27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Po zjedzeniu kolacji Cassandra odłożyła tackę na stoliczek znajdujący się tuż obok łóżka, położyła się i zaraz po tym zasnęła. Gdy się obudziła leżała na plecach, dlatego też pierwsze promienie słońca wpadające przez okno, zagościły na jej twarzy. Dziewczyna zmrużyła oczy, a następnie podniosła się do pozycji siedzącej, by po chwili przetrzeć oczy. Zerknęła na wiszący nad drzwiami zegar ścienny, wskazujący godzinę siódmą.

– Czas się ubierać – mruknęła pod nosem, odczuwając lekki smutek z powodu nadchodzącego odjazdu przyjaciółek.
Ślizgonka wyskoczyła z łóżka, stając na chłodnej posadzce i podreptała do krzesełka, na którym znajdowały się jej czyste ubrania, które natychmiast na siebie włożyła. Gdy tylko skończyła usłyszała zbliżające się kroki, a po chwili szczęk otwieranego zamka.

– Dzień dobry – przywitała się z wchodzącą pielęgniarką.

– Dzień dobry, jak się dziś czujesz? – Wyśmienicie, bardzo pani dziękuję.

– Nie masz za co, drogie dziecko. – Uśmiechnęła się ciepło, a Cassandra odpowiedziała tym samym. – Jeśli na pewno nie odczuwasz żadnych zawrotów głowy i wszystko jest w porządku, to śmiało możesz schodzić na śniadanie.

– Miałam właśnie taki zamiar – oznajmiła, podchodząc do drzwi. – Jeszcze raz dziękuję za wszystko.

– Drobiazg.

– Do widzenia – powiedziała Cassandra przez ramię i zbiegła po schodach, kierując się wprost do Wielkiej Sali.

Po drodze na śniadanie Cassandra minęła kilka zrobionych przez nią posągów, które w wyjątkowo niespodziewanym momencie jej zasalutowały. Za pierwszym razem dziewczyna wystraszyła się, dodatkowo zwiększając swój niepokój myślami o skutkach ubocznych leczenia rany, jednak gdy sytuacja powtórzyła się, znacznie się uspokoiła. Po wejściu do Wielkiej Sali spostrzegła profesor McGonagall, która także zwróciła na nią uwagę i nakazała ruchem ręki, by Ślizgonka do niej podeszła. Cassandra minęła swoje standardowe miejsce przy pojedynczym stole, jaki umieszczono na czas wakacji, po czym przeszła kilka metrów, podchodząc do opiekunki Gryffindoru.

– Dzień dobry. – Cassandra pochyliła się lekko, spoglądając w oczy pani McGonagall.

– Dzień dobry, moja droga.

Minerwa uśmiechnęła się do Ślizgonki, a następnie przyciągnęła ją do siebie, robiąc dzióbek.


Cassandra otworzyła gwałtownie oczy, które z trudem przyzwyczajały się do ciemności, panującej w skrzydle szpitalnym.

"Co za poryty sen" – pomyślała, przekręcając się na drugi bok.

– Merlinie! – krzyknęła, podrywając się do pozycji siedzącej.

– Jonkins, nie wiem kto z naszej dwójki prędzej zejdzie na zawał – warknął Snape.

– Wystraszył mnie pan, jak nie wiem co. Czemu pan tu jest? – spytała, zawijając się kołdrą w naleśnika.

– Poppy prosiła mnie, bym do ciebie zaglądał.

– Czemu?

– Musisz zadawać tyle pytań? – syknął niezadowolony.

– Kto pyta nie błądzi, panie profesorze – odparła zadowolona, wiercąc się na łóżku.

– Co ty robisz?

– Burito – parsknęła, układając głowę wygodnie na poduszce. – Nie spał pan tak nigdy?

– Nie i nie mam zamiaru.

– Nie ma pan pojęcia, co pan traci.

– Zapewne. – Rzucił jej zniesmaczone spojrzenie.

Nastała chwila ciszy, przez którą siedzący na krześle Severus obserwował Ślizgonkę. Cassandra nie mogła znieść napięcia, jakie odczuwała przez jego wzrok, dlatego zaczęła:

– Wie pan, że to trochę niekomfortowe?

– Dla mnie nie – odparł, wzruszając ramionami.

– Dla mnie tak.

Kiedy nic nie odpowiedział, westchnęła i ponownie podjęła:

– Miał mi pan powiedzieć, czemu pan mnie pilnuje.

Snape wywrócił oczami, założył nogę na nogę i odparł swoim zwyczajnym, beznamiętnym tonem:

– Poppy musiała udać się do Świętego Munga, a nie chciała zostawiać cię bez opieki i słusznie, bo w nocy musiałem ci coś podać.

– Aż dziwne, że się obudziłam. – Zrobiła zszokowaną minę, rozszerzając oczy.

– Taaak, też żałuję – odparł, a Cassandra rzuciła mu zażenowane spojrzenie.

– Nie chce się panu spać? – spytała, patrząc na niego badawczo.

– Czy to propozycja? – zapytał, spoglądając na nią wzrokiem, od którego jej bicie serca gwałtownie przyspieszyło.

Cassandra wydała z siebie dziwny dźwięk i schowała głowę w poduszce, a Snape zaśmiał się, wprawiając dziewczynę jednocześnie w zszokowanie. Po kilku sekundach poderwała głowę, zaczerpując powietrza i powiedziała szczerze:

– Bardzo ładnie się pan śmieje.

Severus, jak się tego spodziewała, natychmiast spoważniał i spojrzał na nią spode łba.

– No co? – mruknęła pod nosem, marszcząc brwi. – Nic nie mogę powiedzieć.

– Możesz – westchnął. – Ale nie powinnaś mówić takich rzeczy. Po prostu takie są zasady.

– Jakie zasady? – spytała, dziwiąc się nagłemu przypływowi odwagi.

– Etyki nauczycielskiej.

Cassandra chciała coś powiedzieć, jednak Severus zrobił ostrzegawczy ruch ręką i odrzekł:

– Oboje wiemy, jaki to ma kontekst.

Po chwili ciszy, Cassandra zdobyła się na jeszcze więcej odwagi i powiedziała:

– Nic na to nie poradzę, to nie jest moja wina.

– A moja?

– Niczyja – odpowiedziała ze smutkiem w głosie. – Po prostu tak jest i już, nie mogę tego kontrolować. – Odczuła bolesny ścisk w gardle, dlatego zrobiła długą pauzę. – Nie da się, a przynajmniej ja nie potrafię.

Cassandra przekręciła się na plecy i z takim samym uczuciem goryczy, cichym i słabym głosem, oznajmiła:

– Oddałabym za pana życie. Mówię zupełnie poważnie. – Wpatrzyła się w sufit, modląc by nie zobaczył spływającej po jej lewym policzku łzy.

– Jonkins... – mruknął, opierając się o swoje nogi. – Moje życie nie jest warte twojego poświęcenia.

– Dla mnie jest. – Spojrzała na niego przeszklonymi oczami. – Jest tak samo warte, jak każde inne.

– To życie głupiego chłopaka, który wybrał nieodpowiednią ścieżkę i przez stanowczo za długi czas nią kroczył – odrzekł, kładąc jeden łokieć na łóżku, nieopodal dziewczyny.

Severus zbliżył swoją dużą, przyjemnie szorstką dłoń do policzka dziewczyny, a następnie otarł spływającą po nim łzę z niewiarygodną delikatnością, zupełnie jakby młoda kobieta była kruchym i delikatnym kawałkiem porcelany.

– Ale zawrócił z tej ścieżki i się zmienił – szepnęła Cassandra, unikając kontaktu wzrokowego z nauczycielem.

Emocje uczennicy dały za wygraną i pomimo tego, że starała się wyjść z twarzą w zaistniałej sytuacji, łzy nadal znajdywały ujście z powiek, a większość z nich po oderwaniu się od skóry znikała w głębi materiału pościeli. Severus przesunął swoją rękę z policzka dziewczyny, w miejsce, gdzie znajdowałby się jej pas gdyby nie był ukryty pod warstwą kołdry, a następnie przysunął ją do siebie. Cassandra wysunęła swoje ręce spod kołdry i chętnie objęła mistrza eliksirów, wiedząc, że chwile takiej czułości są u niego tak rzadkie, jak znalezienie czterolistnej koniczyny.

Nie wiedziała, jak długo ją obejmował, ale kiedy obudziła się rano, nie pamiętała momentu, w którym Severus odszedł, co oznaczało, że pozwolił jej zasnąć w jego objęciach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro