5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziła mnie mamcia krzycząca, że jest śniadanie. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i podreptałam do kuchni. Ze schodów poczułam niebiański zapach. Już wiedziałam, że mamcia zrobiła "prypcie".

Proszę się nie śmiać. Jak byłam malutka tak na to danie mówiłam.

Na to danie, czyli owoce z naleśnikami z słodkim serem .

Niby zwykłe naleśniki, ale nie...

Te naleśniki nie są normalne, są nienormalne, czyli niezwykłe.

Rozpływają się w ustach, smaki owoców mieszają się, a ser jest "wisienką na torcie".

A, dlaczego mówiłam na to "prypcie" to nie wiem...

A, w tajemnicy ta nazwa mi się bardzo podoba...

Serio...

W końcu pokonałam te piętnaście stopni prowadzące na dół i powoli wkroczyłam do jadalni. Na stole leżały "prypcie".

Przywitałam się z mamcią i usiadłam do stołu.

Patrzyłam jak para gorąca "wylatuje" z najsmaczniejszych naleśników na świecie.

I nie, wcale nie przesadzam.

W końcu ukroiłam usmażone ciasto w słodziutkim serem w środku, na widelec nabiłam pokrojonego owoca i wsadziłam do ust.

K
O
C
H
A
M

P
R
Y
P
C
I
E

Chciałam zjeść moje śniadanie jak najszybciej, bo nie da się ignorować "prypci", ale też chciałam jeść jak najwolniej, by delektować się tym co daje to danie językowi.

Niestety ten cudowny czas, jedzenia tego posiłku się skończył i musiałam iść się przygotować do szkoły.

Ze smutkiem poszłam na górę, do mojego pokoju.

Ubrałam wczoraj przygotowane ubrania i poszłam do łazienki wykonać codzienną rutynę.

Po ukończeniu mojego dzisiejszego wizażu złapałam plecak i przeskakując co drugi schodek skierowałam się do salonu.

-Pa, Mamciu! Będę już wychodzić do szkoły.- pocałowałam moją opiekunkę w policzek.

-Dobrze, masz być grzeczna.- uśmiechnęła się do mnie promiennie.

-Oczywiście.- zasalutowałam jak żołnierz, powodując, że kobieta się zaśmiała.

Ubrałam buty i wyszłam z domu.

Była wyjątkowo ładna pogoda. Świeciło słońce, i było ciepło, ale nie za ciepło. Prościej mówiąc było wręcz idealnie.

Szłam, szłam, szłam, aż w końcu mój telefon zawibrował informując mnie, że mam nową wiadomość.

Spojrzałam na wyświetlacz.

Jedna nieodebrana wiadomość od Barb.

Odblokowałam urządzenie i sprawdziłam co mi moja przyjaciółka napisała.

Od Barb: Hej, kochana. Gdzie jesteś? Czekamy na ciebie przed salą geograficzną.

Do Barb: Już idę. Będę za dziesięć minut.

Schowałam telefon do kieszeni spodni i pobiegłam do szkoły.

Po jakimś czasie byłam już na parkingu przed budynkiem, w którym mam lekcje.

Potruchtałam do drzwi i uchyliłam je bym mogła wejść.

Poczułam chłód na swojej skórze po przekroczeniu progu szkoły. Cieszę się, że naprawili klimatyzację. Nie będę się pocić jak świnia podczas lekcji.

Tak jak to było wcześniej...

Przywitałam się z szatniarką, która właśnie zamiatała podłogę koło kantorka i poszłam pod salę, przy której czekały na mnie moje przyjaciółki.

Zgodnie z wiadomością jaką dostałam od Barb, dziewczyny stały na korytarzu i rozmawiały czekając na mnie.

Uśmiechnęłam się i podbiegłam do nich.

-Cześć dziewczyny, co słychać?- przywitałam się.

-Cześć kochana.- przytuliła mnie Barb, po tym jak Natasha mnie uścisnęła.- A, dobrze. Fajnie by było, gdyby do naszej klasy doszedł jakiś nowy. Wiecie... Nowe znajomości...

-Nie umiesz kłamać.- uśmiechnęła się Natasha.

-Przecież wiemy, że chodzi tylko o większą ilość chłopaków, żebyś miała większy wybór.- powiedziałam.

-Znacie mnie, aż za dobrze.- zaśmiała się.

-Przepraszam, mógłbym o coś zapytać ?- postukał ktoś w moje ramię.

-Jasne.- odwróciłam się w stronę tego kogoś.- O co chodzi.- to był chłopak. Kojarzę go skądś...

-Czy tu- pokazał palcem drzwi sali- jest sala geograficzna?

-Tak.- uśmiechnęłam się.- A tak w ogóle jestem Clarissa.- podałam nieznajomemu dłoń.

-Matthew.- uścisnął moją rękę.

-Mat?- cicho zapytała Barb.

Odeszli. Poszli korytarzem, a ja razem z Natashą odprowadzałyśmy ich wzrokiem.

-Jak myślisz, coś się tu kroi?- zapytała mnie czarnowłosa.

-Chyba tak.- uśmiechnęłam się.

Nagle, tak bardzo niespodziewanie, ktoś zakrył mi oczy. Podniosłam swoje ręce na wysokość oczu i dotknęłam nimi dłoni tego kogoś.

Niestety nie udało mi się zidentyfikować tego osobnika, który jak podejrzewam jest przedstawicielem gatunku homo sapiens, dlatego też podniosłam jeszcze wyżej moje kończyny górne, tak aby mogły dotknąć twarzy.

Dotknęłam dłońmi miejsce, które pomoże mi poznać tą osobę, czyli twarz.   Już prawie, prawie. Po chwili moje palce dotknęły włosów... Blaze'a.

-Dobra, Blaze. Możesz już odsłonić mi moje oczy.- powiedziałam.

-Jak ty mnie poznałaś?- zapytał zdziwiony.

-Ma się ten dar.- na mojej twarzy wyrósł ogromny banan.

Po chwili zobaczyłam jak Ben i Andy przyszli.

Pocałowałam moją drugą połówkę na przywitanie. I zanim się obejrzałam zadzwonił dzwonek na lekcję.

Pierwsza lekcja w tym roku...

Kolejny roku szkolny przygotuj się...

_________________________________________

Cześć kochani,

Piąty rozdział za nami,

Jeżeli się podoba nie obrażę się jeżeli dostanę gwiazdkę, czy komentarz, ale nic na siłę😂.

Godzina 23:17
Muszę iść spać. 😀
      Pozdrowionka, MrsPoetess

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro