29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Przez kilka kolejnych dni nie wydarzyło się nic szczególnego, jeśli można w ten sposób nazwać krótkie, prywatne lekcje prowadzone przez profesor McGonagall, na których opiekunka Gryffindoru uczyła Ślizgonkę pewnego bardzo specyficznego zaklęcia – Cogitato creatura. Kiedy młoda kobieta opanowała zaklęcie w stopniu perfekcyjnym, czego zawsze wymagała Minerwa, nauczycielka pozwoliła jej na korzystanie z niego w celu realizacji swojego projektu. Cassandra natychmiast po obiedzie tego samego dnia zabrała się do pracy, robiąc w pokoju wspólnym coś na kształt małego warsztatu. Poprzesuwała kilka mebli, żeby zyskać większe pole do manewru oraz przede wszystkim większą wygodę pracy, a następnie zaczęła przekształcać różne, niepotrzebne jej rzeczy w niezbędne materiały, a także w bazę – zwykłe siodło – na którym w najbliższym czasie miała pracować, wprowadzając poprawki, a także zdobienia. Wszystko zostało starannie przez nią zaplanowane, rozrysowane i wymierzone, a każde, nawet najdrobniejsze informacje zapisane były na jednej karcie w szkicowniku.

Młoda kobieta zdecydowała się nie wychodzić tego dnia na kolację, walcząc ze swoją potrzebą spotkania Severusa, dlatego też zrobiła sobie małe zapasy jedzenia, mające zastąpić jej ostatni posiłek dnia.

Kiedy Cassandra zdecydowała się wyjść z dormitorium, poganiana koniecznością zaspokojenia potrzeb fizjologicznych, było już po godzinie dwudziestej drugiej. W ostatniej chwili, będąc tuż przy ukrytym wejściu, zawróciła z myślą, że przy okazji weźmie prysznic, przez co musiała zabrać swój ręcznik i czystą piżamę. Z lekkim niepokojem, spowodowanym możliwością spotkania woźnego Filcha lub jego kotki, Ślizgonka wypowiedziała zaklęcie Lumos oświetlając sobie drogę na drugie piętro.

"Kto wymyślił, żeby łazienka była tak wysoko?" – pomyślała, udając się do sekretnego przejścia prowadzącego z parteru na drugie piętro. – "Jakby nie można było zrobić kilku łazienek, zamiast na przykład jakichś dziwnych wnęk w ścianach... Może kiedyś były tam cele więzienne, gdzie taki przodek Filcha więził biednych uczniów?" – Zaśmiała się na tę myśl i chwilę po tym spoważniała, uświadamiając sobie jakie wrażenie dla osoby postronnej mogła wzbudzić idąca samotnie dziewczyna, śmiejąca się na głos.

Wspięła się po ostatnich schodkach przejścia i ostrożnie odsunęła długą, czerwoną zasłonę, a następnie wyszła na korytarz i skręciła w prawo, kierując się do łazienki. Po kilku minutach już wchodziła pod prysznic, pozwalając, by chłodna woda obmywała jej ciało.

W pewnym momencie, w trakcie nakładania odżywki na umyte włosy, usłyszała dziwny odgłos, dochodzący z rur. Cassandra zatrzymała swoje dłonie na końcówkach włosów, po czym ostrożnie wysunęła głowę zza prysznicowej zasłony, rozglądając się z lekkim niepokojem. Gdy nie usłyszała niczego, co mogłoby wzbudzić jakieś podejrzenia, schowała się znów do kabiny, po czym nałożyła na swoje ciało pięknie pachnący, kokosowy płyn, który następnie spłukała wraz z odżywką.

Gdy wychodziła, ścisnęła mocno swoje włosy, chcąc by zostało w nich jak najmniej wody, po czym wytarła się ręcznikiem, a drugi założyła na głowę. Podeszła do umywalki, chcąc umyć zęby, jednocześnie patrząc w lustro na swoje odbicie.

Były momenty, w których Cassandra stwierdzała, iż nie wygląda wcale tak źle, jednak innym razem miała urazę do swojego ojca, że za jego sprawą otrzymała tę wadliwą pulę genów. Najbardziej nie lubiła w sobie górnej szczęki, która była nieco bardziej wysunięta od dolnej oraz tego, że nie urodziła się z czarnymi włosami, które tak bardzo kochała. Na szczęście ten problem rozwiązać mogło zaklęcie transmutacyjne.

Kiedy skończyła myć zęby i otarła usta ręcznikiem, usłyszała rozeźlony, stłumiony przez rury krzyk jakiegoś mężczyzny. Cassandra zamarła, nasłuchując.

– Zdrajca! – usłyszała wrzask, stłumiony przez niewielkie wibracje kanalizacji.

Przez kilka następnych minut panowała zupełna cisza, napawająca Ślizgonkę niepokojem. Pospiesznie założyła piżamę i ściskając różdżkę, wyszła na korytarz, decydując się nie oświetlać sobie drogi. Podreptała cicho do najbliższego korytarza, by przylegając do ściany wyjrzeć zza rogu i rozejrzeć się na tyle, na ile pozwalała wszechobecna ciemność.

– Panno Jonkins... – usłyszała chwilę potem za swoimi plecami, a zaraz po tym błysnęło światło.

– Panie profesorze, dlaczego zawsze musi mnie pan tak straszyć?

– Dlaczego chodzisz tak późno po korytarzu? – spytał chłodno.

– Robiłam coś do w pół do dwunastej, a już prawie skończyłam, więc chciałam pójść się wykąpać... Słyszał to pan?

– Co takiego? – spytał, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem.

– Byłam w łazience i trzykrotnie usłyszałam jakiś krzyk. Najpierw nie zrozumiałam niczego, ale za trzecim razem...

Snape spojrzał na nią ponaglająco.

– Ktos krzyknął: "zdrajca" – dokończyła dramatycznym tonem.

– Jesteś pewna, że nie poślizgnęłaś się po wyjściu z wanny i nie uderzyłaś się w głowę?

Młoda kobieta założyła ręce i spojrzała na niego nieco urażona.

– Tak, jestem pewna.

Severus przyznał sobie w myślach, że uwielbia ją drażnić, głównie po to, by móc zobaczyć tę specyficzną minę.

– Poza tym, brałam prysznic i tam też się nie przewróciłam, panie profesorze – mruknęła, nadal zirytowana.

– Nie, nie słyszałem – odparł po dłuższej pauzie

Cassandra w ostatniej chwili ugryzła się w język, powstrzymując od uszczypliwego komentarza. Snape doskonale zauważył jej wyraz twarzy, na której błąkał się pełen dumy uśmieszek.

– Chcesz mi coś powiedzieć?

– Miałam zamiar.

– Chcesz mi rzucić wyzwanie?

– Jakie? – zdziwiła się, a on skinął głową, sygnalizując, by za nim poszła, samemu kierując się w stronę lochów.

– Pojedynek na słowa.

– A co będziemy wymyślać? Synonimy? – zażartowała.

– Jeśli tylko na tyle cię stać. – Wyraźnie się z nią drażnił, a Cassandra nie widząc zarzuconej na nią przynęty, przygryzła wargę idąc za nim i powiedziała:

– Chciałam wtedy powiedzieć, że to najwyższy czas, by umył pan uszy.

Severus uśmiechnął się przebiegle.

– Doskonale, panno Jonkins, zapraszam panią do mnie w każdą sobotę września.

– No chyba żart.

– Skoro tak ci zależy na moim towarzystwie, co powiesz na dwa miesiące?

– Nie, dziękuję – odparła, kłaniając się lekko.

– Oj, Jonkins... Wcale nie pytałem cię o zdanie. – Uniósł jeden kącik ust w górę, czerpiąc satysfakcję ze swej samczej dominacji.

– Nic nowego – mruknęła pod nosem, kiedy podeszli do jego gabinetu. – Dobranoc.

– Dobranoc, panno Jonkins – odparł, nim wszedł do gabinetu i zniknął w drzwiach.

Cassandra, będąc nieco podirytowana, ale i szczęśliwa, udała się do pokoju, gdzie po położeniu się do łóżka, natychmiast zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro