliśmy za nimi. Obejrzałam się dookoła i zauważyłam materializujące się kształty, które wijąc się ruszyły w naszym kierunku. Naszych towarzyszy dogoniliśmy dopiero przed pieczarą z wyrytymi znakami na ścianach i przed samym jej wejściem. Ciri przywiązała konie, oprócz Koszmarów, które grzecznie stały niedaleko innych rumaków. Roznieciliśmy ogień i usłyszeliśmy huk. Spojrzałam na wejście do groty, w niewidzialną barierę uderzył ogromny stwór z ogromnymi rogami. Czaszka była pokryta licznymi zgrubieniami, a jego ciało licznymi bliznami. Jedyną widoczną rzecz były dwa płomyki będące jego oczami.
-Spokojnie te runy nie pozwalają Otchłańcą wejść. Spokojnie możecie spać-powiedział spokojnie Geralt
Wzięłam z torby kawałek mięsa i wyszła za linii run. Demon cofnął się i bacznie mnie obserwował. Wyciągnęłam rękę z mięsem.
-Proszę to dla ciebie, mały.
Stwór podszedł do mnie, usiadł i wyciągnął łapę po mięso. Wrzucił sobie do gardła i połknął, oblizał liczne zęby i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Pokazałam mu puste dłonie, na co on zaskomlał i odepchnął mnie od wejścia jednocześnie zagradzając mi ją. Obejrzałam się dookoła: inne demony przyglądały mi się. W końcu demon ryknął i rzucił się na mnie. Zrobiłam unik i ruszyłam w kierunku jaskini, jednak potknęłam się i upadłam na twarz. Odwróciłam się w kierunku stwora, ale on nie rzucał się na mnie, bo drogę zgodziły mu inne demony i Jack, który po chwili pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do jaskini. Jednak usłyszeliśmy ryk, a potem trzask łamanych kości. Odwróciłam głowę: demon, który mnie zaatakował właśnie był pożerany przez swoich pobratymców. Inny skrzydlaty stwór popchnął w stronę jaskini i dopiero gdy byliśmy w środku dołączył do reszty.
-Co to miało być?-zapytał Geralt- Chciałaś się zabić?
-Przymknij się i daj jej odpocząć. Demon z niewyjaśnionych przyczyn nie rozpoznał w niej silniejszej istoty. A ty na nią najeżdżasz jak by było o co. Chciała dobrze, a wyszło jak wyszło..-odparła Yennefer- A teraz wszyscy śpijcie, bo jutro czeka nas długa podróż.
Położyłam się obok Jacka i wtuliłam się w jego klatkę. Usnęłam szybko i ostatnią rzeczą którą słyszałam przed zaśnięciem były ryki i krzyki dochodzące zewnątrz oraz ciche pochrapywanie obu panów. Obudziły mnie promienie słońca wpadające do jaskini. Wstałam i ziewnęłam, Geralt i Wheeljack przygotowywali konie do podróży, a czarodziejka i popielatowłosa dziewczyna spały wtulone w siebie. Podeszłam do Jacka i cmoknęłam w policzek.
-Cześć
-Wstałaś, to dobrze. Idź je obudź, bo musimy już ruszać.-powiedział Jack odwzajemniając całusa
Podeszłam do śpiących kobiet i delikatnie je zbudziłam. Gdy wszyscy byli na koniach wróciliśmy na szlak.

******************************************************************************

Elo mordeczki! Wrzucam nowy rozdział specjalnie dla Was na dobry początek tygodnia!

Arceex

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro