31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Dzień dobry, panie profesorze – przywitała się Cassandra, zsiadając z testrala.

Byli teraz sami, gdyż tuż przed przyjściem Severusa, Hagrid stwierdził, iż musi zrobić coś bardzo ważnego. Jego nagła wymówka i zniknięcie było bardzo podejrzane, jednak z drugiej strony było to na rękę młodej kobiecie. Cassandra spojrzała na swojego nauczyciela, mającego na sobie białą koszulę z luźnymi mankietami, w której wyglądał obłędnie, przygotowana na pytanie o zniknięcie Hagrida. Zamiast tego Severus stanął koło niej, uważnie i z podziwem w oczach oglądając każdy element dzieła Ślizgonki. Cassandra nawet na chwilę nie odwróciła wzroku, korzystając z tego, że mężczyzna jest zajęty, by nieco bliżej się mu przyjrzeć. Wrażenie, jakie na niej zrobił potęgował dodatkowo jego zapach, który bardzo dobrze czuła dzięki ciepłemu wietrzykowi, wiejącemu w jej stronę.

– Skąd je masz? – spytał, odwracając głowę w jej stronę, przez co dziewczyna zarumieniła się, przyłapana na studiowaniu jego sylwetki.

Na twarzy Severusa zagościł uśmiech pełen satysfakcji, a Cassandra spuściła nieco głowę, nagle interesując się strzemionami.

– Pracowałam nad tym ostatnie kilka dni. Musiałam się nauczyć jednego zaklęcia z transmutacji, by zyskać materiały i mieć na czym pracować.

Snape skinął głową.

– Taaak, Minerwa coś wspominała.

Cassandra zdziwiła się na tę uwagę, jednak jej myśli obecnie zajęte były czym innym.

– A nie chciałby pan może spróbować? – spytała nieśmiało, patrząc znacząco to na mistrza eliksirów, to na siodło.

Mężczyzna przeniósł na nią uważne spojrzenie, które przyspieszyło akcję jej serca.

– Może chciałbym, panno Jonkins – odparł dziwnym tonem, jakby wstydził się do tego przyznać.

Młoda kobieta skinęła głową, odwróciła się, a po chwili odeszła parę kroków i wskazała różdżką na sporych rozmiarów kamień, który przetransmutowała w drugie takie samo siodło, a kolejny w ogłowie. Złapała oporządzenie jeździeckie, odchylając się nieco do tyłu, ułatwiając sobie dźwiganie.

– Daj – mruknął Severus, przejmując od niej siodło.

Cassandra wzięła ogłowie i razem podeszli do kolejnego testrala.

– Tamten zniósł jazdę bardzo dobrze, zupełnie jakby się spodziewał, co go czeka, a przecież chyba nigdy nie były ujeżdżane.

– Nie byłbym tego taki pewien – odrzekł Snape, umiejscawiając siodło pomiędzy skrzydłami konia. – Salazar rzekomo posiadał niebywałe umiejętności jazdy konnej. Nie sądzę więc, by mógł się oprzeć jeździe, mając pod nosem bardzo duże stado testrali.

– Pewnie ma pan rację – oznajmiła, założywszy koniu ogłowie. – Teraz...

Uczennica chciała poluzować strzemiona, by Severus mógł wejść na konia, jednak odepchnął ją w nieco brutalny sposób, samemu zabierając się do pracy. Cassandra wzruszyła ramionami i wskoczyła na pierwszego testrala, klepiąc go przyjacielsko po szyi. Stuknęła go piętami w boki i ruszyła żwawym stępem przed siebie, co jakiś czas zerkając na Snape'a. Kiedy opiekun Slytherinu był gotowy do jazdy, w ciągu kilkudziesięciu sekund dogonił uczennicę, sprawiając, iż była pod wrażeniem jego ukrytych umiejętności. Któż wiedział, jakie asy chował jeszcze w swoim rękawie?

Jechali chwilę w milczeniu, zbliżając się nieco do zamku, z którego pospiesznie wyszła Minerwa McGonagall.

– Wielkie nieba, a więc to jest twój projekt! – zawołała, patrząc na Cassandrę, która posłała jej szczery uśmiech.

– Ukończony i działający dokładnie tak, jak miał działać, a to wszystko dzięki pani.

– Nie przesadzaj, nauczyłam cię jedynie jednego małego zaklęcia, reszta zasług przypisana jest tobie. Severusie, skorzystałeś z tej okazji, jak widzę?

– Nie mogłem się oprzeć – mruknął mężczyzna, a obie kobiety spojrzały na niego zdziwione. Zaraz po tym dał znak swemu wierzchowcowi, by ruszył spokojnie naprzód.

– Pan profesor ma dzisiaj bardzo dziwny nastrój – skomentowała Cassandra.

– To znaczy? – spytała z ciekawością Minerwa, podchodząc bliżej konia.

– Po raz pierwszy zobaczyłam go w bieli, to raz – odparła Ślizgonka, na co opiekunka Gryffindoru parsknęła.

– Racja, rzadki widok.

– A po drugie, pani profesor... to po prostu dziwny. Taki, taki... – Machała jedną dłonią, szukając odpowiedniego słowa. – Normalny.

Minerwa zaśmiała się, gdyż wydało się jej to bardzo komiczne.

– Naprawdę, pani profesor. Kto jak kto, ale pani doskonale wie, że Sev... to znaczy profesor Snape – poprawiła się pospiesznie – ma bardzo specyficzne usposobienie.

– Wiem co masz na myśli i nie potrafię odpowiedzieć czemu. Jednak tak zachowuje się odkąd spojrzał na ciebie podczas śniadania.

– Na mnie podczas śniadania? – powtórzyła Cassandra niczym echo. – Ale.. nie rozumiem.

– Myślę, że to ma związek z nazwą zespołu na twojej koszulce. Niejednokrotnie widziałam ją w kolekcji jego płyt.

– Profesor ma płyty Black Sabbath?! – pochyliła się w siodle, patrząc wytrzeszczonymi oczami na nauczycielkę transmutacji. – Nigdy ich nie widziałam, jest pani pewna?

Minerwa uśmiechnęła się szczerze, po czym odparła, zanim klepnęła testrala w zad, pospieszając go do kłusa:

– Sama go zapytaj.

Cassandra z mocno bijącym sercem dołączyła do Severusa, anglezując. Kiedy tylko znalazła się obok niego, zwolniła i zapytała, nadal nie dowierzając:

– Słucha pan Black Sabbath?

– Słucham wielu zespołów, panno Jonkins.

– Jakich na przykład? – ucieszyła się. Temat muzyki był jednym z jej ulubionych.

– Dlaczego miałbym ci o nich mówić? Pewnie nawet o nich nie słyszałaś, tak jak większość twoich rówieśników.

– Dlaczego wrzuca mnie pan z nimi do jednego worka? Dorastałam na muzyce rockowej i metalowej, słucham jej odkąd pamiętam.

Severus na krótką chwilę uniósł brwi do góry, jednak nie był to gest kpiny, jak to miał w zwyczaju pokazywać. Mężczyzna był pod niemałym wrażeniem.

– Muzyka to coś, w czym czarodzieje nigdy nie prześcigną mugoli. Moim zdaniem mugolska muzyka to taka namiastka naszego magicznego świata – oznajmiła, patrząc ponad Zakazanym Lasem. – Nasza muzyka rockowa to żart. Fatalne Jędze mają może ze dwa dobre kawałki, reszta to próba podrobienia tego, co już dawno nagrali mugole.

Cassandra bardzo dużo serca wkładała w samą rozmowę o muzyce, jednak nie widząc jakichkolwiek reakcji swego rozmówcy, umilkła. Severus zawrócił konia, zajeżdżając jej drogę, przez co zatrzymała swego wierzchowca.

– Jonkins, popraw swoje prawe strzemię. – Snape wskazał ręką na jej stopę.

– A co z nim nie tak? – spytała dziewczyna, wypuszczając z dłoni wodze, by złapać się siodła i pochylić w stronę swojej stopy. – Zakręciło się? Nie, wszystko jest w porządku.

Severus zatrzymał konia tuż obok niej, a kiedy ona wyprostowała się w siodle, dosłownie stykali się biodrami. Cassandra chciała coś powiedzieć, jednak nie zdążyła nawet mrugnąć, gdyż od razu po powrocie do poprzedniej pozycji Severus złapał za jej wodze, drugą dłoń przesunął po prawej stronie jej szyi, a tuż po tym zacisnął pięść w jej długich włosach, odchylając jej głowę nieco do tyłu. Młoda kobieta mimowolnie spojrzała w słońce, odruchowo zamykając powieki, co natychmiast wykorzystał Snape, pochylając się do pocałunku. Początkowo złączył ich usta delikatnie, zupełnie jakby chciał wybadać do czego może się posunąć, jednak gdy nie odebrał żadnych negatywnych sygnałów przechylił nieco głowę, umożliwiając sobie większe pole do manewru. Cassandra miała wrażenie, że czas stanął, a niesamowite uczucie, którego dotąd nigdy nie zaznała, sprawiło, iż miała wrażenie, że jej klatka piersiowa zaraz rozsadzi się od środka. Brzmi to może niezbyt zachęcająco, jednak było to niesłychanie miłe uczucie. Oddawała każdy jego pocałunek, jednocześnie nie chcąc, by kiedykolwiek się skończył. Młoda kobieta położyła obie dłonie na jego męskich ramionach, wpijając w nie swoje palce, na co Severus zareagował cichym pomrukiem i delikatnie przygryzł jej wargę, by następnie wyprostować się w siodle.

Policzki Cassandry nabrały bardzo przyjemnego dla oka koloru, a oczy Severusa rozbłysły blaskiem, który widziała u niego tylko kilkukrotnie, do tej pory nie potrafiąc go zidentyfikować. Próbowała uspokoić oddech, jednak sposób, w jaki na nią patrzył wcale jej nie pomagał.

– To było... – odezwała się w końcu, przymykając oczy i przygryzając dolną wargę – niesamowite i niespodziewane.

Severus parsknął, odwracając wzrok, a Cassandra złapała za kołnierz jego koszuli, przyciągając go do kolejnego pocałunku, który przyjął z ochotą. Po chwili jednak oddaliła się, czując potrzebę uspokojenia swego rozszalałego serca. Mistrz eliksirów patrzył za odjeżdżającą na testralu pełnoletnią uczennicą, z którą chwilę temu całował się w sposób, którego nie można było określić jako delikatny czy niepewny. Siedział tak chwilę bez ruchu, a następnie poprawił swoją koszulę i, z uśmiechem samozadowolenia, pospieszył konia w stronę chatki Hagrida, dokąd zmierzała Cassandra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro