23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Opowiesz mi jaka była moja matka?- przerwałam ciszę panującą pomiędzy nami.

-Cynthia- uśmiechnęła się.- Była niezwykłą osobą. Pomocna, wyrozumiała, zawsze uśmiechnięta... Kiedy się urodziłaś była najszczęśliwszą osobą na świecie. Cały czas obsypywała mnie listami. Pytała co u ciebie, jak się uczysz i zawsze- podniosła palec wskazujący do góry- zawsze mówiła, że za tobą bardzo tęskni.

-Nie baliście się, że ktoś mógłby te listy przechwycić? - zapytałam.

-Nie, były doręczane osobiście przez zaufanych strażników. Ale zawsze by...

Usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Popatrzyłyśmy po sobie. Mamcia wstała i podeszła do źródła dźwięku.

-Dzień dobry.-zaczęła rozmowę z tajrmniczym gościem. - Nie 0rzejmuja się, i tak już miałam iść... Tak,  tak już idzie. Clarissa chodź. - odwróciła się w moją stronę.

Podeszłam niepewnie do drzwi gdy mamcia uciekła do swoich obowiązków.

-Witaj, księżniczko. - ukłonił się chłopak, z którym rozmawiała przed sekundą kobieta.

-Witam.- odparłam równie oficjalnie jak on. - Słyszałam, że jesteś moim przewodnikiem.

-Tak, jestem zaszczycony oprowadzać cię po tym zamku.- brunet wpatrywał się ciekawsko w moją postać.

-No to chodźmy. - byłam zdziwiona i trochę zdenerwowana postawą chłopaka.

No przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek, a nie osiemnasty.

Idąc przez korytarze mijałyśmy straż królewską składającą się z samych mężczyzn. Starych i młodych. Gdy na nich patrzyłam zniżali głowy, wygądało to jakby się kłaniali.

A może rzeczywiście się kłaniali...

-Jak masz na imię? - przerwałam to napięcie rosnące z każdą sekundą.

-Nazywam się Derek Baker, wasza wysokość.

-A ja Clarissa, a nie wasza wysokość. Więc proszę cię nie mów tak do mnie.

-Dobrze.- uśmiechnął się szczerze. - Nawet nie wiesz jak mi było trudno tak mówić. - odetchnął z ulgą.

-A ty nie wiesz jak mi było trudno słuchać ciebie jak tak mówisz.- zaśmialiśmy się.

Pokazał mi resztę zamku opowiadając mi o nim normalnym językiem.  Wiedziałam już gdzie jest jadalnia, sala balowa, kuchnia, pokoje dla gości, których kompletnie tu nie ma.

-Czy możemy wyjść do ogrodu?- zapytałam.

-Zależy do którego.

-Może do tego najładniejszego.- w moim głosie można było słyszeć nutę sarkazmu.

-Szczerze, to nie potrafię wybrać najładniejszego ogrodu. Wszyskie są piękne.

-Długo układałeś tą mowę?- zakpiłam. Nic nie poradzę, taka moja natura.

-Tak, całą noc nad nią ślęczałem.- odparował.

Odpowiedziałam mu uśmiechem, co odwzajemnił. Wyszliśmy małymi drzwiami z zamku i weszliśmy do ogrodu.

Ścieżki były wyznaczone białymi kamyczkami układającymi się w idealne autostrady dla... zapewne mrówek. Drzewa i trawa wyglądały tak samo jak te, które mijaliśmy po przekroczeniu bramy.

Usiedliśmy na ławce, gdzie byliśmy ukryci w cieniu.

-Jak to jest?- popatrzył na mnie. Widząc moje pytające spojrzenie dodał:- Być na twoim miejscu, no wiesz... Życie jak życie i tu nagle... BUM! Masz koronę na głowie.

-Nie jest łatwo.-moje oczy studiowały dłuość źdźbeł trawy.- Powoli uświadamiam sobie, że moje stare życie już nie wróci, że już nie będzie jak dawniej. Szkoła, przyjaciele, mały dom, a później wszystko od nowa. Nie wiem, czy to mnie przeraża, czy to mi się podoba. Może to i to.- zerknęłam na zielonookiego, który mocno wpatrywał się w moją twarz.- Co?

-Nic.- lekko się zaczerwienił. - tylko jak słucham ludzi to się w nich wgapiam.

-Aha... - odpowiedziałam nieprzekonana. - No to... Opowiesz mi coś o sobie?- oparłam głową na ręce, która spoczywała na moim udzie.

-Oczywiście, wasza wysokość- posłał mi zadziorny uśmieszek.- Wychowywałem się w zwykłej rodzinie. Mój ojciec jest gwardzistą. Chciałem być jak on i oto jestem.- pokazał na siebie.

-To ile masz lat? Nie mów mi, że trzydzieści.

-A na tyle wyglądam? - zaśmiał się. Pokręciłam głową. - Ujawnię ci moją tajemnicę. Daj ucho. - przybliżyłam twarz w jego stronę.- Dwie dychy już za mną.-wyszeptał teatralnie.

-Ale jesteś stary. - odsunęłam się od niego.

-Dzięki, staram się.

Zaśmiałam się z jego głupoty. Nie wiedziałam, że znajdę tu kogoś fajnego.

-O czym myślisz? - zapytał.

-Cieszę się, że cię poznałam. - poczułam, że moje policzki się rozgrzewają.

-I nawzajem. - wyszczerzył się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro