11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wejściu do budynku poczułam smakowity zapach obiadu i odgłosy dzieciaków.

Pani Victoria, czyli ta sama kobieta, która otworzyła mi drzwi i oprowadziła po ośrodku opowiadała mi o dzieciakach i ich zajęciach.

-Zaraz dzieciaczki skończą obiad i pójdą do sal. Ty pomożesz pani w sali dwadzieścia cztery.- gdy to mówiła pokazała na drzwi sali, o której była mowa.- Ja już muszę iść. Obowiązki wzywają. - odeszła.

Weszłam do pomieszczenia, w którym była młoda kobieta.

-Dzień dobry. - przywitałam się jak na wychowaną dziewczynę przystało.

Kobieta oderwała wzrok od papierów i uśmiechnęła się.

-Cześć. - podała mi rękę, którą uścisnęłam. - Ty to pewnie Clarissa. Ja jestem Amanda i błagam nie mów do mnie pani, bo czuję się wtedy stara.

-Dobrze, Amando. - dodałam nacisk na jej imię. Na co się uśmiechnęła.

***
Rozmawiałyśmy dopóki pani Victoria nie przyprowadziła gromadki dzieciaków.

-Powodzenia życzę. - kdzyknęła na odchodne.

-Przyda się. - powiedziałyśmy razem z Amandą na cinsię zaśmiałyśmy.

-Proszę o ciszę. - zaczęła moja nowa koleżanka. Nagle nastała cisza jak makiem zasiał. W. O. W. - Chciałam wam przedstawić waszą nową koleżankę Clarissę. - wszystkie oczka skierowały się na mnie.

-Cześć.- uśmiechnęłam się. - Jestem Clarissa, mam siedemnaście lat i chodzę do ostatniej klasy liceum.

Zauważyłam, że niektórzy są zainteresowani moim gadaniem, a niektórzy wręcz przeciwnie. No trudno, mnie też pewnie nudziłoby czyjeś gadanie o sobie.

-Słyszałam, że po jedzeniu możemy się pobawić. - zaczęłam od nowa. - Ktoś ma jakieś pomysły?

Chyba tak źle nie będzie.

***

Moja przygoda z dzieciakami dobiegała końca. Na wiadomość o tym dziewczynki powiedziały żebym szybko wracała, a chłopcy powiedzieli, że mogę wrócić, ale nie muszę.

-Na razie dzieciaki! - pożegnałam się i skierowałam się do wyjścua z budynku. Przy samych dzrwiach wejściowych zauważyłam dziewczynki, które śmiały się z innej, mniejszej od nich dziewczynki.

Podeszłam do nich.

-Co tu się dzieje? - poleciałam prosto z mostu.

Na moje słowa od razu odeszły, a mała została ze łzami w oczach.

-Dokuczały ci, co? - powiedziałam nie wiedząc co powiedzieć. W odpowiedzi pokiwała twierdząco głową. - A czemu? Coś się stało?

-Nikt mnie tu nie lubi. - odrzekła smutno.

-Eee tam, to nie prawda. Ja cię lubię. A tak wogóle to Clarissa jestem. - podałam jej dłoń.

-Bethany.

-Będziemy przyjaciółkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro