24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Po zjedzeniu posiłku Cassandra natychmiast zabrała się do pracy. Ostrożnie i z dużą dokładnością odwzorowywała swoje szkice, starając się jak najrzadziej zerkać w stronę ukochanego. Czasem jednak ich spojrzenia napotykały się, przez co młoda kobieta czuła okropne ukłucie zawodu gdzieś w okolicach serca. W głębi duszy zdawała sobie sprawę z tego, że ich relacja nie jest do końca zdrowa – Severus zrobił jej psychiczną krzywdę, co zupełnie nie zmieniło stosunku Cassandry do jej nauczyciela. Młoda kobieta uważała, że sposób, w jaki Snape ją traktował wynika tylko i wyłącznie z tego, że on sam boi się ponownego odrzucenia, dlatego też skrywa swoje uczucia i nie okazuje nikomu żadnego większego zainteresowania. Dziewczyna była pewna, iż tak właśnie jest, a przynajmniej chciała w to wierzyć.

Po raz kolejny tego poranka spojrzała w stronę czarnowłosego, który ku jej zdziwieniu zaczął wpatrywać się w jeden z wielu regałów ze składnikami.

– Coś się stało, panie profesorze? – usłyszała swój własny głos, dziwiąc się nagłemu przypływowi odwagi.

– Nic, Jonkins. Nie wiem, czy znasz taką czynność, ale nazywa się myśleniem.

– Coś mi się obiło o uszy – odparła, odrzucając jawne zaproszenie do przepychanki słownej, czym zbiła go z tropu. – A nad czym pan tak rozmyśla, jeśli można zapytać?

Przeniósł na nią spojrzenie.

– Poppy potrzebuje kilkunastu różnych eliksirów, gdyż wojna znacznie uszczupliła jej zapasy, a zazwyczaj to właśnie ja je uzupełniałem, ale podobnie jest ze szpitalem Świętego Munga. Uzdrowiciele pracują na najwyższych obrotach, przez co większość aptek, a zwłaszcza moja ulubiona i sprawdzona z Ulicy Pokątnej, ma masę zamówień na niezbędne ingrediencje.

– Wnioskuję, że potrzebuje pan składników, a nie może ich zamówić?

Severus skinął głową ledwie zauważalnie, po czym ponownie wpatrzył się w regał ze składnikami, przekładając pomiędzy palcami swoją różdżkę. W pewnym momencie uśmiechnął się okropnie, a Cassandra już wiedziała, że wkroczyła na niebezpieczny grunt.

– Właśnie, Jonkins, brakuje mi składników. A ty, jako moja wielbicielka na pewno chętnie mi pomożesz je zdobyć.

– A niby co miałabym zrobić? Cieplarnie w głównej mierze zostały zniszczone i z roślin zostały jedynie resztki albo materiały na sadzonki.

Mistrz eliksirów nie przestał się uśmiechać.

– Chyba żart! – zawołała.

– Nie, Jonkins.

– Nie ma mowy, nie mamy już rannych w szpitalu, a uzupełnienie zapasów może poczekać do roku szkolnego, zada pan na lekcji uwarzenie kilku eliksirów i po sprawie.

– Zrobiłbym tak, jakby składniki były bliskie popsuciu, bo wiem, że i tak musiałbym dzieła uczniów wylewać.

Cassandra założyła ręce na brzuchu, nieco oburzona.

– Nie potrzeba mi wielu składników, ale są one bardzo ważne. Resztę mam, więc jedyne co musielibyśmy zdobyć to: korzeń tojadowy, kora z drzewa Wiggen, asfodelus, lawenda, kamień księżycowy. I wiesz co? Wszystkie te składniki możemy zdobyć w Zakazanym Lesie.

– Namawia mnie pan do złamania szkolnego regulaminu.

– Albo do odbycia należytej kary. – Uniósł brwi.

– To ja jestem najbardziej pokrzywdzoną osobą z naszej dwójki – powiedziała zszokowana.

– Zależy z jakiej strony to rozpatrywać. Nie musisz się użerać z jakiegoś powodu zadurzonym w tobie dzieckiem.

– Jeśli chodzi panu o wiek, to w moim przypadku, nieskromnie stwierdzę, że są to tylko liczby, a powodów mam mnóstwo.

– Na przykład?

– A czy to cokolwiek zmieni?

Severus wpatrywał się przez chwilę w Cassandrę, która z zawziętością powróciła do zdobienia dłutem hełmu rycerza. Doskonale widział ból w jej oczach i czuł się z tym potwornie, jednak obrał sobie cel, który zdecydował osiągnąć.

– Absolutnie nic.

– No właśnie – ucięła, czując gwałtowny ścisk w gardle.

"Bądź silna, błagam, nie płacz" – mówiła sama do siebie w myślach. "Zacznij sobie coś nucić albo pomyśl nad kolejnym projektem".

Jednak uczucia okazały się silniejsze. Ciepłe strumyczki łez wydostały się z brązowych oczu Cassandry i rozpoczęły swoją mozolną wędrówkę wzdłuż jej policzka, by następnie bezgłośnie oderwać się od powierzchni skóry, poszybować i zniknąć wewnątrz materiału ciemnej bluzy. Ślizgonka odwróciła głowę, jednak wiedziała, że musi wyjść, dlatego też nic nie mówiąc, ani nie patrząc w stronę Snape'a, opuściła salę. Swe kroki skierowała do swego ulubionego ogrodu, z rozłożystym krzewem czerwonej róży po środku. W tym samym czasie Severus stał oparty z pochyloną głową o swoje hebanowe biurko. Nie miał zamiaru iść za Cassandrą, a przynajmniej tę możliwość wykluczał jego plan.

Młoda kobieta zsunęła się na miękką, zieloną trawę, opierając swe plecy o kamienny murek. Wpatrzyła się w krzew róży i pozwoliła łzom płynąć.

– Cassandro? – usłyszała nad sobą znajomy głos, po czym szybko otarła łzy.

Stojąca za murkiem profesor McGonagall patrzyła na nią z troską, przewidując powód przykrego stanu jednej z jej ulubionych uczennic.

– Słucham, pani profesor? – spytała Ślizgonka, uprzednio odchrząkując.

– Co się stało? – Nauczycielka okrążyła przeszkodę i ukucnęła obok powolnie podnoszącej się dziewczyny, która natychmiast z powrotem usiadła.

– Nic, to taka chwila słabości – odparła, unikając kontaktu wzrokowego.

– Chodzi o Severusa, prawda? – zapytała po chwili, wpatrując się nieco smutnym wzrokiem w swoją podopieczną. – Proszę, Cassandro, bądź ze mną szczera.

– Tak – mruknęła, szybko mrugając oczami, by zahamować kolejny przypływ łez.

Minerwa przytuliła dziewczynę, doskonale wiedząc, że w takiej chwili potrzebuje wsparcia.

– Cassandro, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć, a co ciąży mi na sercu – powiedziała po chwili.

– Tak? – spytała uczennica, nie odrywając się od ramienia profesorki, która bardzo często zastępowała jej matkę.

– Zrozumiem, jeśli mi tego nie wybaczysz, ale, Cassandro... – Pokręciła głową. – Kot, którego spotkałaś był mną, jestem animagiem.

Ślizgonka poczuła się, jakby ktoś wepchnął ją pod wodę. Słyszała wszystko, co mówiła do niej profesor McGonagall, jednak było to takie odległe i nierealne, że nie do końca przyswoiła całą wiadomość.

– To znaczy, że – odezwała się po dłuższej chwili drżącym głosem.

– Cassandro, bardzo cię przepraszam, ale chciałam to zrobić dla twojego dobra.

– I co teraz? Będzie się pani starała wybić mi to z głowy, bo to nie wypada? – Spojrzała na nią, odsuwając się na kilkanaście centymetrów.

– Nic z tych rzeczy, ja cię chcę wspierać.

Cassandra otarła pozostałości po łzach i potrząsnęła głową, marszcząc się.

– Nic nie rozumiem. – Złapała się żałośnie za głowę. – Ten dzień jest tak samo beznadziejny, co poprzedni.

– Posłuchaj mnie. – Minerwa wstała, pociągając w górę Ślizgonkę. – Co powiedział ci Severus?

Młoda kobieta otrzepała spodnie, po czym spojrzała w oczy profesorce i odpowiedziała:

– Tak w skrócie, to że jestem zakochaną gówniarą, z którą musi się użerać. Nie użył słowa gówniara, ale generalnie... – Złapała gwałtownie oddech i otarła jedno oko. – Taki był przekaz.

– To doskonała oznaka. – Minerwa uśmiechnęła się pocieszająco.

– Pani profesor, ja naprawdę za tym wszystkim nie nadążam. Niby dlaczego to dobra oznaka?

– Gdybyś go nie obchodziła, to by cię ignorował, a on cię odtrąca.

– Aha i to niby lepiej? – spytała smutno.

– Wiem, jak to wygląda, ale Severus to skomplikowana osoba. Poza tym, ja patrzę na to z innej perspektywy. Chodź, porozmawiajmy po drodze. – Minerwa skinęła głową w kierunku wyjścia z Hogwartu.

Kobiety przez chwilę szły w ciszy; zarówno Cassandra jak i Minerwa czekały, aż emocje nieco opadną.

– Severus jest bardzo skomplikowany, a przynajmniej tak się może wydawać – mruknęła opiekunka Gryffindoru, gdy znalazły się w pobliżu wielkiego wejścia do zamku, przez które wyszły na dziedziniec. – Jednak możesz mi wierzyć, przez tyle lat zdążyłam poznać tę instrukcję, dlatego też mogę ci udzielić kilku rad, by uniknąć podobnych sytuacji. – Uśmiechnęła się w stronę Ślizgonki. – I nie są to kłamstwa w celu pocieszenia, a sama prawda. Severus działa mniej więcej tak, jeśli go coś nie interesuje, to to całkowicie olewa.

Cassandra podniosła głowę z zainteresowaniem. Ich kroki skierowały się w stronę jeziora, którego spokojną taflę zakłócił wielki kraken, mieszkający w głębinach.

– A jeśli coś mu naprawdę przeszkadza, wypowiada się o tym w sposób wyjątkowo złośliwy i sarkastyczny, jak to kiedyś potraktował Hermionę – mruknęła ponuro Minerwa. – A rzeczy, o których mówi zwyczajnie są dla niego wyjątkowe, tylko po prostu się do tego nie przyzna.

– Problem w tym, pani profesor, że ja nie rozpoznaje, kiedy profesor Snape żartuje, o ile w ogóle istnieje dla niego coś takiego, jak żart lub kiedy mówi nie-sarkastycznie.

– Podam ci przykład. Czy powiedział ci kiedykolwiek coś w stylu: "Myślę, o ile wiesz co to znaczy".

– Wielokrotnie, dzisiaj też to słyszałam.

Minerwa uśmiechnęła się, patrząc na jezioro, odbijające promienie porannego słońca.

– Co jeszcze mówił?

– Że dla niego zawsze będę dzieckiem i że rysuję jak dziecko. O i jeszcze: "mam dziecinne pragnienia"

– Co do rysowania – możesz to odebrać zdecydowanie, jako komplement, podobnie z twoją inteligencją. Do mnie też tak czasem mówi, żeby podtrzymywać tradycję wojny Węża z Lwem, ale zgadnij do kogo przychodzi, jeśli potrzebuje rady.

Cassandra uśmiechnęła się w stronę nauczycielki.

– A co znaczy reszta?

– Czy sama się nie zaczynasz domyślać? – spytała Minerwa, patrząc znacząco na Cassandrę.

– Mam teorię, ale nie ukrywam, trochę się jej wstydzę. Chyba jest za bardzo... naciągana.

– Powiedz mi. Bądź ze mną szczera.

– Więc wydaję mi się, że profesor Snape tworzy jakiegoś rodzaju pancerz przed wszelkimi uczuciami i dlatego jego zachowanie...

– Nie musisz mówić już nic więcej, bo widzę, że to rozgryzłaś – ucieszyła się Minerwa, a w jej oczach zatańczyły iskierki radości. – Severus bardzo cię ceni, tylko nie potrafi i co najważniejsze nie chce tego pokazać wprost. Jesteś jedną z niewielu uczniów, których szczerze podziwia.

– Podziwia? Pani profesor, to chyba zbyt mocne słowo – odparła Cassandra, czując pieczenie na policzkach.

– Zbyt mocne? Jest w zupełności odpowiednie, biorąc pod uwagę fakt, jak wychwala twoje osiągnięcia w eliksirach.

– Na pewno mówimy o tym samym człowieku? – spytała Ślizgonka, nie dowierzając. – Zawsze miałam problem, by dostać u profesora Snape'a wybitny, mimo że moim zdaniem na niego zasługuję.

– Nie chce ci postawić, bo stale podnosi ci poprzeczkę.

– Ale taka strategia na dłuższą metę nie działa. Poprzeczkę trzeba podnosić, ale chęć polepszania swoich umiejętności także, a moje chęci zgasną, jeśli nie usłyszę choć jednego słowa uznania. – Skręciły w stronę zamku.

– To jest jedna z wielu rzeczy, które od lat próbuję bez skutku zmienić w Severusie. Ale i tak jesteś na wygranej pozycji, masz tajną broń, której ci nikt nie odbierze – wiedzę.

Minerwa mrugnęła porozumiewawczo do swojej uczennicy, a kiedy tylko dotarły do głównego korytarza, rozstały się, każda w swoją stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro