44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od początku drugiego półrocza głównym tematem każdej lekcji prowadzonej w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart były owutemy. Nie było takiego dnia, kiedy Cassandra nie usłyszałaby tego słowa czy to z ust poddenerwowanych uczniów (zazwyczaj leniących się całe poprzednie lata), czy też nauczycieli, poganiających swoich podopiecznych do nauki. Niestety, jak wszyscy się wkrótce przekonali, rzeczywiście drugie półrocze szkoły ma tendencję do mijania w zastraszająco szybkim tempie. Można by nawet rzec, iż nie zdołało się powiedzieć: "Slytherin", a już siedziało się w ławce na najważniejszym w życiu czarodzieja egzaminie. Kiedy Cassandra wymieniająca w myślach wszystkie wydarzenia starożytności, w których bezpośredni udział brali magowie, usiadła na swoim miejscu w Wielkiej Sali, przekształconej na potrzeby zdawania teoretycznej części egzaminów, poczuła znajome uczucie stresu, który na szczęście zdołała w pewnym stopniu opanować. Historia Magii to przedmiot sprawiający niemałe trudności Ślizgonce, jednak postanowiła bardzo dokładnie się do niego przyłożyć, gdyż był bardzo mile widziany w zawodzie alchemika. Było to może dziwne zestawienie, w końcu co takiego ważnego może łączyć eliksiry oraz historię? Jednak, jak przypuszczała Cassandra, był on pożądany przy rekrutacji w jej wymarzonym zawodzie głównie ze względu na sporą ilość różnych magicznych osiągnięć oraz ciekawych okoliczności, w których dokonywano przełomowych odkryć. Dziwiło jednak Cassandrę to, że wiele eliksirów, o których nie pojawiały się wzmianki w odległych czasach – co sugerowało, że musiały zostać wynalezione niedawno – miało tak niekompletne historię swego powstania. Znane czarodziejom były tylko składniki początkowe i finalne, a także efekty prototypów eliksirów, itd. W wielu przypadkach nie pojawiały się za to wzmianki o odkrywcach tych wywarów. Po tym, jak przed młodą kobietą wylądował arkusz zadań, a potem następny i następny i następny, zaczęła tracić poczucie upływającego czasu, skupiając się jedynie na tym, by dać z siebie absolutne maksimum, nie dać egzaminatorowi powodu do nie przyznania jej któregoś z punktów, zwłaszcza z przedmiotów, na których bardzo jej zależało. Kiedy egzaminy zakończyły się, a wszyscy jednocześnie opuścili salę, Cassandra odnalazła w tłumie Anwet oraz Scarlett, stojącą nieopodal Dracona. – O kurczę! – zawołał któryś z uczniów Hufflepuffu.
– Jak ci poszło? – zapytała Scarlett, trzymając łokcie bardzo blisko swego ciała, by uniknąć zepchnięcia w głąb korytarza przez, zdałoby się, wylewający tłum uczniów z Wielkiej Sali.
– Obrona przed czarną magią była wbrew pozorom łatwa. Co do Historii Magii... – zaczęła Cassandra, ale przerwała jej Anwey, potrząsając nią.
– Eliksiry, do cholery! E-LI-KSI-RY! Przecież to jest dla ciebie najważniejsze!
Młoda kobieta spojrzała z udawanym strachem na przyjaciółkę, po czym uśmiechnęła się ze szczerością, a także dumą.
– Drogie panie, wyczuwam Wybitny! – oznajmiła Cassandra. – Chociaż to jeszcze nic nie znaczy, bo nie zawsze się mój węch sprawdza. – To świetnie! Ja czuję swój wybitny z Obrony – powiedziała Anwey.
– Ja też. – Przytaknęła Scarlett. – No, to teraz praktyczne egzaminy.
– Ile mamy czasu? – spytała Cassandra.
– Około dziesięciu minut – odpowiedziała Anwey, patrząc na zegar.
– Pierwsze są Eliksiry, prawda?
– Tak.
– Ciekawe jak to będzie wyglądać... – zastanawiała się na głos Scarlett. – Każdy dostanie co innego, czy będzie jakieś losowanie?
– Niedługo się dowiemy – mrugnęła do niej Cassandra.
Niedługo po tym, jakby na potwierdzenie słów Ślizgonki, rozległ się sygnał, który zwiastował rozpoczęcie egzaminu. Uczniowie wlali się tłumem do Wielkiej Sali, w której zamiast stołów stało około pięćdziesięciu stanowisk z kilkoma kociołkami. Dziewczyny zajęły swoje miejsca, do których wcześniej zostały przydzielone.
– Witajcie na drugiej części egzaminu. Jest to część praktyczna z eliksirów, a waszym zadaniem będzie rozpoznanie zawartości kociołków na waszych stanowiskach. Zapiszcie nazwy wywarów na pergaminach, następnie oddajcie ją tu. – Niska i pulchna kobieta w niebieskawej szacie wskazała ruchem ręki puste biurko. – Kiedy już to zrobicie, podchodzicie do kolegi obok i losujecie eliksiry do wykonania.
Uczniowie zabrali się do pracy. Cassandra obejrzała się po raz ostatni w stronę jej przyjaciółek, puściła im oczko i pokazała uniesione do góry kciuki. W pierwszym kociołku od lewej strony, znajdowała się bezbarwna substancja, o ledwie wyczuwalnej woni. Ślizgonka zamieszała eliksir i nabrała go na chochlę, po czym zbliżyła do nosa. Niewielu potrafiło wyczuć zapach tego specyfiku, ale jedno jest pewne - mimo, że był znikomy, nadal istniał.
"Veritaserum" – pomyślała dziewczyna, maczając pióro w atramencie. Zapisała rozwiązanie na pergaminie, po czym przyjrzała się kolejnemu kociołkowi, o wiele mniejszemu od tych, których używali na lekcjach. Jego zawartość była zielonkawa, a zapach był bardzo specyficzny – podobny nieco do tego, który czuje się podczas wizyty u mugolskiego dentysty. "Szkiele-Wzro" – napisała na kartce.
Żaden eliksir nie sprawił jej trudności w rozpoznaniu, a kiedy tylko skończyła, oddała kartkę z dziesięcioma pozycjami kobiecie z komisji egzaminacyjnej i podeszła do drugiego biurka, przy którym siedział chudy czarnowłosy mężczyzna, uważnie rozglądający się po sali, w celu dostrzeżenia potencjalnych prób ściągania lub pomagania sąsiadom. – Czy chce pani podjąć się zadania na ocenę wybitną? – zapytał.
– Tak.
– Proszę wylosować trzy karteczki stąd. Jeśli trafi się powtórka, proszę wymienić swój los. – Spuścił wzrok na spory skórzany pojemnik, przypominający nieco sakiewkę.
Cassandra wylosowała trzy kartki.
– I jak? – spytał cicho, patrząc na nią ciepłym, dobrodusznym spojrzeniem, przypominającym wzrok Albusa Dumbledore'a,
– Wszystkie różne.
– Dobrze, powodzenia. – Uśmiechnął się życzliwie.
– Bardzo panu dziękuję – mruknęła i cicho wróciła do swojego stanowiska, na którym nie było już eliksirów, a trzy puste kociołki na palniku, nóż do krojenia, waga oraz ingrediencje.
Po upływie półtorej godziny wszystkie eliksiry były gotowe i wykonane wręcz podręcznikowo, a może nawet lepiej. Ślizgonka napotkała wzrok pulchnej kobiety, która skinęła jej głową, na znak, że może opuścić salę.
Za drzwiami napotkała opartego o ścianę profesora Snape'a, wpatrującego się bacznym spojrzeniem w drzwi, zupełnie jakby toczył z nimi walkę na wzrok. Cassandra zerknęła w jego stronę, a on natychmiast przeszył ją spojrzeniem.
– I? – zapytał.
– Jednym słowem: "super" – odpowiedziała, a widząc jego minę uśmiechnęła się szeroko. Snape wywrócił oczami.
– Zobaczymy wyniki. Obrona Przed Czarną Magią?
– Powyżej Oczekiwań, tak przynajmniej czuję.
– Jonkins, nie wyrzucaj czasem notatek z lekcji, przydadzą ci się u mnie na zajęciach.
– Dobrze, panie profesorze.
Severus ponownie zmierzył ją wzrokiem, odszedł od ściany i nieśpiesznie minął ją, wywołując u niej bardzo przyjemny ucisk w okolicach podbrzusza. – Chwila – powiedziała Cassandra, unosząc palec wskazujący prawej ręki w sposób, który informował o tym, iż przyszło jej do głowy. Zmrużyła nieco oczy i badawczo spojrzała na plecy wysokiego mężczyzny, stojącego do niej tyłem. – Powiedział pan: "przydadzą". Tak... Tak jakby to było oczywiste.
Snape uśmiechnął się półgębkiem, choć oczywiście nie mogła tego zauważyć, a następne zostawił ją na korytarzu, odchodząc w stronę gabinetu nauczycielskiego.


*
Ostatni dzień szkoły, ostatnia wspólna uczta spędzona z rówieśnikami oraz nauczycielami, opiekującymi się podopiecznymi przez siedem lat. Cassandra nie potrafiła sobie wyobrazić tego, jak smutno byłoby jej gdyby jej kariera szkolna kończyła się właśnie tego dnia. Nauka w Hogwarcie, choć nie należała do najłatwiejszych, była zajęciem zdecydowanie bardziej przyjemnym od przyjmowania typowo mugolskiej, nużącej Cassandrę wiedzy. Ślizgonka siedziała w Wielkiej Sali, wraz ze swoimi przyjaciółmi, czerpiąc radość z tej wspaniałej chwili swego wspólnego towarzystwa. Wtem dziewczynom przyszedł na myśl pomysł, który odważyła się zaproponować Scarlett, zapraszając Cassandrę oraz Anwey na cały miesiąc do swojego domu. Była to na razie tylko myśl, jednak kilka dni po odjeździe uczniów z Hogwartu Cassandra odebrała list od przyjaciółki, potwierdzając ich wcześniejsze plany. Ślizgonka, uśmiechnięta od ucha do ucha, udała się do gabinetu profesora Snape'a.
– Dzień dobry – zaczęła. – Chciałam pana poinformować, że Scarlett zaprasza mnie do siebie na cały miesiąc, dlatego też opuszczam zamek.
Severus skinął głową, wpatrując się w jakiś, znany tylko jemu, punkt na ścianie, znajdującej się po jego lewej stronie.
– A przekaże pan to profesor McGonagall? Chciałabym się już zacząć pakować, by zdążyć na obiad.
Snape ponownie skinął głową, a Cassandra stanęła, patrząc się na niego z ciekawością.
– Wszystko w porządku? – spytała delikatnie, nie chcąc go zirytować.
– Tak. Po prostu korzystam z ostatnich chwil wolnych od twojego towarzystwa.
– Wpatrując się w ścianę? – zapytała, ledwo hamując złośliwy uśmiech.
Przekrzywił głowę w wyjątkowo teatralny sposób, uniósł lekko brwi i powiedział:
– Miłego pobytu, Jonkins.
Ślizgonka mruknęła podziękowanie, a następnie opuściła gabinet, kierując się do swojego dormitorium.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro