36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Dni gnały w zastraszająco szybkim tempie. Nim uczniowie Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart zdołali mrugnąć, nastał jeden z najmniej przyjemnych pod względem pogody miesięcy – październik. Jak się okazało, wrześniowa nauka była niczym w porównaniu do tej październikowej. Ów miesiąc charakteryzował się niezwykle dużą ilością sprawdzianów opierających się na wiedzy, którą uczniowie zdobywali na bieżąco, a także niezliczonymi testami, mającymi sprawdzić znajomość zagadnień z lat ubiegłych. Trójka przyjaciółek ze Slytherinu miała już za sobą dwa poważne testy – z obrony przed czarną magią oraz transmutacji. Jedynie Scarlett miała na swoim koncie kolejny, trzeci, z numerologii. Z ich ożywionej dyskusji, którą prowadziły któregoś wieczoru przy kolacji, wynikało, iż Scarlett ma już wszystko zaliczone, natomiast Anwey i Cassandra mają przed sobą jedynie sprawdzian z eliksirów. Był to nieco pocieszający fakt, jednak świadomość tego, że jest to praktycznie końcówka października nie podbudowywała na duchu, gdyż kolejny miesiąc oznaczał kolejne testy. Do tej pory Anwey zdołała zgarnąć dwa Wybitne z obrony przed czarną magią oraz kolejne dwa Powyżej Oczekiwań; Scarlett zapracowała na jeden Wybitny z wyjątkowo trudnego zagadnienia z transmutacji, a także na dwa Powyżej Oczekiwań i nieszczęsny Zadowalający zdobyty ze sprawdzianu. Cassandra natomiast mogła się pochwalić dwoma Wybitnymi i jednym Trollem, którego do tej pory nie potrafiła sobie wybaczyć. Od początku pierwszej klasy w tej znakomitej szkole zainteresowania dziewczyn nie uległy zmianom, dlatego też każda z nich starała się stale szlifować umiejętności ze swych ulubionych przedmiotów – które na podstawie zdobytych ocen nie trudno było rozpoznać.
21 października tuż po śniadaniu Cassandra wraz z Anwey zmierzały w stronę lochów, oczekując sygnału rozpoczynającego zajęcia, a także zjawienia się nauczyciela. Po chwili jednak Severus otworzył drzwi od środka, zapraszając uczennicę do klasy. Dziewczyny zajęły swoje miejsca.
– Możecie przypomnieć sobie materiał do czasu dzwonka. Powiedziałbym, że jest to nawet wskazane – mruknął Snape, mijając Ślizgonki, by zasiąść za swym hebanowym biurkiem.
Anwey otworzyła podręcznik i szybko śledziła tekst wertowanych przez siebie stron.
– Czy nie wyraziłem się jasno, panno Jonkins? – spytał chłodno Snape, patrząc wymownie na Cassandrę.
– Bardzo jasno, panie profesorze. Po prostu, że tak to określę, czuję się na siłach i nie ma potrzeby, bym zaglądała do podręcznika.
– Ile mamy czasu do dzwonka? – zapytał Severus, nie spuszczając Cassandry z oka.
– Jakieś dwie minuty – odparła Anwey znad podręcznika.
– Rzucam ci wyzwanie, Jonkins – oznajmił Snape.
– Jakie? – zdziwiła się.
– Mini teścik twojej wiedzy – powiedział niskim głosem.
– Jak to kiedyś mówiono, podnoszę rękawicę – rzekła Ślizgonka, zerknąwszy kątem oka na swoją przyjaciółkę.
– Pamiętaj o naszej rozmowie, Jonkins. W twojej sytuacji liczy się każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Podaj zastosowanie bezoaru.
– Jest to najsilniejsze antidotum na trucizny.
– Główny składnik Felix Felicis.
– No... – Zmarszczyła brwi. – Nie ma głównego. Każdy jest tak samo ważny i nie mógłby być czymkolwiek zastąpiony, dlatego rozpatruje się to ilościowo. A jeśli chodzi o to, to największy procent eliksiru stanowi nalewka z tymianku i jajka popiełka, jeżeli brać pod uwagę ich wielkość.
Trójka siedząca w klasie usłyszała stłumiony przez grube mury zamku dźwięk bicia dzwonu, po którym uczniowie licznie weszli do klasy, by zająć swoje miejsca. Cassandra spojrzała przelotnie na wchodzących, a następnie zwróciła wzrok w stronę Severusa, uśmiechającego się przebiegle. Coś w jej wnętrzu podpowiadało, że to wcale nie koniec jego wyzwania.
– Tak jak zapowiedziałem na początku miesiąca, dziś piszecie test ze wszystkich poprzednich klas. Jeśli ktokolwiek z was posunie się do takiej bezczelności, by nie napisać odpowiedzi do przynajmniej połowy poleceń, może się spodziewać natychmiastowego zakończenia swojej kariery.
Dla Cassandry sprawdzian nie był trudny, choć nad niektórymi poleceniami musiała się dokładnie zastanowić, by nie zrobić jakiegoś banalnego błędu, który mógłby przekreślić jej szansę na staż u mistrza eliksirów. Rzadko zdarzało jej się być tak pewną siebie, jak dziś przed lekcją, ale młoda kobieta przyznała sobie w duchu, że przygotowała się do niego bardzo skrupulatnie, dlatego też uważała, iż nie powinna mieć problemu z napisaniem go w całości. Po dwugodzinnych zajęciach przyszła pora na przerwę obiadową, która w przypadku trójki przyjaciółek oficjalnie kończyła dzień szkolny. Po spożyciu ciepłego i pysznego posiłku, podczas którego jak zwykle Anwey, Cassandra i Scarlett prowadziły ożywioną rozmowę na tematy zarówno szkolne, jak i prywatne, zjawił się Dracon. Chłopak był nieco spóźniony, gdyż postanowił wymknąć się na spacer po zmarzniętych błoniach, dlatego też kiedy przyszedł połowa Wielkiej Sali była już pusta. Draco dosiadł się do trójki swoich przyjaciółek, które postanowiły dotrzymać mu towarzystwa przy stole.
Późnym wieczorem, kiedy ponad połowa szkoły przesiadywała w swoich dormitoriach, Cassandrze doskwierała bezsenność, przez którą postanowiła wybrać się do biblioteki. Ostrożnie, bez użycia zaklęcia lumos wślizgnęła się do środka, z zamiarem wypatrzenia sobie jakiejś ciekawej lektury. Żałowała, że nie zrobiła tego za dnia, w sposób można powiedzieć "legalny", jednak nie przepadała za panią od biblioteki i zdawała sobie z tego sprawę, iż jest to uczucie odwzajemnione. Chodziła cicho pomiędzy regałami, wypatrując sekcji z najwybitniejszymi dziełami, mając nadzieję, że znajdzie książkę, którą zawsze chciała przeczytać. Niestety fakt, iż było to dzieło mugolskiego autora automatycznie wykluczyło możliwość, by taka lektura mogła znaleźć się w bibliotece Hogwartu.

– Nadzieja matką głupich – mruknęła pod nosem, gasząc swoją różdżkę. 

 – Dokładnie, Jonkins. – Inne światło natychmiast rozbłysło. – Wytłumacz mi, czemu zawsze muszę na ciebie natrafiać? A co ważniejsze, czemu chodzisz po szkole w nocy?

 – Jest koło jedenastej, panie profesorze. To jeszcze nie tak późno – odparła, po raz kolejny robiąc sobie nadzieję, że mały wybryk ujdzie jej płazem. – Nie mogę spać. 

 – I upoważnia cię to do chodzenia po zamku? – spytał, unosząc jedną brew i opuszczając nieco różdżkę, która raziła ją w oczy.

 – Zapewne nie. 

 – Słuszne spostrzeżenie – oznajmił chłodno, a ona odwróciła wzrok. Wsunęła dłonie w kieszeń, która znajdowała się z przodu bluzy bez suwaka, a następnie wyjęła ręce, uświadamiając sobie, iż Severus może to odebrać (jak większość osób w jego wieku) za znak ignorancji. Odczuwała lekki dyskomfort, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie co zdarzyło się podczas ich jazdy na testralach. Snape w tamtym momencie, a Snape w czasie roku szkolnego, nawet wtedy, gdy byli sami, sprawiał wrażenie dwóch zupełnie innych osób.

 – Czemu pan tak robi? – zapytała smutnym tonem. Severus zgasił różdżkę, pozwalając, by księżyc w pełni, zaglądający przez okna znajdujące się ponad ich głowami, był jedynym źródłem światła.

 – Jak? – spytał beznamiętnie.

 – Dokładnie tak, jak w tej chwili – odrzekła, ściągając brwi. 

 – Jonkins, coś ty sobie wymyśliła... – Ucisnął jedną dłonią swoje skronie. – Powiedz konkretnie o co ci chodzi, to może zastanowię się nad odpowiedzią.

 Cassandra wpatrzyła się w jedną z setek książek, po czym oznajmiła: – Zresztą nieważne.

 Ślizgonka, unikając wzroku swego opiekuna, minęła go z zamiarem opuszczenia biblioteki, jednak ten w porę złapał za jej kaptur i pociągnął w swoją stronę.

 – Odpowiedz – rozkazał cichym i niebezpiecznym głosem.

 – Chce pan tego? Dobrze, powiem. Czuję się, jak śmieć. Najpierw mnie pan nie docenia, nawet wtedy, kiedy uratowałam pana od śmierci. Później wysłuchuję jakichś głupich, cynicznych uwag o swojej osobie, a potem co? Potem się całujemy, panie profesorze – dodała ze złością, chociaż w jej głosie przeważała nuta bezsilności. – I nawet nie zdaje sobie PAN sprawy z tego, jakie to dziwne uczucie, mówić tak do kogoś, kiedy nikogo nie ma w promieniu stu metrów, a z którym... – Milcz. – Zakrył jej usta dłonią, opierając ją o regał. – Właśnie mi uświadomiłaś, że jesteś niedojrzała uczuciowo.

 – Ja? – spytała, lecz jej słowa zostały stłumione ręką.

 – Tak, ty. A ja popełniłem bardzo duży błąd. Cassandra wyszarpała się z jego uścisku, jednak nie zdołała się uwolnić od tego, który coraz bardziej rósł jej w gardle.

 – Spełnienie moich najskrytszych marzeń nazywa pan błędem? – spytała słabym tonem, a łzy błąkające się w kącikach jej oczu rozbłysły w mroku. – Czy pan naprawdę nie rozumie, że moja miłość jest zupełnie szczera, bezinteresowna i prawdziwa?

 – Do miłości nie da się zmusić, panno Jonkins.

 – To po co to wszystko? – zapytała, ocierając ze złością kolejną łzę, spływającą w dół jej policzka.

 – Po co... Po co dałeś mi nadzieję?

 Severus odsunął się w milczeniu.

 – To jest jeszcze gorsze, niż powiedzenie wprost osobie kochającą cię ponad swoje życie, żeby spadała, bo nie jesteś nią absolutnie zainteresowany. Mężczyzna odwrócił głowę, a kiedy wreszcie przełamał ciszę, ton jego głosu nie miał w sobie żadnej nuty, która mogłaby świadczyć o tym, iż reakcja Cassandry zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie: 

 – Od jutra rozpoczyna pani szlaban za błąkanie się po szkole w godzinach nocnych. Punkt 19:00 i ani minuty spóźnienia. Chwilę później młoda kobieta stała sama przy regale w dziale przydatnych zaklęć do użytku domowego, czując ogromną rozpacz oraz zawód. Kiedy wróciła do dormitorium jej przyjaciółki od razu okazały jej niezbędne wsparcie, co skończyło się tym, iż cała trójka zasnęła w swoich ubraniach na jednym łóżku, należącym do Scarlett.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro