W drogę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podróż mijała szybko, w oddali majestatyczne góry górowały nad równiną. Z daleka widać było miasto. Budynki były ciasno ustawione, tworząc zwartą zabudowę. Szerokie drogi zastawione były różnymi straganami: z rybami, owocami, warzywami, tkaninami,  przyprawami. Stali też ze zwierzętami, strażnicy i żebracy pod świątynią. Nad rynkiem górował ratusz czerwonej cegły, a na jego wieży był zegar wybijający południe. Geralt w jedną z bocznych uliczek, na której końcu była mała stajnia. Zostawiliśmy wierzchowce i wróciliśmy na rynek.  Skręciliśmy w prawo i weszliśmy do wysokiej, czerwonej kamienicy.Skromny przedpokój kończył się schodami. Nagle pojawiała się drobna, blond włosa kobieta, ubrana w długą zieloną suknie.
-Czego? O Yen... Co się stało?
-Witaj Keira. Potrzebujemy twojej pomocy, trzeba ich jakoś zmieszać z tłumem.- i pokazała nas
-Dobra coś wyczarujemy, wejdźcie na górę.- i pokazała nam schody
Weszliśmy do salonu  z pięknie rzeźbionymi meblami, arrasami i kryształowym żyrandolem oraz lampą. Keira złapała mnie za nadgarstek i  wprowadziła do kolejnego pokoju, w którym stała drewniana balia.
- Rozbierz się i umyj się, a ja pozbędę się tej zbroi.- powiedziała Keira- Nie przyda ci się tak ciężka, a w Stefie skompletujesz sobie nową. - i jak kazała zrobiłam
Zrzuciła z siebie zbroje i bransolety, i weszła do bali z ciepłą wodą. Zaczęłam się myć i nagle Ciri wylała na moją głowę dzban wody, Yennefer wzięła się za szorowanie moich czarnych włosów.
-Ała! Przestań to boli, ała!- jęczałam gdy po raz kolejny została pociągnięta za kosmyk włosów
-Nie wierć się to nie będzie bolało. O matko, jakie brudne, kiedy je ostatnio je myłaś?-spytała Yen, pociągając za kolejne pasmo włosów
-Nie wiem, no dawno...-Odpowiedziałam
-Od dziś myjesz je chociaż dwa razy w tygodniu, jasne?-spytała czarnowłosa, a ja przytaknęłam- Jasna cholera patrz Ciri ile brudu, chwała Bogu,że dostałam ciebie w swoje ręce i doprowadziła do porządku.
Wyszłam z bali cała czerwona od szorowania szczotką i wycierania się. Keira przyniosła mi jakieś ciuchy i bieliznę. Wzięłam się za zakładanie jej gdy...
- Źle, pokaż mi to.- powiedziała blondynka i podeszła do zapięcia stanika- Na pierwszy zaczep skarbie. O tak pięknie, no pokaż się. Dlaczego ja nie mam takich cycków?
Spojrzałam na siebie, a dokładniej na swoje duże piersi.
-Nie wiem, ale wszyscy mówili mi, że mam małe.- wskoczyłam w resztę ubrań
Dziewczyny wywróciły oczami i zaczęły poprawiać mnie, mój ubiór i resztę....

~Jakiś czas później czytaj wieczór~

W garnku gotowała się zupa. Nałożyłam sobie i Jackowi drugą porcje. Usiadłam przy stole i jadłam łapczywie. Wszyscy pochłonięci byli rozmową, a my kończyliśmy posiłek. Odstawiłam miski i łyżki na blat i wróciłam do stołu. Kielich w tym czasie zdążył napełnić się czerwonym winem. Spojrzałam na Jacka, głową wskazał mi na Keire, która trzymała dzban tego trunku. Cicho westchnęłam i upiłam łyk z kielicha.
-Co tak mało jecie?- spytała gospodyni, spoglądając na nas
-Najedzeni jesteśmy, prze pani. Dla nas to i tak za dużo. - odpowiedział Wheeljack
-Jak powiesz do mnie jeszcze raz "pani" to ci wepcham do gardła jeszcze jedną michę- i pogroziła mu palcem jak małemu dziecku-  A propos jedzenia to nic się nie stało, po prostu się pytam.- i obdarzyła nas ciepłym uśmiechem
-Dobra my tu gadu, gadu, a jutr9 czeka nas dalsza droga. Ruszamy o świcie, jasne?-powiedział Geralt- A teraz do łóżka! Keira zaprowadź ich do pokoi.
Blond włosa kobieta wstała i pokazała, żebyśmy poszli za nią. Wstaliśmy i ruszyliśmy na ostatnie piętro kamienicy. Weszliśmy na korytarz, a gospodyni otworzyła pierwsze drzwi po prawo. Wprowadziła nas do pokoju, który był bogato urządzony i posiadał okno na ulice miasta.
-Dobranoc.-powiedziała Keira i wyszła
-Co teraz?-spytał się Jack
-Teraz-odpowiedziałam zdejmując buty i usiadłam na łóżku-Pójdziemy spać. Branoc.
-Ale nie martwisz się, że coś odwalimy przecież  nie znamy kultury i tutejszych obyczajów, więc..- odparł chłopak zakłopotany
-Oczywiście, że się martwię, ale teraz musimy skupić się na tym, by dotrzeć do Strefy- zarzuciłam mu ręce na ramiona- Nie martw się na zapas, jeszcze będziemy mieć masę zmartwień, a na razie idź spać bo jutro będziemy długo jechać.-i pocałowałam delikatnie jego usta
On uśmiechnął się i położył się na swoim łóżku, i chwile później słychać było  jego ciche pochrapywanie. Sama zrobiłam to samo. Usnęłam. Nagle ocknęłam się. Podeszłam do okna i odsłoniłam ciężką kotarę. Zobaczyłam ogromny pożar, pustoszący miasto. Co jakiś czas ulicą przebiegali ludzie lub demony. Otrząsnęłam się dopiero, gdy Jack chwycił moje ramię i wyciągnął na korytarz. Geralt ponaglił nas gestem. Pobiegliśmy do ogrodu z tyłu domu, stały tam już nasze wierzchowce. Szybko wsiedliśmy i pomimo krzyków strażników wyjechaliśmy w noc.Demony dotrzymywały nam towarzystwa, a my gnaliśmy do kolejnej jaskini z runami i tam spaliśmy  wtuleni w siebie. Wraz z brzaskiem ponownie ruszyliśmy w kierunku Tusą. 
- Jak daleko do miasta?-zapytała Keira, zmęczona ciągłą, długą jazdą
-Patrz, oto miasto portowe oraz stolica księstwa, oto moi mili Tusą- pokazał nam Geralt miasto- Zostało nam jakieś  dziesięć kilometrów, no dalej.
I ruszyliśmy kłusem,a mała rzeczka, którą widzieliśmy wcześniej zmieniła się w potężną, a u jej ujścia położona była stolica. Rozległe metropolia, a nad nią górował strzelisty zamek. Na drugim brzegu rzeki ciągnęły się doki w których cumowały statki. Wjechaliśmy w ulice prowadzące do rynku głównego, a z stamtąd pojechaliśmy do kierunku zamku. Swoim przyjazdem wzbudziliśmy, a ludzie pozostawiali swoje zajęcia by przez chwilę przypatrzeć nam się. A my jechaliśmy dalej. Wjechaliśmy na dziedziniec i okrążyliśmy fontannę otoczoną rabatami różnokolorowych kwiatów. Zeszliśmy z koni i ruszyliśmy w kierunku ogromnego balkonu z którego widać było całe miasto. Na nim stała rudowłosa kobieta otoczona świtą, urzędnikami oraz strażą. Miała na sobie bogato zdobioną suknie, a w  jej włosach był diadem.
-Wasza Książęca Mość-ukłonił się wiedźmin- Chcę się pani, prosić o prawną ochronę dla tej dwójki-i wskazał na nas
My również się ukłoniliśmy i spojrzeliśmy w oczy księżnej. Szlachcianka chwilę się zastanawiała i w końcu odpowiedziała:
-Dostaniecie ją tylko na tydzień, tyle mogę dla was zrobić. Wybaczcie mi, mam związane ręce.
-Dlaczego masz związane ręce?- spytałam się z czystej ciekawości
-Śnieżka zagroziła mi zerwaniem handel z moi księstwem, a on jest bardzo dla nas ważny.-odparła księżna i od razu  posmutniała
-Pani pozwól im jechać do winnicy, powinni odpocząć-odparł jeden ze strażników-Mam nadzieje, że szybko wyjedziecie z stąd nie możemy pozwolić sobie na kolejne straty w handlu.
-Zapewniamy cię, że wraz z pierwszym statkiem do Strefy wyjedziemy z stąd.-powiedział Jack- Masz nasze słowo.
-Wiedźminie za ile macie statek?-spytał się ten sam gbur
-Za cztery dni,-odpowiedział mu Geralt- Kapitanie nie powinieneś się martwić, oni są spokojni. To wojownicy, wyszkoleni i świetnie przygotowani do pracy pod presją.
-Ale to potwory!-krzyknął kapitan- Nie pozwolę by przebywali na terenie miasta!
-I dlatego zabieram ich do Corvio Bianco, by odpoczęli-odparł wiedźmin
-Przepraszam, jak nas nazwałeś?-spytałam lekko wkurzona- Potwory? Niestety nie znam takiego gatunku.
- Ty nim jesteś!-krzyknął kapitan
-Przegiąłeś.-stwierdziłam i w nienaturalnie szybko znalazłam się obok niego zaciskając dłoń na jego gardle
-Cee, puść go szkoda twojej siły na niego.-powiedział Jack
Puściłam go, a on uderzył o kamienną marmurową posadzkę. Jego twarz była sina  ledwie łapał powietrze. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do Yen.
-Zabierz ich do winnicy, koniec audiencji-powiedziała księżna i podeszła do sinego kapitana.
Ukłoniliśmy się i wróciliśmy po konie. Wsiedliśmy i ruszyliśmy za Geraltem. Przyjechaliśmy przez most i  pojechaliśmy w stronę doków. Minęliśmy magazyny, a potem pokierowaliśmy się w górę rzeki i wjechaliśmy w las. Na jego końcu ukazało nam się parę średniej wielkości budynków, a za nimi ogromne pola winorośli. Wjechaliśmy na dziedziniec, gdzie krzątali się służba. Zostawiliśmy konie, by je odprowadzono do stajni, a sami weszliśmy do domu wiedźmina.  W kuchni przebywała siwowłosa kobieta, która nakrywała do stołu.
- Proszę siadajcie, a ja przygotowuje gościom pokoje.-powiedziała gospodyni
-Nie trzeba, sama pokaże im pokoje, ty idź odpocznij.-odparła Yennefer z nutą troski
Starsza kobieta kiwnęła głową i poszła do siebie. My usiedliśmy przy stole. Wzięłam kielich i upiłam łyk. Nagle zaczęłam widzieć mroczki przed oczami i zemdlałam.

~Wheeljack~

Ledwie zdążyłem ją złapać.Wyciągnąłem za stołu, wziąłem na ręce i poszedłem za czarnowłosą czarodziejką do jej pokoju. Położyłem Cee na łóżku, zdjąłem jej buty i przykryłem ją kocem. Sam też  ułożyłem się obok niej.
-Chodź zjeść-usłyszałem białowłosego
-Zostaw go jak zgłodnieje to przyjdzie.-odparła Yen i zamknęła drzwi
Leżałem obok niej, jednak zmęczenie zwyciężyło i usnąłem wtulony w moją, małą Gwiazdeczkę.

**********************************************************

Siema człowieki! Ten rozdział jest prezentem z okazji zakończenia roku szkolnego oraz początkiem małego maratonu. Więc czas start....

Arceex

1/3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro