46.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Severus obudził się bardzo wcześnie, jednak po upewnieniu się, iż jest zdecydowanie za wcześnie na śniadanie, postanowił nie wychodzić ze swojego ciepłego łóżka. Przekręcił się, chcąc położyć się na plecach i zerknął w swoją lewą stronę, na stolik nocny, gdzie leżała opasła książka z różdżką Snape'a w środku, służącą jako najbliższa i najprostsza zakładka. Mistrz eliksirów przymknął oczy z nadzieją, że uda mu się ponownie zasnąć, jednak bezskutecznie. Powoli podniósł się na łokciu i zsunął z łóżka, prostując swój kręgosłup. Wziął czarny szlafrok przewieszony przez oparcie fotela, po czym udał się do łazienki, uświadamiając sobie, że na sen nie ma co liczyć.

 Po orzeźwiającym prysznicu wrócił do pokoju, założył szatę, a następnie ponownie zerknął na zegarek. Po chwili zastanowienia wyszedł z pokoju i skierował się do komnat swojej uczennicy. Gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi po trzykrotnej próbie zapukania do drzwi, otworzył je i znalazł się w pięknie urządzonym salonie, który natychmiast minął, stając przed kolejnymi drzwiami.

 – Jonkins, podnoś swoje zwłoki z łóżka – powiedział głośnym tonem.


– Mhm – mruknęła Cassandra, wtulając się w poduszkę. Mistrz Eliksirów pociągnął za klamkę i stanął w przejściu. 

 – Wstawaj. 

 Ślizgonka odpowiedziała coś, jednak każdy jej odgłos został skutecznie stłumiony przez poduszkę. 

 – No dobra, wygrał pan – powiedziała nieprzytomnie, kiedy pociągnął za kołdrę. – Wstaję, wstaję. Może pan wyjść, a ja się ubiorę.

 – Musisz się nauczyć wcześnie wstawać.

 – Nie muszę się uczyć, bo już to umiem, panie profesorze.

 – Spojrzał na nią wzrokiem mówiącym "czyżby?", więc dodała: – To przez to, że wczoraj się trochę zmęczyłam. 

 – Niby czym? – Uśmiechnął się kpiąco.

 – Och, Salazarze. Nie wiem czym, ale chce się ubrać, panie profesorze. – Wywróciła oczami, a mężczyzna opuścił pokój, stając przy oknie, dającym spektakularny widok na głębiny jeziora Hogwart.

 – Jestem gotowa, panie profesorze – oznajmiła, wchodząc na parę sekund do łazienki, by zwilżyć sobie dłonie oraz twarz.

– Czemu łóżko dwuosobowe? – zapytał Snape, zerkając w stronę sypialni.

 – Bo lubię się rozwalać – odpowiedziała, czesząc włosy.

 – Spałaś na brzegu – dodał złośliwie.

 – Takie sobie wyobraziłam i takie jest. – Wzruszyła ramionami. – Co dziś będziemy robić, panie profesorze?

 – Pójdziemy na śniadanie, a później przechodzimy do twojego szkolenia. Im szybciej zaczniesz, tym lepiej.

 – Dobrze, a gdzie będę siedzieć? Snape milczał przez chwilę, a kiedy ponownie przemówił, głos zdawał się z bólem przechodzić mu przez gardło.

 – Przy mnie. Podobnie, jak Longbottom przy Pomonie.

 – Neville jest w szkole? – spytała zszokowana.

 Mężczyzna spojrzał na nią badawczo, a wyraz radości w jej oczach sprawił, że coś wywróciło się w jego wnętrzu. Snape niespodziewanie ruszył z miejsca i pokonał drogę dzielącą go od drzwi wejściowych. Cassandra zdezorientowana podążyła za nim, starając się dogonić dużo wyższego mężczyznę.

 – Powiedzieć panu kawał? – spytała, zrównawszy się z nim, kiedy przepuścił ją w drzwiach. – Dziękuję.

 Snape zamknął drzwi do gabinetu, po czym skierował się w stronę klatki schodowej, tym razem nieco wolniejszym krokiem.

 – Nie – odparł ponuro. Cassandra wywróciła oczami.

 – I tak panu powiem. Dlaczego Severus Snape stoi na środku ulicy? – Zerknął na nią karcąco, a ona poprawiła się: – profesor Severus Snape... Wie pan czemu? 

 – Bo czekam aż przejedzie mnie samochód, bym mógł uwolnić się od twojej paplaniny? – spytał z cieniem uśmiechu.

 – Nie, nie dlatego, chociaż to wydaje się nawet logiczne. Stoi pan na środku, by nie można było powiedzieć, po której jest pan stronie. Powoli jego samodyscyplina odpuściła, pozwalając mu na okazanie nieco większej ilości emocji, niż zazwyczaj. Cassandra wpatrzyła się oczarowana w jego twarz, na której po raz pierwszy w życiu zobaczyła tak szczery i szeroki uśmiech.

 – Powinien pan częściej się uśmiechać – oznajmiła cichym tonem, a Severus natychmiast spoważniał. – Za późno, zdołałam zapisać to w swojej głowie.

 – Radzę wymazać z pamięci – mruknął chłodno, otwierając drzwi do Wielkiej Sali.

 – Ale z pana dżentelmen. – Uśmiechnęła się, zerkając na Snape'a. W tym samym momencie zza jego pleców dostrzegła znajomą postać. – Neville! 

 Cassandra w kilku szybkich krokach znalazła się przy chłopaku, który ją uścisnął. 

 – Wspaniale, że cię widzę – powiedział Gryfon.

 – Dzień dobry. 

 – Dzień dobry – odparł Snape, wchodząc do sali.

 Dopiero, gdy zasiadł nieopodal Minerwy, która zapytała gdzie jest Cassandra i dlaczego ma taką nieciekawą minę, zdał sobie sprawę, że od momentu opuszczenia dwójki swoich byłych uczniów ściąga mocno swoje brwi i mruży oczy, jakby ze złości. 

 – Więc.. jesteś na praktykach? – spytał Neville, powoli wchodząc z Cassandrą do Wielkiej Sali.

 – Tak, bardzo bym chciała zostać alchemikiem, no i może uczyć tu kiedyś. Wspaniała sprawa, nie sądzisz?

 – Też chciałbym zostać nauczycielem, ale zielarstwa. Sama wiesz... nie mam ręki do eliksirów, za to ty jesteś jakąś mistrzynią!

 – Mistrzynią jeszcze nie jestem. – Uśmiechnęła się szczerze. – Ale bardzo dziękuję. Ciebie za to uwielbiają roślinki.

 – O i to ze wzajemnością – rzekł młodzieniec, rzucając spojrzenie w stronę jednego sporego stołu, znajdującego się na środku sali. – Ostatnio udało mi się wyhodować rogatka. Z tego co mi się kojarzy, to jego kolce są używane do jakiegoś eliksiru, prawda?

 – Między innymi do veritaserum i wywaru tojadowego. W niektórych przypadkach można nim zastąpić co niektóre składniki, ale to zależy...

 – Od czego? – zaciekawił się.

 – Od innych składników i tego, czy kolce rogatka nie będą się zwalczać z inną ingrediencją.. No i też temperatura eliksiru jest bardzo ważna, bo jeśli przekroczysz pewien próg, to z kolca zostaje tyle, co nic i się do niczego nie nadaje.

 – Widzisz? – spytał Neville, patrząc na nią z podziwem. – Jesteś jak chodząca encyklopedia. Jeśli nie ty, to nikt nie zasługuje na te praktyki.

 – Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. – Poczuła ciepło na policzkach i zasiadła obok Severusa, mierzącego ją podejrzliwym spojrzeniem. 

 – Jonkins, z tego co widzę muszę nad tobą popracować bardziej niż się tego spodziewałem. – Ruchem ręki wskazał jej półmisek, którego nie mógł sięgnąć. Cassandra wychyliła się mocno w lewą stronę, sięgnęła po wskazane przez mężczyznę danie, a podawszy mu je sama zajęła się konsumowaniem owsianki. 

 – Co ma pan na myśli?

 – Nie możesz się tak zachowywać. Twoja postawa przyprawia mnie o mdłości. – Dziewczyna spojrzała na niego zszokowana, zastanawiając się, czy nie był to wytwór jej wyobraźni. 

– Musimy to poprawić zanim przejdziemy do właściwej części.

 – Ale co poprawić, proszę pana?

 – Twój sposób chodzenia, chociażby. Garbisz się jak dzwonnik z Notre-Dame i brak ci tej wspaniałej ślizgońskiej dumy. Wyglądasz przy tym jak cholerny Puchon – powiedział na tyle głośno, by usłyszała to siedząca naprzeciw Pomona Sprout – opiekunka HufflePuffu. 

Rzuciła oburzone spojrzenie w stronę swojego kolegi z pracy. 

 – Severusie, czy coś ci nie odpowiada w moich wychowankach? 

 – Dużo rzeczy. Chociażby pustogłowie – mruknął, a jego twarz przybrała złośliwy wyraz.

 – Profesor tylko żartuje, niech pani nie bierze tego do siebie – odezwała się Cassandra do swojej byłej nauczycielki zielarstwa, której wyraz twarzy natychmiast złagodniał. Zignorowała uwagę Snape'a i powróciła do jedzenia śniadania.

 – Kolejna sprawa sama się ujawniła. Nie wcinaj się w rozmowę starszych od siebie i nie waż się kwestionować moich słów – wcale nie żartowałem. 

 – To znaczy, że miałam pozwolić panu na nie docenianie pracy osoby, którą szanuję, bo była moją nauczycielką?

 – Nie obraziłem Pomony, tylko jej wychowanków.

 – Ale wychowanie uczniów to część pracy, więc wyszło na jedno.

 Severus po raz kolejny spojrzał na nią niewzruszony, powstrzymując ją od rozwijania tego tematu.

 – Podczas twojej nauki masz mi być całkowicie posłuszna. Jestem pewien, że większość moich poleceń wcale nie przypadnie ci do gustu. – Uśmiechnął się podle, a Cassandra przełknęła ślinę, starając się nie wyobrażać najczarniejszych scenariuszy.


– Może lepiej zanadto tego nie wykorzystuj, Severusie – dodała Minerwa, uśmiechając się łobuzersko.

 Snape ucisnął nasadę nosa, opierając łokieć o krawędź stołu. Cassandra siedziała w miejscu, wpatrując się wielkimi oczami w swoją nauczycielkę.

 – Minerwo – warknął. – Czy cofnęłaś się do poziomu nastolatki?

 Profesor McGonagall jedynie parsknęła, a młoda kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem, a następnie uśmiechnęła się lekko, wracając do śniadania. Severus oparł się wygodnie, zerkając po siedzących przy stole.

 – Jonkins...

 – Tak? – spytała.

 – Przygotuj się psychicznie na to co cię czeka.

 – A co mnie czeka?

 – Nie mogę ci powiedzieć, bo będziesz za bardzo przygotowana.

 – Bez sensu – stwierdziła, prostując się w krześle. – Jak mam być przygotowana na coś ot tak, bez jakiejkolwiek informacji o tym?

 – Normalnie – odparł, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

 – Ja tak nie potrafię, niech pan chociaż mi coś przybliży, podpowie.

 – Podpowiedzieć? – zastanowił się, patrząc przez chwilę w górę, a Cassandra skinęła głową. Severus pochylił się i zbliżył się do jej ucha. 

– Krew. Pot. Łzy.

 Młoda kobieta poczuła ciarki przechodzące ją po plecach, lecz zdołała opanować odruch otrząśnięcia się. Mistrz eliksirów spojrzał na nią spod przymrużonych powiek, wyprostował się, sięgnął po filiżankę i upił z niej łyk herbaty. Ślizgonka nieświadomie zrobiła dokładnie to samo, a kiedy odstawiła kubek z powrotem na stół, spojrzała na Severusa.

 – Nie je pan już? – spytała.

 – Jak widać – odpowiedział, biorąc kolejny łyk gorącej herbaty.

 – Ale czemu?

 – Jonkins, do tej pory miałem cię za osobę choć w pewnym stopniu inteligentną. Najadłem się, więc nie jem.

 – Zjadł pan tyle, co nic.

 Severus odstawił filiżankę i zmierzył ją miażdżącym wzorkiem. 

 – Radzę ci, nie wyprowadzaj mnie z równowagi – ostrzegł cichym, acz groźnym szeptem. – Nie potrzeba mi twojego matkowania, czy litości.

 – To nie było ani jedno, ani drugie – odparła zirytowana.

 – A co w takim razie? – syknął. Cassandra dopiła herbatę, odłożyła z głośnym plaśnięciem kubek, a następnie zmrużyła oczy i odparła:

 – Troska. 

 Młoda kobieta niezadowolona z zaistniałej sytuacji, wstała i, ze skinieniem głowy na pożegnanie obecnych przy stole, wyszła.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro