28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Cassandra szybko wstała z łóżka i przebrała się w wyprane, świeżo pachnące ubranie. Szpitalną piżamę złożyła w kostkę, a łóżko zaścieliła. Gdy przechodziła obok gabinetu pani Pomfrey, zobaczyła, że pielęgniarka jeszcze nie wróciła. Otworzyła drzwi prowadzące do środka niewielkiego pomieszczenia, w którym większość miejsca zajmowało dębowe biurko, a także duży regał z szufladami, gdzie zapewne znajdowały się wszystkie niezbędne do funkcjonowania szpitala przedmioty. Cassandra spostrzegła pióro oraz plik małych, niezapisanych karteczek. Oderwała jedną z nich i starannie, starając się o jak największą czytelność, napisała: "Bardzo pani dziękuję za wspaniałą opiekę". Po chwili namysłu namazała małe serduszko i uśmieszek, a następnie opuściła skrzydło szpitalne.

Młoda kobieta pospiesznie zbiegała po schodach, rzucając zadowolone spojrzenia na dumnie stojące na piedestałach zbroje jej własnej roboty. Kiedy dotarła do Wielkiej Sali, większość osób już zasiadała przy swoich stołach. Spojrzała w kierunku swoich przyjaciółek, do których szeroko się uśmiechnęła, a potem zerknęła w stronę profesora Snape'a. Utrzymywał kontakt wzrokowy z rozmawiającą z nim Minerwą.

– Jak się czujesz? – zapytały Anwey i Scarlett, kiedy Cassandra usiadła przy stole.

– Cudownie, jak nowo narodzona – odparła. – Naprawdę cały zamek jest już odbudowany?

– Calutki – odpowiedziała radośnie Scarlett.

– Jak to szybko zleciało – mruknęła Ślizgonka, nalewając sobie mleka z dzbanka, by następnie sięgnąć po płatki śniadaniowe.

– Prawda? – dodała Anwey. – Aż wydaje się nieprawdopodobne.

– Tak samo jak to, że wczoraj zasnęłam w objęciach tego tam – oznajmiła Cassandra, zerkając w stronę Severusa, przysłuchującego się rozmowie profesor McGonagall z Pomoną Sprout.

Scarlett zrobiła wielkie oczy i rozchyliła usta, podobnie jak Anwey, jednak w obu przypadkach zdziwienie niemalże natychmiast przerodziło się w nieskazitelnie czystą radość.

– Jak to się stało? – spytały, szczerząc się do siebie i przyjaciółki.

– Nie było pani Pomfrey, a podobno wymagałam w nocy opieki...

– Jak to brzmi, haha! – wtrąciła Scarlett, chichocząc cicho, na co Cassandra rzuciła jej rozbawione spojrzenie.

– Kontynuując, wymagałam opieki, bo coś tam mi temperatura skoczyła czy coś i musiał mi coś podać, ale sęk w tym, że w pewnym momencie się obudziłam i go zobaczyłam, a jak się domyślacie wcale się tego nie spodziewałam, dlatego jak już się odwróciłam w jego stronę, to się bardzo wystraszyłam. Nawet chyba krzyknęłam w tamtym momencie – zaśmiała się, podobnie jak przyjaciółki, starające sobie wyobrazić całe zajście. – Na co oczywiście rzucił jakąś uwagą, a potem... – Spoważniała. – ...zeszło jakoś na ten temat. – Spojrzała znacząco na swoje przyjaciółki. – Popłakałam się, ale mnie przytulił i tak zasnęłam.

– Ooo – mruknęła Anwey, a jej ton wskazywał na rozczulenie. – Jakie urocze.

– I niespodziewane – dodała Scarlett.

– Tak, też byłam w szoku, ale powiem wam, że nawet gdyby mnie nie przytulił, to byłabym bardzo zadowolona – przyznała Cassandra.

– A czemu? – zapytała Scarlett, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę mistrza eliksirów.

– Bo wreszcie powiedziałam to, co naprawdę czuje i to bez wpływu veritaserum. Powiedziałam to po prostu ja i dokładnie tak, jak o tym myślę. Wyznałam, że mogłabym oddać za niego życie.

Przyjaciółki patrzyły na poważną Cassandrę, będąc blisko wzruszenia. Było wiadome, że młoda kobieta doskonale zdaje sobie sprawę z powagi swoich słów i to co mówi, jest zupełnie szczere. Ślizgonka spojrzała na siedzącego po drugiej stronie stołu Severusa, próbując spełnić swoją podświadomą potrzebę upewnienia się co do jego obecności.

Minuty mijały szybko. Trzy przyjaciółki toczyły energiczną rozmowę, ciesząc się ostatnimi chwilami swego wspólnego towarzystwa. Gdy przyszedł czas ich odjazdu Cassandra nieco posmutniała, jednak zapewnienia Ślizgonek o tym, że będą do niej pisać przez resztę wakacji, bardzo podniosły ją na duchu. Anwey zaproponowała także, iż być może się spotkają.

– Trzymajcie się – pożegnała Cassandra, stojąc u szczytu schodów, leżących u stóp głównych wrót Hogwartu.

– I ty też, nie szalej tam – puściła jej oczko Anwey.

Scarlett odwróciła się i z głupkowatym uśmiechem dodała:

– A jeśli już, to pamiętaj by się zabezpieczyć.

– Głupek – mruknęła radośnie Cassandra, pukając się w głowę.

Scarlett pokazała jej język, a zaraz po tym uśmiechnęła się życzliwie i pomachała przyjaciółce.

– Pa.

Cassandra odmachała, patrząc jak jej przyjaciółki wraz z innymi uczniami ostatniego roku robią się coraz to mniejsi, aż w końcu jedyne co widziała, to buchające kłęby pary, unoszące się nieco ponad lasem. Po kilku minutach, czując ostry powiew letniego wiatru, schowała się do zamku i odruchowo skierowała się w stronę podziemi. Tam, dotarłszy do pokoju wspólnego, sięgnęła po leżący na stoliku szkicownik i postanowiła kontynuować swój projekt, o którym myślała już od bardzo dawna – siodło dla testrali.

Młoda kobieta z pokoju Slytherinu wyszła dopiero w porze obiadowej, odczuwając dokuczliwy głód oraz pragnienie, które nie pozwoliło jej się skupić na rysowaniu. W ciszy wspinała się po schodach, rozmyślając o zdarzeniach dnia wczorajszego, czy też mówiąc precyzyjniej, dzisiejszej nocy. Pomimo przykrego początku, sytuacja przybrała bardzo pozytywny kształt, który wydawał jej się bardzo nieprawdopodobny. Gdyby kilka dni wcześniej, ktoś z przyszłości podszedł do Cassandry i opowiedział jej o tym, co ją czeka w skrzydle szpitalnym, do którego trafi tuż po nieszczęśliwym wypadku, zapewne wyśmiałaby go w twarz, dodając, że ten obcy przybysz musiał pomylić osoby – Severus Snape przecież nie okazuje swoich uczuć, a tym bardziej w stosunku do swoich uczennic! Teraz jednak, gdy Cassandra poznała inną stronę mężczyzny, do tej pory głęboko ukrytą pod maską obojętności, zaczęła rozmyślać nad pewnymi kwestiami.

"Przytulił mnie tylko dlatego, że zaczęłam ryczeć?" – pytała samą siebie, ostrożnie stępując po właściwych schodkach. "A może to co mówiła profesor McGonagall ma jakieś faktyczne uzasadnienie?" – zastanowiła się, jednak parsknęła, uświadamiając sobie, jak głupie są jej insynuacje.

W tym samym czasie, do Wielkiej Sali zmierzała właśnie Minerwa, rozmyślając nad swego rodzaju planem. Dzięki jej doskonałej znajomości zamku, którą nigdy się nie chwaliła, zdołała zaskoczyć wczoraj Severusa, wychodzącego ze skrzydła szpitalnego, od którego podstępem dowiedziała się wszystkiego. Teraz, gdy wreszcie w zamku pozostało mniej niż dziesięć osób, Minerwa mogła bez obaw zacząć wdrażać swój niecny plan, powstały w jej głowie już jakiś czas temu, kiedy to starsza, doświadczona kobieta, zauważyła wyjątkowo dużą sympatię Cassandry w stosunku do Severusa.

Choć większość osób na tym świecie była przeciwna związkom z tak dużą różnicą wiekową, profesor McGonagall uważała, że miłości nie powinno rozpatrywać się w kwestii wieku obu stron, a w kwestii ich dojrzałości i tego, czy będą ze sobą szczęśliwi.

– A w tym wypadku... – Uśmiechnęła się półgębkiem – ...na pewno tak będzie.

Po obiedzie Ślizgonka natknęła się na nauczycielkę transmutacji, którą zapytała o zaklęcie, mogące stworzyć przedmiot, o jakim czarodziej myśli i ma jego bardzo szczegółowy obraz lub czy przynajmniej istnieje czar, będący w stanie dostarczyć jej niezbędnych materiałów, do realizacji jej projektu. Młoda kobieta na oba pytania uzyskała odpowiedzi twierdzące (co prawda pod kilkoma warunkami), które niesamowicie podbudowały ją na duchu i zachęciły do dalszych działań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro