Próba krwi i ognia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Wheeljack~

Byłem po drugiej stronie portalu, a on wybuchł. Siła odrzuciła większość ludzi na ogromną odległość. Leżałem na ziemi i czekałem, jak tylko przestanie mnie łupać w kościach. I tak za długo nie poleżałem, bo zostałem wciągnięty na konia i ruszyliśmy dalej. Wielu dochodziło na koniach. Podczas jazdy podsłuchałem rozmowy kobiet.  Z tego co mówiły między sobą poprzedni khal zginął nie zostawiając potomka. Teraz wszyscy zmierzali do Vaers by wybrać nowego, a wdowa po poprzednim miała zostać tam,aż do swojej śmierci i służyć radą następnym pokoleniom. Letni wiatr niósł kwiecie i zapach koni. Wszyscy szli w milczeniu. Na przodzie jechali wojownicy, kandydaci na khala : wszyscy idealni, wszyscy nie przywdziali zbroi jedynie tylko skórzane kamizelkę. Zdjąłem wzmocnioną kurtkę i zostałem w płóciennej koszuli. Zatrzymaliśmy się tylko dwa razy. Dothrakowie wjechali w rozległą dolinę, gdzie oprócz wysokich traw pojawiły się pojedyncze drzewa. Przede mną jechała  wdowa po poprzednim przywódcy. Pognałem swojego Koszmara i zrównałem się.

-Powinieneś przystąpić do próby krwi i ognia.-kobieta nie odrywała wzroku od drogi

-Tak uważasz?- spytałem

-Oczywiście. Każdy może przystąpić do próby, tylko wszyscy obcy się boją. A tak prawdopodobnie zostanie jakaś niedojda. Spróbuj. Ja teraz mogę tylko doradzić.- stara kobieta spojrzała na mnie złotymi oczami - Niedługo będziemy przy lwach.

Wyjechaliśmy za zakrętu, przed nami ukazały się dwa białawe posągi lwów walczących ze sobą.

-Ja ci dobrze radzę, spróbuj. Ta która nas uratowała jest godna jedynie tylko khala. - kobieta westchnęła - Jedź za nimi. Przygotują cię na próbę.

Wojownicy z przodu popędzili konie i ruszyli. Przez chwilę się zastanawiałem,  ale w końcu popędziłem Koszmara. Jechałem za nimi, każdy starał się wyprzedzić rywala. W oddali pojawiły się kilka domostw. Nie były to zbyt wysokie budynki jedynie ich ilość robiła wrażenie na przybyszach. Przed wejściem do głównej świątyni siedziały cztery kobiety. Wojownicy wjechali z impetem na plac, zeskoczyli na ziemię i klęknęli przed kobietami. Postąpiłem podobnie tylko, że stanąłem za wojownikami. Kapłanki wstały i podeszły do mnie.

- Tywen nere ine du Ferier.(Pozwólcie wziąć mi udział w Próbach.).- odparłem

-Dymneste ideo Ferier.(Jeśli przeżyjesz Próby).- kobiety odwróciły się do reszty -Uyte.(Zaczynamy.)

Każdy z wojowników chwycili za miecze, noże i włócznie, i zaatakowali. Odskoczyłem, unikając cięcia. Mężczyzna pchnął włócznią ponownie w okolice tętnice szyjną. Złapałem za trzon i wyrwałem z ręki.  Wojownik rzucił się na mnie i przycisnął do ziemi. Kopnąłem go i wstałem.

-Bewerw!  (Zabij!)- jedna z kobiet krzyknęła

Wojownik napiął mięśnie i skoczył.  Postawiłem włócznie, na której zawisł. Kolejny wojownik rzucił się na mnie zdążyłem tylko przeciąć tętnice. Kolejni mężczyźni podejmowali próbę, jednak udało mi się ich pokonać.  Został ostatni z kandydatów, jedyny przeciwnik.

-Będziesz walczył jak Dothrak! -mężczyzna krzyknął i przemienił się w tygrysa bengalskiego

-Przyjmuje twoje wyzwanie! - przemieniłem się w lwa

Ryknąłem i rzuciłem się na niego. Zdążył on tylko się nieznacznie się cofnąć i moje pazury pozostawiały na jego pysku trzy głębokie blizny. Odskoczyłem i zaatakowałem  go z jego prawego boku. Chciałem ugryźć go w kark i przygnieść do ziemi. Nie przewidziałem, że on też szykował się na atak. Skoczył na mnie i wbił mi się w kark, szarpiąc mnie do tyłu. Wyzwoliłem się  z  jego uścisku i od razu przypuściłem atak. Pazury poszarpały mu cały bok i część pyska, a kły zatopiłem w jego karku. Mężczyzna wyszarpał się z mojego uścisku i dysząc ciężko naskoczył na mnie. I gdy wykonał do skoku, runął jak długi, a z nosa pociekły strużki szkarłatnej krwi. Zmarł, serce chyba tego nie wytrzymało. Z wielkim bólem zmieniłem się w człowieka, a moje pocięty kark zmienił się w jedną ogromną ranę. Nie okazywałem bólu, choć najchętniej wydarłbym się na całe gardło tylko po to by sobie ulżyć. Ale zacisnąłem szczękę - nie mogę okazać teraz nic, muszę wytrzymać, muszą zobaczyć, że mogę jak Dothrak z krwi i kości wytrzymać najcięższe rany. Wszyscy przyglądali się pobojowisku, potakiwali i szeptali do siebie. Kobiety z Vaers krzyknęły po dwie młode dziewczyny. Jedna złapała mnie za rękę i ciągła do oddalonego od reszty zabudowań namiotu. Końska skóra zasłaniała wejście do namiotu. Przemyły mój kark i zaszyły ranę.

-Dlaczego jesteście takie spięte? -spytałem

-Masz zostać poddany pierwszej próbie.  To były tylko eliminacje słabych i niegodnych.-  powiedziała jedna dziewczyna, wcierając maści w kark

-Ale...

-Chodź, wieczerza czeka.- oby dwie wstały i wyszły, pozostawiając mnie samego w namiocie

Westchnąłem i wstałem. Ruszyłem na wieczerze. Słońce chyliło się ku zachodowi, zalewając ostatnimi promieniami Vaers. Główny budynek mieścił się pod niewielkim wzgórzem za miastem świątynnym. Idąc wolnym krokiem, obserwowałem wszystkich ludzi. Byli tacy szczęśliwi, zajęci swoimi sprawami: rozmawiali, wykonywali posiłki, dzieci biegały, bawiły się, nie przejmując się otaczającym światem. Zapach pieczonego mięsa niósł się po całym obozie. Gdy przybyłem do budynkiem, zostałem zaprowadzony na specjalne miejsce i poczęstowano mnie czarą pełną krwi.

-Dothrakowie, oto zaczynamy próby! Niech ten, który ma zostać naszym przywódcą pokaże nam, że potrafi ujarzmić swoją wewnętrzną bestię. Niech wypije krew, pij ją jak najwięcej. - kapłanki usiadły po obu  stronach mojego krzesła

Wziąłem czarę do ust i powoli wypiłem jej zawartość. Krew cienkim strumieniem spływała mi po brodzie. Odstawiłem pustę naczynie i miałem wziąć się za następne, jednak odezwał się mój brzuch głośnym burczeniem. Wiele osób wybuchło śmiechem, inni powstrzymywali się od tego. Jednak najlepsze okazało się jedno dziecko, które podbiegło do mnie i podało miskę wypełnioną gęstym gulaszem.

-Mas, chce obaczyć estie!- wykrzyczał sepleniąc

-Bestię?- zapytałem- A jak ma wyglądać taka bestia?

-Duza ma byc!- krzyknął i wskoczył mi na kolana

-Jak skończymy to pokaże ci bestię, dobrze?- odparłem, wpatrując się w jego złote oczka – Będzie naprawdę ogromna.

Dziecko zapiszczało i wróciło do swojej matki. A ja chwyciłem kolejne czary krwi i wypijałem je duszkiem. I gdy chwyciłem ostatnią na stole, jedna z kobiet złapała mnie za nadgarstek.

-Jak to zrobiłeś? Nikt nie wypił trzydziestu czar krwi, nie walcząc z przemianą. Powiedz, jak?- jej przenikliwy wzrok wypalał dziurę w mojej czaszce

-Może dlatego, że widziałem tyle krwi i tyle razy jej smakowałem, że na mnie to nie działa? A może to dlatego, że byłem głodny?- odpowiedziałem, obnażając swoje zęby i wywołując śmiech wśród najmłodszych uczestników Prób

-Myślę, że tak jak i my uważacie, iż ten mężczyzna weser (obcy) przeszedł pomyślnie Próbę krwi! Czas by przeszedł ostatnią Próbę: Próbę ognia!

Na środku pomieszczenia ułożono krąg jak do paleniska. Kazano mi w nim usiąść i szybko związano. Skrępowany czekałem na rozwój sytuacji.

-Każdy wojownik musi pokonać ból. Nie po to by zaimponować, ale po to by dokonywać rzeczy niemożliwych- wdowy z Vaers lubują się w znęcaniu się nad kandydatem

Nagle poczułem palący ból w karku, nogach i plecach. Rozpalono wokół mnie ognisko, a  ranę na karku przypalany. Na  moim ciele pojawiły się pot, włosy przypalały się , a ja czułem się jak pieczeń.  Dorzucano kolejne drwa, temperatura rosła. W końcu w ogniu położono żelazny pręt, podobny do znakowania bydła. Przedmiot rozgrzał się do czerwoności, jakieś godzinę może pół od rozpoczęcia.  Przyłożono mi je do piersi, pozostawiając mi symbol zodiakalnego lwa. Zaciskałem mocno szczęki, by nie zacząć krzyczeć. Przez zamglone spojrzenie, wpatrywałem się w wejście budynku. Jeszcze jakiś czas tak siedziałem,  jednak straciłem przytomność. Ocknąłem się dopiero w zajmowanym przez mnie namiocie. Ogromna fala bólu ogarnęła moje  ciało, ale za nim ponownie zemdlałem usłyszałem.

-Witaj, khalu. Oto podarek od Vaers dla nowego przywódcy.

******

Elo mordeczki! Ja wiem, że  bardzo długo nic nie wstawiałam. Ale od czego są noce jak nie dopisywanie rozdziałów. To papatki!

Arceex

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro