19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W połowie drogi do zamku Cassandra przystanęła, stwierdziwszy, iż kosz z gliną jest nadal zbyt nieporęczny i ponownie go zmniejszyła, tym razem do rozmiarów kieszonkowych.

"Ciekawe gdzie znajdę Filcha" - pomyślała, wchodząc przez główny dziedziniec do zamku. "Na dobrą sprawę może być wszędzie".

Dziewczyna przyspieszyła kroku i skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie krzątały się pojedyncze osoby. Niestety pośród nich nie było szkolnego woźnego. Cassandra odwróciła się i podskoczyła wystraszona na widok stojącego przed nią Severusa Snape'a.

- Dzień dobry, panie profesorze - powiedziała, łapiąc się odruchowo za serce. - Merlinie, ale mnie pan wystraszył.

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko mierzył ją dziwnym spojrzeniem, które dało jej odczuć, że ma nad nią swego rodzaju przewagę. Ślizgonka nerwowo pocierała kostki na swoich dłoniach, wpatrując się w jego oczy.

- Panie profesorze, nie wie pan może gdzie jest pan Filch? - spytała, starając się panować nad swym stresem.

- Dlaczego pytasz?

- Ponieważ chciałam się dowiedzieć, czy pan woźny ma w swoim biurze coś, co mogłoby posłużyć mi do rzeźbienia - odparła, odwracając na chwilę wzrok od nauczyciela.

- Czego konkretnie? - zaciekawił się, choć nie dał po sobie tego poznać.

- Posągów rycerzy, które uległy zniszczeniu - oznajmiła. - Mam już przygotowaną glinę, pozostało je tylko uformować, a następnie wypalić.

Kiwnął na nią palcem, dając sygnał, by za nim podążyła. Cassandra zdziwiona podreptała za mężczyzną, zastanawiając się nad tym, dokąd chce ją zaprowadzić. Jej zaskoczenie dodatkowo zwiększyło się, kiedy potwierdzając jej domysły, stanęli przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu nauczyciela.

- Wejdź - nakazał, przepuszczając kobietę w drzwiach.

- Ma pan takie coś?

- Gdybym nie miał, nie kazałbym ci iść za mną - odparł, wysuwając jakąś szufladę, a zaraz po niej kolejną. - Są - mruknął bardziej do siebie, podchodząc do kobiety. - Ale przekazuje ci je pod jednym warunkiem.

- Jakim? - spytała, wyciągając rękę w stronę mężczyzny.

- Możesz ich używać tylko i wyłącznie w moim gabinecie lub w klasie.

- Zgoda - odpowiedziała i złapała za zestaw w skórzanym piórniku, który jej wręczył. Kiedy chciała zabrać rękę i podejść do ławki, zacisnął palce na zestawie narzędzi, drażniąc się z nią.

- Bierz - rzekł.

- To niech pan puści - stwierdziła, siłując się z Severusem.

Mistrz eliksirów uśmiechnął się zagadkowo, po czym niespodziewanie ustąpił, sprawiając, iż dziewczyna o mały włos nie straciła równowagi, robiąc krok do tyłu. Wreszcie po kilku minutach dziwnego zachowania, mężczyzna pozwolił uczennicy zabrać piórniczek z narzędziami. Cassandra podeszła do stolika, wyjęła z kieszeni pomniejszony kosz z gliną, który postawiła na podłodze i powiększyła do normalnych rozmiarów, a następnie rozsunęła suwak pokrowca, by obejrzeć różnych rozmiarów wybieraki, zakończone to trójkątnymi, to owalnymi oczkami, a także kilka innych przyrządów, zakończonych igłami, bądź gładzikami. Severus natychmiast znalazł się przy ławce, a następnie musnął palcem powierzchnię materiału.

- Zwykła - mruknął. - Wiesz, że będziesz musiała ją wypalić w temperaturze około ośmiuset stopni?

- Wiem.

- A jak zamierzasz to zrobić?

- Wolałabym się przejmować tym później, panie profesorze - odrzekła, patrząc na niego z lekko przechyloną głową.

- Głupia jesteś - powiedział cicho i uśmiechnął się wrednie, widząc jej sztucznie uśmiechniętą minę. - Można ją nieco zmodyfikować, przez co utwardzi się, kiedy tylko wyschnie.

- Jak? - spytała, wyraźnie zaciekawiona.

- Jonkins, ja wiem, że często zapominasz o używaniu swojego mózgu, ale teraz się chociaż postaraj udawać, że moja nauka nie poszła na marne.

- Aha! Czyli mam mózg zdolny do myślenia? - zapytała, zakładając z dumą ręce.

- Nadinterpretujesz - mruknął.

- Sam pan tak powiedział.

- A czy wiesz, jak utwardzić glinę? - spytał, opierając się jedną ręką o ławkę.

- Nie - przyznała niechętnie.

- To na co ci taki móżdżek? - Uśmiechnął się złośliwie, minął Cassandrę, po czym podszedł do drzwi i rzucił przez ramię: - Zabierz ze sobą kosz.

Ślizgonka wykonała polecenie i podążyła za mężczyzną do sali eliksirów, gdzie Severus przygotował jeden kociołek, ustawiając go na palniku.

- Co w eliksirze Szkiele-Wzro sprawia, iż odrastające kości pacjenta twardnieją? - spytał.

Dziewczyna przygryzła wargę w niepewności, śledząc ruchy nauczyciela szperającego w półkach ze składnikami do eliksirów. Kiedy do niej podszedł, jego mina nie zdradzała niczego pozytywnego.

- Jeśli za chwilę nie odpowiesz mi na to pytanie, możesz pożegnać się pozytywną oceną z mojego przedmiotu.

- Dlaczego? Przecież wykracza to poza materiał - odparła, wytrącona z równowagi.

- Czyżby? To, że macie do zrobienia jakiś eliksir, nie oznacza, że macie się go wykuć, tylko pojąć jego działanie i złożoność - warknął, mrużąc oczy. - Więc?

- Nie jestem pewna - mruknęła, po czym obrysowała palcem krawędź najbliższego stolika. - Asfodelus?

- Dlaczego tak zwlekałaś?

- A powiedziałam dobrze?

- Tak.

- Zwlekałam, bo nie chciałam się zbłaźnić - odpowiedziała nieśmiało, unikając jego wzroku.

Severus pokręcił głową, patrząc na nią z uśmieszkiem, którego nie mogła zobaczyć. Postawił na stoliku słoik z asfodelusem, który do tej pory trzymał za plecami, a zaraz po tym rozwinął owinięty delikatnym materiałem sztylet, służący do przygotowywania ingrediencji. Wyjął zza pazuchy swoją smukłą różdżkę z ciemnego drewna, po czym stuknął nią w obdrapany, najprawdopodobniej przez uczniów odbywających swoje szlabany, kociołek, napełniając go do połowy wodą. Następnie upewnił się, iż naczynie stoi na środku palnika, z którego chwilę później zaczął wydobywać się wesoły, mocno pomarańczowy ogień.

- Moździerz. - Wskazał palcem na przedmiot znajdujący się na ławce, bardzo blisko Cassandry.

Ślizgonka spełniła polecenie nauczyciela, po czym zaczęła uważnie się mu przypatrywać. Severus odkręcił słoik, z którego wydobył cztery kwiaty asfodelusa, od których oddzielił łodygi, umieszczając je w środku moździerza. Cassandra stała wpatrując się w płynne ruchy mistrza eliksirów, starając się jak najwięcej zapamiętać z tego, co właśnie robił. Po kilkunastu sekundach mężczyzna stworzył papkę z łodyg, po czym zabrał się za obieranie płatków od kwiatostanu.

Ślizgonka zupełnie nieświadomie zbliżyła się do niego, nachylając się z ciekawością do kociołka, do którego wrzucił płatki asfodelusa.

- Bo zostawisz kudły - mruknął, powstrzymując ją ręką. - Chcesz się nachylać, to zwiąż włosy.

- Przecież pan też ma rozpuszczone - odparła.

- Ja mogę - rzekł zgryźliwie.

"Pitu, pitu" pomyślała Cassandra, odsuwając się na półkroku od kociołka, nadal nie spuszczając nauczyciela z oka.

Młoda kobieta chłonęła całą sobą jego osobę, wdychając jego odurzający zapach, czerpiąc przyjemność z jego obecności oraz pokazu umiejętności, jaki miała szansę oglądać.

- Jonkins, co przed chwilą dodałem do kociołka? - spytał, a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek.

- Eee, może... Nie wiem - przyznała się.

- Przypomnij mi, żebym odjął ci kolejne punkty i dla odmiany skup się na tym procesie, a nie na mnie.

- Jedno z drugim się wiąże - odparła na swoją obronę.

- Nie wydaje mi się, byś akurat brała to pod uwagę, kiedy się we mnie wpatrujesz. - Cassandra uśmiechnęła się lekko i odwróciła głowę, czując pieczenie na policzkach.

Ślizgonka z całej siły starała się zwrócić swoje myśli na inny tor, by choć przez chwilę traktować Severusa, jako tylko i wyłącznie nauczyciela, niebędącego obiektem jej uczuć, jednak zwyczajnie nie potrafiła. Za każdym razem, gdy patrzyła na jego silne, szorstkie, męskie dłonie naznaczone pracą, miała ochotę spleść z nimi swoje własne, drobne i delikatne ręce i ścisnąć je, by już nigdy więcej się nie rozłączyły. Jego zapach, niepodobny do żadnego, jaki kiedykolwiek czuła, nęcił, kusił ją do wtulenia się w jego ciało, objęcia go ramionami, całkowitego zatracenia się w uczuciu.

- Podaj tu tę glinę - polecił, przywracając ją do rzeczywistości.

- Proszę - powiedziała, kładąc wiklinowy kosz na ławce.

- Dodaj do kociołka stopniowo, najlepiej jedną garść co parę sekund - oznajmił, przecierając dokładnie sztylecik oraz czyszcząc zaklęciem moździerzyk.

- Dobrze, panie profesorze - odpowiedziała, podwijając rękawy swojej szaty.

Severus oparł się jedną dłonią o ławkę, obserwując swoją uczennicę. Gdyby w sali od eliksirów znalazła się osoba trzecia, mogłaby przez kilka dobrych minut nie uwierzyć własnym oczom, widząc jak Snape mierzy wzrokiem Cassandrę, swoją wychowankę, od stóp do głów.

- Tak jak teraz? - spytała.

Mężczyzna odgarnął swoje włosy i spojrzał na dno kociołka, po czym skinął głową. Po paru minutach kosz był pusty, natomiast substancja w kociołku wyraźnie zgęstniała.

- Już - oznajmiła, a Severus przemieszał zmodyfikowaną glinę i zgasił płomień palnika.

- Po kilku minutach możesz zaczynać rzeźbienie. Jestem pewien, że nie zrobisz tego w jeden dzień, dlatego zawsze, po skończonej pracy musisz pamiętać, by skropić glinę kilkoma kroplami wody, by nie wyschła.

- Rozumiem. Dziękuję, panie profesorze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro