20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziła mnie mamcia. Palcem wskazała za szybę. Popatrzyłam w tamtym kierunku.

Piesi wpatrywali się w zaciemnione okna. Niektórzy nas nagrywali lub robili zdjęcia.

-Już dojeżdżamy. - powiadomił nas kierowca.

Moje oczy poszybowały w kierunku naszej wyprawy.

Zamek był coraz bliżej. Pierwszy raz widziałam go na własne oczy. Nigdy z mamcią nie wyjeżdżałyśmy tak daleko od domu. Lśnił w słońcu, albo moje oczy płatały mi figle.

Nie wyglądał jak królestwo księżniczek Disneya, był... nowocześniejszy.

Jego biel aż raziła w oczy. Uśmiechnęłam się na myśl, że to mój przyszły dom. Choć w głębi duszy czułam się nieswojo.

No bo jak nagle mam się przestawić na królewskie życie? Jeszcze przed chwilą chodziłam do najnormalniejszego liceum chyba w całym kraju. 

Mój wzrok skakał z jednego okna do drugiego. Zastanawiałam się, przez które będę wyglądaać na miasto.

Przy samym zamku stało bardzo dużo ludzi z aparatami fotograficznymi. Przejeżdżając obok nich widziałam setki fleszy, chociaż one nie widziały mnie.

Wjechaliśmy za bramę zamkową. Opony turlały się po wybrukowanym podjeździe. Ogrody wyglądały bajkowo. Trawa równo  skoszona, drzewka symetrycznie wyregulowane. Nawet straż królewska wydawała się chodzić jak w zegarku.

Przed ozdobnym wejściem do pałacu pojazd się zatrzymał. TAJNI AGENCI wyszli z niego i zaraz otworzyli nam drzwi. 

Zdziwiona takim zachowaniem opuściłam pojazd trzymając Rosę w objęciach. Ona też wydawała się podniecona nowym otoczeniem.

Mamcia objęła mnie ramieniem.

-Chodźmy.- uśmiechnęła się lekko.

Pokiwałam głową. Na samą myśl, że nasz król jest moim ojcem rozbolał mnie brzuch. Szybko się do tego nie przyzwyczaję.

Dwóch mężczyzn, którzy wpatrywali się we mnie od samego przyjazdu otwarli przed nami wrota, czytaj drzwi, prowadzące do wnętrza zamku.

Chłonęłam wszystko co spotkało się z moimi oczami. Na suficie wisiał ogromny, diamentowy żyrandol, na jasnych ścianach wisiały obrazy w złotych ramkach, płyty na podłodze lśniły od czystości, gdzieniegdzie stały komody i stoliki, a na nich róznokolorowe bukiety kwiatów.

-Jak dobrze znowu tu być.- szepnęła kobieta z radością rozglądając się wokół. 

Popatrzyłam na nią pytająco. Gdy otworzyła usta, by coś powiedzieć podszedł do nas jakiś stary dziad.

-Anna!- wykrzyknął wyciągając ręce w stronę mamci.

-Eric!- uścisnęła dziadka.- Jak dobrze cię widzieć!

-Wypiękniałaś!- odsunął się od kobiety. 

-Natomiast ja widzę, że wiek ci nie służy.- śmiali się.

-Szczera jak zawsze.- uśmiech pokazał prawdziwe oblicze jego twarzy. Jeszcze więcej zmarszczek.

-Ericu musisz kogoś poznać.- zaczęła moja nierodzicielka gdy śmiech gdzieś wyparował.

-Witam w domu, księżniczko.- ukłonił się nisko przede mną.

-Miło mi.- odpowiedziałam. Zaliczyłam już pierwszy ukłon.

-Pamiętam księżniczkę jak byłaś takim amłym okruszkiem.- wspominał starzec.- Ah... No tak, wasza wysokość mnie nie pamięta! Jestem Eric Steas, zaufany doradca króla oraz przyjaciel Anny.

Przytaknęłam głową nie wiedząc co powiedzieć. Spojrzałam zaskoczona na szczeniaka, który wyrwał się, by powąchać królewskiego doradcę. Szybko podniosłam ją z ziemi zanim zdążyła coś nabroić.

-Przepraszam pana za nią.- odparłam z zakłopotaniem.- Jest bardzo ciekawska.

-Nie masz za co przepraszać księżniczko.- szczerzył się mężczyzna.- Twój pupil będzie tu mile widziany, a teraz chodźmy. 

Szybkim krokiem skierował się w głąb prawego korytarza. Przez myśl przeleciała mi mysl, dlaczego nie idziemy lewym lub środkowym. Będę musiała sprawdzić co tam jest.

-Dokąd idziemy?- zapytałam prawie biegnąc za panem Eric'iem.

-Do króla!





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro