Vini, vici i ....

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Parowałam cios Geralt jednocześnie blokując jeden z wiedźmińskich Znaków. Wiedźmin męczył się, a pot lśnił od potu.
-Teraz wygram.- białowłosy wyzipiał przez zęby
-Na pewno nie.-odparłam
Za nami poruszał się Jack. Bezszelestnie jak driady. Był niewidzialny. Tylko ja widziałam go. Zmieniłam się w mgłę. Geralt runął do przodu. Jack wykonał podcięcie nogi z prędkością światła. Wiedźmin zarył klatką piersiową w ziemie. Ponownie przybrałam swoją prawdziwą formę, a Jack ujawnił się.

-Zaraza, zaczynam się starzeć.-Geralt wstał otrzepując się z ziemi

-Nie prawda. Dzisiaj masz gorszy refleks, ale jutro  będzie lepiej.-powiedziałam

-A idźcie w diabły. Nie mam cierpliwości do was. I pomyśleć, że sam zgodziłem się na ten pojedynek.-wiedźmin prychnął

-Odpocznij sobie my zajrzymy do Yennefer i Nadii.- Jack złapał mnie za rękę i pociągnął do domu.

W głównej izbie Yen rozstawiła swoje laboratorium do ważenia eliksirów. Gdzie okiem nie sięgnąć stały miseczki, flakoniki, doniczki i sakiewki. Wszystko to zawierało mniej lub bardziej niebezpieczną substancje. Dwie kobiety pochylały się nad kolejnym wywarem, który zawierał w sobie jałowiec. Po za tym w powietrzu wyczuć można było zapach konwalii i bzu. Stół był ledwie widoczny przez ilość przedmiotów znajdujących się na nim. W jego centralnej części leżała mapa, na której różnymi barwami zaznaczone były obszary w wielu miejscach przecinające się.

-Po co wam mapa?-spytałam

-Musiałam coś zobaczyć. A co?- Nadia podniosła głowę znad garnka

-Mapa Strefy i zaznaczone obszary wpływów różnych ras. Niech zgadnę, musimy zdobyć sojusze?-zerknęłam na naszą gospodynie

-No dobra, przejrzałaś mnie. Tak chodzi o sojusze, ale bardziej o to byście wytknęli nos z tej mojej norki i zaczęli działać!-wystrzeliła do góry- Aaaa, cholera mój krzyż!- i złapała się za obolałe miejsce

-Wiem, ale driady nie wytkną nosa po za granice swoich włości. Dothrakowie nie przyłączą się jeśli nie zobaczą nas w akcji podobnie jak wampiry i wilkołaki. Przeciwnicy Śnieżki są rozrzucone po całym kontynencie: w miastach, we wsiach i różnych podejrzanych miejscach, tylko po to by nie wpaść w ręce tej suki i wiem z doświadczenia, że nie ujawnią się dopóki nie będą mieć pewności, że nie wisi nad nimi katowski topór.- odparłam- Musimy ruszyć się do każdej stolicy oddzielnie lub spowodujemy, że sami do nas się zgłoszą. Ale wątpię...-usiadłam na ławie i westchnęłam

-Dlaczego?-Yennefer podeszła do stołu

-Wiem z własnej wiedzy, że próbowała ich wyciągnąć na nas. Parę głów się posypało i jeszcze bardziej zaszyli się. Stary dobry sposób.- wyciągnęłam się na ławie

-Ja nie mogę. A mogło być tak pięknie.-Yennefer warknęła- Jak szło tak pięknie, ale musiało się coś sp...-czarodziejka zaczęła ostro przeklinać pod nosem

Westchnęłam. Musieliśmy coś wymyślić i to szybko. Nagle z podwórza doszło do nas rżenie konia. Do izby wszedł młody i wysoki mężczyzna. Miał bladą cerę i czarne, krótkie włosy. Ubrany był tylko i wyłącznie w czarny strój od stóp do głów.  Przy pasie wisiała brązowa sakwa.

-Newra, co cię tu sprowadza?- Jack wyszedł z spiżarni z drewnianą skrzynią pełną jabłek

-Skąd ty?- spytał zdziwiony chłopak

-Newra, wampir wyższy. Uratowała cię z pożaru przez  wampirzyca, przyjaciółka twego ojca. Twój majątek został ograbiony, a następnie spalony.- powiedziałam i odwróciłam się do niego- Coś jeszcze?

-Newra, oni czytają w myślach.- Nadia powiedziała, wsmarowując sobie maści w krzyż

-Wyprzedzając twoje pytanie: mów do nas po imieniu. Jestem Arcee, a Wheeljack to tamten facet.-wskazałam na Jack- Co cię do nas sprowadza? -spytałam się wampira

-Przybywam z poselstwem od naszego króla Edwarda.- Newra sięgnął po zwój z poselstwem

-Nie czytaj nam, tylko powiedz.- Jack założył ręce

- Król chciałby uzyskać sojusz z wami w zamian za miejsce  dla swoich ludzi w rządzie....

-Stop! Ja rozumiem twojego króla, ale nie można jeszcze myśleć o rządzie. Nie teraz.- Jack wskazał Newrze miejsce przy ławie. - Musisz pamiętać, że nie można dzielić skóry na niedźwiedziu jeśli się go nie upolowało.

-Masz racje, ale po tym co zrobiliście mój król jak i inni władcy chcą z wami nawiązać sojusze.- Newra odparł siadając przy stole

- Co wyście zrobili?!- Yen popatrzyła na nas morderczym wzrokiem

-Odbiliśmy ponad pięciuset zakładników. Trzy dni temu.- Geralt powiedział, wchodząc do izby- Witaj Newra.

-Witaj Biały Wilku. Ale wracając to jak?- wampir powiedział do nas

- Jasne. Ruszmy tylko jak coś  zrobimy.- odparłam i podeszłam do stojaka z wszystkimi eliksirami

-Co chcesz zrobić?- Jack powidło za mną wzrokiem

-Wybije Śnieżce siłę roboczą, zaopatrzenie i piechotę.-odparłam i wylałam truciznę na karty runiczne

-Co ty odwalasz?!-Yennefer wstała rozwścieczona- Coś ty myślała?! Te zapiski są bardzo cenne!

-Ale myśl, że wszelkie bariery runiczne są nie stabilne: raz zadziałają, raz nie lub będą blokować tylko w jednym miejscu, napawa mnie  większą satysfakcją niż subrealistyczna iluzja.- usiadłam przy stole

-Moja mała zołza.- Jack pocałował mnie w czoło- Jesteś boska.

- Przecież wiem.- Nadia odparła przeczesując platynowe włosy

-To nie o tobie!- chłopak spalił buraka

Spojrzałam na runy, które poprzepalane zaczęły intesywnie iskrzyć. Zaczęłam się kichać i poszłam po swój pled. Wyszłam z pokoju i zabrałam w koszyk.

-Idę po zioła i może znajdę jakieś owoce.- i wyskoczyłam z chałupy

Pognałam po mokradłach i ruszyłam ku łęgą. Liczne jesiony, topole i olchy tworzyły luźny kompleks,  a kępy trawy porastały rzadko. Rozglądałam się w poszukiwaniu jakich kolwiek roślin czy owoców. Jedynie co znalazłam to kmieć  i tojad. Wskoczyłam na pochyłe drzewo i poprawiłam koszule. Życie na tym obszarze toczyło się swoim rytmem. Nagle usłyszałam głośnie buczenie. Odwróciłam się w kierunku źródła dźwięku. Był to ogromny byk z potężnymi rosochami. Tworzyły one ogromne kielichy. Stworzyłam długi łuk i strzały. Napięłam cięciwę i puściłam. Łoś klęknął i wpadł z hukiem do wody. Wzięłam koszyk i ruszyłam do niego. Ogromna tusza leżała cała zanurzyła w wodzie. Wyjęłam nóż za pasa i wytrybowałam go. Zerwałam ogromne liście łopianu i zawinęłam w nie mięso. Zebrałam wszystko w koszyk, a łeb z łopatami obwiązałam sznurkami i zarzuciłam go na plecy. Gdy wróciłam do domu, w powietrz unosił się zapach pieczonego mięsa i jałowca. Panowie siedzieli przy stole i popijając piwo, rozmawiali o różnych pierdołach. Nagle do izby wpadł utopiec i zaczął energicznie machać rękami oraz wykrzykiwać.

-Spokojnie mały, co jest?-ukucnęłam obok stworzenia

On zaczął bulgotać i krzyczeć po swojemu, a ja spokojnie go słuchałam.

-Ty go rozumiesz?- spytał Newra

-Newra, ty dużo rzeczy nie widziałeś. Gdybyś tu przyjeżdżał częściej to byś wiedział, że ona rozumiesz demony.- Geralt odparł wskazując na mnie -Arcee, co ci powiedział?

-Powiedział, że Śnieżka jest w gościach u ojca Jacka.- kichnęłam, a utopiec podał mi małą serwetkę - Dziękuje mały. Złożymy im niespodziewaną wizytę.

-Pojedziemy do mojego ojca, by go wkurzyć? Jestem za.- Wheeljack wstał od stołu i miał już się zbierać do wyjścia.

-Najpierw to zjecie kolacja, a potem się wybierzecie w odwiedziny.- Nadia postawiła na stole gar z gęstym gulaszem.- Dziś jest z jelenia. Jack nowe trofeum zdobył piękny szesnastak.

-Ty sadysto! Swojego kuzyna zabiłeś! Biedne stworzenie.- udałam, że jestem oburzona

Wszyscy wybuchli śmiechem, a Jack obraził się. Usiedliśmy przy stole i zajadaliśmy gulasz.

-Chodź. Geralt ma zakaz na polowanie.- poklepałam miejsce obok siebie

Utopiec popatrzył na wiedźmina i powoli wdrapał się na miejsce obok mnie. Stwór ukradkiem spoglądał na mnie i powtarzał wszystkie moje ruchy. Jak brałam łyżkę, jadłam, zgarniałam sos proszakiem. Chodź wyglądało to dosyć komicznie.

-Jak ty go nauczyłaś takiego zachowania?- Geralt patrzył z nie dowierzaniem

-A wiesz często przychodzą ty różne stwory i przyglądały mi się. A ten tu.- pogłaskałam topielca po głowie - Widzisz naśladuje mnie.

Stwór uśmiechnął się. Wstałam, zebrałam naczynia i zmyłam je.

-Dobra Jack zbieraj się!- krzyknęłam

-Już wezmę tylko coś. Głupio iść z pustymi rękami.- Wheeljack wyciągnął ze skrytki butelkę wódki

Wyszliśmy na zewnątrz i skoczyliśmy na konie. Pogalopowaliśmy przez las i ruszyliśmy w kierunku wioski. Gdy byliśmy na granicy lasu, zobaczyliśmy spore stado demonów otaczające tłum ludzi otoczeni przez kordon  ludzi Śnieżki.  Wyjechaliśmy z puszczy, a demony rozstępowały się.

-Jack! Co ty tu robisz?- jego ojciec wyskoczył z pośród zbrojnych

-A w odwiedziny przyjechałem.- Jack zeskoczył z konia i podał swojemu ojcu wódkę

-Kim są nasi goście?- z tłumu wyszła młoda kobieta

Była niewysoka o jasnej cerze i czarnych włosach zebranych w kok. Suknia była niebiesko-szara obszywana złotymi nitkami. Na szyi wisiała kolia i do niej odpowiednio dopasowane kolczyki i bransoletka. Spojrzała na nas z wyższością.

-Wasza Cesarska Mość to mój syn Wheeljack i przybłęda Arcee.- grodorządca skazał na mojego towarzysza

-Nie boicie się się jechać w nocy, gdy te potwory są na żeru?- Śnieżka spytała zszokowana

-Jeździć się nie boimy, ale ja się boje o moje maleństwa. Jak nie zdejmiesz tych błyskotek to w czasie konsumpcji któryś się udławi.-odparłam- Co się stało? Zapomnieliście odświeżyć run i nie zadziałały? Wiecie najlepsze mięso jest z małą ilością tłuszczu.

Demony wybuchły gardłowym śmiechem, natomiast na twarzach ludzi zagościło przerażenie.

-Jesteś potworem.- warknął ojciec Jacka

-Nie narzekaj zawsze mogło być gorzej. Późno już musimy jechać.-odpowiedziałam

-Masz racje, Cee. Chodź wracamy.- przytaknął chłopak

-Nigdzie nie idziesz.- Śnieżka zrobiła krok w naszą stronę, ale demony zaczęły warczeć i kłapaç zębami- To dopiero początek wojny. Nie masz zielonego pojęcia z kim zadarłaś.

-Ty też nie. Nie strasz mnie wojną, bo ją widziałam i wierz mi najskuteczniejszym sposobem prowadzenia wojny jest wyniszczenie i zmuszenie wroga do działania na małych obszarach, gdzie nie ma za dużego pola do popisu. A potem niszczenie kolejnych bastionów jeden po drugim.- powiedziałam- Pokarze ci jak wygląda prawdziwa wojna. To nie tylko wspaniałe bitwy, to też pożoga, śmierć i bieda. Przynajmniej demony będą miały co jeść.

Odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną. Jack czekał na mnie na skraju lasu i gdy podjechałam ruszyliśmy dalej.

*******
Cześć! Wróciłam po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieje, że cieszycie się z wiosennnej aury i wykorzystujecie ją do spędzania czasu na łonie natury. To papatki!
Arceex

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro