23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Kolejny dzień był nieco bardziej pochmurny od poprzedniego. Cassandra źle spała – kilkakrotnie obudziła się w nocy, przez co po którymś przebudzeniu, zdecydowała, że zwyczajnie poleży kilka minut, a następnie wstanie. Dziewczyna potarła zmęczone oczy i usiadła na krawędzi łóżka. Po chwili westchnęła, wstała i cicho, by nie obudzić śpiących nieopodal przyjaciółek, podeszła do swojej szafki, z której wyciągnęła koszulkę na ramiączka z dość głębokim dekoltem oraz zakładaną czarną, cienką bluzę z kapturem. Do tego założyła nieco gorsze spodnie w kolorze wypłowiałej czerni.

"Do babrania się w glinie na pewno lepsze nie są mi potrzebne" – pomyślała, naciągając ubranie.

Obejrzała się na śpiącą Anwey i Scarlett, po czym ostrożnie, na palcach wyszła z dormitorium dziewcząt, schodząc do pokoju wspólnego. Oparła się o fotel i spojrzała na jego siedzenie, jednak nie zastała tam kota, co nieco ją zdziwiło.

"Przecież tu spał" – przemknęło jej przez myśl.

– Kici, kici! – zawołała, przeszukując wzrokiem całe pomieszczenie.

Stała tak chwilę, nie wiedząc co robić o tak wczesnej porze, aż w końcu wzięła swój szkicownik, w którym znajdował się jej wczorajszy projekt rzeźb, i wyszła na zimny korytarz. Poczuła delikatne ssanie w żołądku i postanowiła, że w pierwszej kolejności uda się do kuchni. Cassandra szła powolnym, spacerowym krokiem, przesuwając swoją lewą dłoń po kamiennych ścianach lochów. Patrzyła przed siebie, jednak zdawała się nie rejestrować rzeczywistości, pogrążona we własnych myślach. W pewnym momencie przez swoją nieuwagę uderzyła czołem o drzwi jednej z sali, które gwałtownie otworzyły się tuż przed nią.

– Ał – sapnęła, dając krok w tył.

Masowała ręką obolałe miejsce, zaciskając przy tym oczy, dlatego też dopiero po chwili spostrzegła stojącego tuż obok drzwi Snape'a.

– Uderzył mnie pan, wypadałoby przeprosić – stwierdziła ponuro.

"Nie mówiąc o czymś innym" – dodała w myślach.

– Nie mam powodu, by przepraszać za twoją niezdarność, Jonkins – odparł nauczyciel, zamykając drzwi.

– Wszystkiemu winna ja – rzekła, patrząc na niego z goryczą wczorajszych wspomnień.

Severus rzucił na nią okiem, w duchu postanawiając sobie, że tego nie skomentuje.

– Z jakiego powodu jest pani tak wcześnie na nogach? – spytał obojętnie.

– Nie mogłam spać – odpowiedziała po chwili, unikając jego wzroku. – A pan?

– Można powiedzieć, że też.

"Ciekawe" – pomyślała. "Ale raczej nie przez to..".

– Co masz zamiar robić? – zapytał, zaskakując ją. – Nie Jonkins, nie myśl sobie, że pytam, bo w jakimkolwiek stopniu twój czas wolny mnie interesuje, chciałem ci jedynie przypomnieć, że brak rodziny nie zwalnia cię z pewnych obowiązków, które jesteś zobowiązana wypełnić w czasie odbudowy zamku. Chyba, że mam już na starcie odjąć ci punkty lub wręczyć szlaban? – Uniósł brwi w wyjątkowo irytujący sposób.

Cassandra zacisnęła zęby, hamując napływ łez do oczu.

"Jak śmiałeś wspomnieć o moich rodzicach?" – przemknęła jej przez głowę myśl, jednak stłamsiła ją, wiedząc, że może doprowadzić do wyjątkowo ponurego nastroju.

– Miałam zamiar udać się do kuchni, by coś zjeść i zrobić coś twórczego – odparła, mierząc go krytycznym wzrokiem.

Snape popatrzył na nią, po czym wyjął swoją różdżkę zza pazuchy i stuknął nią w zamek od drzwi.

– Proponuję zatem brać się do pracy natychmiast – powiedział chłodno, otwierając jej drzwi.

– Poproszę więc niesłodzoną herbatę do śniadania – mruknęła ponuro, wchodząc do pomieszczenia.

– Czy wyglądam ci na skrzata domowego? – zapytał, patrząc za nią.

– To zależy, z której strony na pana patrzę.

– Grabisz sobie, Jonkins. Właśnie zarobiłaś szlaban na samym początku nowego roku szkolnego.

Severus odszedł, Cassandra obejrzała się za siebie, upewniając się, że mistrza eliksirów już nie ma, a następnie kopnęła ze złością w stolik i zacisnęła palce we włosach.

– Za jakie grzechy – szepnęła pod nosem, głosem drżącym od skrywanego szlochu. – Nie ma płakania – powiedziała, opierając się o stolik, by chwilę później hardo spojrzeć przed siebie.

Wyjęła szkicownik z pojedynczej kieszeni w bluzie i rozłożyła go na stoliku, przy którym dzień wcześniej siedziała. Przysunęła sobie krzesło, usiadła na nim i otworzyła stronę z różnymi koncepcjami rzeźb. Po kilku minutach finalnych poprawek usłyszała zbliżające się kroki, a niedługo potem odgłos zamykanych drzwi. Podniosła głowę, licząc na posiłek.

– Gdzie pan był? – spytała.

– Nie przypominam sobie, bym znał jakiś powód, dla którego mogłoby cię to interesować.

– Myślałam, że poszedł pan do kuchni – odparła, ignorując jego odpowiedź.

"W końcu skrzaty tam przebywają" – pomyślała, przez co uśmiechnęła się złośliwie.

– Chciałam iść coś zjeść, to mi pan nie pozwolił.

Severus zmierzył ją chłodnym wzrokiem i pstryknął palcami, wzywając skrzata. Stworzenie, które aportowało się z pyknięciem, spojrzało swoimi wielkimi ślepiami na górującego nad nim nauczyciela, po czym skłoniło się nieporadnie, jednocześnie pytając o to, w czym może pomóc.

– Przynieś nam dwie niesłodzone herbaty, dwa jajka z bekonem i... – Spojrzał wymownie na Cassandrę.

– Ja poproszę trzy gofry z dżemem wiśniowym – mruknęła znad szkicownika.

– Tyle – stwierdził Snape, a skrzat aportował się do kuchni.

Mistrz eliksirów nie ruszył się z miejsca, obserwując swoją wychowankę, która z całych sił starała się nie zwracać na niego uwagi. W pewnym momencie pochyliła głowę nad kartką w taki sposób, że włosy zakryły znaczną część jej twarzy, tworząc swego rodzaju kurtynę, za którą się schroniła. Severus niespiesznym krokiem podszedł do jej stolika i stanął za Cassandrą, oceniając jej projekty.

– Wyglądają, jakby narysował je jakiś dzieciak – skomentował, przechylając nieco głowę.

Ślizgonka odwróciła się w jego stronę i odparła:

– Prawnie jestem dzieckiem przez ostatnie kilka miesięcy.

– Prawnie – parsknął. – Dla mnie, Jonkins, zawsze będziesz dzieckiem.

Cassandra wytrzymała jego wzrok jeszcze przez kilka sekund, a następnie powróciła do swojej początkowej pozycji, wpatrując się nijakim wzrokiem w swoje ołówki, by nie dać poznać nauczycielowi, jak wielki wpływ wywarły na niej jego słowa. Młoda kobieta poczuła lekki ucisk w gardle i wiedziała, że jeśli szybko nie zajmie swoich myśli pracą, może się zbłaźnić przed swoją wieloletnią miłością, która najwyraźniej miała w nosie jej uczucia.

– Dzieckiem z dziecinnymi pragnieniami – dodał, odchodząc w stronę biurka.

W tym samym momencie aportował się skrzat, który zostawił posiłek na najbliższym stoliku i z lekkim ukłonem oddalił się z powrotem do kuchni. Cassandra podziękowała mu i szybko wzięła swój posiłek, by choć na chwilę zająć się czymś przyjemniejszym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro