Załamanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Równo i spokojnie. Dobrze, co raz lepiej.

Oddychałam równo i spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Chyba... Kolejne ćwiczenia, rehabilitacja pozwalały na powrót przed ich utratą. Nagle wskoczył do pokoju zduszany Bee.

-Arcee! Chodź na plac!

-A co się stało?-zapytałam

-Nie wiem,ale coś ważnego.-i wybiegł

-Rachet...

-No idź, pamiętaj,że za godzinę tu przyjdź.-odparł

-Słowo daje!- wykrzyknęłam już za drzwiami

Pobiegłam w stronę placu. "Duże zbiegowisko, o co chodzi?" Zaczęłam się  przeciskać między chłopakami. Nic nie widziałam, ale słyszałam mowę:

-Strata jaką ponieśliśmy jest straszna . Wielu straciło braci, kompanów, przyjaciół, a nie liczni nawet opiekunów...

I udało się. Popatrzyłam na środek dziedzińca: Rei i Midweg. Oni... oni..

-Nie...-i zaczęłam łkać

-Zabrać ją stąd, JUŻ!!!

Ktoś otoczył mnie ramieniem i zabrał z stamtąd. W pokoju medycznym był Rachet i Bee. Tu miałam dostać papiery na temat ukończonej terapii. Nie dostane ich.

-Wyjdźcie proszę, muszę pobyć sama.-i wyszli

A ja. Rozbeczałam się. Płakałam długo. Skończyłam dopiero,gdy ktoś mnie zanosił. Podniosłam głowę. Cliffjumper  uśmiechnął się i szedł dalej. Wyskoczyłam z jego objęć i poszłam do drzwi przed  sobą. Otworzyłam je i..

-Jesteś Arcee- powiedział Prime (czy on czasem nie miał bitwy o kanion czy co?).- Słyszałem o twojej stracie. Bardzo mi przykro. Chcę cię dołączyć  do innego oddziału...

-Nie chcę.-odparłam

-To może..

-Nie cokolwiek proponujesz.- i miałam wychodzić gdy...

-Więc czego chcesz, Arcee?-zapytał się Prime

-Świętego spokoju i pracy solo.

Wyszłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro